Wolno ruszył w jej stronę.

– Co tu robisz? – spytała nieśmiało, jakby obawiała się odpowiedzi.

– Przyjechałem, ponieważ jest coś, co muszę ci wyznać. Kocham cię – wyciągnął ku niej ręce. – Kocham cię tak bardzo, że już się nie boję. Chcę usłyszeć, jak mówisz, że i ty mnie kochasz, tak jak robiłaś to w mych snach. Powiedz, że to nie były jedynie marzenia.

Drżące ciało, miękkie usta całujące jego twarz, oczy i dłonie Sereny udzieliły mu wystarczającej odpowiedzi.

– Nie – szepnęła po chwili. – To nie były tylko marzenia. A jeśli nawet, to i ja musiałam marzyć.

Kiedy byłeś nieprzytomny, otworzyłam przed tobą serce, jak nigdy przedtem. Nie wiedziałam, czy mnie słyszysz…

– Słyszałem wszystko, ale kiedy się ocknąłem, byłaś taka obca.

– Tylko dlatego, że ty sprawiałeś wrażenie zupełnie obojętnego. Byłam zrozpaczona, myślałam, że coraz bardziej oddalamy się od siebie. Przyjechałam tu, bo było to jedyne miejsce, gdzie wciąż mogłam czuć twoją bliskość.

– Zawsze będę blisko ciebie – przyrzekł, całując ją raz za razem. – Od tej chwili aż do końca życia… i dalej.

Kropla deszczu spadła z gałęzi wprost na jej twarz, jak wtedy, wiosną. Delikatnie osuszył jej policzek i cicho powtórzył słowa, które wtedy wypowiedział.

– Chodź, ukochana. Chodź ze mną do domu… na zawsze.

Lucy Gordon

  • 1
  • 22
  • 23
  • 24
  • 25
  • 26