– Zbliżamy się do domu Claya – wyjaśnił mąż i znowu wystrzelił w powietrze.

Zerknęła na otaczający ich gęsty las i zastanowiła się, dlaczego ktoś miałby zbudować dom w takim dzikim miejscu. Nagle, na lewym brzegu, tuż przed nimi, ściana drzew gwałtownie się urwała.

W nurt rzeki wrzynał się szeroki drewniany pomost, przy którym stały przycumowane dwie łodzie, obie większe od tej, którą płynęli. Kiedy znaleźli się bliżej, ich oczom ukazały się liczne zabudowania. Zobaczyli duże i małe budynki, ogrody, starannie zaorane pola. Wszędzie uwijali się pracownicy, konie, wozy. Wokół panował ożywiony ruch.

– Czy twój dom jest w tym mieście? – zapytała Regan męża, który skierował łódź w kierunku nabrzeża.

Nie wiedziała, dlaczego roześmiał się cicho.

– To nie jest miasto. To plantacja Claya.

Nigdy jeszcze nie słyszała tego słowa. Już otworzyła usta, żeby zadać pytanie, ale przeszkodził jej dziecięcy śmiech, który przyciągnął uwagę Travisa. Szybko wyskoczył z łodzi, pociągnął za sobą żonę i chwycił w ramiona dwójkę najśliczniejszych brzdąców, jakie kiedykolwiek widziała.

Wujek Travis! – krzyczały rozradowane, kiedy trzymając je na rękach wirował dokoła.

– Przywiozłeś nam coś?

– Wujek Clay już się o ciebie martwił.

– Jaka jest Anglia?

– Mama urodziła dwoje dzieci zamiast jednego.

– I jeszcze mamy nowe szczeniaki!

– Mama? – roześmiał się Travis. Chłopiec spojrzał na siostrę z wyższością.

Ona miała na myśli Nicole. Często zapominamy, że nie jest naszą prawdziwą matką.

Zaraz za dziećmi pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna z ciemnymi oczami i włosami. Na jego twarzy o wystających kościach policzkowych wykwitał uśmiech pełen szczęścia.

– Gdzie się, u diabła, podziewałeś? – zapytał nieznajomy. Wyciągnął rękę do Travisa, a potem obaj przyjaciele uściskali się serdecznie.

– Dobrze wiesz, że przyjechałem o kilka tygodni za wcześnie! – odparł Travis. – Nikt nie wyjechał mi na spotkanie, więc musiałem zostawić towary w magazynie i wynająć tę nędzną imitację łodzi.

Machnął ręką w stronę slupu i tym samym zwró cił uwagę Claya na Regan, która stała cicho na skraju pomostu. Zanim jednak mężczyzna zdążył zadać jakieś pytania, Travis wydał z siebie przeciągłe westchnienie.

– Oto idzie ktoś, za kim się stęskniłem.

Zrobił kilka kroków, chwycił w ramiona wyjątkowo urodziwą młodą kobietę i z uczuciem pocałował ją w usta. Clay natychmiast zapomniał o Regan i patrzył tylko na tych dwoje. Wydawało się, że musi opanować jakieś sprzeczne emocje.

Travis podprowadził kobietę do nabrzeża.

– Chciałbym wam kogoś przedstawić – oznajmił.

Z bliska kobieta wyglądała jeszcze piękniej niż z oddali. Miała twarz w kształcie serduszka, wielkie brązowe oczy i zmysłowe usta. Regan szybko i uważnie przyjrzała się jej sukni ze szkarłatnego muślinu, ozdobionej zielonymi wstążeczkami przy wysoko odciętej talii. A jej się wydawało, że to ona będzie najmodniej ubraną damą w okolicy! Taką suknię można było śmiało nosić nawet na dworze królewskim.

– To moja żona, Regan – rzekł czule Travis i spojrzał z dumą na Regan. – A to jest Clayton Armstrong i jego żona Nicole. Te urwisy – roześmiał się – to jego siostrzeniec i siostrzenica, Alex i Mandy.

– Bardzo mi przyjemnie – odparła cicho dziewczyna, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie Amerykanów.

– Chodźmy do domu – zaprosiła Nicole. – Z pewnością jesteście zmęczeni. Wątpię, czy Travis zostawił ci wiele czasu na odpoczynek.

Na te słowa Travis prychnął pod nosem a Regan wstrzymała oddech, modląc się, żeby nie powiedział nic nieprzyzwoitego.

Potulnie i w milczeniu szła za Nicole, więc nowa znajoma odezwała się pierwsza:

– To wszystko jest trochę przytłaczające, prawda?

Dziewczyna rozglądała się wokół i próbowała odgadnąć, gdzie się znajdują.

Duża, tęga kobieta o jasnych włosach wybiegła im naprzeciw, unosząc spódnicę powyżej kostek.

– Czy to Travis przyjechał? – krzyczała już z daleka.

Tak, a to jest jego żona, Regan. Regan, poznaj Janie Langston.

Żona? – zapytała zdumiona Janie. – A więc jednak się zdecydował! Ten Travis jest doprawdy niezwykły. Zapowiedział, że jedzie do Anglii, żeby sobie znaleźć żonę. Kochana! – Położyła rękę na ramieniu dziewczyny. – Być żoną Travisa to ciężkie zadanie. Mam nadzieję, że nie zabraknie ci odwagi i dasz sobie z nim radę. To powiedziawszy, pobiegła w stronę pomostu.

12

Kto jeszcze tutaj mieszka? – Regan zapytała Nicole.

– Bardzo wielu ludzi. Robotnicy polowi, tkacze, mleczarze, ogrodnicy, wszyscy, którzy są potrzebni do pracy na plantacji. – - Plantacja – Regan powtórzyła szeptem to obce słowo. Szły między szpalerami równo przyciętego żywopłotu, który zasłaniał widok na otaczające ich budynki. – Travis mówił mi, że miałaś urodzić dziecko, a teraz Alex i Mandy zdradzili nam, że masz bliźnięta.

Wdzięczny uśmiech przemknął przez twarz Nicole.

– Bliźnięta często się zdarzają w rodzinie Claya. Cztery miesiące temu urodziłam chłopca i dziewczynkę. Wejdźmy do środka. Z przyjemnością pokażę ci dzieci.

Przed nimi ukazał się wielki dom z cegły, rozmiarami dorównujący Weston Manor. Regan miała nadzieję, że jej mina nie zdradza zaskoczenia. Oczywiście, spodziewała się, że również w Ameryce mieszkają bogaci ludzie i niektórzy z nich mają okazałe posiadłości. Jednak w Anglii uważano, że ten kraj jest zbyt młody, żeby znaleźć w nim jakieś godne uwagi domostwa.

Pokoje w domu Armstrongów okazały sio zaskakująco urocze, duże i przestronne. Meble obito jedwabiem, tapeta była ręcznie malowana, a na ścianach wisiały liczne portrety. Świeże kwiaty zdobiły stoły i sekretarzyki.

Wejdziemy do salonu? Przyprowadzę dzieci.

Kiedy Regan została sama, jeszcze bardziej zdumiała się elegancją tego pomieszczenia. Pod jedną ścianą stało delikatnie inkrustowane biurko w stylu Sheraton. Nad nim wisiało lustro w złoconej ramie. Naprzeciw znajdowała się wysoka, przeszklona szafka z oprawnymi w skórę książkami.

Dziewczyna znała jedynie Weston Manor, ale w porównaniu z tym domem, angielska rezydencja wydała się jej zaniedbana i uboga. Tutaj wszystko błyszczało od czystości. Nie dostrzegła popękanych mebli, wytartych obić czy wydeptanych dywanów.

Przestała interesować się meblami, kiedy do pokoju wróciła Nicole, niosąc w ramionach dwoje niemowląt. Z początku Regan bała się wziąć na ręce jedno z nich, ale szczęśliwa mama przekonała ją, że to nic trudnego. Już po chwili mały chłopczyk gaworzył i wesoło się do niej uśmiechał. Nie zauważyła nawet, kiedy wszedł Travis i usiadł obok niej na sofie. Zostali w salonie sami.

– Jak myślisz, czy potrafilibyśmy zrobić dwoje za jednym zamachem? – zapytał cicho i wziął rączkę dziecka, pozwalając mu chwycić się za palec. Z radością na twarzy przyglądał się malcowi.

– Ty naprawdę chcesz mieć dziecko – stwierdziła zdziwiona.

I to od dawna – odparł poważnie, a potem dodał ze zwykłą u niego szczerością: – Nigdy nie marzyłem o żonie, ale zawsze chciałem być otoczony gromadką dzieci.

Regan zmarszczyła brew i już miała zapytać, dlaczego w takim razie z nią się ożenił, ale zrezygnowała, bo przecież znała odpowiedź. Travis pragnął dziecka, które w sobie nosiła. Później udowodni mu, że nadaje się do czegoś więcej, niż tylko do wydawania na świat potomstwa. Będą razem pracowali i rozbudują jego farmę. Być może nigdy nie będzie taka wspaniała jak plantacja Armstrongów, ale kiedyś na pewno stanie się wygodnym domem.

– No i jak ci się podoba, Travisie? – zapytał Clay stając w progu. Dumnie wypinając pierś trzymał w ramionach drugie niemowlę. Obok stała Mandy a zza jego pleców wyglądał Alex. Regan pomyślała, że chyba nigdy jeszcze nie widziała tak szczęśliwego człowieka.

– Słuchaj, Clay – zaczął Travis. – Jesteście zadowoleni z tych nowych krów? I czy na zeszłorocznym sianie nie pojawiła się pleśń?

Ponieważ obaj mężczyźni chcieli rozmawiać o sprawach gospodarstwa i cieszyło ich towarzystwo dzieci, Regan wstała i oddała Travisowi niemowlę. Bez żadnych obaw wziął dziecko na ręce, w przeciwieństwie do Regan, która się bała, że je upuści.

– Poszukam Nicole – oznajmiła.

Clay wytłumaczył jej, jak trafić do kuchni. Już na korytarzu usłyszała, jak mówił:

– Nie przypuszczałem, że uda ci się zdobyć taką ładną żonę.

Słysząc te słowa, Travis prychnął rozbawiony.

Z wysoko uniesioną głową Regan przemierzyła pełen kwiatów korytarz, wyszła przez tylne drzwi, skręciła w lewo i ruszyła do kuchni, która znajdowała się w osobnym budynku. W obszernym pomieszczeniu pełno było uwijających się ludzi, Nicole, z rękami ubrudzonymi po łokcie mąką, wszystkim zarządzała. Kiedy młoda dziewczyna przypadkowo rozbiła cały koszyk jaj tak, że wszystkie razem ze skorupkami wpadły do misy pełnej ciasta, żona Claya wcale się nie zdenerwowała. Dwoje dzieci, ubranych skromnie, ale czysto, przebiegło przez kuchnię, potrącając wiadro z mlekiem, Nicole chwyciła je w ostatniej chwili, nie dopuszczając do rozlania. Schylona nad mlekiem podniosła oczy, zobaczyła Regan i uśmiechnęła się ciepło. Wytarła ręce w fartuch i podeszła bliżej.

Przepraszam, że cię tak zostawiłam, ale chciałam dopilnować, żeby przygotowano dla was smaczna kolację.

Czy tu zawsze jest takie zamieszanie? – zapytała Regan, trochę przerażona.

Przeważnie. Mamy tu wielu ludzi do nakarmienia. – Rozwiązała fartuch. – Muszę naciąć trochę ziół, więc może zechcesz się trochę przespacerować przed kolacją? Oczywiście, jeśli nie jesteś za bardzo zmęczona.

– Niemal przez całą drogę spałam – uśmiechnęła się Regan. – Bardzo bym chciała zobaczyć… plantację.

To, co pokazała jej Nicole, było dla dziewczyny wielkim zaskoczeniem. Przygotowano dla nich dwukółkę i pani Armstrong obwiozła ją po plantacji, pokazując każdą jej część. Pierwsze wrażenie Regan nie było dalekie od rzeczywistości. Plantacja w istocie przypominała małe miasto, ale wszystko należało do jednego człowieka. Wszystko, co potrzebne do życia można było tutaj zrobić, wyhodować lub upolować. Nicole pokazała jej mleczarnię, gołębnik, tkalnię, stajnię, garbarnię i warsztat stolarski. Obok kuchni znajdowały się: wędzarnia, słodownia i pralnia. Zobaczyły też rozległe pola, na których rosła bawełna, len, zboże i tytoń. Za rzeką stał młyn, gdzie mielono ziarno na mąkę. Bydło, owce i konie pasły się w oddzielnych zagrodach.