– Nigdy nic wrócił do siebie?

W odpowiedzi Norma tylko potrząsnęła głową. Linnea w milczeniu przezywała to, co usłyszała. Wiedziała, że nie może liczyć na pomoc ze strony ojca. Gorzka to była świadomość. Westchnęła:

– Mam nadzieje, że babka nie musi się trząść wierzchem do Romsey?

– Podróżuje w konnej lektyce. Milord Axton tak zarządził. Linnea przystanęła na stopniu i z niedowierzaniem spojrzała na Normę.

W konnej lektyce? Jej mąż zarządził, by udostępniono konną lektykę starej kobiecie, która go nienawidziła i spiskowała przeciw niemu? Nie wiedział wprawdzie o spisku,, ale bez wątpienia wiedział o nienawiści, Była widoczna dla wszystkich. Mimo to zapewnił jej lektykę na podroż. Nowina na temat ojca przygnębiła ją, ale wiadomość o wielkoduszności Axtona wydatnie poprawiła jej nastrój. Mąż przywitał ją obrażoną miną, kiedy weszła do przedsionka poprzedzana oddziałem cieśli, ale odpowiedziała mu szczerym uśmiechem.

Nie zabawia długo, milordzie. Naprawią tylko łóżko… – Urwała spłoszona. Łóżko, do którego wkrótce trafi z Axtonem. Udało jej się uniknąć wspólnej kąpieli, ale nie zdoła długo się trzymać z dala od męża. Obserwował ją, kiedy się do niego zbliżała niosąc cynowy puchar pełen naparu. Leżał wyciągnięty w wielkiej balii; mokre włosy przylegały mu do głowy, mokre nagie ramiona lśniły w coraz jaśniejszym porannym świetle. Woda zakrywała dolną część jego tułowia i całe nogi poza zgiętymi kolanami. Ale wystarczyło to, co było widoczne – potężna klatka piersiowa i kształtne ramiona, żeby wzbudzić dreszcz niepokoju u każdej kobiety. Choć musiał się czuć okropnie, wyglądał jak zawsze wspaniale.

– Co zawiera ta obrzydliwa mikstura? – spytał, wąchając podejrzliwie ciemny płyn, który mu podała do wypicia.

– Lawendę, miętę i słodką marzannę – wyjaśniła. – Mogę jej spróbować jako pierwsza, jeśli sobie życzysz.

Zacisnął dłoń na jej palcach obejmujących kielich i przyciągnął do ust Linnea poczuła, jak od dłoni uwięzionej między chłodnym metalem a jego ciepłą skórą rozchodzi się po jej ciele gorące mrowienie. Niżej każde ogniwko łańcuszka i każdy kamień odciskały się palącym piętnem na jej biodrach i wewnętrznej stronie ud.

– Nie trzeba – mruknął Axton. – Sądzę, że zbyt niecierpliwie oczekujesz nagrody, żebyś chciała powalić tego, który może ci ją dać. – Pociągnął duży łyk naparu, ani na chwilę nie odrywając oczu od jej twarzy.

Linnea marzyła tylko o tym, żeby mu się wymknąć. Wyszarpnęła dłoń z uścisku, rozlewając sporą ilość leczniczego napoju do balii – Axton tylko się roześmiał, co jeszcze bardziej ją speszyło.

– Wypierasz się tego, że nasze zbliżenia dają ci przyjemność? – pytał, zupełnie nie zważając na służbę i robotników pracujących w zasięgu jego głosu. – Odpowiedz mi, żono. Nie ma co udawać niewiniątka.

– Szkoda, że nie prowadzimy tej rozmowy w wielkiej sali – prychnęła. – Wtedy wszyscy mieszkańcy zamku Maidenstone mogliby nas słyszeć. Chciałbyś tego, prawda?

Zachichotał, co wywołało serię drobnych falek na powierzchni wody. – Niech nikt nie mówi, że nie umiem uszanować delikatnych uczuć mojej żony. Chodź, moja śliczna. Podczas gdy stolarze naprawiają skutki mojej porywczości, ty możesz naprawić co innego. – Widząc, że boi się do niego zbliżyć, niepewna, co właściwie miał na myśli, wyciągnął do niej rękę. – Nie obawiaj się. Poskromię moją dziką naturę i poproszę cię jedynie, żebyś mnie umyła.

Linnea uciekła wzrokiem. Dlaczego tak łatwo udawało mu się wzbudzać w niej niepokój? Jak to możliwe, że w jednej chwili była mu wdzięczna za okazaną babce wspaniałomyślność, w następnej kręciło jej się w głowie na widok jego męskiej urody, a zaraz potem była na niego zła za to, że pozwala sobie na sprośne uwagi. To było nieprzyzwoite. Ona była nieprzyzwoita;

Opanowawszy się z trudem, przybrała minę, która miała wyrażać pewność siebie.

– Jak sobie życzysz. – Podeszła do tacy z kawałkami mydła i ściereczkami używanymi przy kąpieli.

Czekał na nią nic wykonując żadnego ruchu. Śledził ją palącym wzrokiem, który czuła na sobie nawet na niego nie patrząc, ale jego ręce spoczywały wyciągnięte na brzegach balii, a głowa opierała się o wystającą podpórkę.

Zamoczyła ściereczkę w gorącej wodzie, a potem natarła twardym białym mydłem, zakupionym przez babkę na ostatnim targu w Chichester. W korku przyszedł czas. by rozpocząć mycie. Ale jak miała zacząć? I od czego?

Jakby domyślając się jej wątpliwości, Axton wyciągnął z wody jedną nogę. Od niej zaczęła.

– Miał duże, ładnie ukształtowane stopy, mocne kostki i muskularne łydki. Szorując jedną po drugiej obłe nogi, Linnea miała świadomość, że robi to mocniej niż trzeba. Jednakże Axton nie zgłaszał zastrzeżeń.

Następnie przyszła kolej na barki i ramiona, smukłe palce, szerokie dłonie i twarde od mięsni ręce. Pod ich dotykiem zapominała o całym świecie…

– Mam wstać do mycia reszty?

Upuszczona ścierka plusnęła o powierzchnię wody. Linnea poczuła dobrze znany dreszcz niepokoju.

– Nie. Nie… nie trzeba – wykrztusiła. Oderwała wzrok od jego twarzy o rysach wyostrzonych refleksami światła na mokrej skórze i zapatrzyła się w pienistą od mydła wodę. Ścierka osiadła na dnie wanny, gdzieś w pobliżu jego bioder. Musiała ja jakoś stamtąd wydobyć.

Zamknąwszy oczy sięgnęła po zgubę. Natrafiła dłonią na twarde ciało mocne i sprężyste niczym belki podtrzymujące strop. Skóra w jednym miejscu szorstka od włosów, w innym gładka. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Wreszcie wyczuła pod palcami miękkie płótno; chwyciła je kurczowo, jak najbardziej upragnioną zdobycz.

Jednak nim zdążyła się wyprostować, Axton jedną ręką objął ją za szyję.

– Chodź tu do mnie – odezwał się zniżonym do szeptu, pożądliwym tonem. – Teraz ja się tobą zajmę, tak jak ty zajmowałaś się. mną.

– Ja… nie mogę się kąpać bez pomocy…

– Nie mówię wcale o kąpieli – przerwał jej niecierpliwie. Drugą ręką chwycił ją za nadgarstek, wciągając jej dłoń pod wodę, gdzie ukryty pod zasłoną mydlin czekał jego gotowy do walki oręż.

Ich oczy się spotkały; Linnea wiedziała, że dla niego wszystko jest jasne. Mogła się oburzać i protestować dla zachowania pozorów, ale kiedy byli tak blisko, kiedy czuła pod palcami dosłownie każdy cal jego pożądania, nie była w stanie ukryć przed nim prawdy. Czas i okoliczności czyniły ich wrogami, ale w chwilach takich jak ta nie miało to żadnego znaczenia.

Pragnęła znaleźć się razem z nim w balii. I on o tym wiedział.

– Co z posłaniem, milady? Czy mamy je zmienić… – Widząc, co się dzieje, Norma stanęła jak wryta w progu. – Wybacz, milordzie. Nie wiedziałam… to znaczy…

Linnea gwałtownie wyjęła rękę z wody ochlapując sobie spódnicę. Woda z namokłej Ścierki zalewała jej buty i podłogę, ale wstyd nie pozwolił jej zwracać na to uwagę. Purpurowa na twarzy, miała ochotę zapaść się pod ziemię.

Axton natomiast sprawiał wrażenie zupełnie nie przejętego sytuacji

– Zostaw pościel w spokoju. I usuń już stamtąd tych stolarzy.

– Tak, milordzie. – Norma wycofała się z niezręcznym ukłonem. – Już prawie skończyli, milordzie. Zaraz wyjdą,

Linnea patrzyła na Axtona. Powinna się bać tego, co ją czekało, ale nie czuła strachu. W ogóle nie czuła strachu. Dobry Boże, matko święta, święty Judo. modliła się w dachu. Bojąc się nawet pomyśleć o tym, co robi, stanęła z tyłu za mężem.

– Zamocz głowę – poleciła mu, biorąc znowu do ręki mydło. Na szczęście usłuchał bez sprzeciwu; kiedy się wynurzył, namydliła mu włosy i zaczęła myć.

Stolarze hałaśliwie zbliżyli się pod drzwi, jakby chcieli w ten sposób ostrzec o swojej obecności, ale przechodząc przez przedsionek zachowali ciszę. Norma wyszła jako ostatnia; wahała się przez moment stojąc na szczycie schodów. Linnea tylko pokręciła głową i z powrotem skupiła całą uwagę na mężu, więc stara piastunka także się oddaliła,

Linnea została sam na sam z mężem. Mężem, który okazał dobre serce jej babce, a i dla niej na swój sposób był dobry.

– Zamocz głowę jeszcze raz.

Kiedy wynurzył się z pluskiem, ocierając wodę z oczu, Linnea odsunęła się o krok od balii.

Axton przeczesał palcami kruczoczarne włosy i odwrócił głowę szukając wzrokiem żony.

– Chodź do mnie.

– Ściągam buty, milordzie.

Przyglądał się, jak podkasawszy spódnicę zdejmuje najpierw jeden, potem drugi pantofel.

– Więc jednak uważasz mnie za swego lorda? Lorda i męża, którego darzysz szacunkiem i chcesz zadowolić we wszystkim?

Już boso, przestąpiła z nogi na nogę; łańcuszek przypomniał o sobie gorącym muśnięciem. – Tak.

– Chodź tu.

Linnea podeszła bliżej.

– Czy nie powinnam… zdjąć najpierw sukni? – spytała szarpiąc za sznurówki przy rękawach.

– Nie. – Usiadł wyprostowany, złapał ją za rękę i pociągnął ku sobie. Tracąc równowagę, musiała się drugą ręką oprzeć o przeciwległą krawędź balii;

– Ale jak… przecież suknia…

– Suknia nie ma żadnego znaczenia – mruknął, chwytając ja za drugą rękę. Linnea zachwiała się i machając nogami w powietrzu wpadła do wody lądując na jego piersi.

Rozpaczliwe wysiłki, żeby się wydostać, tylko głębiej ja pogrążały. Woda przelewała się przez brzegi balii zachlapując wokół podłogę. Axton przyciągnął tonę do siebie, objął ją w pasie i w mgnieniu oka siedziała na nim okrakiem, a unosząca się na wodzie spódnica zakrywała ich jak namiot.

– O, tak jest znacznie lepiej – mruknął Axton, przyciągając ją do siebie jeszcze mocniej. – A teraz, troskliwa żonko, dokończ to, co zaczęłaś

Choć wydawało się to niedorzeczne i szalone, Linnea aż się trzęsła z niecierpliwego wyczekiwania. Namoknięta suknia przeszkadzała. Balia była stanowczo za mała na to, co zamierzali zrobić, Ale jakoś im się udało. Nasunął ją na siebie i natychmiast rozkołysali się w zgodnym rytmie dawania i przyjmowania.

Axton chwycił ją w pasie, ściskając tak mocno, że łańcuszek wgniatał jej się w skórę. Unosił ją i przyciągał do siebie coraz szybciej, aż poczuła wzbierające w środku ciepło. Krzyknęła próbując się z niego zsunąć, ale trzymał ją kurczowo, prężąc się w coraz dłuższych, coraz mocniejszych pchnięciach. Wreszcie i on wydał z siebie przeciągły krzyk, który ogłaszał zarówno zwycięstwo, jak i akt poddania.