Peter wyraźnie się rozpogodził. Klepnął się po udzie, zadowolony z tego, co usłyszał.
– Chodź, Moor. Nic tu po nas.
Mrugnął porozumiewawczo do Linnei, ale ona nic potrafiła odwzajemnić jego wesołości. To, że nic jej nie groziło przy Axtonie, nie było to zaskoczeniem. Jednak słowa męża wzbudziły w niej dziwny smutek. Peter odszedł, Axton zamknął za nim drzwi. A potem stanął twarzą w twarz z Linnea.
– Jesteś zadowolona, kobieto?
– Zadowolona? – powtórzyła Linnea.
– Pozwoliłem, by pochowano mego wroga w moim własnym domu Teraz ty mi powiedz, czy pogrzebałaś resztki wrogości wobec mnie.
. Tak. Och, tak – odpowiedziała bez namysłu. Podeszła do niego bardzo blisko. Już kiedyś go rozbierała, ale wówczas był to dla niego rodzaj gry: był myśliwym dowodzącym swej przewagi nad bezbronną ofiarą. tym razem miało być inaczej.
Bez słowa zaczęła ściągać z niego ubranie. Kurtka, potem koszula. Buty i spodnie, Zdejmowała z niego wszystko po kolei, obnażając wspaniale kształtne ciało, aż wreszcie stał przed nią nagi mężczyzna, mąż, który wrócił do domu, do żony.
Wykąpała go, bez pośpiechu, z wielką starannością. Tym razem bez żartów i zabawy. Nie próbował jej wciągnąć do wody. Odprawiali milczący rytuał, bezgłośny akt bliskości.
Kiedy w końcu połączyli się cieleśnie na czarnym niedźwiedzim futrze, było jak w najcudowniejszych marzeniach… gdyby w ogóle mogła przez te drugie samotne lata marzyć o takich rzeczach. Osiągnęli szczyt rozkoszy w gorącym, słodkim uniesieniu danym jedynie kochankom, którzy są sobie całkowicie oddani i ciałem, i duszą.
Jedno tylko mąciło szczęście Linnei: w chwili spełnienia Axton wykrzyczał jej imię. Tyle że to nie było jej prawdziwe imię. Jak mogło być? I choć nie pozwoliła, by coś zepsuło jej radość zbliżenia z mężem, którego kochała najgłębszą miłością, to słowo jeszcze długo potem dźwięczało jej w głowie.
Wyczerpani opadli na miękkie posłanie i równocześnie zapadli w spokojny sen, spleceni ze sobą w jedno ciało.
Resztką świadomości Linnea pomyślała, że najbardziej na świecie pragnęłaby usłyszeć, jak Axton wymawia jej imię. Jej własne imię, nie siostry. To jedno słowo, wykrzyczane w momencie osiągania najwyższej rozkoszy, uczyniłoby ją najszczęśliwszą istotą na ziemi.
Obudziła się z silnym postanowieniem wyznania mu prawdy.
Ale Axtona nie było. Ani w łożu, ani w komnacie. Linnea odgarnęła splątane włosy z zaróżowionej snem twarzy i rozejrzała się. Jasne promienie wpadające przez okno wskazywały, że słońce stoi już wysoko na niebie. Musiało być dawno po rannej mszy i stanowczo za późno na zabieranie sie do codziennych obowiązków pani zamku. Musiała wydać dyspozycje w kuchni i odmierzyć przyprawy. Tego dnia czekały ją porządki w magazynach i obliczenie ile worków i beczek potrzeba na Jesienne zbiory.
Najpierw jednak musiała porozmawiać z mężem.
Po pospiesznej toalecie ubrała się, nieco zdziwiona, dlaczego Norma nie przyszła do mej po wyjściu Axtona. Choć nie to było najważniejsze, wolałaby mieć włosy lepiej ułożone na spotkanie z mężem.
Powiedziała sobie w duchu, ze przecież strój i uczesanie nie maja większego znaczenia; to, jak wyglądała w niczym nie zmieniało gorzkiej prawdy, jaką miała mu do przekazania. Czekało ją trudne, bolesne zadanie. Mógł ją znienawidzić… Nie. z pewnością ją znienawidzi. Tak samo jak Peter, lady Mildred i nawet to psisko, Moor. Ich nienawiść będzie jednak niczym w porównaniu z nienawiścią babki.
Tyle ze babka już się dla Linnei nie liczyła. Nawet Beatrix, jej ukochana siostra, jej druga, lepsza połowa, nie mogła się równać z Axtonem, gdy w grę wchodziły najgłębsze uczucia. Linnea mówiła sobie, ze nie zdradza Beatrix. Chciała jedynie być uczciwa wobec Axtona. I dokądkolwiek ją to miało zaprowadzić, musiało być lepsze niż życic w kłamstwie.
Znalazła go w wielkiej sali. Tylko że wielka sala nie wyglądała tak, jak powinna wyglądać w wiosenne przedpołudnie. Bez ognią płonącego zwykle na palenisku, bez służby uwijającej się przy rozlicznych zajęciach; sprawiała wrażenie pustej jaskini.
Linnea stanęła w progu nagle zaniepokojona. Nabrała pewności, że cos jest nie tak, patrząc z daleka na męża siedzącego na lordowskim krześle odsuniętym daleko od stołu. Axton wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w sztandar de la Manse'ów, który wisiał na Ścianie za podwyższeniem. Kiedy Linnea zbliżyła się do niego niepewnym krokiem, osadziło ją w miejscu jego zimne spojrzenie.
Cos się musiało stać, coś strasznego. Wtem dostrzegła w jego lewej ręce złożony arkusz pergaminu i serce jej zamarło.
Wiedział!.
– Axtonie – szepnęła zalękniona. Nie miała pojęcia, od czego zacząć i jak mu wytłumaczyć; ale za wszelką cenę chciała go przekonać, żeby zrozumiał. Powstrzymał ją wzrokiem tak pełnym pogardy, że aż się zachwiała.
– Otrzymałem list od księcia Henryka. Są w nich wieści, które powinnaś uznać za interesujące:
– Atonie… – zrobiła krok w jego stronę, unosząc ręce w błagalnym geście.
– Nie… Nic nie mów, tylko mnie wysłuchaj! – Poderwał się z krzesła; stał nad nią wielki i groźny – Lord Maidenstone surowo osądzający najniższą ze swych poddanych.
Uniósł pergamin.
– Angielski król ustępuje przed młodym księciem. Stefan oddaje coraz to nowe ziemie Henrykowi Wkrótce odda cały kraj i na korku samą koronę. Mówi się, że Stefan jest pokonany zarówno na duchu, jak i na ciele, i że już niedługo będzie rządził wyspą, którą ukradł.
Axton starannie poskładał pergamin wzdłuż poprzednich zgięć i odłożył na stół. Zszedł z podestu. Wyglądało na to, że udaje mu się panować nad gniewem, ale jego skamieniała twarz przerażała Linneę bardziej niż najgorszy wybuch złości.
Zbliżył się do niej powoli, następnie równie wolno obszedł ją dookoła, jakby chciał jej się dobrze przyjrzeć z każdej strony albo dokładnie widzieć, jak przyjmie jego słowa.
– Jest jeszcze coś w liście od Henryka – powiedział jej wprost do lewego ucha.
Kiedy się do niego odwróciła, zdążył już umknąć o krok, niczym drapieżna bestia, która bawi się zdobyczą przed zadaniem śmiertelnego ciosu.
Linnea postanowiła nie przyjmować roli bezbronnej ofiary. Ponieważ Axton stał za jej plecami, zatrzymała wzrok na sztandarze de la Manse'ów;
– Przysyła ci wiadomości o mojej rodzinie – powiedziała. Musnął palcami jej włosy.
– O twojej rodzinie – potwierdził. – Tak, o twojej, rodzinie, którą, jak mi się zdawało, znalem aż za dobrze. O twojej rodzinie, która podobno już nie miała dawać mi się we znaki. O twojej przeklętej rodzinie, której okazałem znacznie więcej miłosierdzia, niż ona okazała mojej! – dokończył głosem drżącym z wściekłości:
Odwrócił ją do siebie brutalnym szarpnięciem i trzymał w mocnym uścisku.
– Opowiedz mi o swojej rodzinie – zażądał, przeciągając ostatnie słowo tak, że zabrzmiało jak najgorsza obelga. – opowiedz mi myślach swojej siostrze!
Jej siostra. Wiedziała już, że zna całą prawdę. Mimo to potwierdzenie tego faktu uderzyło ją myślach nową siłą.
– mojej siostrze – powtórzyła po nim szeptem rozpaczliwie szukając w myślach odpowiednich słów, żeby mu wszystko wytłumaczyć, zaprzeczyć straszliwym podejrzeniom, jakie musiały go prześladować
– Tak. O twojej siostrze Beatrix. Starszej z bliźniaczek. Tej, która zamierza wyjść za sir Eustachego de Montfort, jednego z ludzi księcia Henryka, roszczącego sobie prawo do Maidenstone na mocy zbliżającego się ożenku z najstarszą córką i dziedziczką Edgara de Valcourt.
Patrzył na nią oczyma ciemnymi i lśniącymi jak granit, tyle że ich spojrzenie było nieskończenie twardsze. Jeśli odczuwał ból, ukrywał go przed nią głęboko, w najdalszych zakamarkach złamanego serca.
Linnea nie kryła swojego cierpienia. Tylko że jego nie obchodziło jej cierpienie. Obchodził go dom, matka, rodzina, dziedzictwo. Został haniebnie oszukany przez kobietę, którą już niemal pokochał.
Jak mogła kiedykolwiek mieć nadzieję, że zdoła naprawić wyrządzoną mu krzywdę?
– Może… może książę Henryk nadal będzie uznawał twoje prawo…
– On nie należy do ludzi przestrzegających zasad. Będzie się dobrze bawił napuszczając na mnie Eustachego. – Przyciągnął ją do siebie i spojrzał jej w twarz spod zmrużonych powiek. – Jak masz na imię?
Linnei serce zatrzepotało ze strachu.
– Ja jestem… jestem Linnea…
– Bliźniaczka prawdziwej Beatrix. Ta młodsza.
Przytaknęła skinieniem.
– Jaka więź musi was łączyć, że poświeciłaś się dla niej, oddając się wrogowi…
– To nie było poświęcenie! – wykrzyknęła Linnea. Chwyciła go za tunikę, ściskając z całej siły wełnianą tkaninę. – Nie rozczarowałam się swoim wyborem…
– sprzedałaś się dla niej! – Odepchnął ja od siebie, jakby samym dotykiem mogła go splamić – Sprzedałaś się dla niej dla reszty swojej przeklętej rodziny! – Jego urodziwą twarz wykrzywił gniew, okrutne słowa dudniły echem w pustej sali. – Robi mi się niedobrze na myśl, że mogli od ciebie tego wymagać. A ty, że się zgodziłaś… – Urwał, trzęsąc się z obrzydzenia. Oddychał ciężko przez rozdęte nozdrza. Dłonie zbielały mu od zaciskania pieści.
Odsunął się dalej, jakby się bal, ze stojąc zbyt blisko może stracić panowanie nad sobą.
– Wyszłaś za mnie jako inna osoba, w nadziei, ze pozbawisz mnie prawa do dziedzictwa. Wyznaj prawdę, Linneo.
Linneo. W końcu wymówił jej prawdziwe imię. Ale nie tak brzmiało w jej marzeniach. Miało być całkiem inaczej. To, co się działo, przypominało raczej senny koszmar. A było gorsze od sennego koszmaru, bo nie mogła się obudzić. Szyderstwo w jego głosie, gdy wymawiał jej prawdziwe imię, z całą pewnością nie było snem, lecz jawą. Podobnie jak pogarda w jego oczach nie miała zniknąć w świetle dnia. To nie był sen, tytko straszna, przerażająca rzeczywistość.
– Ja… – Przełknęła ślinę walcząc z falą nudności, od których zakręciło jej się w głowie. – Bałam się o moją siostrę. O Beatrix – dodała szeptem. – Kocham ją i zrobiłabym wszystko, żeby ją chronić…
"Siostry" отзывы
Отзывы читателей о книге "Siostry". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Siostry" друзьям в соцсетях.