Regan stała jak wmurowana w ziemię. Kiedy mąż nachylił się, żeby ją pocałować, zobaczyła na jego policzku wyraźny odcisk palców Margo.

– Wrócę dopiero wieczorem. Może drzemka dobrze ci zrobi. Wyglądasz trochę blado. Przecież chcemy, żeby dzidziuś był zdrowy, prawda? – Na tym skończył, kiwnął głową na urzędnika, który stał za plecami Regan, i razem poszli do zachodniego skrzydła, gdzie mieściły się biura.

Regan wydawało się, że upłynęła cała godzina, zanim na tyle doszła do siebie, żeby się ruszyć z miejsca. Obraz wyniosłej, zdumiewająco pięknej Margo prześladował ją przez resztę dnia. Dwa razy zatrzymywała się przed lustrem i spoglądała na własne odbicie, szeroko rozstawione oczy, szczupłą figurę i bijący z całej postaci wyraz słodyczy i niewinności. W Margo Jenkins nie było ani słodyczy, ani niewinności. Regan wciągnęła policzki i spróbowała sobie wyobrazić siebie jako wyrafinowaną, światową piękność, ale po chwili zrezygnowała z ciężkim westchnieniem.

Przez następne dni czujnie nadstawiała ucha, kiedy wymieniano imię Margo. Jak się dowie-działa, od wielu lat wszyscy oczekiwali, że Travis ożeni się z rudowłosą sąsiadką. Kiedy obaj z bratem musieli wyjechać, Margo zajmowała się ich olbrzymią plantacją, jednocześnie nie zaniedbując swojej.

Z każdym słowem, które do niej dochodziło, Regan coraz szybciej traciła pewność siebie. Czyż-by stanęła na przeszkodzie wielkiej miłości, kiedy wpadła na Travisa w portowej dzielnicy Liverpoolu? Czy Travis ożenił się z nią tylko, dlatego że urodzi jego dziecko? Kiedy zadawała mężowi te pytania, odpowiadał jej tylko śmiechem. Był zbyt zajęty wiosennymi zasiewami, żeby poświęcać czas na rozmowy, a gdy zostawali sami, jego ręce na jej ciele sprawiały, że dziewczyna o wszystkim zapominała.

Kilka dni po wizycie Margo, Regan z obawą i niechęcią podążała wschodnim korytarzem do kuchni. Dzisiaj trzeba było ustalić menu na najbliższy tydzień, a więc stanąć twarzą w twarz z kucharką Malwiną. Stara kobieta od pierwszej chwili poczuła niechęć do Regan, i na jej widok wciąż mamrotała coś pod nosem. Jedna ze służących wspomniała, że Malwina jest daleką krewną rodziny Jenkinsów i rzecz jasna, tak jak wszyscy, spodziewała się, że Travis poślubi Margo. Regan zebrała się w sobie i weszła do kuchni.

– Teraz mam dużo roboty – odezwała się kucharka, zanim dziewczyna zdołała otworzyć usta. – Muszę nakarmić całą załogę statku, który właśnie przybył. Na nic innego nie znajdę czasu. Regan nie zamierzała się wycofać.

– Nic nie szkodzi. Wypiję tylko filiżankę herbaty, a o menu porozmawiamy innym razem.

– Nikt tu nie ma czasu na parzenie herbaty – warknęła Malwina, spoglądając ostrzegawczo na trzy młode pomoce kuchenne.

Dziewczyna podniosła wyżej głowę i zbliżyła się do dymiącej żelaznej kuchni na węgiel, która stała pod ścianą.

– Sama potrafię się obsłużyć – rzekła starając się nadać głosowi lodowaty ton i nie dać po sobie poznać, że nie ma pojęcia, jak się parzy herbatę. Odchyliła nieco głowę, żeby z wyższością spojrzeć na kucharkę, uśmiechnęła się z dezaprobatą i chwyciła za rączkę czajnika.

Uśmiech szybko zniknął z jej twarzy. Ze słabym okrzykiem upuściła na podłogę rozgrzany do czerwoności czajnik i ledwie zdążyła uskoczyć przed rozbryzgami wrzącej wody. Usłyszała za sobą złośliwy chichot kucharki. Stojąc bezradnie, patrzyła na poparzoną dłoń.

– Proszę – odezwała się współczująco jedna z dziewcząt i wcisnęła zimne masło w obolałą dłoń Regan. – Trzymaj to i idź odpocząć. Przyniosę ci herbatę. – Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem, zerkając z niepokojem na kucharkę.

Regan w milczeniu i ze spuszczoną głową, wyszła z kuchni. Masło wyciekało jej spomiędzy palców sparzonej, pulsującej bólem ręki. Zamierzała iść prosto do sypialni, ale jakiś młody człowiek poinformował ją, że w salonie czeka gość. Regan zastanawiała się właśnie, jak tu umknąć przed intruzem, kiedy u szczytu schodów stanęła Margo. W błękitnej jedwabnej sukni wyglądała wspaniale i promiennie.

– Coś ty sobie zrobiła, dziecko? – zapytała zbiegając na dół. – Charles, przynieś bandaże do salonu i powiedz Malwinie, żeby przysłała nam herbatę. Powiedz też, żeby podała sherry! Przekaż jej, że mam ochotę na placek z owocami.

Tak jest, proszę pani – odparł młodzian i spiesznie pognał do kuchni.

Margo wzięła Regan za nadgarstek i po-prowadziła ją po schodach.

Co robiłaś, że sparzyłaś się tak mocno? – Spytała ze współczuciem.

Duma Regan odniosła równie poważny uszczerbek, co jej dłoń, więc dziewczyna z wdzięcznością przyjęła okazaną jej sympatię.

– Chwyciłam za rozgrzany czajnik – wyznała pokornie.

Margo nie wyraziła zdziwienia. Zaprosiła Regan na kanapę. Służąca, której dziewczyna nigdy przedtem nie widziała, pojawiła się w mgnieniu oka niosąc bandaże.

Gdzie ty się podziewałaś, Sally? – zapytała surowo Margo. – Znowu uprawiasz swoje sztuczki i wymigujesz się od pracy?

– Ależ skąd, proszę pani. Codziennie pomagam pani Stanford przy toalecie. Służąca śmiało spojrzała na Regan.

Jej pracodawczyni nie odezwała się ani słowem. W ciągu ostatnich tygodni poznała tyle nowych twarzy.

Margo wzięła bandaże. Uciekaj stąd, ty leniwy flejtuchu! I na przyszłość uważaj, bo namówię Travisa, żeby cię przysłał do mnie do pracy.

Wystraszona służąca wyszła z salonu, a Margo usiadła na kanapie obok Regan.

Teraz pokaż mi rękę. Oparzenie wygląda groźnie. Chyba długo trzymałaś ten czajnik, mam nadzieję, że powiesz Travisowi, na co służba sobie pozwala. On tak wszystkich rozpuścił, że niedługo zechcą tu rządzić. A Wes wcale nie jest lepszy. Właśnie, dlatego Travis od dawna chciał się ożenić. Potrzebuje kogoś silnego, kto potrafiłby zająć się tak wielkim gospodarstwem.

Nie przestając mówić, delikatnie opatrywała dłoń Regan. Kiedy skończyła, Charles wszedł do salonu dźwigając olbrzymiej wielkości tacę. Pysznił się na niej piękny srebrny serwis do herbaty, kryształowa karafka z sherry, dwa kieliszki i patera ze smakowitymi malutkimi ciasteczkami i plackiem owocowym.

– Malwina nie spisała się najlepiej – stwierdziła Margo, spoglądając z góry na tacę. – Pewnie nie uważa mnie już za gościa. Powtórz jej – zerknęła na Charlesa – że przed odjazdem chcę z nią porozmawiać.

– Tak, proszę pani – skłonił się Charles i wyszedł.

– No, dobrze – Margo uśmiechnęła się do Regan. – Oczywiście, ja spełnię obowiązek gospodyni, przecież ty masz niesprawną rękę.

Swobodnie nalała filiżankę herbaty, dopełniła sporą ilością sherry i wybrała ciasteczko dla Regan.

– Przyjechałam tu, żeby cię przeprosić – zaczęła. Nie zawracając sobie głowy herbatą, nalała dla siebie pełen kieliszek sherry. – Domyślam się, jak musiałaś się czuć w zeszłym tygodniu, widząc moje niewybaczalne zachowanie. Naprawdę nie miałam odwagi pokazać się tutaj. Nie liczyłam na to, że zechcesz mnie widzieć po tym, co zrobiłam.

Taka pokorna skrucha u tej wyniosłej kobiety była dla Regan przyjemnym zaskoczeniem.

– Ja… Szkoda, że nie odwiedziłaś mnie wcześniej – odparła cicho.

Margo spojrzała gdzieś w bok i mówiła dalej.

Widzisz, Travis i ja mieliśmy się ku sobie od dzieciństwa. Wszyscy myśleli, że się pobierzemy. To był dla mnie wielki wstrząs, kiedy przedstawił mi inna kobietę jako swoją żonę. – Spojrzała na Regan łagodnym, błagalnym wzrokiem. – Rozumiesz mnie, prawda?

Oczywiście – wyszeptała dziewczyna. Margo i Travis byli tak podobni. Oboje pewni siebie i swoich racji. Władcy tego świata.

Dwa lata temu umarł mój ojciec – mówiła dalej sąsiadka z takim bólem w głosie, że Regan aż drgnęła. – Od tego czasu sama prowadzę plantację, Rzecz, jasna, nie jest tak ogromna jak posiadłość, Travisa, ale również duża.

Oto siedziała przed Regan kobieta, która sama nadzorowała całą plantację, podczas gdy ona nie u miała nawet zaparzyć filiżanki herbaty. Na szczęście była choć jedna rzecz, która się jej w życiu udała. Dziewczyna spuściła głowę i uśmiechnęła się.

Travis ma nadzieję, że nasze dzieci pomogą mu w pracy. Nastąpi to dopiero za jakiś czas, ale już zrobiliśmy dobry początek.

Margo milczała i kiedy Regan podniosła wzrok, zobaczyła, że w jej oczach płoną dziwne iskry.

A więc to, dlatego się z tobą ożenił! – powiedziała w końcu zduszonym głosem. Regan drgnęła jak uderzona w twarz.

Znowu muszę cię prosić o wybaczenie! – zawołała Margo, kładąc rękę na dłoni towarzyszki. Wciąż wyrywa mi się coś niestosownego. Chyba, dlatego, że cały czas zastanawiałam się, dlaczego to zrobił. Przecież właściwie byliśmy zaręczeni. Travis to człowiek honoru i rzecz jasna czuł się zobowiązany poślubić kobietę, która nosi w sobie jego dziecko. Wiesz – roześmiała się – powinnam wcześniej na to wpaść. Może gdybym się zgodziła… rozumiesz… i zaszła z nim w ciążę, ożeniłby się ze mną. Och! – sama sobie przerwała. – Znowu robię to samo! Opowiadam dzisiaj same głupstwa. – Poklepała Regan po dłoni. -Jestem pewna, że Travis zakochał się w tobie i dlatego cię wybrał. To nie jest średniowiecze. Mężczyźni żenią się z wyboru, a nie dlatego, że wpędzą dziewczynę w ciążę. Inna sprawa, że Travis zawsze chciał mieć dzieci, chociaż nigdy nie marzył o żonie. Twierdził, że nie potrafiłby znieść w domu apodyktycznej kobiety. Oczywiście, takie słodkie dziecko jak ty nigdy nie będzie apodyktyczne. Naprawdę muszę już iść. Mam nadzieję, że zostaniemy serdecznymi przyjaciółkami. Mogę ci wiele powiedzieć o upodobaniach Travisa. Przecież od dawna się z nim przyjaźnię. – Nachyliła się do policzka Regan i przelotnie cmoknęła powietrze. – Wychodząc powiem Charlesowi, żeby zabrał tacę – uśmiechnęła się. – Nie zawracaj tym sobie ślicznej główki. Dużo odpoczywaj i uważaj na dziecko, którego Travis tak bardzo pragnie.

Z tymi słowami opuściła salon, a Regan opadła niżej na kanapę. Miała wrażenie, że nad jej głową właśnie przetoczyła się burza. Upłynęło sporo czasu zanim była w stanie zastanowić się nad słowami Margo. Żona z wyboru? Travis jej nie wybrał. To ona na niego wpadła. Chętnie by ją wypuścił, gdyby tylko zdradziła mu nazwisko wuja. Honor! Honor nie pozwolił mu porzucić jej na ulicach Liverpoolu, a potem zmusił do małżeństwa. Czyż sam nie powiedział w dniu ślubu, że z zasady żeni się z matkami swoich dzieci?