– No więc, czy mogę wiedzieć, jak poszło? Jazda, opowiadaj!

– Dobrze, a nawet bardzo dobrze. Step to w gruncie rzeczy osoba porządna, świetny chłopak Nie ma co się martwić.

– Jak to nie ma o co się martwić? Przecież to on złamał nos panu Accado.

– Może został sprowokowany. Co my możemy wiedzieć? A poza tym, Raffaella, powiedzmy sobie szczerze, Accado, potrafi nieźle zaleźć za skórę.

– Ależ co ty mówisz? Chodzi o to, czy ty mu kazałeś zostawić w spokoju naszą córkę, przestać widywać się z nią, rozmawiać, jeździć do niej do szkoły?

– To prawda, do tego tośmy nie doszli.

– Co mu w końcu powiedziałeś? Coś robił do tej pory? Do północy!

Claudio poddaje się.

– Graliśmy w bilard. Pomyśl, skarbie, że pokonaliśmy dwóch nadętych cwaniaków! Ja miałem dwie ostatnie bile. Wygrałem nawet sto euro. Mocne uderzenie, co?

– Mocne? Jesteś zwyczajnym głupcem, nieudacznikiem. Jesteś pijany, śmierdzisz dymem i nie umiałeś nawet należycie załatwić tego kryminalisty.

Raffaella odchodzi wściekła. Claudio chwyta się ostatniego sposobu, żeby ją udobruchać.

– Raffaella, zaczekaj!

– I co jeszcze?

– Step powiedział mi, że robi dyplom. – Raffaella trzaska drzwiami i zamyka się w swoim pokoju. To ostatnie kłamstwo też nie pomogło. Do licha, musi być nieźle rozgniewana. Dla niej ten kawałek papieru to wszystko. Tak naprawdę to nigdy nie wybaczyła mężowi, że nie ma dyplomu. Pognębiony tym ostatnim wnioskiem, udręczony całym wieczorem wlecze się zaćmiony do łazienki. Podnosi deskę klozetową i wymiotuje. Potem, kiedy już się rozbiera, z kieszeni marynarki wypada bilecik. To numer telefonu Franceski. Tej pięknej dziewczyny o kruczoczarnych włosach i skórze w kolorze miodu. Pewnie wsunęła mi go, gdy pocałunkiem żegnała mnie w samochodzie. Czyta raz jeszcze. Tak, to jak z filmu Papillon. Steve McQueen otrzymuje w więzieniu karteczkę K wiadomością od Dustina Hoffmana i by zatrzeć po niej ślad. połyka ją. Claudio uczy się numeru na pamięć, ale kartki nie połyka, lecz spuszcza ją z wodą. Gdyby próbował ją połknąć, zwymiotowałby ponownie. Wychodzi z łazienki, gasząc światło, i kładzie się do łóżka. Trwa tak jeszcze trochę wśród prześcieradeł, kołysany łagodnie alkoholem i lekkimi zawrotami głowy. Niezwykły wieczór. Mistrzowskie uderzenie. Niewiarygodny karambol. Piwo, whisky, jego kompan Step. Wygrali dwieście euro. A Francesca? Tańczyli razem, trzymał w ramionach jej prężne ciało. Przypomina sobie jej czarne włosy i skórę jak ciemny miód. I pocałunek w samochodzie ciepły, zmysłowy, pachnący. Podnieca się. Jej bilecik wsunięty do kieszeni. To oczywiste zaproszenie. Załatwione. Najpierw mały spacerek. Jutro zadzwonię. O rany, pod jaki numer? Próbuje go sobie przypomnieć. Usypia z uczuciem rozpaczy. Że już go zapomniał.

50

– I wygraliście? – Pollo nie wierzy własnym uszom.

– Orżnęliśmy ich na równiutkie dwieście euro!

– Przysięgnij! Więc ten ojciec Babi to całkiem sympatyczny facet?

– Znakomity, prawdziwy brat. Francesca zwierzyła mi się, że jej się strasznie podoba.

– A mnie się wydał fajtłapą!

– A ty skąd go znasz?

– Z twego domu, jak wróciłem po psa.

– Słusznie. A właśnie, co z Arnoldem?

– Wyśmienicie. To naprawdę inteligentny pies. Jestem pewny, że wkrótce nauczy się przynosić rzucane patyki. Niedawno pod domem rzuciłem mu jakiś kij, a on pobiegł, żeby go przynieść, ale po drodze zwąchał się z jakąś suczką. Lata za wszystkimi, biedak, coś mi się widzi, że ta Giacci nie dawała mu sobie pofolgować.

Step zatrzymuje się przed bramą.

– Jesteśmy na miejscu. Błagam, tylko nie rozrabiaj. Pollo patrzy na niego z ukosa.

– Czy ja kiedy rozrabiam?

– Zawsze.

– Ach tak? Zważ, że ja jestem tu z tobą, żeby ci zrobić przyjemność.

Wchodzą na drugie piętro. Babi występuje tu w roli babysitter przy Giuliu, synu państwa Mariani, pięcioletnim chłopczyku o jasnych włosach i równie jasnej cerze.

Babi czeka na nich w drzwiach.

– Ciao. – Step ją całuje. Jest trochę zaskoczona, widząc także Polla. Ten wymrukuje coś na powitanie i od razu ładuje się na kanapę koło dziecka. Zmienia kanały w poszukiwaniu czegoś bardziej interesującego niż głupie japońskie kreskówki. Giulio oczywiście zaczyna protestować. Pollo stara się go przekonać.

– Czekaj, zaraz znajdziemy jeszcze lepsze. Zobaczysz latające żółwie. – Giulio ulega perswazji. I w milczeniu ogląda razem z Pollem Poniedziałkowy proces, ufnie czekając na obiecane żółwie. Babi ze Stepem idą do kuchni.

– Czy mogę wiedzieć, po co go przyprowadziłeś?

– Bardzo nalegał. A poza tym ma słabość do dzieci.

– Nie wydaje mi się. Ledwie przyszedł, a dziecko się rozpłakało.

– No dobrze, zabrałem go, bo chcę trochę pobyć sam na sam z tobą. – Obejmuje ją. – Wyznaję szczerze, że ty umiesz wydobywać ze mnie, co najlepsze. No właśnie, dlaczego się nie rozbierzemy?

Ze śmiechem ciągnie ją za sobą do pierwszej sypialni po drodze. Babi próbuje się przeciwstawiać, ale ulega jego pocałunkom. Padają na jakieś małe łóżeczko.

– Aj!

Step sięga ręką za. plecy. Czołg wcelował się dokładnie między jego łopatki. Babi zaczyna się śmiać. Step odrzuca czołg na dywan, podobnie jak elektronicznych wojowników i składane potwory. Uspokojony, nogą przymyka drzwi i rozpoczyna z nią swoją ulubioną grę. Całuje ją, pieszcząc jej włosy i zręcznymi palcami rozpinając bluzkę. Unosi staniczek i całuje tam miejsca jaśniejsze, delikatniejsze, zaróżowione. Nieoczekiwanie coś go znowu kłuje w szyję.

– Aj! – Step szybko sięga tam, gdzie został trafiony. I w półmroku widzi, jak ona się śmieje, uzbrojona w jakąś okropną lalkę z wyostrzonymi uszami. Ten jej uśmiech, ta minka tak niewinna poruszają go do głębi.

– To boli!

– Nie możemy tu zostać, to pokój Giulia. Może tu wejść w każdej chwili.

– Jest z nim Pollo. Dałem mu szczegółowe instrukcje. Ten straszny dzieciak jest praktycznie wyłączony, unieruchomiony. Nie jest w stanie ruszyć się z kanapy.

Step zanurza twarz w jej piersiach. Ona pieści jego włosy, pozwalając się całować.

– Giulio jest dobry. To ty jesteś strasznym dzieckiem.

Pollo zjada bułkę, którą przyniósł sobie z kuchni wraz ze znakomitym zimnym piwem, kiedy Giulio podnosi się z kanapy.

– Gdzie idziesz?

– Do swojego pokoju.

– Nie wolno, masz siedzieć tutaj.

– Nie, ja chcę iść do mojego pokoju.

Giulio zsuwa się z kanapy, ale Pollo chwyta go od tylu za czerwony wełniany golfik i wciąga z powrotem, sadzając koło siebie. Giulio buntuje się, ale Pollo blokuje go łokciem. Giulio zaczyna pochlipywać.

– Puść mnie, puść mnie!

– Spoko, zaraz będą kreskówki.

– Nieprawda! – Giulio zerka na telewizor i ponieważ na pierwszym planie pojawia się Biscardi, wybucha płaczem. Pollo uwalnia go.

– Masz, spróbuj tego. Świetne. Piją je tylko dorośli.

Giulio zaciekawia się propozycją. Bierze oburącz puszkę piwa i pociąga łyk.

– Nie smakuje mi, jest gorzkie.

– No to popatrz, wujek Pollo da ci…

Chwilę później chłopczyk bawi się szczęśliwy na podłodze. Odbija różowe baloniki, otrzymane w darze od wujka Polla. Pollo przygląda mu się z uśmiechem. Jak niewiele trzeba, żeby uszczęśliwić dziecko. Wystarczą dwie, trzy prezerwatywy. On tego wieczoru i tak by ich nie użył. Z sypialni nie dobiegają żadne odgłosy. Step pewnie też ich potrzebuje, pokpiwa w duchu Pollo. A że zaczyna się nudzić, postanawia załatwić kilka telefonów.


W półmroku pokoju pełnego zabawek Step głaszcze dziewczęce plecy, ramiona. Przeciąga ręką wzdłuż jej ramienia, unosi je do swoich ust, całuje. Przebiega ustami po całej jego długości. Babi ma oczy przymknięte, pozostając w słodkiej niewoli jego pieszczot. Step delikatnie otwiera jej rękę, całuje wnętrze dłoni, po czym kładzie ją na swojej nagiej piersi, jakby poddając ją jego myślom. Babi pozostaje nieruchoma, nagle zlękniona. O Boże, zrozumiałam. Ale nigdy tego nie zrobię. Nigdy tego nie robiłam. Nic potrafię. Step nadal całuje ją czule w szyję, za uszami, w usta. Jego ręce, pewniejsze i spokojne, bardziej doświadczone, opanowują jej ciało jak łagodne fale, pozostawiając na tej nieznanej plaży rozbitka rozkoszy.

Wreszcie, pociągnięta przez ten prąd, popchnięta przez tę bryzę namiętności, i ona się budzi. Nabiera odwagi. Ożywa w tym łożu oczekiwania, na którym została złożona, i zaczyna go pieścić. Step przygarnia ją mocniej do siebie, dodając jej otuchy i ufności. Babi ulega temu nastrojowi. Jej palce stąpają leciutko po jego skórze. Czuje jego brzuch, mocne mięśnie. Każdy stopień tego zstępowania jest dla niej urwiskiem, przepaścią, krokiem trudnym, prawie niemożliwym. A jednak musi go uczynić i, powstrzymując oddech w mrokach pokoju, nie decydując się, skacze. Odnajduje się w tej wędrówce wśród pierwszych kędziorków ponad krawędzią dżinsów, przy tym guziku, także pierwszym, jak wszystko, co się tu zaczyna. Czemuś pomyślała o Pallinie. Jest pewniejsza siebie, bardziej doświadczona. Wyobraża sobie, jak zareaguje, jak jej opowie. Wiesz, dalej już nie mogłam, nie poradziłam sobie. Więc przełamuje się, jeszcze jeden skok. Udaje się. Odpina ten pierwszy, złocony guzik, który wyskakuje z pętelki z suchym chrzęstem. W ciszy pokoju rozlega się wyraźnie, bez skrupułów, pewnie dociera do jego uszu. Poradziła sobie. Teraz wszystko jest łatwiejsze. Jej ręka, już pewniejsza, przesuwa się do drugiego guzika, potem trzeciego i dalej, aż spodnie zostają rozpięte. Step odsuwa się delikatnie i odrzuca głowę do tyłu. Babi jest natychmiast znowu przy nim. Skrywa swoje onieśmielenie w pocałunku, jakby wstydząc się najmniejszego oddalenia. I wtedy ten hałas nieoczekiwany. Trzaskanie drzwiami.

– Co się dzieje?

Czar pryska. Babi zabiera rękę i podciąga się.

– Co to było?

– Nie wiem. Chodź, wróć do mnie. – Przyciąga ją do siebie wraz z kolejnym hałasem. Coś się rozbija.