– To wszystko żarty, prawda? – zapytała. – No wiesz, z tą kąpielą.

– Och, daj spokój. – Kardal puścił do niej oko. – Nie musisz przede mną odgrywać dziewicy. Nie zamierzam nalegać, byśmy zostali kochankami, chcę się po prostu trochę popieścić. Zobaczysz, spodoba ci się.

– Nie wiesz, kim naprawdę jestem. – W jej głosie zabrzmiała udręka.

– Świetnie to odegrałaś – powiedział ze szczerym podziwem.

– Jesteś takim samym palantem jak ci wszyscy inni! – wybuchła. A potem dodała cicho, błądząc oczyma po dziedzińcu za oknem: – Hieny wypisują o mnie straszne rzeczy, bo im za to płacą, a reszta w to wierzy, bo wydaje się im ciekawsze od rzeczywistości.

Kardal skwitował to spojrzeniem oznaczającym: „Gadaj zdrowa".

Służący wnieśli wannę i wiadra z wodą. Po chwili wanna była pełna. Sabrina i Kardal zostali w komnacie sami.

– Jestem gotowy – oznajmił radośnie Kardal.

– A ja nie. – Twardo stała przy oknie.

– Sabrino, uważaj, bo się rozgniewam.

– I co? Skatujesz mnie? Zakujesz w łańcuchy? Zagłodzisz?

– Nie chcę robić ci krzywdy, ale jeśli doprowadzisz mnie do wściekłości, szybko ci przypomnę, że należysz do mnie. Jestem dobrym panem, ale od swoich niewolników wymagam posłuszeństwa.

Ten koszmar wciąż trwał, nasilał się i zdawał się nie mieć końca. Rozumiała dobrze, o co chodzi Kardalowi.

Chciał ją złamać, zabić w niej wszelką niezależność i godność. Czytała o syndromie niewolniczym. Polega on na pogodzeniu się ze stanem zniewolenia. Gdy to nastąpi, człowiek naprawdę zostaje niewolnikiem. Do tego czasu jest tylko w niewoli, a to zasadnicza różnica.

A więc jest w niewoli. To musi przyjąć do wiadomości, bo takie są fakty. Kardal chce kąpieli, więc będzie ją miał. Ale jeśli czegokolwiek spróbuje, Sabrina rzuci się na niego z pazurami. Będzie wrzeszczeć, gryźć, walczyć na śmierć i życie. Jest silniejszy, więc może ją zgwałcić. Ale to nic nie zmieni. Wciąż będzie walczyć, bronić swej godności. To nie hańba ulec mocniejszemu. Hańbą jest skapitulować. Zrobi mu piekło na ziemi. Pożałuje, że nie zostawił jej na pustyni, by tam umarła.

Wyprostowała ramiona, uniosła wysoko głowę i pewnym krokiem podeszła do wanny.

– Co mam robić? – spytała obojętnym tonem.

– Dopóki jestem ubrany, nic – stwierdził z uśmiechem. Cała jej pewność siebie znikła bez śladu, a kiedy Kardal zaczął rozpinać koszulę, cofnęła się i odwróciła wzrok.

– Jestem przekonany, że nawet tak absolutnie dziewicza księżniczka jak ty widziała już kiedyś nagiego do pasa mężczyznę. – Był nad wyraz rozbawiony.

– Oczywiście. Ale nie w sytuacji sam na sam.

Zmusiła się, aby na niego spojrzeć.

Kardal zdejmował koszulę powoli, jakby myślał, że ten widok pociąga Sabrinę. Jednak się mylił. Marzyła tylko o jednym: by to wszystko się skończyło i by wreszcie zostawił ją w spokoju. Ale nic z tego. Książęcy striptiz zdawał się nie mieć końca.

Wreszcie nieco się rozluźniła. To on postępuje niewłaściwie, a nie ja, uświadomiła sobie. To on pracuje na piekło, a nie ja.

Przyjrzała mu się. Cóż, był wspaniałe zbudowany, silny i sprężysty. Dostrzegła dwie blizny, jedną na lewym ramieniu, a druga biegła wzdłuż żeber.

Wskazała na nią.

– Komuś też się nie udało. Jaka szkoda.

Powstrzymał chichot.

– Byłem wtedy młody i głupi. Wypuściłem się samotnie na pustynię, no i złapali mnie tacy jedni. Postanowili mnie zabić, tak dla rozrywki.

Mówił o tym lekko, jakby nic się nie stało, a jednak zrobiło to na niej wielkie wrażenie. Słyszała o pustynnych renegatach, znanych z potwornego okrucieństwa i pogardy dla wszelkich ludzkich wartości. Nie zamierzała jednak uderzać w sentymentalne tony.

– Zawsze musisz popsuć zabawę. Nie dałeś się zabić – mruknęła, ignorując fakt, że Kardal właśnie zdjął buty.

– Do dziś mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Ale nie smuć się tak bardzo, że przeżyłem. Może ci się jeszcze do czegoś przydam.

Tylko prychnęła z pogardą.

Gdy Kardal zaczął rozpinać spodnie, Sabrina natychmiast odwróciła się do niego plecami. Dopiero kiedy usłyszała plusk wody w wannie, ośmieliła się odwrócić w jego stronę.

Jak się jednak okazało, zrobiła to za wcześnie. Kardal wcale nie siedział w wannie, tylko stał w niej kompletnie nagi i patrzył na Sabrinę.

Chciała uciec, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Nogi nie chciały zrobić ani jednego kroku, a oczy nie mogły się oderwać od Kardala.

Stał swobodnie, nie czuł się zupełnie skrępowany, jakby w tej sytuacji nie było nic niezwykłego. Natomiast Sabrina mówiła sobie, że jeśli już musi się w niego wpatrywać, to mogłaby przynajmniej patrzeć na jakieś inne miejsce na jego ciele. Ale nic na to nie mogła poradzić. Cóż, poznawała coś, co dotąd było dla niej zupełnie nieznane…

I to nieznane stawało się coraz większe!

Oczywiście jako kobieta nowoczesna była w pełni uświadomiona, lecz jednak trudno jej było sobie wyobrazić, by to coś miało znaleźć się w… Była równie mocno zaintrygowana, jak przestraszona.

– Szkoda, że nie ma trochę zimnej wody – mruknął leniwie. – Możesz mnie zacząć myć, kiedy tylko zechcesz.

– Co znaczy nigdy – wypaliła z miejsca.

Myć go? Wolne żarty. Miałaby go dotykać… wszędzie?! O nie!

I nagle poczuła się bardzo rozżalona. Za co spotyka ją takie poniżenie? Co takiego zrobiła, że jest traktowana z taka pogardą, jakby była nikim?

– W takim razie zmienię polecenie. Życzę sobie, żebyś mnie teraz umyła. Weź myjkę i zaczynaj. W tej chwili.

Jesteś w niewoli. Nie jesteś niewolnicą, pamiętaj! Sabrina wzięła się w garść. Błyskawicznie rozważyła sytuację. Mogła dopaść do drzwi i pomknąć korytarzami zamku. Kardal, nad którym zyskałaby pewną przewagę, pomknąłby za nią i zapewne jednak dogonił. A nawet gdyby zdołała zbiec do Miasta Złodziei, nikt by jej tam nie pomógł. Ubrana jak striptizerka, szybko zostałaby zatrzymana przez służby porządkowe, które podlegały Kardalowi. Tak więc w obecnej sytuacji opór nie miał sensu.

– Dlaczego nie zostawiłeś mnie na pustyni – mruknęła.

– Już byś nie żyła. Naprawdę wolałabyś być martwą księżniczką niż żywą niewolnicą?

– Być może. – Wzięła do ręki mydło i myjkę. – Pochyl się do przodu, umyję ci plecy.

– Myślałem, że zaczniesz od innej części ciała.

– To nie myśl. Zacznę od pleców.

– Ach, więc to taka gra wstępna. Dobrze to sobie zaplanowałaś.

Sabrina zaczerwieniła się. Postanowiła jak najmniej się odzywać. Namydliła myjkę i zaczęła myć Kardalowi plecy.

– Gdybyś się do mnie przyłączyła, byłoby ci dużo wygodniej – powiedział kusząco.

Mimo że z miejsca się obruszyła, zarazem, ku swemu wielkiemu zaskoczeniu, ta propozycja podziałała na nią ekscytująco. Poczuła dziwny dreszcz…

– Ty wciąż o tym samym. Nie robi to na mnie wrażenia. – Starała się mówić obojętnym tonem.

Kardal roześmiał się.

– Może nie jesteś dobrze wyszkoloną niewolnicą, ale umiesz mnie rozbawić.

– Czuję się szczęśliwa, panie – rzuciła zgryźliwie. – Przecież żyję tylko po to, by ci służyć.

– Powtarzaj to sobie każdego dnia sto razy.

Akurat! – pomyślała.

– A skoro rozmawiamy o miejscu, jakie mi wyznaczyłeś w swoim świecie, to może pomówimy też o moim ubraniu. Nie mogłabym nosić sukienki lub nawet dżinsów? Gdzie znalazłeś to przebranie?

Spojrzał na nią przeciągle.

– Uważam, że w tym stroju wyglądasz wspaniale.

– Nieprawda, jest okropny. Czuję się jak idiotka.

– Mnie się w nim podobasz.

– I co z tego? – mruknęła. – Kardal, bądź rozsądny.

Spojrzał na jej odsłonięte do połowy piersi.

– Decyzję podejmę po kąpieli. Jeśli sprawisz, że będzie mi przyjemnie, to może ci się jakoś zrewanżuję.

Zawarta w jego słowach erotyczna aluzja była zupełnie oczywista. Sabrina zwiesiła głowę. W tej całej sytuacji najboleśniejsze było to, za kogo ją brał Kardal. Za dziwkę, która tylko dlatego nie oddaje się za pieniądze, bo jest bogata z domu. Natomiast za darmo oddaje się z wielką chęcią.

Jeśli jest piekło dla dziennikarzy, z pewnością znajdą się tam ci z nich, którzy zajmowali się Sabriną. Bez zastanowienia uznali, że jest taka sama jak jej matka, i albo wymyślali o niej najohydniejsze historie, albo prawdziwe zdarzenia przyoblekali w taki kształt. Ponieważ Sabrina była piękna i fotogeniczna, paparazzi uznali ją za łakomy kąsek. Jej zdjęcia, opatrzone erotycznym komentarzem, miały wysoką cenę. Pojawiały się też dłuższe artykuły, w których ze szczegółami opisywano jej domniemane lubieżne wyczyny.

Nikt, w tym również Kardal, nie zastanawiał się, jaka naprawdę jest Sabrina. Brukowi dziennikarze odnieśli wielki sukces: wykreowali postać, która wprawdzie nie istniała, lecz w powszechnym mniemaniu była nią księżniczka Sabra.

Z zamyślenia wyrwał ją Kardal.

– Masz coraz bardziej wściekłą minę. O czym teraz myślisz?

– Jako mój pan i władca uważasz, że również moje myśli należą do ciebie? – rzuciła zgryźliwie.

– To prawda, jestem twoim panem, ale nie jestem idiotą. Nie czuję się właścicielem twoich myśli, bo nie da się sprawdzić, czy wyznajesz mi prawdę. Po prostu pytam.

– To nie pytaj – burknęła. Przesunęła palcem wzdłuż blizny na lewym ramieniu Kardala. – Skąd ją masz? – Bardzo chciała zmienić temat.

– Pamiątka po bójce na noże. Miałem wtedy jedenaście lat i sam pojechałem na targ w Bahanii.

– Druga blizna jest pamiątką po samotnej wyprawie na pustynię. Lubisz szukać kłopotów, co?

– I często je znajduję. – Był zarazem rozbawiony, jak i wściekły.

– Wydawało mi się, że miałeś szczęśliwe dzieciństwo w Mieście Złodziei.

– W zasadzie tak, ale do furii doprowadzały mnie obyczaje i zasady obowiązujące w tym świecie. No i mój dziadek, choć mnie kochał, był bardzo surowy.

– Ciekawe, co myślał o niewolnictwie – mruknęła Sabrina.

– Nie pochwalał go.

– Jak rozumiem, w tej chwili przebywa daleko stąd – zadrwiła.