Ten człowiek bez wątpienia wiedział, jak zyskać sobie lojalność poddanych… i własnej żony, dodała w myślach, obserwując go od progu.

Siedział za stołem na lordowskim krześle; petenci czekali ustawieni w rząd po drugiej stronie sali. Axton przysłuchiwał się z uwagą siwemu mężczyźnie pokrytemu białym pyłem. Linnea domyśliła się, że ma przed sobą młynarza. Zanim stała dorodna dziewczyna i młodzieniec o posępnej twarzy. Młynarz gestykulował zawzięcie, wskazując raz po raz na milcząca parę. Zaciekawiona Linnea przysunęła sie bliżej.

– …leniwy i rozrzutny. Niema pieniędzy na opłatę małżeńską – narzekał młynarz, łypiąc nieprzychylnie na młodzieńca Axton oparł się wygodnie na krześle i potarł palcem policzek.

– Rozumiem, ze ty nie jesteś skłonny uiścić opłaty za swoją córkę i jej narzeczonego.

– Jeśli sam nie może zapłacić, to znaczy, że me jest gotów do ożenku! – wykrzyknął czerwony ze złości młynarz.

– Ależ papo… – zaczęła dziewczyna, ale zaraz urwała, zganiona surowym wzrokiem ojca.

Linnea była na tyle blisko, że widziała, jak łzy napływają jej do oczu, a potem bezgłośnie spływają po policzkach. Młody człowiek objął ją pocieszająco, co jeszcze bardziej rozjuszyło ojca. Czuły gest młodzieńca ujął Linneę za serce. Miała przed sobą dwoje kochanków, rozdzielonych przez nieprzychylność ojca dziewczyny i brak pieniędzy na opłatę ślubną, która należała się ich lordowi.

Spojrzała na Axtona i stwierdziła, że on też patrzy na nią. Jeśli nawet był zaskoczony jej obecnością, nie dał tego po sobie poznać. Na powrót skierował uwagę na młynarza i jego nieszczęśliwą córkę.

– Skoro nie czekali ze współżyciem do chwili zawarcia małżeństwa, a nie mogą zapłacić opłaty ślubnej, jest tylko jedno wyjście. Oboje spędzą dzień pod pręgierzem, jutro, jako przykład dla tych, którzy chcieliby się poważyć na podobny grzech, a potem jeszcze jeden, kiedy jej brzuch się zaokrągli, jako przypomnienie dla innych, którzy mogliby zrobić to samo. Oczywiście, dziecko musi być odesłane natychmiast po urodzeniu. Bękart nie może…

Przerwało mu żałosne zawodzenie biednej dziewczyny:

– Tylko nie dziecko! Nie możesz kazać odebrać mi dziecka! Gdyby młody człowiek jej me podtrzymał, niechybnie osunęłaby się na podłogę.

Linnea była niemal tak samo przerażona, jak nieszczęsna kobieta. Wpatrywała się w męża, zdruzgotana bezdusznością decyzji.

Axton tymczasem spokojnie przyglądał się młynarzowi, nie zwracając większej uwagi na jego rozpaczającą córkę. Młynarz siał bez słowa, poszarzały na twarzy.

– I co młynarzu? Przyprowadzisz ją pod pręgierz? – spytał Axton. – Nie dzisiaj bo już prawie południe. Przyprowadź ją jutro, żeby mogła odstać cały dzien. jako ostrzeżenie dla innych niezamężnych dziewek narażonych na pokusę tego grzechu.

Młynarz nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. Najwyraźniej nie takiego wyroku oczekiwał od swego lorda.

– Ale… ale, milordzie… – wystękał wreszcie.

W ucichłej nagle sali słychać było jedynie rozdzierający szloch dziewczyny. Linnea nie mogła dłużej na to patrzeć.

Ruszyła w stronę Axtona, ale jego surowy wzrok powstrzymał ją w pół kroku. Nim zdołała cokolwiek powiedzieć, młynarz odezwał się z ciężkim westchnieniem:

– Zapłacę.

Choć wymamrotał to słowo pod nosem, wszyscy usłyszeli je doskonale. Jego córka uniosła twarz, mokrą i czerwoną od płaczu. Mina młodego człowieka zdradzała, że zaświtał mu w sercu promyk nadziei;

– Tylko połowę, młynarzu – rzekł Axton z uśmiechem. – Uiścisz tylko połowę opłaty. Chłopak odpracuje dodatkowe godziny, żeby pokryć resztę.

– Dzięki ci milordzie. Wielkie dzięki – wtrącił się młody człowiek. Przyciągnął do siebie dziewczynę, cały czas kłaniając się Axtonowi.

– Dzięki:

– Jeszcze mi nie dziękuj, bo dopilnuję, żeby ci przydzielono najgorsze prace. Masz się nauczyć wartości ciężkiej pracy i męskiej odpowiedzialności. Sprowadziłeś dziecko na ten świat Jeśli sam mu nie dasz dobrego przykładu, ja będę musiał tego dopilnować. – Zamilkł na dłuższą chwilę.

– Lepiej, żeby nie było takiej potrzeby.

Axton skinął na zarządcę i cała trójka zginając się w ukłonach odeszła.

Linnea patrzyła na męża z nieukrywanym zdumieniem. Był surowy, wręcz groźny… przynajmniej dla tego młodego człowieka. Ale nie byt niesprawiedliwy. Zmusił upartego, skąpego młynarza do rozwiązania sakiewki, pouczając zarazem lekkomyślnego młodzieńca o potrzebie odpowiedzialności.

Zdała sobie sprawę, że ani przez chwilę tak naprawdę nie zamierzał wystawiać ciężarnej dziewczyny pod pręgierz.

Czyż żył na świecie drugi taki doskonały mężczyzna, zastanawiała się czując miłe ciepło wokół serca. Nic dziwnego że go kochała. Kiedy ją przywołał kiwnięciem palca, wstąpiła w nią nadzieja, że równie sprawiedliwie odniesie się do sprawy którą ona mu przedstawi; Axton był miło zaskoczony pojawieniem się żony na porannym sadzie. Udało mu się nakłonić skąpego młynarza do ustępstwa na rzecz najmłodszego dziecka. Co więcej, ten lekkomyślny młokos wyczyść, zamkowe latryny, poznając wartość uczciwej pracy. Świadomość, ze żona była świadkiem tej pouczającej sceny, napawała go dodatkowym zadowoleniem Po jej lekko zaróżowionych policzkach i pełnym podziwu spojrzenia wnioskował, że jego werdykt zrobił na niej odpowiednie wrażenie.

– Może usiądziesz? – Wskazał jej krzesło obok siebie.

– Nie. milordzie. Nie przyszłam tu, żeby ci przeszkadzać w pełnieniu obowiązków. – wcale mi nie przeszkadzasz. Czy jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić? – Poza tym, na co miałbym ochotę, dodał w duchu, zakładając nogę na nogę, by ukryć efekt, jaki wywarł na nim sam jej widok. Na szczęście masywny stół tworzył wystarczającą osłonę przed niepowołanymi spojrzeniami.

Zbliżyła się do niego onieśmielona, nerwowo splatając palce. Czyżby wyczuwała, jak bardzo jej pragnął? A może ona także go pragnęła? Wprawiony tą myślą w znakomity nastrój, pochylił się ku niej, opierając łokcie na stole.

– Ja… przynoszę ci wiadomość, milordzie. I mam do ciebie prośbę, którą… którą, mam nadzieje, rozważysz z laką samą wielkodusznością, z jaką traktowałeś pozostałych petentów.

Axton uśmiechnął się wyrozumiale.

– Jakie wieści przynosisz? I jaką masz prośbę?

Odetchnęła głęboko, jakby się chciała przygotować na jego odpowiedź, i Axton już wiedział, że nie spodoba mu się to, co usłyszy.

– Chciałabym pochować mojego brata pod ołtarzem, jak przystoi szlachetnemu synowi Maidenstone, poległemu w jego obronie…

– Nie!

Odmowa padła, nim jeszcze zdążył się zastanowić nad jej prośbą. Ale tą decyzja nic wymagała długiego zastanowienia.

– Nie – powtórzył ostro. Wstał odpychając ciężkie krzesło; drewniane nogi zazgrzytały o kamienną posadzkę, Linnea zbladła, widząc jego poruszenie; gdzieś w głębi duszy zrobiło mu się jej żal. Ale, do licha, czy ta dziewczyna nie miała rozumu? Przecież Maynard de Valcourt był jego wrogiem! I walczył tak samo zaciekle, żeby zabić Axtona, jak Axton walczył przeciwko niemu. Był uzurpatorem i synem uzurpatora. Przyczynił się do śmierci jego ojca i dwóch braci. A teraz, kiedy umarł… teraz, kiedy umarł, Axton czuł jedynie ulgę, ale nie satysfakcję, jakiej oczekiwał. To tylko podsyciło jego gniew. Czy ci przeklęci de Valcourtowie zawsze mieli go prześladować? Wprawdzie nie było już nikogo, kto mógłby odmówić rodzinie de la Manse prawa do Maidenstone, ale przeszłość pozostawała niezmienna. Nie mógł uhonorować wroga pochówkiem w zamkowej kaplicy.

Pochylił się nad stołem, napięty z nienawiści, jaką czuł do rodziny żony… a w tym momencie także i do niej. Czy już zawsze miała występować przeciwko niemu? Czyż nie zdawała sobie sprawy, że jej przyszłość spoczywa w jego rękach?

– Jeśli chcesz odprawiać żałobę, to nie w mojej obecności. Chcesz go pochować, znajdź jakiś skrawek ziemi, który nie ma innego przeznaczenia, ani pod zasiewy, ani pod pastwisko. Ale nawet nie myśl o umieszczeniu go tam, gdzie powinien spoczywać mój ojciec i moi dwaj bracia! – Skończył trzęsąc się ze złości. Wszystkie oczy w wielkiej sali skierowały się na niego, lecz on widział tylko żonę, – Nie wspominaj więcej o tej sprawie. Nigdy. Następnie, mimo iż jeszcze wielu interesantów czekało na posłuchanie, odwrócił się na pięcie i wypadł z Sali.

Lady Mildred obserwowała zachowanie syna ukryta w schowku na naczynia. Masywne dębowe drzwi zamknęły się za Axtonem z głośnym hukiem. Zacisnęła palce na grubej kotarze oddzielającej schowek od Sali. Gdyby zamiast kotary znajdowały się w tym miejscu drzwi, sama chętnie, by nimi trzasnęła.

Też coś! De Valcourt pochowany w Maidenstone. Tego już za wiele! Jednakże mimo złości wywołanej bezczelna prośba dziewczyny, lady Mildred nie mogła oderwać od niej oczu. Żona Axtona siała bez ruchu, w zielonej sukni, z pięknymi złocistymi włosami, smukła i dumna, a przy tym niepokojąco bezbronna w tym wielkim jak jaskinia pomieszczeniu.

Wszyscy inni się rozeszli: służba, wieśniacy i mieszkańcy zamku wyśliznęli sie ukradłem. Nikł do niej me podszedł, by okazać współczucie czy to z powodu śmierci brata, czy gniewnego wybuchu męża.

Stała milcząc, podczas gdy ci, którzy dawniej byli jej poddanymi a obecnie służyli jej mężowi, opuszczali ją jeden po drugim. Nagle zachwiała się lekko, a jej żywe zielone oczy zaszły łzami.

Tego lady Mildred nic mogła znieść. Zacisnęła palce aż do bólu na grubej wzorzystej tkaninie, jakby to miało jej pomóc zachować obojętność. Nie pomogło. Nienawidziła płaczącej kobiety i tego wszystkiego, czego była symbolem. Ale kiedyś sama cierpiała podobnie i wiedziała, jak bardzo to boli

Nie do końca rozumiejąc własne odczucia lady Mildred wyszła z ukrycia. W sali panowała tak głęboka cisza, że miękkie podeszwy jej butów wydawały donośny dźwięk. Dziewczyna uniosła głowę, dostrzegła ją i zesztywniała, jakby się spodziewała dalszych przykrości. Nie odwróciła się jednak. Nie próbowała też skrywać bólu i łez.