W przedłużającej się ciszy Eustachy otoczył dziewczynę ramieniem i władczym gestem przyciągnął do swego boku. Zaniepokojona, posłała szybkie spojrzenie Axtonowi, po czym przeniosła wzrok na sir Eustachego, który spode łba przypatrywał się swemu wrogowi.

– Nie myśl sobie że uda ci się zyskać coś więcej niż możliwość patrzenia na nią – warknął ostrzegawczo.

Lecz Axton nie zwracał uwagi na pogróżki Eustachego i nie przestawał wpatrywać się w Beatrix. Była różnica – w oczach! Zauważył ją, mimo że ich spojrzenia skrzyżowały się jedynie na chwilę. Szeroko rozstawione oczy miały ten sam kolor, co oczy Linnei, lecz ta dziewczyna się go bała. Wyczytał to z wyrazu jej twarzy; czul, że załamałaby się w obliczu jego gniewu lub ataku jego ciała.

Lecz Linnea się nie załamywała. Nigdy nawet nie przyszło mu to do głowy, że to się może stać: Stawiała mu czoło z buntowniczą miną i przeciwstawiała mu się nawet gdy była przerażona. Napiął mięśnie prawego ramienia, wiedząc, że wciąż goi sie tam rana po tym jak skaleczyła go sztyletem. Beatrix nigdy nie schowałaby noża w łóżku. Nigdy nie walczyłaby z nim tak jak jej siostra.

Chociaż zauważenie tej różnicy miedzy siostrami w pewien sposób go zadowoliło, me czyniło to jednak sprawy prostszą. Napotkał dziki wzrok Eustachego.

– Poślubienie tej kobiety w żadnym razie nie może być poczytane za zaszczyt, jest jak przekleństwo, które muszę znieść, żeby odzyskać mój dom! odzyskam go – zapowiedział buńczucznie.

Beatrix gwałtownie zaczerpnęła tchu i omal nie upadła, kiedy Eustachy rzucił się w przód. Lecz Henryk gwałtownie zrugał przeciwników, powstrzymując ich od chwycenia za broń.

– Zaniechajcie waśni! Niepodobna, żeby awantura miała rozstrzygać to, o czym powinien przesądzić pojedynek! – Roześmiał się hałaśliwie i poklepał Axtona po ramieniu. – No, pokaż mi tę kupę kamieni, o której mówiłeś, kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Pokaż mi te cuda i fortyfikacje, ale najpierw zaprowadź mnie do piwiarki. I do stołu, bo umieram z głodu i chcę jeść, pić i wspominać zwycięstwa przy szklanicy najlepszego piwa i najszlachetniejszego wina. Jutro będzie dość czasu na rozstrzygnięcie sporu między wami.

Linnea z przerażeniem obserwowała z okna kaplicy spotkanie Axtona i Beatrix. Biedna Beatrix. Biedny Axton!

Zadrżała na tę myśl. Coś podobnego: biedny Axton! Nie zasługiwał na współczucie, litość czy jakąkolwiek cieplejszą myśl. Jednakże nie powstrzymało jej to od tkwienia przy oknie. Na próżno starała się usłyszeć jakieś słowo z rozmowy czterech osób na dziedzińca, próbowała sie zorientować, w jakim są nastroju i jakie mają zamiary.

Natychmiast rozpoznała młodego księcia po jego wyniosłym sposobie bycia oraz po purpurowej szacie i srebrnym hełmie. Zobaczyła też Beatrix, spowitą w kremowe i złociste tkaniny i jaśniejącą niczym aniołowie zstępujący na ziemię. Potężny rycerz, który pomógł Beatrix zsiąść z konia, musiał być jej kandydatem na męża. Człowiekiem, którego Axton musiał pokonać.

A potem len człowiek rzucił się ku Axtonowi. Beatrix zachwiała się. Przerażona Linnea zaczerpnęła tchu, lecz książę zapobiegł pojedynkowi i po chwili wszyscy udali się do twierdzy.

Linnea skuliła się w małej, zimnej kaplicy. Co się teraz stanie? Kiedy Axton zmierzy się z rywalem? Kiedy będzie mogła zobaczyć się z siostrą?

A potem zniesiono z konia drobną postać siedzącą w lektyce i znów poczuła strach. To była babka. Poznała tę przygarbioną kobietę z charakterystyczną laską. Niczym wstrętna czarownica ze szlachetnego rodu, która zna każdy zakątek swojego królestwa i doskonale wie gdzie jej ofiary kulą się ze strachu, uniosła wzrok ku oknu kaplicy i wejrzała prosto w serce Linnei. Przynajmniej takie wrażenie odniosła Linnea jako ze na twarzy lady Harriet pojawił sie krzywy, złośliwy uśmiech triumfu. Dziewczyna pomyślała, ze starucha doskonale zna wszystkie jej uczucia; wie o jej miłości do Axtona i do Beatrix.

Z okrzykiem rozpaczy odwróciła się od okna. Otoczyła sie ramionami, jakby to w jakiś przedziwny sposób mogło uciszyć jej beznadziejne, niebezpieczne uczucia, jakby dzięki temu mogła zapobiec rozdarciu swej duszy.

– Są tam? – zapytał jej ojciec cichym, znużonym głosem.

Już sam fakt, że zdawał sobie sprawę, co się dzieje, był dowodem postępu, lecz Linnea nie potrafiła się z tego cieszyć. Jeżeli sir Eustachy zwycięży w walce, ojciec może odzyskać swój dawny wigor i wiarę w siebie. Z pewnością jego matka będzie uszczęśliwiona, ale Linnea będzie załamana. Niezależnie od tego, czy wygra Eustachy, czy Axton, jej życie i tak nie ma już żadnego sensu.

– Tak – odpowiedziała W końcu, starając się, by jej głos zabraniał jak najbardziej obojętnie. – Jest książę Normandii, jest babcia, Beatrix i… i mężczyzna, który się z nią ożeni.

Spodziewała się, że te wiadomości go pociesza, ale tak się me stało. Jeżeli choć trochę zmieniły jego nastrój, to tylko na gorszy. W ciągu ostatnich kilku tygodni bardzo wychudł, tak że niebieska tunika wisiała na nim, jak na kiju. Również skóra na jego policzkach była obwisła, jakby ze zmęczenia. Zmęczenia wiekiem.

Poczuła nagły przypływ gniewu.

– Dlaczego się me cieszysz? Czyż nie życzyłeś sobie właśnie tego by pojawił się bohater, który pomści wszelkie krzywdy, jakie wyrządził ci Axton, nawet, jeśli ten bohater jest człowiekiem Henryka, w takim samym stopniu jak Axton? Ale przecież to właśnie Axton zabił twojego syna, doprowadził jedną z twoich córek do upadku i zamierza ożenić się z druga. A co gorsza walczył o odzyskanie domu, który mu zabrałeś. Powinieneś być szczęśliwy, ojcze. Powinieneś zacierać z radości ręce i niecierpliwie oczekiwać chwili, w której jego krew rozleje się na tym dziedzińcu!

Porażony wybuchem jej gniewu, przykurczył się jeszcze bardziej ale dopiero gdy spojrzał na nią oczami pełnymi łez, gwałtownie ochłonęła, zawstydziła się swojego zachowania. Nie był w sranie odpierać jej ataków. Powinna była to wiedzieć i nie mierzyć sił z kimś tak bezbronnym,

Niepewnie podeszła do ojca, chcąc go pocieszyć. Pokręcił głową i uniósł ręce, próbując ją powstrzymać. Jego dłonie drżały jeszcze, kiedy przemówił.

– To wszystko… tak powinno być. – Zamrugał; łza spłynęła na jego pobrużdżony policzek. – Żałuję, że nie ma tu mojej Elli.

Elli? Linnea poczuła ciarki, biegnące wzdłuż kręgosłupa. Od lat nie wspominał żony. Imię matki w jego ustach napełniło Linneę trwogą.

– Mnie również jej brak, ojcze. – Wpatrywała się w jego wilgotne oczy i głębokie bruzdy na twarzy.

– Me powinna była mnie zostawiać – wyszeptał. Jego starcza twarz wyrażała dziecięcy żal do losu; – Nie chciała odejść, ale… ale Bóg mi ją zabrał. – Potrząsnął głową w oszołomieniu. – Chciałem dobrze. Chciałem. Ale – Trząsł musie podbródek i coraz więcej łez spływało po bladych policzkach. – Zgrzeszyłem przeciw zbyt wielu Jego przykazaniom.

Spojrzał na jedno z malowideł ściennych zdobiących kaplicę. Linnea odwróciła głowę i zobaczyła, że ojciec patrzy na malowidło przedstawiające Mojżesza, który trzyma tablicę z dziesięciorgiem przykazań.

– Zabijałem Dawałem fałszywe świadectwo. Pożądałem rzeczy bliźniego swego…

Jego glos załamał się tak żałośnie, że oczy Linnei napełniły się łzami.

– Ojcze, me powinieneś tak dręczyć się każdym swoim błędem.

Lecz on wpatrywał się w Mojżesza i zapewne jej nie słyszał.

Pożądałem żony mojego sąsiada – wykrztusił – Obraziłem nawet swa własną matkę. – Spojrzał na Linneę. – Chciała, żebyś została zamordowana, ale… – Urwał, jego ramiona uniosły się i opadły w rytm nierównego oddechu.

Babka uważała, że Linnea powinna była zostać zabita w dniu narodzin. Nigdy nie robiła z twego tajemnicy, ale nie mówiła dlaczego Linnea została ocalona.

Ella błagała żeby cię oszczędzić – powiedział ojciec – oszczędziłem cię, ale cię naznaczyłem. Wypaliłem ci piętno, a Ella… – Rozkleił się zupełnie.

Naznaczył ją? Ale gdzie? Linnea dyszała ciężko. Znamię. Tonie było znamię, tylko znak, piętno, które wypali! jej rodzony ojciec.

„On to zrobił! On to zrobił!”

Cofnęła się o krok.

– Ty to zrobiłeś? Zrobiłeś mi to…? – Oskarżycielski ton jej głosu odbijał się echem w jej głowie.

– Chciałem zadowolić swoją matkę. Chciałem dać jej satysfakcję. – Jego twarz poszarzała, ramionami wstrząsnął urywany szloch.

To nie powinno mieć żadnego znaczenia, wmawiała sobie Linnea. Nie powinno, ponieważ ból z powodu tego piętna był niczym w porównaniu z innymi cierpieniami, jakie musiała znosić, dorastając ze świadomością. że jest niekochana.

A jednak nie mogła pozostać obojętna wobec tego, co jej zrobiono. Ojciec zadał jej ból, okaleczył własne dziecko, niewinną istotkę, która przecież nie popełniła żadnego grzechu, przychodząc na świat jako druga! Druga! Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie!

Zapewne zdołałaby stłumić gniew, lecz w tej właśnie chwili drzwi kaplicy otworzyły się ze skrzypnięciem, a ostry stukot laski z metalowym okuciem oznajmił nadejście lady Harriet. Linnea odwróciła się gwałtownie; obecność babki obudziła jej czujność. Serce waliło jej jak oszalałe, mięśnie napięły się niczym postronki. Miała wrażenie, ze nawet jej włosy najeżyły się w oczekiwaniu. Czuła się jak w obliczu wroga, bo też i stała twarzą w twarz ze swym wrogiem. Ta kobieta nienawidziła jej od narodzin. Gardziła nią, torturowała i nigdy nie przegapiła okazji, zęby uczynić jej życie smutniejszym.

To ze sprawiła ze ojciec naznaczył swe niewinne dziecko, było, prawdę mówiąc, najdrobniejszym z jej przewinień. Lecz właśnie ono doprowadzało Linneę do szaleństwa.

Spojrzała na lady Harriet. Staruszka tylko uśmiechała.

No, dokonałaś chwalebnego dzieła. Udało ci się mimo że zadanie nie było łatwe. Musze przyznać, że miałam wątpliwości, czy ci się powiedzie – przyznała. – Teraz jako pierwsza muszę cię pochwalić. Chociaż byłaś niedoświadczona, wykazałaś się odwagą i uczciwością i umożliwiłaś naszej rodzime odniesienie zwycięstwa nad wrogiem. Znów rozległ się stukot laski; babka podeszła bliżej.