– Poza tym mamy dwudziesty pierwszy wiek i małżeństwa kontraktowe są barbarzyństwem – powiedziała.

– A jednak takie związki wciąż się zdarzają. Jesteś księżniczką i masz obowiązki wobec królewskiego rodu.

– Szkoda tylko, że to działa w jedną stronę – powiedziała z goryczą. – Wiesz, jak traktuje mnie moja rodzina. A teraz nagle żąda się ode mnie, bym dla interesu politycznego zrezygnowała ze szczęścia i wyszła za jakiegoś wstrętnego dziada.

– Hm, tak… – mruknął Kardal.

– A ty? Poddałbyś się bez walki?

– Oczywiście. Tradycja nakazuje, żeby małżeństwo władcy przynosiło korzyści jego ludowi.

– Nie mówisz poważnie! Naprawdę zgodziłbyś się na takie małżeństwo?

– Tak, ale nie zrobiłbym tego w ciemno. Najpierw spotkałbym się z narzeczoną, by się przekonać, czy nasz związek okaże się konstruktywny i czy zaowocuje wieloma synami.

– Co takiego? Chciałbyś mieć pewność, że przyszła żona urodzi ci samych synów? Przecież płci dziecka, o ile mi wiadomo, nie da się ani przewidzieć, ani tym bardziej zaprogramować.

– Oczywiście masz rację. Mówiąc o konstruktywnym związku, miałem na myśli nie tylko zapewnienie sukcesji tronu. Potrzebuję kobiety, która stanie u mego boku i udźwignie ciężar władzy. Która zrozumie potrzeby mojego ludu, przystosuje się do życia w Mieście Złodziei i stanie się jego częścią.

– Gdybym miała taką szansę… – Sabrina zamyśliła się na chwilę. – Gdyby ktoś mi zaproponował takie małżeństwo, pewnie umiałabym zrezygnować z marzeń o innym życiu, bo zyskałabym szczytny cel. Lecz nie mam na to szans. Tobie dostanie się księżniczka z bajki, a mnie wpycha się do łoża wstrętnego księcia trolli. – W jej oczach pojawił się bunt. – To nie w porządku. Dlaczego ojciec szykuje mi taki los?

– Może książę trolli nie jest takim potworem? – Im lepiej poznawał Sabrinę, tym bardziej go pociągała. W każdej chwili mógł wyznać jej prawdę, wtedy inaczej spojrzałaby na swą przyszłość, na razie nie chciał jednak, by łączące ich relacje uległy drastycznej zmianie.

– Uważasz więc, że powinnam spełnić powinność wobec mojego kraju i zgodzić się na te nieszczęsne zaręczyny?

– To twój obowiązek.

– Po prostu obowiązek? Bez względu na okoliczności? Moje dobro w ogóle się nie liczy? Nic się nie liczy, tylko obowiązek? – Sabrina była coraz bardziej wzburzona.

– Ja zgodziłbym się na takie małżeństwo.

– Posłuchaj uważnie. Przed laty król Givon, by wypełnić swój obowiązek, przybył do Miasta Złodziei. Wykonał swoje zadanie, spłodził ciebie. Tak jak ty uważał, że obowiązek nade wszystko.

Kardal chciał zaprotestować, jednak zabrakło mu słów. Wiedział, że Sabrina ma rację.

– Wezmę to pod uwagę. – Potrzebuję jednak trochę czasu, by pogodzić się z myślą, że odwrócił się plecami do swojego syna.

– Wiem, jakie to dla ciebie trudne. – Dotknęła jego dłoni. – Znam ból odrzucenia. Uważam jednak, że król Givon powinien być dumy z takiego syna. Jeśli nie chce cię znać, to jest idiotą.

– Dziękuję. – Delikatnie dotknął jej policzka. – Cenię sobie twoje zdanie i to, że potrafisz mnie zrozumieć. Przykro mi, że twoi rodzice tak cię traktowali. Zasługujesz na dużo więcej.

Ta prosta i szczera rozmowa była dla niej zupełnie nowym – i jakże wspaniałym – doświadczeniem. Dla kalifornijskich przyjaciół była Sabriną Johnson, która prawie całą swą energię i czas poświęca nauce. Niektórzy przypuszczali, że jest znaną z brukowej prasy księżniczką Sabrą, lecz rozdźwięk między rozpustną arystokratką a skromną i pilną studentką był tak wielki, że trudno było temu dać wiarę. Jednak Sabrina, żyjąc w fałszu dwóch tożsamości, z nikim nie mogła szczerze porozmawiać o swoich problemach. Natomiast jeśli chodzi o jej najbliższych… Bracia mieli ją za nic, co najwyżej trenowali na niej kunszt prawienia złośliwości. Matka nie zawracała sobie nią głowy, wiecznie się gdzieś śpieszyła, a wszelkie próby poważniejszych rozmów tłumiła w zarodku. Ojciec natomiast był wielce zajętym monarchą, który na nieśmiałe pytanie Sabriny, dlaczego nigdy nie ma dla niej czasu, miał jedną odpowiedź: sprawy państwowe.

I oto teraz spotkała kogoś, kto ją rozumiał.

Kardal ponownie otarł kciukami łzy z jej policzków.

– Koniec płaczu, szkoda tak pięknych oczu dla łez. – Przysunął się bliżej.

Byli sami w komnacie, siedzieli na łóżku, atmosfera gęstniała. Jednak Sabrina, zamiast się przestraszyć, zrozumiała, że na coś czeka.

Powoli opadli na materac.

– Sabrino… – Dotknął ustami jej warg.

Tak bardzo czekała na ten pocałunek. Kardal wplótł palce w jej gęste loki, jakby chciał na zawsze ją tu zatrzymać. Powinna się przerazić, lecz zamiast tego oparła dłonie na jego ramionach. Poczuła ogarniający jej ciało ogień. Przesunęła palcami po ciemnych, jedwabistych włosach Kardala. Druga dłoń zaczęła błądzić po jego silnych, wspaniale umięśnionych plecach.

Delikatnie przygryzł jej wargę. Sabrina chciała, żeby całował ją głęboko i namiętnie, pragnęła zatracić się w jego ramionach. Czuła rosnący niepokój i napięcie, które nie mogło znaleźć ujścia. Chwyciła Kardala za włosy i wsunęła język w jego usta.

Zamruczał z rozkoszy, potem przerzucił nogę przez uda Sabriny i przycisął ją do łóżka.

– Próbujesz mnie okiełznać? – mruknął.

– Nie – speszyła się. – Ja tylko…

Ujął ją pod brodę i zmusił, by na niego spojrzała.

– Nie wstydź się. To cudowne, że mnie pożądasz. Grozi nam tu prawdziwy pożar. – Uśmiechnął się. – Wiesz, jeszcze nigdy nie całowałem się z księżniczką.

– Ani ja z księciem.

– Pokażę ci, jakie to może być wspaniałe.

Jego wargi zamknęły się na jej ustach. Kardal całował, ogarniając całe ciało Sabriny. Jej piersi stały się wrażliwe aż do bólu, gdzie indziej pojawiło się dziwne napięcie, pragnienie wyzwolenia. Usta Kardala dokonywały rzeczy niezwykłych, dłonie czyniły cuda. Sabrina odpowiadała spontanicznymi gestami i pieszczotami.

Pomyślała, że nigdy dotąd z żadnym mężczyzną nie posunęła się tak daleko. Powinna się wycofać, lecz wcale nie miała na to ochoty. Jej dziewictwo… do diabła z jej dziewictwem! Dotąd strzegła go niezłomnie, pomna obowiązków wobec rodziny, lecz po ostatniej rozmowie z ojcem coś w niej pękło. Ojciec zostawił ją w rękach porywacza, jej los zupełnie go nie obchodził. A więc dobrze, jest sama i sama będzie decydować za siebie. Już dawno powinna była tak zrobić. Z całych sil wtuliła się w Kardala, chłonąc moc jego ciała.

Nagle ogarnęła ją panika.

– Kardal, ja nie…

Uspokoił ją szybkim pocałunkiem.

– Wiem, pustynny ptaszku. Wiem, że jesteś niewinna, i nie mam zamiaru kłaść głowy pod topór za twą cnotę. – Uśmiechnął się. – Nie obawiaj się, nie posunę się za daleko.

– Kardal, ja nie wiem… – Naprawdę nie wiedziała.

– Ciii…

Podciągnął jej sukienkę i opadł na Sabrinę. Poczuła… poczuła, jak bardzo jej pragnął. Nie była naga, chroniła ją bielizna, lecz Kardal chciał dać jej namiastkę tego, co mogłoby być, gdyby porzucili wszelkie opory. Złączyła ich intymna bliskość, śmiały i czuły dotyk.

Była oszołomiona, a potem okropnie się zawstydziła, lecz Kardal zdołał przywrócić intymność i poczucie bezpieczeństwa. Jednak gdy jego palce zbłądziły między jej uda, przyjęła to ze strachem i zdumieniem.

– Korzystaj z okazji, niewinna księżniczko – szepnął. – Ciało oferuje wiele rozkoszy, a to tylko jedna z nich.

Nogi Sabriny same się rozchyliły. Wstyd gdzieś uleciał, pozostała rozkosz. A zarazem pragnęła więcej i więcej. Zaczęła poruszać biodrami w rytm ruchu jego palców. Napięcie rosło, dochodziło do jakiejś niepojętej granicy… gdy nagle Kardal szepnął coś cicho i zamarł w bezruchu.

– Dlaczego?! – krzyknęła oszołomiona.

– Muszę cię dotknąć… – Szybkim ruchem zerwał z niej majtki.

Była naga od pasa w dół, Kardal patrzył na nią, a jednak nie czuła wstydu. Chciała tylko, by znów zaczął ją pieścić. Co też zaraz zrobił.

Zawłaszczał jej intymność, jego palce stały się dla niej całym światem. Światem, w którym zmysły są bogiem. Aż wreszcie Sabrina po raz pierwszy w swym życiu poznała, czym jest spełnienie. Jej krzyk przebił grube mury zamku i poleciał ku niebu.

A potem zległa bez sił, leniwa, przepełniona zadowoleniem. Tajemniczy uśmieszek błąkał się po jej ustach.

– Nawet się nie pytam, czy było ci dobrze. – Kardal spojrzał na nią z góry.

– Arogancki samiec – szepnęła.

– Przeszkadza ci to?

– Nie…

– Jasne, że było ci dobrze.

– Wcale nie. Było cudownie. To normalne?

– Oczywiście. – Uśmiechnął się. – Może być jeszcze lepiej.

– Niemożliwe!

– Możliwe. – Pocałował ją w policzek. – Mógłbym wejść w ciebie, wypełnić cię całą, i ruszać się w coraz szybszym rytmie, a ty odpowiadałabyś mi tym samym. Nasze ciała stałyby się jedną wielką mocą dążącą razem ku ostatecznemu spełnieniu. Moglibyśmy to robić na mnóstwo sposobów, wyzbywszy się wszelkich barier i oporów, biorąc to wszystko, co daje rozkosz. Poczułabyś dreszcze w całym ciele, wibrującą eksplozję, jasność nad jasnościami.

– Więc to zróbmy…

– Nie. Obiecałem ci, że pozostaniesz dziewicą. Bez względu na to, jak bardzo chciałbym się z tobą kochać, to nie jest właściwa pora.

– Dlaczego więc dotykałeś mnie w ten sposób?

– Chcę, byś marzyła o mnie przez sen. – Przygarnął ją do siebie. – Czy to naprawdę był twój pierwszy raz?

– Tak… – Speszyła się nieco. – Niezbyt często wychodziłam wieczorami.

– Jak to możliwe? Jesteś przecież piękną dziewczyną, a mężczyźni na Zachodzie nie są ślepi.

Ogromnie ucieszył ją ten komplement.

– Ostrożnie traktowałam randki. Spotykałam się z kilkoma chłopakami, ale… – Zamyśliła się na chwilę. – Trudno mi o tym mówić, Kardal, ale to wszystko przez matkę. Była dla mnie negatywnym przykładem, ci jej wciąż zmieniający się faceci… Nie chciałam być taka jak ona, starannie i z oporami wybierałam chłopaków.