Peter westchnął. Słabo pamiętał ojca. Był małym chłopcem, kiedy Allan de la Manse zmarł. Prawdę mówiąc, rolę ojca pełnił w jego życiu Axton.

– Axton kocha Maidenstone równie mocno, jak ojciec. Lady Mildred przyjrzała mu się uważnie.

– Chcesz przez to powiedzieć, że ty nie?

Peter wzruszył ramionami.

– Przyznaję, ze to wspaniała twierdza. Ale wydaje się ze nie jest to miejsce szczególnie szczęśliwe dla naszej rodziny. Jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie wolę naszą warownię w Caen.

Matka uśmiechnęła się.

– w takim razie doskonale się składa, bo Castell de la Manse będzie twój, kiedy osiągniesz odpowiedni wiek.

Mój? – Peter zerwał się na nogi, zapominając o tym, że znajduje się a krawędzi muru. – Naprawdę, mamo? – Zamyślił się na chwilę. – Ale co na to powie Axton?

– Zgadza się na to. Wie, ze traktujesz ten zamek jak swój dom, tak jak on traktuje to miejsce.

Peter wydaj wargi.

– Może i traktuje Maidenstone jak swój dom, ale do tej pory me przyniósł mu szczęścia i wątpię, czy kiedykolwiek tak się stanie.

Nie musiał rozwijać swojej myśli; doskonale wiedziała, o co mu chodzi Przechyliła się i spojrzała na dziedziniec.

– Wyznam to tylko tobie, mój synu; jestem w rozterce. Nie chciałabym, żeby walczył z sir Eustachym, a jeśli będzie ranny… – Głos jej się załamał, Peter zauważył, ze podbródek matki drży. – Jeśli będzie ranny, nigdy jej nie przebaczę. Ale boję się też, że nawet zwycięstwo nad Eustachym nie zapewni mu spokoju.

– On ją kocha – stwierdził Peter, zaskoczony, że doszli z matką do tego samego nieprawdopodobnego wniosku.

– Tak myślę.

Peter zeskoczył z muru.

– Może pokocha również tę drugą siostrę. Są do siebie podobne jak dwie krople wody.

Matka uśmiechnęła się łagodnie.

– Być może wyglądają tak samo. Ale to nie wygląd zewnętrzny podtrzymuje miłość. To coś znacznie głębszego. To jest to coś, Co znalazł w tej drugiej dziewczynie… – Urwała; uśmiech zgasł na jej twarzy.

Dobrą chwilę milczeli. Gdzieś w oddali rozległ się złowieszczy grzmot Niebo miało ołowianą barwę, z każdą chwilą wzmagał sio wiatr. Po chwili dostrzegli sylwetkę jeźdźca galopującego w stronę zamku.

– Henryk – powiedziała cicho lady Mildred. – Pójdę do kaplicy, zanim książę zaszczyci nas swoją wizytą. Peter odprowadził matkę wzrokiem. Szła bardzo powoli. Wiedział, że jest już stara i wiele w życiu wycierpiała. Jednakże wciąż była dama, wspaniałomyślną nawet w stosunku do wrogów, do których bez wapienia zaliczała się również Linnea.

Zmarszcz czoło. Jeżeli się ożeni… kiedy się ożeni, poprawił się w myślach. Jako rycerz, którym się stanie po pasowaniu, będzie musiał się ożenić, żeby spłodzić potomka. Wiec kiedy będzie musiał się ożenić, miał nadzieję, że znajdzie kobietę równie szlachetną i subtelną, jak matka!

Mimo iż myślał o matce, z zaciekawieniem obserwował Linneę biegnącą przez dziedziniec. Jak burza wypadła ze spichlerza. Słyszał, że nie jest już więziona. Zapewne szukała ojca, żeby powiadomić go o zbliżającej się walce.

Spochmurniał. Wojownicza z niej kobieta. Chociaż bezsprzecznie można ją było uznać za piękność, była zbyt zuchwała jak na jego gust. Pomyślał, że mogłaby wiele się nauczyć od jego matki. Dowiedziałaby się, co to znaczy być prawdziwą damą. Przekonałaby się, że powinna znać swoje miejsce. Nauczyłaby się, jak dbać o męża i stwarzać wokół siebie oazę spokoju, nawet gdy świat dookoła pogrążony jest w chaosie.

Wiatr zarzucił mu pasmo włosów na oczy; gdy je odgarnął, zauważył, że Linnea znika za rogiem kaplicy. Przez chwilę wydawała się zadowolona z faktu, że jest żoną jego brata. Teraz wszyscy wiedzieli, że odgrywała farsę.

Peter pokręcił głową. Biedny Axton. Myślał, że ją okiełznał, a tymczasem, ku swemu upokorzeniu, dowiedział sie, że to nieprawda. Teraz musi zrobić to samo z jej siostrą. Niech Bóg ma w opiece tę drugą de Valcourt, jeśli ma taki sam charakter jak siostra oszustka!

21

Henryk Plantagenet, książę Normandii, wkroczył do Maidenstone z iście królewską pompą. Bo też uważał się już za króla, władcę Anglii i dziedzica wszystkich ziem, którymi rządził niegdyś jego dziad, Henryk, Matka Henryka Plantageneta, Matylda, walczyła ze Stefanem o odzyskanie swych ziem. Lecz to jej młody syn – pomimo swoich zaledwie dziewiętnastu lat, wspaniały strateg – właśnie zwyciężał. Jak burza wpadł do Anglii, przemierzył kraj w swym marszu na Londyn i po zaskakującym braku rozlewu krwi obwieścił, ze to jemu należy się tron.

Sprawia jednak wrażenie zainteresowanego rozlewem krwi w Maidenstone, myślał ponuro Axton. Pod przykrywką sportu pozwoli, żeby dwaj jego najmężniejsi możnowładcy rozstrzygnęli spór przelewając krew na jego oczach. Na tym zresztą polegała siła Henryka: skupiał wokół siebie najpotężniejszych poddanych, lecz utrzymywał ich w stanie waśni, tak że pozostawali łojami jedynie wobec niego.

Axton przygotowywał się na to, co miało go spotkać w ciągu nadchodzących dni. Najtrudniejsze będzie dlań zachowanie pozorów uprzejmości. Zabawianie Eustachego i Beatrix pod okiem zaciekawionego Henryka będzie niezmiernie ciężką próbą dla jego nerwów. Miał ochotę natychmiast zmierzyć się z rywalem. Już teraz. Wyzwać go na pojedynek, doprowadzić do starcia, pokonać go, a potem zająć się dostojnym gościem. Lecz Henryk nigdy nie pozwoliłby sobie na to, by jakakolwiek gra przebiegała według innych reguł, niż on ustanowił. A ze był suwerenem Axtona, jego słowo stanowiło prawo.

Tak więc Axton czekał na schodach do wielkiej sali i zszedł na dół gdy mlecznobiały ogier Henryka zatrzymał się u bram.

– Witaj w zamku Maidenstone, milordzie – powiedział Axton ujmując dłoń pana w należnym hołdzie.

Henryk rozejrzał się po dziedzińcu; nic nie uszło jego bystremu wzrokowi.

– Bardzo chciałem zobaczyć to zbiorowisko kamieni z Hampshire, o które zamierzają walczyć moi najznamienitsi poddam. – Wzruszył ramionami i spojrzał na Axtona z wysokości swojego wierzchowca. – No cóż, imponująca twierdza, ale trochę za ponura jak na mój gust To nie to co londyńska Tower, gdzie wciąż rezyduje Stefan – dodał z chytrym uśmiechem. – No, zaprowadźcie mnie do stołu. Umieram z głodu.

Henryk zeskoczył na ziemie. Towarzyszący mu wysoki rycerz podjechał bliżej i również zsiadł z konia.

– Witam, Axtonie de la Manse – powiedział cicho, niechętnie skinął głową i spojrzał na gospodarza badawczym wzrokiem.

– Witaj, de Montford – odpowiedział Axton.

Zanim zdążył się odwrócić, de Montford znów się odezwał.

– Nie miałeś jeszcze przyjemności poznać lady Beatrix de Valcourt Mojej narzeczonej – dodał wyzywającym tonem.

Axton zauważył szczupłą figurkę na kremowym wierzchowcu, jasnozłoty płaszcz i kaptur tak doskonale komponowały z umaszczeniem konia, ze można było odnieść wrażenie iż ma się przed sobą złociste stworzenie, mitologicznego centaura z głową i torsem pięknej kobiety. Lecz nie przyglądał się jej zbyt uważnie. Prawdę mówiąc nie chciał widzieć kobiety, dla zdobycia której był gotów przecież zabić konkurenta. Jednakże musiał ją zobaczyć.

– Chodź najdroższa – poprosił Eustachy, wyciągając w jej kierunku dłoń w rękawicy. Giermek podprowadził konia aż do schodów. Kobieta była zwrócona plecami do Axtona; widział jedynie jej szczupłe ramiona i ręce kiedy przyjęła pomoc Eustachego. Ale po chwili obejrzała się przez ramie, tylko na moment, wystarczający jednak, by Axton stanął jak wryty.

Chociaż wiedział, że są bliźniaczkami i mają takie same twarze, oczy i włosy, doznał niemal szoku.

To była Linnea. Oczywiście wiedział, że ma przed sobą Beatrix, ale była to także Linnea. Zaniemówił z wrażenia, co natychmiast zauważył książę Henryk.

– Jest piękna, nieprawdaż, Axtonie? A przy tym czysta i niewinna. Wspaniała nagroda, o którą będziecie walczyć z Eustachym. Ale gdzie podziewa się jej siostra? Rad bym ujrzeć tę szelmę, która wystrychnęła na dudka mojego lorda. – Roześmiał się głośno, Axton zaś z najwyższym trudem zdołał się powstrzymać i nie zareagować na obraźliwą zaczepkę.

Uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Ośmielam się przypuszczać, że nawet ty, milordzie, byłbyś w nie lada kłopocie, gdybyś musiał je odróżnić.

Henryk posłał mu przenikliwe spojrzenie.

– Cóż, mamy chyba na to jeden sposób. Ale, niestety, tylko ty… lub Eustachy… będzie mógł powiedzieć, która z nich jest dziewicą. A wiec gdzie jest ta niezwykła istota, która zgodziła się cudzołożyć, podając się za siostrę? Chętnie wynagrodzę ją za tę niezwykłą lojalność wobec rodziny, nawet jeżeli była to lojalność trochę źle pojęta.

W wypowiedzi Henryka, mającej na celu pobudzenie słynnego temperamentu lorda de la Manse, najbardziej bulwersująca była wzmianka o wynagrodzeniu. Axton dobrze wiedział, o jakiej nagrodzie myśli Henryk. Dzielenie łożą z księciem Normandii, hrabią Andegawenii i przyszłym królem Anglii z pewnością było hojną nagrodą w oczach człowieka tak zapatrzonego w siebie jak Henryk. Był jeszcze trochę zbyt młody na zaszczyty, jakie przypadły mu w udziale. Nie narzucał sobie żadnych ograniczeń, folgował zachciankom. I oczywiście weźmie do łoża Linneę chyba że ktoś zdoła go powstrzymać.

Ktoś. Może on?

Axton stał z nieprzeniknionym obliczem. Chociaż Henryk spoglądał na niego kpiąco skrył poczucie zniewagi i zmieszanie. Niby dlaczego miało go obchodzie, co sie z nią będzie działo? Dlaczego w ogóle przemknęło mu przez myśl, ze powinien ja bronić przed bezwstydnymi zakusami Henryka?

– Jest bardzo piękna – przyznał, chociaż zdawał sobie sprawę, że ton jego głosu me jest odpowiedni do prawienia komplementów. Nie potrafił się powstrzymać od dokładnego studiowania urody dziewczyny – która pozwoliła Linnei na tak wielkie poświecenie. Prawdę mówiąc, szukał jakiegoś znaku, który umożliwiałby odróżnienie jej od Linnei.

Lecz niczego takiego się nie dopatrzył. Jej skóra była tak samo alabastrowa i miękka, chociaż w tej chwili trochę blada. Opuszczone rzęsy były równie gęste, jak u siostry, nos równie kształtny, a wargi tak samo pełne i pięknie wykrojone. Nawet pasemka złocistych włosów, które wymknęły się spod kaptura, sprawiały wrażenie równie jedwabistych i lśniących, jak u Linnei.