Westchnąwszy ciężko Linnea zaczęła się żarliwie modlić o jego wyzdrowienie. Nie chciała, żeby umarł. Nie chciała być jedyną nadzieją rodziny.

Nic chciała już być Beatrix.

Zmarszczyła czoło skupiona z całych sił na modlitwie. Święty Judo, robiąc to popełniłam błąd. Nie powinnam była oszukiwać Axtona.

Ale gdyby tego nie zrobiła, prawdziwa Beatrix zostałaby jego żoną. To jej siostra dzieliłaby z nim małżeńskie łoże nie ona. Po czasie okazała się. że los, od którego chciała uchronić bliźniaczkę, nie był aż taki straszny.

Jakiś hałas przyciągnął jej uwagę.

– Czego chcesz? – syknęła z niechęcią, widząc w otwartych drzwiach Petera de la Manse.

Chłopiec wszedł do wąskiego pomieszczenia. W skąpym świetle świecy Linnea zobaczyła, że jego młoda twarz jest poważna, zniknął z niej wszelki ślad typowej dla niego zadziorności, którą spodziewała się ujrzeć. A więc nie przyszedł się napawać upadkiem jej brata.

– Miałem nadzieję, że uda mi się zamienić z tobą słówko – odpowiedział spokojnie. Stanął po drugiej stronie łóżka, przyglądając się jej ponad skurczoną cierpieniem sylwetką Maynarda. Cóż za wymowna sytuacja:

– O co ci chodzi? – Nie miała nastroju, żeby się z nim kłócić. Dopóki był uprzejmy, dopóty i ona mogła zachowywać się w podobny sposób.

Przestąpił niepewnie z nogi na nogę zgniatając w dłoniach frygjjską czapkę.

– Ja… po wczorajszym wieczorze i… dzisiaj rano… nie chciałbym się wtrącać, ale ty… i Axton. Zastanawiałem się… to znaczy…

– Wszystko miedzy nami zostało naprawione, jeśli o to pytasz – powiedziała Linnea tonem ostrzejszym, niż to było konieczne. Gorący rumieniec oblał jej policzki; żałowała, że w ogóle wdała się z nim w rozmowę. Czy jej osobiste układy z mężem już zawsze miały przyciągać tyle uwagi? Była równocześnie zażenowana i wściekła.

– Cóż, zatem cieszę się. – Nagle z trochę nieśmiałego chłopca stał się znającym życie mężczyzną. – Te meble nie wytrzymają wielu takich szaleństw.

Linnea zrobiła się purpurowa na twarzy.

– Co masz na myśli? – spytała złowrogim szeptem.

– Łóżko, ma się rozumieć. Axton je złamał… Och! – Uniósł brwi, wyginając usta w znaczącym uśmieszku. Nagłe zrobił się podobny do starszego brata, co bynajmniej nie usposobiło Linnei lepiej w stosunku do niego. – Och! Sądziłem, że złamał je sam, w ataku złości Ale może to wasze wspólne dzieło, dokonane w porywie namiętności. Tak czy inaczej, stolarze musieli się mocno napocić, żeby je złożyć z powrotem w całość.

Linneę świerzbiła ręka. żeby mu wymierzyć solidny policzek. Ilekroć zaczynał być w miarę miły, nagle powracał do nieznośnego zachowania, lak typowego dla nieopierzonych młodzików.

– Nadmiernie się przejmujesz osobistymi sprawami swego brata. I moimi.

Wzruszył ramionami, ale przestał się uśmiechać. Przez dłuższą chwilę patrzył na Maynarda, nim znów podniósł na nią wzrok.

– Jeśli wszystko między wami zostało naprawione, to dobrze. Ale co będzie, jeśli twój brat umrze? Znowu się wszystko popsuje?

Linnea zadrżała, jakby przeszło nad nią ciemna chmura.

– Modlę się, żeby wyzdrowiał.

– Wyzdrowieje?

Spuściła głowę i zamknęła oczy. Ten chłopiec nie był osoba, której chciałaby się zwierzać ze swoich obaw. Jednakże potrzeba szczerej rozmowy z kimś… kimkolwiek, była zbyt silna, żeby mogła się jej oprzeć.

– Obawiam się, że już niedługo pozostanie na tym świecie – odpowiedziała trzęsącym się głosem.

– Straciłem na wojnie dwóch braci – odezwał się Peter po dłuższej chwili milczenia. – Ojca także. Współczuję ci z powodu tego bólu, jaki będziesz musiała znosić.

Linnea pokiwała głową. Nie mogła mówić, bo coś ściskało ją w gardle. Ona traciła o wiele więcej niż tylko brata, który nigdy się nie przejmował jej uczuciami. Peter oczywiście o tym nie wiedział, ale i tak jego słowa stanowiły pewną pociechę.

– Muszę jednak spytać – mówił dalej. – Co będziesz czuła do Axton, kiedy… jeśli twój brat umrze? Czy wszystko między wami pozostanie naprawione, jak to ujęłaś? Czy trzeba będzie znowu wzywać stolarzy?

Linnea uniosła zbolałą twarz. Był poważny. Wyczuła, że pragnął, by w Maidenstone zapanował spokój. Chciał, żeby była zadowolona ze swego małżeństwa i żeby połączenie rodziny de la Manse z de Valcourtami okazało się trwałe.

Jakże pragnęła, by to było możliwe!

Ale nie było możliwe. Nie teraz. Gdyby nie przeszkodziła… gdyby pozwoliła Beatrix poślubić Axtona, tak jak sobie życzył, że dwie rodziny mógłby osiągnąć pojednanie. Ale teraz było to niemożliwe. Wyznać Axtonowi, że skłamała… Wzdrygnęła się na samo wyobrażenie jego gniewa, którego starczyłoby nie tytko dla niej, ale i dla prawdziwej Beatrix, gdyby tylko miał szansę ją dopaść. A co najgorsze, nie mogła znieść myśli, że Axtona miałby łączyć taki sam związek z Beatrix, jaki łączył go z nią,, Linneą. Czy była na świecie druga tak przewrotna kobieta?

Zacisnęła usta w wąską linię. Nie, nie było dla niej odwrotu. I nie mogło być zgody pomiędzy jej rodzina i rodziną Axtona.

– Nie odpowiedziałaś mi. – Głos Petera wdarł się w jej ponure rozmyślania. – Czy śmierć twojego brata zniszczy kruchy pokój pomiędzy tobą i Axtonem?

Linnea spojrzała na niego; po raz pierwszy dokładniej mu się przyjrzała. Nie był jeszcze mężczyzną, ale szybko zbliżał się do dnia, w którym miał dorównać starszemu bram posturą i władczym charakterem. Pomyślała. że będzie równie groźny dla wrogów i tak samo oddany własnej rodzinie.

Usiłowała stłumić w sobie żal i zmusić się do pamiętania o roli, jaką sama zgodziła się odegrać.

– Nie będzie łatwo… go pochować, gdyby do tego doszło. Nie będzie łatwo zapomnieć, kto zadał mu śmiertelny cios.

– Nie pytam, czy zapomnisz, tylko czy będziesz w stanie odłożyć to w przeszłość:

– To znaczy przebaczyć, prawda? Czy będę mogła przebaczyć Axtonowi to, że zamordował mojego brata? – Choć bardzo się starała nad sobą panować, emocje zaczynały brać górę. Nie powinno było dojść do tej strasznej sytuacji.

– To nic było morderstwo, tylko niefortunny skutek wojny. Możesz mu wybaczyć? – powtórzył z uporem..

Linnea odwróciła się do niego plecami. Pozwalanie, żeby ją wypytywał, dotykał najboleśniejszych spraw, które chciała ukryć jak najgłębiej, mogła prowadzić tylko do nieszczęścia. – Jakoś sobie poradzę. Kobiety w końcu są w tym naprawdę dobre. Muszą sobie radzić z życiem, które inni dla nich wybrali. – Przystanęła u wylotu przejścia w grubym kamiennym murze i obejrzała się na Petera. Był dorodny, krzepki i w porównaniu z umierającym Maynardem tak niewiarygodnie żywy. – Gdyby to kobiety sprawowały rządy, nic byłoby wojen. Nie byłoby tej wiecznej walki o władzę, o wpływy, o ziemię, o wojsko…

Urwała, gdy głos zaczai jej odmawiać posłuszeństwa. Nie zdążyła jednak uciec, bo chłopiec złapał ją za ramię. Wprawdzie nie przewyższał jej wzrostem, ale jego uścisk był nadspodziewanie mocny i zdecydowany.

– Szukałem cię z ważnego powodu.

– Więc go wyjaw i pozwól mi odejść – opłakiwać los mego brata.

– Moja matka przyjeżdża.

Linnea znieruchomiała. Jeszcze przed chwilą zmagała się z nadmiarem osaczających ją uczuć, a teraz nagle poczuła w sobie całkowitą pustkę.

Ich matka, Axtona i Petera. Dotychczasowa niepewność wydała się Linnei traszką; teraz czuła się dziesięciokrotnie mniej pewna siebie. Czy ta kobieta, będzie nią pogardzać od pierwszego wejrzenia, tak jak jej rodzina gardziła Axtonem? Będzie spiskować przeciwko synowej, tak samo jak rodzina de Valcourtów spiskowała przeciw nie chcianemu zięciowi?

– Jest dobrą, wyrozumiałą kobietą,

Linnea wpatrywała się w Petera z napięciem.

– Na tyle dobrą i wyrozumiała, żeby wybaczyć niefortunny skutek wojny? Peter skrzywił się, słysząc, jak powtarza Jego własne słowa.

– Ten powrót nie będzie dla niej łatwy. Ale jeśli zdobędziesz się na cierpliwość i dasz jej trochę czasu na ochłonięcie…

– Czas na opłakanie tego wszystkiego, co straciła, odkąd opuściła ten dom? To masz na myśli? – Strząsnęła z ramienia jego dłoń: spojrzała niewidzącym wzrokiem w stronę głęboko osadzonego okna, przez które widać było wąski skrawek nieba. Było szare; stonce kryło się za chmurami. To lepiej, niż gdyby było błękitne i rozświetlone słońcem. To nie był radosny dzień. W tym jednym Linnea i matka Axtona na pewno mogły się zgodzić.

Westchnęła głęboko.

– Czy ona już tu jest?

– Przyjeżdża za godzinę. – Po krótkiej chwili dodał: – Nie będzie cię źle traktować, Beatrix.

Jak zawsze, kiedy nazwano ją imieniem siostry, przypominała sobie o swojej roli. Wyprostowała się dumnie.

– Musze dopilnować, by przygotowano dla niej komnatę i poczęstunek… – Nagle się zawahała. – Jak sądzisz, ją Axton chyba pozwoli ulokować w twierdzy?

Peter uśmiechnął się od ucha do ucha.

– Axton wygląda przy niej jak wieża, ale nie ośmieliłby się odmówić niczego lady Mildred. Jeśli chcesz, mogę mu przekazać wiadomość, że zapewnisz swojej teściowej godne powitanie.

Linnea pokiwała głową. Wiedziała, że ta kobieta kiedyś tu przybędzie. Powinna być na to lepiej przygotowana. A teraz miała wątpliwości, czy w ogóle było możliwe jakiekolwiek przygotowanie się do spotkania z tą kobietą.

Właściwie powinna być wdzięczna Peterowi, że zechciał ją powiadomić o przyjeździe matki.

– Dziękuję – powiedziała, marszcząc lekko czoło, jako że nie do końca rozumiała intencje tego chłopaka. Znienawidziła go od samego początku i była pewna, że on odwzajemnia to uczucie. Jednakże zdarzały się chwile, gdy wydawał się być jej jedynym sprzymierzeńcem. – Dziękuję, że mnie uprzedziłeś.

Cofnął się o krok i stanął do niej bokiem, tak że widziała tylko jego profil.

– Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla niej – odburknął. I przekrzywiając głowę wbił w Linneę spojrzenie, które niepokojąco upodobniało go do brata. – Nie chciałem, by jej powrót okazał się jeszcze trudniejszy. Nie chciałem, żebyś ją przyjęła jak przeciwniczkę.