– Miałeś przecież stąd wkrótce wyjechać, a taki projekt zabierze sporo czasu…

– Jeszcze nie wiem, co zrobię, czy wyjadę i dokąd. Znalazłem się na dość ostrym życiowym zakręcie… Myślałem, że mógłbym kupić gdzieś w okolicy dom i osiąść tu na stałe. Sama mówiłaś, że powinienem być blisko rodziny, a rodzinę mam właśnie tu.

Poczuła, jak coś ściska ją za gardło, a serce zaczyna walić jak młot. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie ani słowa.

– Chcesz się osiedlić w Maine? – wydusiła w końcu.

– Na dobre? – Dlaczego chciał koniecznie pokrzyżować jej plany, które łączyły się ściśle z jego wyjazdem. Czy życie musiało być aż tak skomplikowane? I dlaczego, gdy wypowiadał ostatnie słowa, poczuła ten zniewalający dreszcz szczęścia?

– Na razie jeszcze nic nie zdecydowałem – dodał szybko, widząc na jej twarzy przerażenie.

– Sally byłaby zachwycona – wykrztusiła.

– Ale ty nie wyglądasz na szczęśliwą.

– Ja…? W tej sprawie moja opinia w ogóle się nie liczy – wybrnęła jakoś.

– Dla mnie tak. Dlaczego nie chcesz, żebym tu został?

– zapytał wprost.

Nie przestrzegał zasad. Nie wolno mu było stawiać takich pytań. Zawarli przecież umowę…

– Przyznaj się, zwyczajnie się boisz, prawda? Sama myśl o tym, że mógłbym mieszkać niedaleko i kręcić się w pobliżu, napawa cię przerażeniem.

Znalazła się nagle w potrzasku. Takie zbliżenie z nim oznaczało koniec niezależności, wiedziała to na pewno. Najrozsądniej byłoby więc natychmiast odrzucić propozycję współpracy. Ale jak to zrobić, kiedy pokusa była tak wielka? Marzyła o tym, marzyła już od lat, a w dodatku trafiał się jej wzięty fotograf o nadzwyczajnej reputacji. Z pewnością nie mieliby trudności ze znalezieniem wydawcy. Mogliby przeanalizować całą złożoność współczesnego społeczeństwa, relacje między ludźmi zarówno w pracy, jak i w rodzinie. Pokusić się o analizę socjologiczną wybranych miejsc, choćby na przykład centrów handlowych, pasaży czy blokowisk. Możliwości było nieskończenie wiele.

– To świetny pomysł i naprawdę chętnie podjęłabym wyzwanie, ale nie dziw się, że mam pewne obawy…

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę – powiedział, widząc iskrę, która zapaliła się w jej oczach. Sięgnął po długopis i bloczek i podał je Erin. Trzeba kuć żelazo póki gorące, pomyślał. Wspólny projekt to doskonała okazja, by lepiej się poznali. Poza tym był przekonany, że to niepowtarzalna szansa na radykalne zmiany w życiu. A może uda im się zawojować rynek, kto wie?

Erin natychmiast przystąpiła do sporządzania planu działania. Skrzętnie zapisywała pomysły, którymi sypała jak z rękawa. Była niezwykle podekscytowana, paplała niemal bez przerwy, nie mogąc powstrzymać potoku słów. Wkrótce i Nathan zaraził się jej entuzjazmem.

– Wiesz co, a może już teraz spróbujemy się nieco rozejrzeć? Zobaczymy, co uda się nam załatwić od ręki – zaproponował.

W odpowiedzi ujrzał szeroki uśmiech na twarzy Erin.

Cały weekend jeździli po Portlandzie, rozmawiali z różnymi ludźmi, opowiadali o swoich pomysłach i robili zdjęcia.

W niedzielę wieczorem zdjęcia były gotowe. Rozłożyli je na stole i stali nad nimi, próbując dokonać wstępnej selekcji i dopasować do nich notatki sporządzone przez Erin.

– Jesteś genialny! Wciąż nie rozumiem, jak ci się udało przekształcić łazienkę Sally w ciemnię fotograficzną, ale wiem, że to absolutnie genialny pomysł. Nie mogłam się już doczekać, żeby zobaczyć te zdjęcia.

– Wiesz – spojrzał na nią poważnie – to był naprawdę wspaniały weekend, Erin. Myślę, że odwalamy kawał dobrej roboty i ani Sally, ani Thomas nie będą nam mieli za złe tej czerwonej lampki w swojej łazience.

Jego piękne oczy zawsze wywoływały w niej niepokój. Stała przez moment jak zahipnotyzowana i nie mogła oderwać od niego wzroku.

– Chodź ze mną. – Podszedł bliżej i ujął ją za rękę. Przeszli do salonu. Cudownie było czuć na sobie jego gorące spojrzenie i słyszeć czuły szept:

– Nadal uważasz, że jestem słodki?

Wprawdzie nie odpowiedziała, ale wyraźnie było widać, że nie zmieniła zdania. Choćby chciała, nie potrafiła mu się oprzeć ani odmówić sobie cudownych chwil spędzonych w jego objęciach. A wszystko z powodu tych nieziemskich oczu i długich rzęs.

Pokiwała głową. Siedzieli jakiś czas na sofie, wpatrując się w siebie, aż wreszcie Nathan zapytał:

– Wystarczająco słodki, by mnie pocałować?

– Ale dziś przecież nie piątek – powiedziała niepewnie, przypominając o tym bardziej sobie niż jemu. Najchętniej uciekłaby z pokoju, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.

Już bez słowa położył głowę na jej kolanach, a dłoń Erin bezwiednie powędrowała w kierunku jego włosów.

– A nie moglibyśmy już dziś wrócić do naszych negocjacji? – odezwał się po chwili i objął ją czule.

Zadrżała, a jej ciało zalała fala ciepła.

– Dlaczego każda nasza wieczorna rozmowa kończy się tym samym?

– Czyli czym? – zapytał, udając, że nie rozumie, o co chodzi.

– Taką bliskością…

– Bo bardzo cię lubię, słodka bibliotekarko. – Przyciągnął ją do siebie, a ich usta połączyły się w gorącym pocałunku.


Lot numer 1532 z Aten, godzina 6.30, 2 grudnia.

Erin wpatrywała się w swój notes Za dwa dni wracają Thomas i Sally. Tyle miała biegania, że nawet się nie spostrzegła, kiedy minął ten ostatni tydzień. Nathan prawie co dzień podwoził ją do pracy, a potem odbierał, czego naturalnie nie omieszkała skomentować nawet pani Appleton. Erin starała się jednak nie reagować w żaden sposób na jej uwagi, zwłaszcza że wcale nie były takie dalekie od prawdy. Spędzała z Nathanem niemal każdą wolną chwilę. Po południu kursowali po mieście w poszukiwaniu interesujących miejsc i sytuacji, które pasowałyby do ich projektu.

Za to wieczory stawały się z dnia na dzień coraz bardziej ryzykowne i stawiały pod poważnym znakiem zapytania dotychczasowe, niezłomne postanowienia. Ramiona Nathana przyciągały ją niczym magnes i było jej coraz trudniej rozstać się z nim przed snem, zwłaszcza że wiedziała, iż wystarczy przejść zaledwie kilka kroków, by znowu cieszyć się wzajemną bliskością. Nie potrafiła sobie tego odmówić. Przy Nathanie emocje zawsze brały w niej górę nad rozsądkiem. W głowie miała mętlik i mieszaninę sprzecznych uczuć. Nie za bardzo potrafiła sobie z tym poradzić. Co gorsza, przestawała już rozumieć, dlaczego właściwie koniecznie starała się trzymać go na dystans. W tej sytuacji wszystkie jej plany brały w łeb, a przecież już za siedem tygodni miała wyznaczony termin w klinice. Kiedyś ten czas wydałby się jej wiecznością, a dziś miała wrażenie, że to tuż-tuż.

Ciekawe, co powiedziałby Nathan, gdyby się dowiedział, że jestem w ciąży, pomyślała. Doskonale wie, że nie jestem związana z żadnym mężczyzną, więc z pewnością nie kupiłby historyjki o przelotnej przygodzie z jakimś przystojniakiem. Ale przecież już za dwa dni, gdy przyjedzie Tom z żoną, wszystko się skończy. Wrócę do dawnego trybu życia. Gdy już znajdę się z dala od czarodziejskiej aury Nathana, z pewnością odzyskam całkowitą jasność myślenia, pocieszała się. Nie wolno mi się teraz zakochać, co najwyżej może połączyć nas książka, nad którą mamy wspólnie pracować. Gdyby nie to, z pewnością bardzo szybko wymazałby mnie z pamięci, a ja jeszcze długo bym cierpiała, gotowa zmienić dla niego wszystkie życiowe plany. Tak to bywa z facetami. Nie, nie mogę sobie na to pozwolić, już niedługo się rozstaniemy i znowu będę myślami wyłącznie przy moim dziecku. Z Nathanem połączą mnie jedynie sprawy czysto zawodowe. Żadnych awantur i wyrzutów, tylko spokój i opanowanie, postanowiła. Nie wolno mi dopuścić do tego, by Tom i Sally zaczęli coś podejrzewać. Wówczas szybko doszliby do wniosku, że to dziecko Nathana i jeszcze zechcieliby nas nakłaniać do małżeństwa. Nie wiadomo, czym by się to skończyło, może nawet i rozbiciem rodziny, bo każdy czułby się w obowiązku wziąć stronę swojego rodzeństwa. Zamyśliła się na chwilę. Ale po co ja tu roztaczam takie wizje, jakby zbliżał się koniec świata? Po co ta panika? Nathan przez cały czas dobrze się bawi, a przecież ja nigdy nie dawałam mu odczuć, że może liczyć na coś więcej. Wręcz przeciwnie, nieustannie podkreślałam, że nie chcę i nie mogę się z nikim wiązać. W sobotę rano pojedziemy razem po Thomasa i Sally. W drodze na lotnisko wszystko mu wyjaśnię. Nie będzie miał czasu, by robić mi sceny albo czynić wyrzuty, zwłaszcza że wracać będziemy już w towarzystwie. Wkrótce potem, może nawet jeszcze tego samego dnia, wyprowadzę się i cała sprawa przycichnie. Tak, to doskonały pomysł.

Erin była zadowolona ze swojego planu i jeszcze tylko projekt napisania wspólnej książki stanowił dla niej pewien problem. Wiedziała jednak, że i z tym się upora.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

To nasz ostatni wspólny dzień, pomyślała Erin i spojrzała na zegarek. Miała nadzieję, że Nathan wstanie dziś trochę wcześniej niż zwykle. Chciała z nim porozmawiać, zanim pójdzie do pracy. Dzisiejszy wieczór będzie zupełnie wyjątkowy, postanowiła, dziś nie czas na problemy, komplikacje i rozterki.

Skrzypnęły drzwi i do kuchni niespodziewanie zajrzał Nathan. Miał na sobie jeszcze piżamę i przeciągle ziewał. Natychmiast gdy ją zobaczył, posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów. Zaspany, z potarganymi włosami wyglądał jak chłopiec, który zamierza coś spsocić. Mimowolnie kąciki jej ust powędrowały ku górze, ale próbowała to ukryć za kubkiem z kawą. Bezskutecznie.

– Cześć, podoba ci się moja nowa piżama? Kupiłem ją z myślą o tobie. Pamiętasz? Na początku naszej znajomości wytknęłaś mi jej brak.

– Śliczna, tylko zapomniałeś ją uprasować. – Próbowała zlekceważyć jego słowa, jednak na wspomnienie tamtej nocy jej policzki oblały się rumieńcem. Czy pamiętał, że to ich ostatni wspólny dzień? – Jutro rano odbieram Sally i Toma z lotniska, pojedziesz ze mną?

– Oczywiście, jeśli tylko mnie obudzisz.