Pan Cho ma trzydzieści dziewięć lat. Trochę mnie to zbiło z tropu, ale wytłumaczył, że nie ma się czym przejmować: większa czy mniejsza liczba, jakież to ma znaczenie? Nieustannie nazywa mnie „ dziełem sztuki”. Przypuszczam, że ma na myśli „ skarb „.

Pan Cho w dniu ślubu oficjalnie pożegna się ze swym przedsiębiorstwem. W naszym małżeńskim kontrakcie jest wiele różnych klauzul i rozmaitych śmiesznych przyrzeczeń, których nie mam najmniejszego zamiaru dotrzymać. Mój wkład w małżeństwo wynosi siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów. Gdyby oczy pana Cho nie były takie skośne, pewnie zrobiłyby mu się całkiem okrągłe, gdy usłyszał tę sumę. Uważa się teraz za milionera. Czy nie imponuje Ci mój spryt? Nigdy nie oddaję wszystkiego - z wyjątkiem ciała! Pan Cho zachwyca się moimi perukami. Próbuje teraz wymyślić jakiś sposób, żeby mi się nie zsuwały z głowy. Ubóstwia przebierać palcami w ich kędziorach. Może to jakieś zboczenie? W dniu, kiedy przybyłam, oboje zalaliśmy się w trupa: ja sake, a on szkocką. Był to niezapomniany wieczór.

Zamierzam zamieszkać w jego domu w Aberdeen. Obstalowałam już karty wizytowe i jedną ci przesyłam. Prawdę mówiąc, ten dom to cholerna rudera. Pewnego dnia, gdy nie będę tak zajęta, pewnie ją wyremontuję. Hongkong jest fantastyczny a sprawunki załatwiam w Kowloonie. Pan Cho mi towarzyszy i o wszystko się targuje w moim imieniu, nikt więc nie traci twarzy.

Osobną pocztą przesyłam Ci wszelkie materiały potrzebne (zdaniem pana Cho) do zrobienia odlewów obu twych stóp. Szybko mi je odeślij. Nie chcę, żeby się rozleniwił.

Napisałabym Ci więcej, ale pan Cho zasłabł po raz trzeci i zamierzam zrobić mu herbaty z rumem. Ci Azjaci nie mają za grosz wytrzymałości! Nie wyobrażasz sobie, ile mnie kosztowało trudu, zanim mu wyjaśniłam, co oznacza zwrot „ dopełnianie obowiązku”. Teraz już go rozumie. I właśnie dlatego stara się przemóc swoje osłabienie. Ubiegłej nocy musiałam go zapewnić, że moi bankierzy z pewnością nie byliby zadowoleni, gdyby się dowiedzieli, że on tak często nie dopełnia swoich obowiązków! Biedaczek, ilekroć mówię mu, żeby zabrał się do roboty, dosłownie zielenieje!

Dory, drogie dziecko, mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku i że podjęłaś już właściwą decyzję. Przesyłam ten list na adres redakcji. Nie chcę, żeby wpadł w ręce Twojej matki! Już widzę jej minę i słyszę, jak gdera: „ Cóż za idiotka, przecież on się z nią żeni wyłącznie dla pieniędzy! „Doskonale wiem, że to prawda, ty też o tym wiesz, ale Twoja matka wcale nie musi się dowiedzieć! A ja doskonale mogę żyć z tą świadomością, bo po raz pierwszy od trzydziestu lat jestem szczęśliwa: robię to, co chcę, i kiedy chcę! Zdumiewające, że musiałam przebyć pół świata, by to osiągnąć! No… prawie… Muszę się pogodzić z pewnymi mankamentami pana Cho. Postaraj się zdobyć dla mnie poradnik życia seksualnego; chodzi zwłaszcza o sposoby na zwiększenie potencji. Wyślij go jak najprędzej pocztą lotniczą w zwykłej szarej kopercie.

I jeszcze jedno, Dory. Po wycofaniu z konta tych siedemdziesięciu pięciu tysięcy dolarów podpisałam pełnomocnictwo na Ciebie. Nie chcę, żeby bankierzy deptali mi po piętach. Zajmij się więc moimi dobrami doczesnymi, jak uznasz za stosowne.

Uważaj na siebie, Dory, i bądź szczęśliwa! Zrób to dla mnie!

Posyłam Ci całą moją miłość i życzę wszystkiego, co najlepsze!

Ciocia Pixie.


Oczy Dory były pełne łez, gdy składała szeleszczący list.

– Nie poddawaj się nigdy Pixie! Walcz do upadłego! Szczęście miewa różne oblicza – mówiła Dory, chowając list w szufladzie biurka. Dla niej szczęściem był powrót do poprzedniego życia.

Ile razy myślała o Griffie dziś, wczoraj, przedwczoraj? Setki? Tysiące? Może jeszcze więcej. A gdyby tak do niego zatelefonować? Tyle ich łączyło. Nie da się tego od razu przeciąć. Czemu by nie zadzwonić? Zapytać, co porabia? Ale dlaczego on tego nie zrobił? Ponieważ jest mężczyzną, a mężczyźni takich rzeczy nie robią! Poza tym to ona od niego odeszła! Nie namyślając się dłużej, Dory zadzwoniła do ich dawnego domu. Po trzecim sygnale Griff podniósł słuchawkę.

Miał głos taki, jaki zapamiętała, i działał na nią tak samo jak dawniej. Serce zaczęło jej trzepotać, język przylgnął do podniebienia.

– Cześć! – powiedziała pogodnym tonem.

– Cześć! Właśnie myślałem o tobie.

– Dlaczego?

– Bo właśnie zjadłem potrawkę, którą zostawiłaś w zamrażalniku. Była pyszna. W ogóle zostawiłaś mi żarcia na miesiąc!

– Cieszę się, że masz coś porządnego do jedzenia.

– Ja też się z tego cieszę. Co tam w Nowym Jorku?

– Wszystko w porządku. Haruję jak dziki osioł i dobrze mi z tym. Dostałam dziś list od Pixie. Nie jestem w stanie powtórzyć ci wszystkiego, o czym pisze. Jeśli chcesz, to ci go skseruję i prześlę.

– Prześlij, przeczytam z przyjemnością. O Boże, jak my ze sobą rozmawiamy?! Tak uprzejmie, tak słodko, tak…

– Tak obłudnie! – zaśmiała się Dory.

– Właśnie. Chciałem do ciebie zadzwonić, ale potem powiedziałem sobie, że musisz znów w to wszystko wejść i pewnie nie masz czasu na rozmowy. Wierzysz mi?

– Czemu miałabym nie wierzyć? Nigdy mnie nie okłamałeś. Stale o tobie myślę, Griff.

– Tak samo jak ja – odparł Griff. – Będziesz miała czas w piątek za dwa tygodnie? Może bym przyjechał i poszlibyśmy do restauracji czy gdzieś tam? Przywiózłbym ci twoje rzeczy. Lily obiecała, że wszystko spakuje.

– Bardzo bym się ucieszyła z twego przyjazdu.

– No to jesteśmy umówieni. Chyba że klacz Gwiazdka akurat się ożrebi. Możemy umówić się warunkowo?

– Oczywiście. Co tam w klinice?

– Wspaniale nam idzie. Taki ruch, że nie możemy podołać. Myślimy o dobraniu czwartego wspólnika. John wylał dziś Ginny, całkiem bez powodu. Wyrzucił i tyle. Jest głównym udziałowcem, więc ani ja, ani Rick nie mieliśmy wiele do gadania. Rick nie wiadomo czemu bardzo się tym przejął. Przy okazji: wspomniał mi, że Lily chyba znów się spodziewa dziecka. Rick jest oczywiście zachwycony, a Lily szaleje ze szczęścia. Dory z trudem przełknęła ślinę.

– To… wspaniała nowina. Co zrobisz z naszym domem?

– Nie potrzeba mi teraz tyle miejsca. No i jest dość drogi. Lily obiecała, że znajdzie mi jakieś odpowiednie mieszkanko. Liczę na nią. Nie mogę tu zostać! Zbyt wiele wspomnień. Przeprowadzka to najlepsze rozwiązanie.

– Masz rację. – Bała się zadać to pytanie, ale musiała wiedzieć.

– Czy ty… umawiasz się z kimś?

– Jedyną damą mego serca jest Gwiazdka. A co z tobą?

– Też się z nikim nie spotykam. Zbyt jestem zajęta.

– Bardzo mi ciebie brak. Nie masz pojęcia, jak teraz wygląda łazienka. Chyba byś mnie zabiła!

Dory roześmiała się.

– Szkoda, że nie mogę jej zobaczyć!

– Szkoda. Ta rozmowa… nie wyjdzie nam na dobre. Pewnie sama o tym wiesz – powiedział Griff zdławionym głosem.

– Masz rację. Wobec tego… do zobaczenia za dwa tygodnie. O ile się Gwiazdka nie oźrebi. A gdyby tak się zdarzyło, to będzie jeszcze wiele innych weekendów, Griff!

– Do zobaczenia, Dory.

– Liczę na to! – odparła Dory i odłożyła słuchawkę.

Uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy zaznaczała dzień w kalendarzu czerwonym kółkiem. Obok napisała wielkimi literami: GRIFF.

Fern Michaels

  • 1
  • 34
  • 35
  • 36
  • 37
  • 38
  • 40