Chłopiec najwyraźniej nie przejął się groźbą, bo wybuchnąwszy śmiechem spiął konia i ruszył cwałem w kierunku bramy, a Moor pognał za nim bezszelestnie niczym duch.

Peter miał powód do radości; myślała Linnea idąc u boku męża szerokim zakurzonym gościńcem. Chłopiec był przekonany, że sprawy w Maidenstone przybierają korzystny obrót, W istocie, mimo wzmianki o lady Mildred. która nie ukrywała niechęci wobec małżeństwa starszego syna, Axton nie był już tak napięty i rozdrażniony jak po spotkaniu z sir Edgarem. Spacer do lasu wyraźnie poprawił mu nastrój. Peter miał racje posyłając ją do niego.

Jednakże świeżo zawarty pokój pomiędzy nią i Axtonem czynił jej sytuację jeszcze trudniejszą niż dotychczas. Kochała go. Nie miała już co do tego żadnych wątpliwości. Ale musiała go zdradzić… bo zdradziła go już w chwili składania małżeńskiej przysięgi przed księdzem. Nie dało się cofnąć kłamstwa ani powstrzymać jego niszczycielskich skutków.

A jej miłość do Axtona tylko pogarszała sprawę.

16

Wieczorny posiłek przebiegał w dziwnym nastroju. Żołnierze de la Manse'ów, pod wodzą Petera, świętowali. Powrót lady Mildred do domu był uwieńczeniem ich długiej walki i symbolem całkowitego zwycięstwa. Sama lady Mildred bardzo się starała dzielić ich radość, lecz Linnea siedziała na tyle blisko, że dobrze widziała, z jakim trudem jej to przychodzi: zmuszała się do uśmiechu; ręce jej drżały i ani razu nie zaszczyciła spojrzeniem synowej.

Axton także nie okazywał wesołości. Zajmował miejsce pomiędzy matką i żoną. Sir Edgar nie pojawił się na wieczerzy; Linnea zadbała, żeby ojciec pozostał w swej nowej kwaterze, zaopatrzony we wszystko, czego mógłby potrzebować. Wiedziała, że mimo pozornego spokoju, Axton nie będzie usatysfakcjonowany, dopóki młody książę Henryk nie zdecyduje o losie Maynarda i sir Edgara.

Wniesiono kolejno dwanaście dań, pośród których były pieczone prosięta, drobne ptactwo zapiekane w cieście, nadziewany łabędź, węgorz pieczony na ruszcie, wielka obfitość smażonych i duszonych warzyw, ostrygi, pasztety i różne rodzaje pieczywa. Biesiadników zabawiali minstrele, muzykanci, akrobaci, a nawet połykacz ognia.

Jednak choć reszta mieszkańców zamku jadła i piła bez umiaru przy głównym stole zachowywano się nad wyraz powściągliwie.

Jako pierwsza od wieczerzy wstała lady Mildred; Axton odprowadził ją do komnaty. Linnea poczekała na mego, by mu życzyć dobrej nocy, po czym także udała się na górę, eskortowana przez Petera. Chłopiec uśmiechał się szeroko, był pijany i w tym stanie bardziej niż kiedykolwiek wyglądał na niesfornego młokosa, a me na mężczyznę. Jak zawsze towarzyszyło mu nieodłączne psisko.

– Powiedziałem matce, że pasujecie do siebie z Axtonem. Po dzisiejszym dniu już nikt w to nie wątpi. – Potknął się o chodnik wyściełający przedsionek na pierwszym piętrze, ale zdołał odzyskać równowagę chwytając sie Moora. Z wdzięcznością podrapał psa za uchem, posyłając Linnei gapowaty uśmiech. – To wielki dzień dla de la Manse'ów:

Linnea podniosła wzrok na schody wiodące na drugie piętro, gdzie obecnie rezydowała matka Petera i Axtona.

– Nie wydaje mi się, żeby wszyscy członkowie twojej rodziny czuli to samo.

– Ona sie do ciebie przekona. Daj jej tylko trochę czasu. Moja matka jest zacną osobą. Najzacniejszą, jaką znam. – Przytrzymując się obroży Moora jedną ręką, drugą wykonał nieco chwiejny ukłon. – Życzę ci dobrej nocy, milady. Muszę teraz wracać do wielkiej sali, bo właśnie stawiamy zakłady…

Urwał z miną, która pewnie by się jej wydała komiczna, gdyby nie natychmiast zrodzone podejrzenie, że owe zakłady mają coś wspólnego z jej osobą. Jej i Axtona, pomyślała ze złością.

– Peter? Co to za zakłady? – spytała ostrym tonem.

Chłopiec wycofywał się poczerwieniały na twarzy, ale oczy błyszczały mu pijacką przekorą.

– Daje mu nie więcej niż pół kufla, nim tu do ciebie przyjdzie.

– Peter! – zawołała. Ale jego już nie było. Usłyszała łoskot, jakby się potknął i spadł ze schodów. Miała nadzieję, że rzeczywiście spadł i obił swoją tępą głowę!

W skrytości ducha i ona się zastanawiała, ile czasu minie, nim zjawi się Axton.

Była gotowa, kiedy poszedł. On także był gotów. Witając Axtona w małżeńskim łożu, Linnea nie myślała o starszej kobiecie na górze. Nie myślała o swoim ojcu czy babce, ani o siostrze lub bracie, kiedy wraz z mężem pogrążała się w miłosnym zapamiętaniu. To cudowne uczucie darzenia miłością i otrzymywania jej w zamian nie mogło niestety trwać długo.

Nie miała wpływu na to, co ja czekało w przyszłości. Ale obecna chwila należała do niej; zamierzała czerpać tyle radości ze swego krótkiego, skażonego złym losem małżeństwa, ile tylko się dało. Wspomnienie tych przeżyć musiało jej wystarczyć na całe życie; pamięć o wspólnie spędzonym czasie była wszystkim, co miała zachować na resztę pustego, samotnego życia.

Następny tydzień był dość spokojny. Życie w Maidenstone zaczęto biec nowym porządkiem, który w istocie niewiele się różnił od poprzedniego. Tyle że teraz Linnea, nie babka, rządziła zanikową służbą. To Linnea decydowała o rodzaju przygotowywanych potraw, wydawała zioła i przyprawy, nadzorowała zamkowych pracowników i personel kuchni. Spodziewała się, że lady Mildred będzie chciała zaznaczyć swą zwierzchnią pozycję, ale tak się nie stało. Matka Axtona spędzała większość czasu w swojej komnacie na górze, obsługiwana przez własną służącą i codziennie odwiedzana przez obu synów.

Przyłączała się do rodziny podczas południowych posiłków i, oczywiście, na porannej mszy. Okazjonalne spotkania z synową, zwykłe inicjowane prze Linneę, były krótkie, choć w miarę serdeczne. Czy komnata jest wygodna? Czy ma wystarczająco dużo świec, by szyć w ich Świetle? Czy potrawy były odpowiednio przyprawione?

Lady Mildred zwykle udzielała odpowiedzi, które wykluczały konieczność dalszych pytań. Owszem, komnata jest wygodna. Nie, nie potrzebuje dodatkowych świec. Tak, potrawy były dobrze przyprawione.

Jeśli nawet Axton dostrzegał rezerwę cechującą stosunki matki z żoną, nigdy o tym nie mówił, a i Linnea nie poruszała z nim tego tematu. Odczuwała głębokie współczucie dla tej starzejącej się kobiety. Lady Mildred była znowu w domu, ale nie potrafiła czerpać z tego faktu należnej radości.

Linneę natomiast szczerze cieszyło życie w Maidenstone, mimo ciążącej nad jej głową ponurej tajemnicy. Maynard skurczył się w pożałowania godną, namiastkę dawnego mężczyzny; ojciec milczał całymi dniami zatopiony w sobie tylko znanych myślach, a łady Mildred była smutnym przypomnieniem dawno minionej przeszłości. Ale Linnea miała Axtona i wszystko inne bladło w świetle, jakim on rozjaśniał jej życie.

Wciąż działał na nią tak samo; czy to był mocny uścisk, jakim witał ją co noc w małżeńskim łożu, czy pieszczotliwe spojrzenie w czasie przelotnego spotkania na dziedzińcu. Jego spojrzenia i pieszczoty stanowiły treść jej życia. Nawet kiedy przypadkiem dotknął jej ręki, przebiegały ją miłe dreszcze. Wiedziała, że szczęście nie potrwa długo, że właściwie tyje ułuda, ale im więcej otrzymywała od Axtona, tym więcej pragnęła. Choć było to niedorzeczne, zaczęła ją prześladować myśl, że mogłaby mieć z Axtonem dziecko. Znała tego człowieka od niespełna dwóch tygodni, poznała go jako swego zapiekłego wroga, a teraz niczego nie pragnęła bardziej niż urodzić mu potomka, który by zapewnił trwały pokój w Maidenstone… i przyszłość im dwojgu.

Ale to, rzecz jasna, było niemożliwe. Dziecko mogło jedynie pogorszyć sprawę, skazane na miano wiecznego bękarta… gdyby lady Harriet w ogóle pozwoliła mu przeżyć.

Linnea zadrżała przyciskając dłoń do płaskiego brzucha. Jedno wiedziała na pewno: nie pozwoli babce zbliżyć się do dziecka. Poruszy niebo i ziemie, żeby chronić swoje dziecko.

Starała się wyrzucić z głowy natrętne myśli o dziecku, ponieważ zatruwały jej te niedługie chwile, gdy miała Axtona dla siebie. A przecież były dla niej tak cenne, że nie chciała uronić z nich ani minuty.

Nagle w piątek, w dzień świętego Teodora, Maynard umarł i Linnea musiała stawić czoło ponurej rzeczywistości jaką oznaczała śmierć brata. Odszedł – powtarzał bezsilnie sir Edgar stojąc w kącie, podczas gdy Linnea doglądała przygotowań do pochówku brata. – Odszedł. Odszedł

On odszedł już dawno – szepnęła, choć wiedziała, że pogrążony w rozpaczy ojciec nawet jej nie słyszy. Sama goliła zimne, zapadnięte policzki Maynarda, a Norma myła mu ręce i nogi. Wokół unosił się zapach śmierci, w istocie obecny w izbie już od ponad tygodnia. Może byłoby lepiej, gdyby mu pozwoliła umrzeć już wtedy, pierwszego dnia.

Ręka jej zadrżała i na ziemistej twarzy zmarłego pojawił się ślad nacięcia. Nie krwawił, co wprawiło ją w jeszcze większe zdenerwowanie.

– Nie mogę tego zrobić.

Norma wzięła od niej brzytwę.

– Ja za ciebie dokończę. Przynieś jego ubranie.

– Odszedł. Odszedł… – Sir Edgar powtarzał bezustannie, niczym zaklęcie utrzymujące go przy życiu.

Jakimś cudem udało im się dokończyć oporządzanie zmarłego, choć Linnea bała sie, że jednostajne mamrotanie ojca doprowadzi ją do szaleństwa. Czy musiał jej to wciąż przypominać? Wiedziała, że Maynard odszedł i wiedziała, że od tej chwili wszystko spadło na nią – cała odpowiedzialność za ojca, siostrę i babkę.

Gdyby zaczęła głębiej się nad tym zastanawiać, pewnie by się załamała, a na to nie mogła sobie pozwolić. Skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała się ojcu.

– Normo, proszę cię, zabierz go stąd. Może go czymś zajmij. Frayne ci pomoże.

– A co z sir Maynardem? Gdzie zostanie pochowany?

Linnea wytarła dłonie w długi kawałek płótna; wiedziała jednak, że nic nie jest w stanie zmyć z niej poczucia dojmującego smutku.

– Idę porozmawiać o tym z lordem Axtonem. Pilnuj, żeby ojciec trzymał się z daleka od mojego męża – dodała.

Znalazła Axtona w wielkiej Sali, gdzie przewodniczył porannym obradom sądu. Wprawdzie nie była dotąd świadkiem jego poczynań w sprawach dotyczących posiadłości, ale słyszała dosyć, by wiedzieć, że mieszkańcy Maidenstone nie ucierpią na skutek jego powrotu. Norma doniosła jej, że pociągnął do odpowiedzialności garbarza za pijaństwo i bicie żony, która była kuzynką Normy. Od Frayne'a dowiedziała się, że lord Axton wyłożył pieniądza na nowe belki i słupy, niezbędne do odbudowania składów, które spalił podczas oblężenia zamku. A w całym zamku aż huczało od nowiny, że z okazji wiosennych zasiewów odbędzie się wielki festyn z zawodami w zręczności i różnego rodzaju gwarni.