Wyczerpani oparli się o brzeg balii, z której znacznie ubyło wody. Linnea leżała na nim opierając policzek na jego mokrym barku. Axton otoczył ją ramionami; pod powierzchnią wody nadal byli ze sobą połączeni

W ciszy zaspokojenia, przerywanej jedynie ich zdyszanymi oddechami, Linnea pomyślała, że nie tak wyobrażała sobie małżeństwo. Spodziewała się miłości, ale zupełnie nie brała pod uwagę jej cielesnego wyrazu. W wyobraźni zawsze widziała miłego, poczciwego mężczyznę, oddanego przyjaciela.

Tymczasem poślubiła człowieka, którego musiała się bać i nienawidzić ale odkryła niewyobrażalną fizyczną przyjemność, której nie potrafiła ani zrozumieć, ani wyjaśnić. W dodatku wszyscy mieszkańcy zamku musieli wiedzieć, co z nim robiła i jaką czerpała z tego rozkosz, co jeszcze bardziej komplikowało jej sytuację.

Mimo tych niewesołych wniosków, Linnea nie miała ochoty nawet się poruszyć. Spoczywała w objęciach Axtona, ociężała ze zmęczenia, w namokniętej sukni, która bez wątpienia miała być tematem plotek i domysłów przez najbliższe dni, przynajmniej do czasu następnego szalonego pomysłu jej męża.

Bóg jeden wiedział, jakie kolejne szaleństwo przyjdzie Axtonowi do głowy, ale Linnea musiała przyznać, że nie może się go doczekać.

Axton patrzył za odchodzącą żoną.

Ta dziewczyna była naprawdę zadziwiająca.

Zupełnie się tego nie spodziewał. Ani, że będzie taka piękna, ani że taka ognista. Nie spodziewał się też, że tak mocno będzie na niego działał sam jej widok… czy nawet myśl o niej.

Wiedział, że jej uroda bez trudu pobudzi jego zmysły. Kobieta o tak pięknych kształtach rozgrzałaby krew w każdym mężczyźnie. Jednak to. że budziła w nim aż tak wielkie pożądanie, zaczynało go niepokoić. Nigdy nie miał jej dosyć.

Ruszył za nią po schodach do wielkiej sali, nie odrywając oczu od krągłych bioder kołyszących się powabnie pod miękką tkaniną sukni, w którą się przebrała. Była uwodzicielska, choć wcale się o to nie starała. A czasami doprowadzała go do takiej wściekłości… że miał ochotę ją udusić.

Zachmurzył się przypomniawszy sobie, że zeszłego wieczoru omal jej nie uderzył. Wszystko zaczęło się od rozmowy o jej rodzinie. Lojalność jest cechą godną pochwały. Tyle tylko, że chciał, aby to wobec niego była lojalna, przynajmniej w takim samym stopniu, jak wobec własnej rodziny. Chciał, żeby jej świat kręcił się wokół niego. Chciał sam stworzyć z nią nową rodzinę.

Tego nie przewidział.

Zatrzymał się u stóp schodów i patrzył, jak się oddala. Naszło go niemądre pragnienie, żeby się odwróciła i spojrzała na niego. Wiedziała, że tam był. Obejrzyj się, prosił ją w duchu.

Kiedy przystanęła obok komina i zrobiła to, o co mu chodziło, nie mógł powstrzymać uśmiechu radości. Odpowiedziała mu uśmiechem, udry zdradzał więcej jej uczuć, niż mogła przypuszczać: Była tak samo jak on zaskoczona niespodziewaną więzią, jaka między nimi powstała Ucieszył się, że nie jest w stanie ukryć przed nim swoich uczuć. To pożądana cecha u żony. Choć wcześniej nigdy nie uznałby tego za możliwe, nagle zapragnął, by w ich wzajemnych stosunkach panowała szczerość.

– Co powiesz, bracie? – Zaczepny głos Petera wyrwał Axtona z rozmyślań. – Gdy cię ostatnio widziałem, nie byłeś tak dobrze usposobiony

Axton uśmiechnął się kwaśno. A wiec brat wiedział, co się wydarzyło ostatniego wieczoru. Pewnie wszyscy wiedzieli. Ominął chłopca bez słowa, powracając spojrzeniem do żony.

Peter popatrzył w tę samą stronę.

– W zamku mówi się, że wczoraj nie byłeś z niej taki zadowolony, Axton zacisnął zęby. Ostatnie zdanie wcale nie zabrzmiało jak braterskie docinki. W istocie Peter był nie tyle jowialny, co wściekły.

– Wczoraj byłem pijany. Dziś jestem trzeźwy – stwierdził sucho Axton.

– Rozumiem zatem, że ci wybaczyła: Axton zmarszczył czoło.

– Nie dalej jak dwa dni temu wyrażałeś się o Beatrix z pogardą. Teraz wyczuwam w twoim tonie nutę opiekuńczości. Chyba nie sugerujesz, że moja żona potrzebuje ochrony przed własnym mężem? – Posłał bratu spojrzenie, które miało go zniechęcić do rozwijania drażliwego tematu.

Peter jednak nie dawał za wygraną.

– Skoro ten mąż ją bije, a potem sieje wokół zniszczenie tylko dlatego, że żona nie okazuje mu całkowitej uległości, to owszem…

– Nie uderzyłem jej!

– Ale byłeś gotów to zrobić! – rzekł Peter dobitnie. – Gdyby cię Reynold nie powstrzymał, uderzyłbyś ją. Gdyby się nie ukryła, uwięziłbyś ją w swojej komnacie i wymierzył jej karę.

– Moja żona to moja sprawa – syknął Axton przez zaciśnięte zęby. Wyzywające spojrzenie Petera wprawiło go w jeszcze większy gniew. – Mąż ma prawo wymagać posłuszeństwa od żony. To jego obowiązek. A karanie jej za przewinienie nic jest wielkim grzechem.

– Nie widziałem, żeby ojciec choć raz uderzył matkę. Axton nie mógł uwierzyć własnym uszom. Nie same słowa brata go zdumiały. Wiedział tak samo dobrze jak Peter, a nawet lepiej, że ich ojciec nigdy nie podniósł ręki na matkę. Czcił ją, szanował i kochał. Axton nie mógł uwierzyć, że bratu mogło w ogóle przyjść do głowy takie porównanie, skoro okoliczności jego małżeństwa były całkowicie inne niż w przypadku ich rodziców. Ożenił się z córką wroga, niej ukochaną kobietą, znaną od dziecka. A w dodatku wcale nie uderzył tej nieznośnej dziewczyny!

– Twoja troska jest wzruszająca, braciszku. Ale Beatrix jest moją żoną i będę ją traktował tak, jak uznam za stosowne. Wystarczy, ze na nią spojrzysz, by się przekonać, iż jest zadowolona z roli, jaką jej los wyznaczył.

– Czyżby? – spytał Peter z lodowatym uśmiechem, – A może po prostu gra tę rolę, bo uważa, że tylko w ten sposób zapewni sobie bezpieczeństwo?

– Niech cię diabli! Wcale tak nie jest. Jeśli chcesz tu mieszkać, lepiej się nie wtrącaj!

Widząc rosnącą złość brata, Peter wreszcie spuścił z tonu. Patrząc na podwójne dębowe drzwi po drugiej stronie sali, którymi wyszła Beatrix, powiedział:

– Domyślam się, że poszła pożegnać babkę.

Fakt, że Peter w końcu przestał drążyć kłopotliwy temat, Axton przyjął z zadowoleniem i ulgą. Choć starał się wytłumaczyć swoje wczorajsze zachowanie, czuł się nieswojo słuchając oskarżeń z ust młodszego brata. Zareagował zbyt ostro. Nie mógł temu zaprzeczyć. Ale co było, minęło. Już nigdy nie pozwoli się sprowokować.

– Dla wszystkich lepiej, że stara wyjeżdża – powiedział do Petera. – A co z sir Edgarem i jego rannym synem?

Axton westchnął. Rodzina żony stanowiła ciężki problem. Przeżył większą część życia nienawidząc ich i hodując w sobie żądzę zemsty, Teraz pragnął się ich jedynie pozbyć.

– Henryk wkrótce przyjeżdża. Jak tylko wyda werdykt w tej sprawie. pozbędziemy się rodziny de Valcourtów raz na zawsze. Wreszcie zaznamy pokoju i dobrobytu, a ty nie będziesz się musiał martwić tym, jak traktuję żonę. – Twoja żona jedną z de Valcourtów. Zadziwia mnie, że tak łatwo o tum zapominasz.

Mylisz się bracie. Nie nazywa się już de Valcourt, od chwili złożenia małżeńskiej przysięgi. Teraz nazywa się de la Manse. Beatrix de la Manse. Jest moją żoną i panią zamku Maidenstone. Możesz nie wątpić w jej lojalność wobec mnie, ani moja wobec niej.

Wypatrzywszy z dala sir Maurice'a, Axton skinął bratu i niedbale się oddalił. Jednakże słowa Petera pozostawiły w nim dziwny niepokój Zdecydował się na małżeństwo z córką de Valcourta z nadzieją, że przywiąże do siebie żonę siłą namiętności. Ostatniego wieczoru zachował się jak idiota, musiał to przyznać. Ale przecież rano wszystko naprawił. To, że Beatrix była skłonna zapomnieć o niemiłym zdarzeniu, utwierdziło go w przekonaniu, że jego plan się powiódł.

A jednak wątpliwości Petera dotyczące jego małżeństwa wzbudziły W nim cień niepokoju.

W ciągu dnia, spędzonego na ponownym zaznajamianiu się z domem i podejmowaniu licznych decyzji, niewiele miał czasu na rozmyślania o żonie. Lecz Beatrix nie wychodziła mu z głowy, niczym uparty dzwonnik. wyczekujący na moment spokoju, by go zakłócić donośnym brzmieniem.

Towarzysząc Maurice'owi w przeglądzie spalonych składów, by zadecydować o ich odbudowie, zastanawiał się, czy Beatrix kiedyś je odwiedziła. W domu tkacza Wascoma, nieformalnego naczelnika wsi, gdzie przy poczęstunku z sera i piwa debatowali nad możliwością urządzenia wiejskiego targowiska, przez cały czas myślał tylko o tym, że u kupca bławatnego, który z pewnością miałby na tym targu swoje stoisko, mógłby kupić dla Beatrix aksamit na suknię. Coś ładnego w zielonym kolorze, pasującym do cudownej barwy jej oczu.

Nim zapadł zmierzch i wyruszyli z Maurice'em w drogę powrotna do zamku, był już zdecydowany. Jeśli dotąd nie była mu całkowicie oddana – co próbował sugerować Peter – wkrótce będzie. Przywiąże ją do siebie, wykorzystując do tego jej namiętną naturę.

Zmusił konia do szybszej jazdy, nie mogąc się doczekać chwili, gdy znów będzie miał żonę tylko dla siebie. Babka wyjechała, ojciec i syn mieli niedługo podążyć w jej Ślady. Wtedy będzie należała już naprawdę tylko do niego.

13

„Jeśli Maynard umrze, ty jesteś naszą jedyną nadzieją.”

Przez cały dzień ostatnie słowa babki, wypowiedziane przed podróżą do opactwa Romscy, odbijały się echem w głowie Linnei. Jeśli Maynard umrze…

Linnea poszła do niego natychmiast po tym, jak babka opuściła Maidenstone. Ojciec odwiedzał go codziennie, ale za każdym razem odchodził od posłania chorego bardziej przybity i pogrążony w myślach. Maynard nie był już trzymany pod strażą; kilku służących na zmianę karmiła go rosołem i podawało leki sporządzone przez Linneę. Teraz jednak, siedząc przy nim w mrocznej izbie księdza, dziewczyna obawiała się, że jej leki nie wystarczą.

Maynard leżał na łóżku księdza, niemal tak blady, jak wybielone słońcem prześcieradła, tylko bardziej ziemisty. Wraz z płytkim oddechem z jego płuc wydobywało się ciche rzężenie. Podsiniałe oczy zapadły się w lśniącej od potu twarzy, a skóra na policzkach, pokryta czerwonymi plamami liszajów, łuszczyła się. Nie odzywał się od poprzedniego ranka.