– Zostaw go, ty tchórzu! Przestań!

Step odwraca się i silnym pchnięciem odrzuca ją od siebie, Babi leci do tyłu, potyka się o chodnik i tracąc równowagę, ląduję na ziemi. Przez chwilę Step patrzy na nią. Chicco to wykorzystuje i usiłuje dostać się do samochodu. Ale Step jest szybszy.

Rzuca się na drzwi i przyciska mu pierś. Chicco wyje z bólu. Step bije go po twarzy. Babi podnosi się z ziemi. Jest obolała i zaczyna głośno wzywać pomocy. W tej samej chwili nadjeżdża jakiś samochód. W środku są państwo Accado.

– Filipie, popatrz! Co tu się dzieje? Przecież to Babi, córka Raffaelli!

Filippo zatrzymuje się i wysiada z samochodu, nie zamykając drzwi. Babi biegnie mu naprzeciw, wołając:

– Rozdzielcie ich, prędko! Oni się pozabijają!

Filippo rzuca się na Stepa od tyłu, unieruchamiając mu ramiona.

– Dość! Zostaw go!

Trzyma go w objęciach, odciągając od samochodu. Chicco, uwolniony wreszcie z pułapki drzwi, masuje sobie pierś a potem, wciąż przerażony, wsiada do wozu i ucieka na pełnym gazie.

Step, chcąc się wyswobodzić z uchwytu pana Accado, pochyla głowę do przodu, po czym z rozmachem odrzuca ją do tyłu. Uderza nią silnie w twarz przeciwnika. Okulary pana Accado spadają na ziemię, rozbijając się, podobnie jak rozbity jest nos samego pana Accado, który zaczyna krwawić. Z trudem utrzymuje on równowagę, podnosząc ręce do zakrwawionego nosa i nie wiedząc, w którą stronę się ruszyć. Wzrok go zawodzi, niemal płacze z bólu. Marina biegnie mu na ratunek.

– Ty zbóju, bandyto! Nie zbliżaj się, nie waż się go tknąć! A kto chciałby go tknąć! Kto mógłby się spodziewać, że to taki stary dziad zaatakował go od tyłu. Step w milczeniu patrzy na rozkrzyczaną kobietę.

– Zrozumiałeś, łobuzie? Ale na tym się nie skończy! – Marina pomaga mężowi wsiąść do samochodu, włącza silnik i z pewną trudnością odjeżdża. Pani Accado nie prowadzi prawie nigdy, jedynie w wyjątkowych okolicznościach. I takie właśnie zaszły. Nie zdarza się przecież często, by mąż dostawał takie lanie na ulicy.

Babi podchodzi do Stepa i staje przed nim.

– Ty jesteś wściekła bestia, zwierzę, budzisz we mnie wstręt! Nie masz szacunku dla niczego ani dla nikogo.

On patrzy na nią z uśmiechem. Babi kręci głową.

– Nie rób miny debila.

– Można wiedzieć, czego chcesz ode mnie?

– Niczego. Co ja mogę mieć z tobą wspólnego? Czego można chcieć od bandziora? Uderzyłeś starszego człowieka.

– Po pierwsze, to on mnie zaatakował, a po drugie, któż, do diabła, mógł wiedzieć, że to taki stary gość? Po trzecie, tym gorzej dla niego, bo niech się nie wtrąca w nie swoje sprawy.

– Ach tak! A więc ktoś, kto nie pilnuje swoich spraw może oczekiwać, że go rąbniesz głową tak. że się nie pozbiera? Ty nic już lepiej nie mów! A przecież on był w okularach, popatrz… – Zbiera to, co zostało z okularów. – Ty mu je rozbiłeś. I co, jesteś zadowolony? Wiesz, że to zbrodnia uderzyć kogoś w okularach?

– Znowu to samo? Tę historyjkę to ja słyszę od dziecka, o wymyślił taką bzdurę? – Step idzie do swego motoru. Wsiada na niego. – Pewnie jakiś szmatławy okularnik, facet, który się boi się zostać bez forsy i żarcia, więc na wszelki wypadek wkłada okulary i potem opowiada brednie. – Step włącza silnik. – No dobra, żegnam. – Babi rozgląda się wokół. Nikt nie jedzie. Plac jest pusty.

– Jak to, żegnam?

– Wolisz inaczej? No to nie żegnam.

Babi parska speszona.

– A ja? Jak wrócę do domu?

– A skąd, do licha, mam wiedzieć? Mógł cię odwieźć twój przyjaciel, no nie?

– To niemożliwe. Pobiłeś go i przepędziłeś.

– To niby moja wina?

– A czyja? Posuń się, chcę wsiąść. – Babi jest już przy motorze i podnosi nogę, żeby ulokować się na tylnym siodełku.

Step leciutko puszcza sprzęgło i odrobinę odjeżdża. Babi patrzy na niego, on odwraca się i odwzajemnia spojrzeniem.

Kiedy Babi próbuje znowu wsiąść. Step powtarza manewr.

– Och, stój spokojnie, nie wygłupiaj się!

– Ej, nie, kochana. Jestem bestią, zwierzęciem, czujesz do mnie wstręt, a potem chcesz ze mną jechać? Siedzieć za kimś, kto nic ma szacunku dla nikogo i niczego? Ej nie, to za łatwe! Musisz być konsekwentna w życiu, konsekwentna, kochanie.

Step patrzy na nią poważnie, ma twarz człowieka, którego chciałoby się spoliczkować.

– Od kogoś takiego nie możesz oczekiwać, że cię podwiezie.

Babi mruży oczy z uczuciem narastającej nienawiści. Po czym rusza przed siebie Farnesiną.

– Czy nie mam racji?

Babi nie odpowiada. Step uśmiecha się do siebie i rusza za nią. Zrównuje się z nią na motorze.

– Wybacz, ale ja to robię dla ciebie. Potem byś żałowała, że poszłaś na kompromis. Lepiej, żebyś już pozostała przy swoim. Ja jestem bestia, a ty idziesz pieszo do domu. Zgoda?

Babi nie odpowiada, przechodzi na drugą stronę ulicy, patrząc prosto przed siebie. Idzie chodnikiem, więc Step również wjeżdża na chodnik. Trochę się unosi na podnóżkach, żeby złagodzić uderzenie krawężnika. – No jasne. – Znowu jedzie obok niej.

– Gdybyś mnie jednak przeprosiła, gdybyś wycofała to, coś powiedziała, i przyznała się do błędu, o, to wtedy co innego! Wtedy mogę cię odwieźć, bo to będzie konsekwentne.

Babi wraca na chodnik po drugiej stronie ulicy. Step jedzie za nią. Dogania ją i chwyta za kurtkę.

– No więc? Przecież to łatwe, powtarzaj za mną: proszę o przebaczenie za…

Babi uderza go łokciem, uwalnia się i zaczyna biec.

– Co za zachowanie! – Step przyspiesza i zaraz jest przy niej. – Wolisz więc iść pieszo aż do domu? I masz rację. Nie było mi lekko, kiedy cię niosłem na rękach pod prysznic. – Wyprzedza ją nieco i uśmiecha się do niej.

– A poza tym, jeśli mamy robić te rzeczy, to lepiej, żebyś straciła parę kilo, przecież nie mogę codziennie tak się męczyć. Ja już cię chyba przejrzałem i widzę, że jesteś klasycznym typem kogoś, kto woli być na górze, prawda? Tym bardziej musisz schudnąć, bo inaczej mnie zgnieciesz!

Babi już dłużej nie wytrzymuje. Chwyta butelkę wystającą Z kosza na śmieci i pełna gniewu rzuca nią w chłopaka. Step ostro hamuje i błyskawicznie się uchyla. Butelka przelatuje mu nad głową, ale motor gaśnie i omal się nie przewraca, Step z najwyższym wysiłkiem przytrzymuje go tuż nad ziemią i podciąga z powrotem do góry. Babi rzuca się do ucieczki. Step traci trochę czasu, żeby ponownie uruchomić silnik.

Z bocznej ulicy wyjeżdża ktoś starym modelem golfa i widząc samotnie biegnącą dziewczynę, zrównuje się z nią.

– Hej, śliczna blondynko, chcesz, żeby cię podwieźć?

– Hej, śmierdzielu, chcesz w mordę?

Facet patrzy na Stepa, który nagle znalazł się między nimi, już wie, że dziewczyny nie dostanie, ale w twarz, owszem, może. Odjeżdża więc, kręcąc ze złością głową. Podnosi jeszcze prawą rękę na znak, że rozumie, i rezygnuje bez żalu, nie będzie się awanturował. Step patrzy, jak się oddala, po czym dogania dziewczynę i przecina jej drogę.

– Wsiadaj, dość tej zabawy!

Babi próbuje go wyminąć, ale on blokuje ją przy murze. Babi chce się cofnąć i obejść go od tyłu, wtedy on przytrzymuje ją za kurtkę.

– Powiedziałem wsiadaj!

Przyciąga ją do siebie rozeźlony. Babi odwraca przestraszoną twarz. On zagląda w jej czyste, głębokie oczy, które patrzą na niego z lękiem. Powoli uwalnia ją z uchwytu, uśmiecha się do niej.

– Mówię, że odwiozę cię do domu, bo inaczej ten wieczór skończy się tym, że pokłócę się z polową świata.

W milczeniu, podając tylko adres, sadowi się za nim. Motocykl rusza szybko, jakby z gniewem skacząc do przodu. Babi instynktownie obejmuje Stepa. Jej ręce mimowolnie sięgają pod kurtkę, dotykając nagiego ciała. Jego skóra jest elastyczna i ciepła w chłodzie nocy. Pod jej palcami poruszają się sprężyste, dobrze wyczuwalne mięśnie. Perfekcyjnie wyrobione, przesuwają się przy każdym najmniejszym ruchu. Wiatr owiewa jej policzki, mokre włosy rozsypują się w powietrzu. Motor kładzie się na zakręcie, ona obejmuje go mocniej i zamyka oczy. Jej serce zaczyna bić szybciej. Zastanawia się, czy to tylko strach. Słyszy szum innych samochodów. Teraz są na większej ulicy, już nie jest tak zimno, odwraca twarz i przytula policzek do jego pleców – wciąż nie otwierając oczu, poddaje się kołysaniu w dół i w górę, w rytm warkotu silnika pod sobą. Potem już nic. Cisza.

– Mógłbym tak pozostać przez całą noc, a nawet poszedłbym dalej, czy głębiej, znalazłbym, czyja wiem, jakąś lepszą pozycję…

Babi otwiera oczy i rozpoznaje sklepy wokół, teraz pozamykane, te same, które widzi codziennie od sześciu lat, od kiedy tu się sprowadzili. Zsiada z motocykla, Step bierze głęboki oddech.

– Nareszcie, myślałem, że mnie udusisz.

– Przepraszam, bałam się, pierwszy raz jechałam na motorze z tyłu.

– Zawsze jest jakiś pierwszy raz.

I właśnie w tej chwili zatrzymuje się w pobliżu czyjś mercedes. Wysiada z niego Raffaella i biegnie w ich stronę. Nie może uwierzyć własnym oczom.

– Babi, tysiąc razy prosiłam cię, żebyś nie jeździła na motorze z tyłu! I dlaczego masz mokre włosy?

– Naprawdę, mamo…

– Pani pozwoli, że ja wszystko wyjaśnię. Ja nie chciałem jej podwozić. Prawda? Powiedz mamie, że nie chciałem. Ale ona bardzo nalegała… Tak się zdarzyło, że jej kawaler, ten z pięknym, lecz mocno zdeformowanym bmw, po prostu uciekł.

– Jak to: uciekł?

– Właśnie, zostawił ją na ulicy! Niech pani tylko pomyśli.

– Niewiarygodne!

– Istotnie. Natarłem mu uszu za to, niech pani będzie spokojna. – Step patrzy na Babi. – Prawda, Babi?

Potem ciszej do niej:

– Wiesz co, Babi? Podoba mi się twoje imię…

Zostawmy to teraz, mamo, porozmawiamy o tym trochę niej.

Claudio opuszcza okienko w samochodzie.

– Cześć, Babi.

– Cześć, tato. Step także go wita.

– Dobry wieczór panu! – Bawi go to nieoczekiwane rodzinne spotkanie. Natomiast Raffaella nie wygląda na zachwyconą.