– Połóż się – poleciła, patrząc mu prosto w oczy.

Zmrużył powieki

– Połóż się – powtórzyła, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć – Przecież właśnie o to ci chodzi, nieprawdaż? Chcesz, żebym sprawiła ci przyjemność. Żebym odegrała role, jaką mi przydzieliłeś – dodała z goryczą.

– Rolę, której dobrowolnie się podjęłaś – odgryzł się, lecz zauważyła, że jego męskość zesztywniała jeszcze bardziej.

– A wiec dobrze. Pozwól mi odegrać tę rolę. Połóż się na łóżku. Tym razem spełnił jej prośbę. Położył się na plecach na niedźwiedziej skórze; jego muskularne ciało wspaniale prezentowało się na czarnym futrze. Jest jak niedźwiedź, pomyślała. Niebezpiecznie jest się do niego zbliżyć. Dotknięcie grozi Śmiercią, Była jednak zbyt oszołomiona jego męską krasą, by zachować ostrożność.

Podeszła do łoża i przez chwilę jedynie patrzyła na niego w milczeniu. Był wspaniale umięśniony, jego gładką skórę znaczyły blizny – skutki męskiego rzemiosła. Ucz blizny te jedynie potęgowały jego urok. Był jak ranny w walce niedźwiedź, który wielokrotnie walczył w obronie swego terytorium. Nawet owłosienie nóg, torsu i podbrzusza było tak czarne jak u niedźwiedzia.

Poczuła ciarki rozchodzące się po całym ciele. Gdyby ją kochał…

Uwięził jej dłoń w kleszczowym uścisku i przyciągnął do swej męskości. Niemal fizycznie czuła jego gniewne spojenia. Omal nie zbiło jej to z tropu.

Kiedy przesuwał jej dłonią po swym ciele, z najwyższym trudem opanowała chęć wyszarpnięcia ręki z jego uścisku. jednak gdy spojrzała na jego twarz, paniczny strach natychmiast się ulotnił. W jego oczach dostrzegła cierpienie. Twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale oczy…Bez zastanowienia pochyliła się i pocałowała go w usta. Poczuła, że sztywnieje; tego się nie spodziewał. Lecz to jedynie ją ośmieliło, pocałowała go jeszcze raz tak namiętnie, że przez chwilę czuła strach iż domyśli się jej prawdziwych uczuć. Miłości.

Łączyło ich wiele intymnych chwil, jednakże pocałunki zawsze najpełniej wyrażały uczucia. Całował ją z okazji ślubu, a potem dopiero wtedy w lesie nad potokiem. Przyjmowała jego pocałunki jeśli już nie,jako oznakę miłości, to na pewno jako deklaracje, że czuje się jej opiekunem. A teraz to ona pokazywała, jak bardzo jej na nim zależy, jak bardzo go kocha. Nie wiedziała tylko, czy Axton rozumie i przyjmuje te jej wyznania.

Mruknął, jakby chciał zaprotestować. Lecz kiedy obwiodła jeżykiem jego wargi, rozchylił je. a kiedy ich języki się spotkały, poczuła słodkie ukłucie triumfu. Pocałowała go; odwzajemnił pocałunek i nagle wciągnął ją na łoże. Na siebie.

To było czyste szaleństwo, ich usta, języki, ciała idealnie dostroiły się do niespokojnego rytmu. Ujeżdżała go zapamiętale, upajając się swą władzą i czując że on ją akceptuje. Miał zamiar ją posiąść, lecz role się odwróciły. Już po wszystkim – po tym, jak chwycił ją gwałtownie i osiągnął spełnienie, a ona miała wrażenie, że omdlewa z rozkoszy – długo leżeli ciasno spleceni, zdyszani, potargam.

Dopiero wtedy Linnea zakończyła pocałunek i wtuliła twarz w zagłębienie ramienia Axtona.

Oboje walczyli o złapanie tchu. Objął dłońmi jej posiadło. Kiedy wrócili do rzeczywistości, przesunął ręką wzdłuż kręgosłupa, kolejno dotykając palcami drobnych wypukłości.

Gdyby w tym momencie miała odejść z tego świata, umarłaby szczęśliwa w objęciach ukochanego mężczyzny.

Lecz po chwili jego pieszczoty ustały; Linnea poczuła, że zaszła w nim jakaś zmiana. Jakby nagle wynurzył się z mgły i zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje i z kim. Nawet północny wiatr owiewający lodowatymi podmuchami ich rozgrzane ciała nie ostudziłby jej tak szybko, jak napięcie, które znowu zawładnęło Axtonem.

Natychmiast opadła na łóżko, ale nie pozwolił jej wstać. Chwycił ją za włosy i zmusił do spojrzenia na niego. Gdy zobaczyła wyraz jego oczu, omal nie pękło jej serce.

– Co takiego masz w sobie, że tak łatwo rzucasz na mnie czar? Jakie czarodziejskie zaklęcie? Jaka czarcia sztuczka? – Świdrował ją oczami. Czy to me sam czart nauczył cię tych sztuk? Umiejętności zawładnięcia męskim ciałem i duszą?

Chwycił ją za nogę i nacisnął bliznę kciukiem.

– Czy to ten znak? Czy to sam diabeł przysłał cię żebym przeżywał piekło na ziemi?

– A co ja mam myśleć o tobie? – wykrzyknęła z rozpacza – Czyż nie jesteś dla mnie okrutny?

Był jednak zbyt rozsierdzony, by słuchać. Wymamrotawszy pod nosem przekleństwo, odsunął się od niej.

– Idź precz, wiedźmo! Precz z moich oczu!

To, że dostrzegła w jego oczach smutek, nie złagodziło jej bólu. Zmuszając się do opanowania, podniosła z ziemi koszulę i suknie.

– A teraz, skoro jesteś już zaspokojony, czy mam iść do Henryka? Podobno cechą dobrego pana jest umiejętność dogodzenia zwierzchnikowi. Dzielenie się z nim kochanką jest po prostu oznaką gościnności. – Ubrała się pospiesznie i spojrzała na niego pałającym wzrokiem. – Ale powiedz mi, milordzie, czy zanim do niego pójdę, powinnam zmyć ślady tego, że byliśmy ze sobą, czy też może woli kobiety jeszcze rozgrzane po stosunku z innym mężczyzną?

Nie czekając na odpowiedź, wybiegła z komnaty.

24

Nie dzieliła łoża z Henrykiem. Tego mógł być pewien, bo gdy niekompletnie ubrany próbował wedrzeć się do komnaty Henryka, Reynold zagrodził mu drogę. – Nie ma jej tutaj – powiedział, wskazując schody ruchem głowy. Nie miał pojęcia, dokąd poszła, gdzie miała zamiar spędzić noc. Wmawiał sobie, że nic go to nie obchodzi. Nie miał tylko zamiaru dzielić się nią z żadnym mężczyzną, a zwłaszcza z Henrykiem, jednakże poza tym jej los był mu obojętny.

Powtarzał to sobie potem tysiące razy tej nocy, która zdawała się nie mieć końca. Było mu obojętne czy płakała. Czy żałowała tego, że go oszukała. Było mu wszystko jedno, czy śpi teraz skulona w jakimś zimnym kącie, czy w objęciach swej tchórzliwej siostry. Interesowało go jedynie to, by móc ją mieć, ilekroć będzie jej pożądał.

Nie będzie to jednak takie łatwe jak wtedy, gdy myślał, że jest jego żoną.

Boże, ile by dał za to. żeby nie czuć tego wariackiego pożądania!

Było to jednak coś więcej niż pożądanie, i dobrze o tym wiedział.

Gdyby w grę wchodziło jedynie pożądanie, wystarczyłaby mu jakakolwiek kobieta. Lecz nie miał ochoty na żadną inną – ani na jej siostrę, ani na dziewki, które przysyłał mu Peter. Pragnął tylko Linnei, kobiety, która była źródłem jego bólu, a zarazem pozostawała jedyną osobą, u jakiej miał ochotę szukać ukojenia.

Niech Bóg jedyny broni przed takim dziwactwem! Kiedy w końcu zapadł w niespokojną drzemkę, śniła mu się, walka, okrutna rzeź i uśmiechnięta twarz czekającej na niego Linnei. To niebyła Beatrix. Doskonale widział różnice pomiędzy nimi, Na pewno czekała na niego Linnea. Linnea, która zawsze znikała, zanim zdołał jej dotknąć. Obudził się w paskudnym nastroju. Doskonałym do bitwy, pomyślał, myjąc się pospiesznie. Peter pomógł mu się ubrać, po czym obaj udali się na modlitwę do kaplicy. Na zamku panowało już niezwykłe ożywienie i gdziekolwiek się pojawili, towarzyszyły im zaciekawione spojrzeniu,

Powszechnie zdawano sobie sprawę, że nadchodzi niezwykły dzień, chociaż nikt nic potrafił przewidzieć, co przyniesie. Wszyscy, od dziewek kuchennych po rycerzy z trzech różnych świt, z niezdrowym zafascynowaniem oczekiwali nadchodzącej walki, Nie tylko jego życie było tu zagrożone, lecz Axton nie miał zamiaru o tym myśleć. Musiał skoncentrować się na osobie Eustachego de Montforta, poznać jego mocne strony, a przede wszystkim jego słabości. A największą z nich było zarozumialstwo,

Axton widział Eustachego w walce, zarówno na polu bitwy, jak i w turniejach. Imponował siłą i wytrzymałością. Jednakże łatwo gubił, gdy coś mu się nie udawało. Kluczem do sukcesu było wyprowadzenie rywala z równowagi.

Axton miał zamiar go rozdrażnić, a potem jak najszybciej się rozprawić. Jednakże dopiero za kilką godzin miał się przekonać, czy uda mu, się ów prosty plan wprowadzić w życie.

Henryk wstał późno, potem niespiesznie się kapał. Zanim zszedł na dół na śniadanie, w kuchni zaczęto już przygotowywać popołudniowy posiłek. – Przedłuża sobie przyjemność oczekiwania na widowisko – sarkał Peter, kiedy Henryk sadowił się na lordowskim krześle. – Dobrze się bawi.

Lecz Axton skwitował te pretensje wzruszeniem ramion. W tym dniu to nie Henryk był jego wrogiem, niezależnie od swych prób zadania mu bólu. Nie, Axton czekał na Eustachego. Był gotów cierpliwie znosić humory Henryka aż do konfrontacji z rywalem.

Zauważywszy, że Henryk spogląda na niego, podszedł do księcia.

– Domyślam się, że to wina tego, że rezydujesz tu od niedawna – zaczął Henryk. – Musisz się jeszcze nauczyć, jak należy gościć monarchę. Moje łoże było zimne. – Uśmiechnął się, ukazując równe zęby. – Czułem się bardzo samotnie.

Chociaż Axton usłyszał ton przygany w głosie Henryka i dobrze wiedział, że książę chciał dzielić łoże z Linnea, nic miał zamiaru pozwolić znęcać się nad sobą.

– Mysie, że powinieneś posiać po Eleanor, milordzie. Jestem pewien, te tęskni za tobą równie mocno, jak ty za nią.

Henryk nie przestawał się uśmiechać.

– Dlaczegóż miałbym tęsknić do jednej kobiety, kiedy jest tyle innych dookoła… – Wzruszył ramionami i rozejrzał się po sali. – Ale gdzie są pozostali uczestnicy dzisiejszego dramatu? Nic powiesz mi chyba, że Eustachy zbiegł pod osłoną nocy.

Axton położył dłoń na rękojeści miecza.

– O, nie pozwoliłbym mu tak łatwo uciec. Oczy Henryka rozbłysły ożywieniem.

– To dobrze. Bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że dzisiejszy pojedynek dostarczy wszystkim wielu wrażeń… i że nikt nie straci życia – dodał.

Tym razem Axton nie potrafił się opanować.

– Nic możesz szczuć nas na siebie jak psy, a potem twierdzić, że ma to być walka bez rozlewu krwi!

– Oczywiście, że mogę. – Henryk przestał się uśmiechać i wychylił się w stronę Axtona. – Nikt nie zginie. Potrzebuję wszystkich moich rycerzy. W razie zwycięstwa czeka cię odpowiednia nagroda… piękna Beatrix de Valcourt i to wszystko – dodał, wskazując zamek i otoczenie. – A swoją drogą, gdzie też ona się podziewa… ona i jej równie piękna siostra?