Z trudem udało jej się opanować niepokój wywołany jego bliskością i skupie uwagę na broni. Sięgnęła pod łokieć śpiącego do rękojeści sztyletu; Choć starała się zachować ostrożność, trąciła go lekko.

Poruszył się niespokojnie, we śnie przyciskając jej dłoń do swojego boku. Linnea wstrzymała oddech pewna porażki.

Ale zamiast otworzyć oczy i wbić w nią oskarżycielskie spojrzenie, Axton tylko westchnął i mamrocząc coś trudnego do zrozumienia uśmiechnął się przez sen. Ona umierała ze strachu, a on miał słodkie sny!

Zacisnęła usta w wyrazie zdecydowania. Odbierze mu sztylet, a potem zbudzi go na kąpiel. Axton zobaczy, że jest dobrą, troskliwą żoną, której może zaufać. Zadowoli go, choćby miało ją to kosztować życie, albo choćby on miał zapłacić życiem!

Zastanowiła się głębiej nad ostatnią myślą. Cokolwiek miało się wydarzyć w nadchodzących dniach lub tygodniach, nie chciała, żeby Axton zginał. Pragnęła, żeby Beatrix znalazła odpowiedniego męża i odzyskała Maidenstone dla rodziny. Ale nie chciała, żeby Axton de la Manse zginął z tego powodu.

A jeśli zdecyduje się walczyć z mężem Beatrix?

Linnea potrząsnęła głową, odganiając od siebie złowieszcze domysły. Nie miała wpływu na te sprawy. I z pewnością nie miała też wpływu na Axtona de la Manse. Nie była nawet w stanie obudzić tego człowieka!

Odepchnęła jego ramię nie siląc się na delikatność, zabrała sztylet i odsunęła się od śpiącego na bezpieczną odległość. Przezorność okazała się jak najbardziej uzasadniona; bo niemal w tym samym momencie poderwał się wykonując szeroki zamach. W nic nie trafił, ale się obudził.

– To tylko ja, twoja żona – odezwała się nieśmiało Linnea, odsuwając się od niego jeszcze dalej. – Pamiętasz mnie? – dodała, widząc, że Axton rozgląda się błędnym wzrokiem. Stał prosto, spięty i gotowy do walki, ale nadal nie całkiem przytomny.

W miarę jak spojrzenie mu się rozjaśniało, zmieniał się wyraz jego twarzy. Powróciły dobrze znane zmarszczki nad brwiami, nadając urodziwej męskiej twarzy nieprzystępny wygląd. Linnea pożałowała tej zmiany, i to wcale nie dlatego, że chciała go oszukać. Gdzieś w głębi duszy tęskniła za jego uśmiechem. Ale on uśmiechał się tylko we śnie.

Przybrała skruszoną minę.

– Próbowałam cię zbudzić na kąpiel – powiedziała tonem usprawiedliwienia. Odłożyła sztylet na stolik. – Zasnąłeś w ubraniu, milordzie. Daj, pomogę ci ściągnąć buty.

Podeszła do niego drżąc z niepokoju, jak ją potraktuje. Czy pamięta jej wczorajsze obraźliwe słowa? Swoją złość? Doszła do wniosku, że najlepiej będzie od razu wszystko wyjaśnić.

– Wczoraj wieczorem pokłóciliśmy się, więc postanowiłam dziś rano naprawić stosunki między nami. – Sięgnęła do jego pasa i zaczęła rozpinać sprzączkę, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Ręce jej się trzęsły tak, że ledwo mogła sobie poradzić, ale Axton nie próbował jej przeszkodzić. – Mam nadzieję… Mam nadzieję, że nie będziesz obracał komnaty w ruinę, ilekroć cię rozzłoszczę – mówiła z nadzieją, że kobieca paplanina podziała na niego uspokajająco. – Kiedy będziesz brał kąpiel w przedsionku, ja każę naprawić łóżko i ustawić na miejscu komodę…

– A ja mam nadzieję, że nie będziesz mnie zbyt często wprawiać w złość.

Linnea z trudem przełknęła ślinę. Udało jej się wreszcie rozpiąć pas.

– Postaram się tego nie robić, milordzie.

Chwytając ją pod brodę, spojrzał jej prosto w oczy. Był już całkiem rozbudzony, ale Linnea nie mogła się zorientować w jego nastroju.

– Dokąd poszłaś w nocy?

– Do babki. Bałam się ciebie – dodała tonem wyjaśnienia, w którym dało się słyszeć wyrzut.

Zastanawiał się nad jej odpowiedzią, cały czas nie spuszczając z niej wzroku, jakby chciał ja przejrzeć na wskroś. Wreszcie z westchnieniem opuścił rękę.

– W przyszłości postaram się lepiej nad sobą panować. Ale nie wolno ci się ze mną spierać, szczególnie w sprawach dotyczących twojej rodziny.

– W takim razie obawiam się, że mamy problem, milordzie. Ponieważ ja nie mogę odrzucić swojej rodziny, tak jak ty nie możesz odrzucić swojej.

Wystraszyła się, że przeciągnęła strunę, bo Axton zmarszczył czoło, okazując najpierw niedowierzanie, potem złość.

Lecz kiedy już była gotowa na wybuch jego gniewu, niespodziewane odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno, lecz natychmiast urwał z jękiem, chwytając się obiema rękami za skronie. Skrzywił się boleśnie.

– Z kim ja się ożeniłem? Z jędzą, która używa swego ostrego języka i ślicznej buzi jako broni przeciwko mnie i jeszcze chce postawić na swoim?

Znów jęknął przecierając oczy. Ale, ku uldze Linnei, obeszło się bez wybuchu. Wyglądało na to, że mimo wszystko najbezpieczniej było osobiście stawić czoło mężowi.

Uśmiechnęła się.

– Kazałam przygotować dla ciebie kąpiel i posiłek, gdybyś miał ochotę skorzystać.

Pokiwał głową, jakby chciał sprawdzić, czy nadal dobrze się trzyma szyi, a potem posłał jej kwaśny uśmieszek.

– Oddaję się w twoje ręce, madame. Proszę bardzo, pokaż, jaką potrafisz być troskliwą żoną. bo chyba tego mi trzeba. Ale wiedz – dodał zmysłowo ściszonym głosem – że już mnie zadziwiłaś innymi talentami. – Spojrzał na zrujnowane loże, a potem znowu na nią. – Juk już zrobią porządek w naszej komnacie, możemy ją znów przewrócić do góry nogami. – Ściągnął brwi, jakby sobie nagłe o czymś przypomniał. – Chyba że na samą myśl o tym chce ci się wymiotować?

Linnei zaschło w gardle. Miała nadzieję, że zapomniał jej nienawistne słowa. Co mogła teraz zrobić?

– Nie… nie powinnam była tego mówić – wyjąkała, splatając nerwowo palce.

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Wzbudzam w tobie wstręt? Przyprawiam cię o mdłości?

– Nie. Nie – powtórzyła z przejęciem. – Byłam na ciebie zła. Powiedziałeś mi różne okrutne rzeczy i… i chciałam cię zranić, tak jak ty mnie zraniłeś.

Patrzyli na siebie w milczeniu przez dłuższą chwile. Nie potrafiła niczego wyczytać z jego skamieniałej twarzy. Czy to możliwe, że zaledwie przed chwilą dostrzegała w nim chłopięcy wdzięk? Teraz nie było w nim nic z chłopca. Miała przed sobą twardego mężczyznę. zaprawionego w walce żołnierza, nieugiętego i nieufnego.

– Może… – zaczęła, pomna wskazówek babki. – Może powinniśmy zacząć od nowa, bez wzajemnych pretensji i podejrzeń.

Wykrzywił usta w niewesołym uśmiechu.

– Z pewnością by ci to odpowiadało, co? – Westchnął, rozpalając w niej promyczek nadziei. – Wezmę kąpiel, żono, a potem zobaczymy, co nam przyniesie dzisiejszy dzień. Oby się zakończył lepiej niż wczorajszy.

Linnea odetchnęła z ulgą, dziękując w duchu świętemu Judzie.

– Pójdę sprawdzić wodę.

– Nie. Zaczekaj. – Złapał ją za rękę, nim zdążyła się wymknąć. – Odeślij służbę do innych obowiązków. Sama masz się mną zająć. No i należy mi się odpowiednie poranne przywitanie od mojej żony – dodał, obejmując ją w pasie i przyciskając mocno do siebie.

Linnea aż zaniemówiła. Myślała, że skutki pijaństwa odbiorą mu na to ochotę, przynajmniej na jakiś czas. Ale okazało się, że nie, czego wymownie dowodził twardy kształt napierający na jej brzuch.

– Proszę, milordzie – szepnęła, usiłując powstrzymać jego ruchliwe dłonie. – Służba…

– Tak? – Przesunął palcem po śladzie łańcuszka na jej pośladku, co jak zawsze przyprawiło ją o gorący dreszcz. – Powiedz mi, moja słodka Beatrix. Czy mój prezent przypomina ci czasem o mnie?

Beatrix. Bliska zapomnienia się, Linnea miała ochotę wyjść z cienia siostry i stanąć przed nim jako ta, którą naprawdę była. Jako Linnea, Chciała wyrzucić z pamięci przykazania babki i imię siostry. To nieznośne pragnienie dręczyło jej ciało i duszę.

Ale co mogła przez to zyskać? I, co ważniejsze, co mogła stracić? Odpowiedź była prosta. Wszystko.

Chłodna świadomość tego faktu kazała jej odrzucić wszelką myśl o wyznaniu prawdy. Wyswobodziła się z objęć Axtona.

– To nie jest prezent, a raczej groźba – odpowiedziała mu głosem drżącym od gniewu. Nie miało znaczenia, że była zła bardziej na siebie niż na niego.

Zrozumiał ją jednoznacznie; zmrużył oczy i wygiął usta w złośliwym uśmiechu.

– Traktuj go, jak chcesz, ale nie udzieliłaś mi odpowiedzi na pytanie. Przypomina ci o mnie?

Linnea miała ochotę powiedzieć mu coś przykrego, ale w ostatniej chwili Ogryzła się w język. Oczekiwano od niej, że ułagodzi męża. Oczekiwano, że posłuży się własnym ciałem, jeśli taka będzie potrzeba.

– Tak, milordzie – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. – Bezustannie mi o tobie przypomina.

Uśmiechnął się pod nosem, co mogło oznaczać, iż jest zadowolony i odpowiedzi.

– Będę musiał sprawdzić, czy dobrze na tobie leży. – Chwytając za poły luźnej koszuli, ściągnął ją przez głowę i rzucił niedbale na ziemię. Stał przed żoną jedynie w sukiennych spodniach i czarnych skórzanych butach. – Chodź się ze mną kąpać, żono. Wyszorujemy się nawzajem porządnie.

Wybuchnął śmiechem patrząc na jej minę, która nie wyrażała ani zgody, ani sprzeciwu, a jedynie niebotyczne zdumienie nieprzyzwoitą propozycją. Wystarczał już sam widok jego wspaniale rzeźbionego ciała, żeby stracić mowę. A usłyszeć ponadto, że ma dołączyć do niego w kąpieli… Czyżby oczekiwał, że obnaży się tak bezwstydnie jak on? I wejdzie z nim do wody naga, jak ją Pan Bóg stworzył? Mimo iż dochodziło między nimi wcześniej do intymnych zbliżeń, to, co zaproponował, wydało jej się jeszcze bardziej intymne.

– Balia… balia jest za mała – wyjąkała. Podniosła z ziemi jego koszulę i zaczęła ją nerwowo zwijać.

Na szczęście w tym momencie skrzypnęły drzwi, po czym Norma zajrzała do komnaty i oznajmiła niepewnie:

– Milady, kąpiel gotowa.

Norma. Dzięki Bogu, przynajmniej Norma była po jej stronie.

– Chodź, milordzie. – Linnea pierwsza ruszyła ku drzwiom, próbując wykorzystać fakt, że im przerwano. – Chodź, póki woda jest gorąca.

Przeszedł do przedsionka nie odzywając się do niej. W Linnei zaświtała nadzieja, że uda jej się uniknąć kłopotliwej sytuacji. Cały czas pamiętała, że powinna być uległa, ale też wzdragała się przed nieprzyzwoitością. jaką była wspólna kąpiel z mężczyzną.