Peter z zakłopotaniem podrapał się po głowie. Axton nie byłby zadowolony, że jego brat wie, jak Beatrix ocenia swoje małżeńskie pożycie.

Swoją drogą, czegóż mógł oczekiwać, skoro ta głupia dziewczyna śmiertelnie bała się męża.

Mając w pamięci widok jej nagiego ciała skulonego na niedźwiedziej skórze w oczekiwaniu na przyjście Axtona, Peter był zdumiony, że odważyła się później w wielkiej sali zwrócić do męża. Choć niechętnie, musiał przyznać, że przynajmniej jest odważna. Odważna, albo wyjątkowo głupia. Ależ się wszystko pogmatwało. Lojalność nakazywała powiadomić brata o spisku, który knuła jego żona. Ale inny rodzaj lojalności, zwany inaczej męską solidarnością, podpowiadał, że nie powinien się wtrącać w małżeńskie sprawy Axtona, tylko pozwolić mu samemu załatwić porachunki z Beatrix. Zresztą te babskie knowania i tak były bezcelowe, bo los Edgara de Valcourta i jego syna spoczywał wyłącznie w rękach Henryka Plantageneta. Sprytne posunięcia Beatrix nie były w stanie niczego zmienić.

Poza tym z czasem mogła przecież inaczej spojrzeć na małżeńskie starania Axtona. Peter słyszał, że niektóre kobiety mają gorącą krew, a inne są zimne jak ryby. Może Axton powinien sam rozwiązać swój problem. Z pewnością nie doceniłby zaangażowania młodszego brata w tej sprawie.

Uznał, że najlepiej będzie, jeśli ograniczy się do ukradkowego obserwowania tej kobiety. Kiedy stara wyjedzie, Beatrix może stanie się bardziej przystępna.

A jeśli nawet nie, to w końcu jest tylko kobietą. I choć teraz doprowadza męża do pasji, kiedyś jej to minie. W gruncie rzeczy jej osoba nie miała większego znaczenia.

Linnea powoli wspinała się po schodach. W wielkiej sali służba już się krzątała przystępując do codziennych obowiązków: rozpalano ogień i rozsuwano stoły. Ale na górze nadal było cicho jak w grobie.

Przy rozstaniu babka nakazała jej wrócić do męża i okazać mu wstyd. skruchę oraz gotowość spełnienia każdego żądania, byłe zasłużyć na jego przebaczenie.

Prawdę mówiąc, nie musiała się zbytnio wysilać okazując te uczucia. Szczerze się wstydziła, że tak łatwo zapomniała, iż gra rolę Beatrix. Miała wyrzuty sumienia za swe porywcze zachowanie i była gotowa zrobić wszystko, byle uratować rodzinę, nawet gdyby musiała płacić za to ciałem, jak nakazała babka. Czyż Maynard nic zdobywał się na to samo za każdym razem, gdy stawał w obronie Maidenstone? Czyż i teraz nie płacił własnym ciałem wysokiej ceny?

Ona także musiała sprostać wyzwaniu.

Jednak kiedy poprzez przedsionek spoglądała na drzwi prowadzące do lordowskiej komnaty, wszystko się w niej trzęsło. Przerażała ją myśl, co zrobi Axton, kiedy ją zobaczy; truchlała ze strachu przed jego gniewem i karą, jaka. z pewnością jej wymierzy. Ale jeszcze większym lękiem napawała ja łatwość, z jaką obejmował władanie nad jej emocjami, gdy tylko zechciał. Wówczas czuła: się najbardziej bezbronna i podatna na jego wpływy.

Pewnie byłoby dla niej lepiej, gdyby ją uderzył zeszłej nocy. Wzbudziłoby to w niej wrogość w stosunku do niego i tym samym ułatwiło wypełnienie zobowiązania wobec rodziny. Ale jej nie uderzył. To prawda, że jeden z jego ludzi przytrzymał go za rękę. Teraz jednak miała wątpliwości, czy gdy by nic gest sir Reynolda, Axton rzeczywiście by ją uderzył. W końcu wcześniej był dla niej taki czuły… czuły i namiętny jednocześnie.

Stąpając na palcach wśliznęła się do przedsionka. Poczuła na wewnętrznej stronie uda niepokojące muśnięcie łańcuszka z rabinami. Jednocześnie w środku zrobiło jej się dziwnie ciepło.

Cóż za dziwny gatunek mężczyzny zdarzyło jej się poślubić; łączył w sobie cechy wojownika i kochanka, męża i wroga. Jak potoczy się ich życie?

Potrząsnęła głową, żeby odpędzić niedorzeczne myśli Czyżby już zapominała, że odgrywa tylko role kogoś innego? Nie będą. małżeństwem na tyle długo, żeby mogła naprawdę dobrze go poznać. Było głupota z jej strony snuć tego rodzaju rozważania. Jej zadaniem było go uspokoić, błagać o przebaczenie i starać się go zadowolić. Tylko tyle.

I powinna się do tego zabrać jak najprędzej.

Wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i ruszyła przed siebie zwracając uwagę na każdy krok. Nie mogła się poruszać zbyt szybko i zamaszyście, ale też niewskazane było kurczenie się ze strachu. No, może odrobina strachu była do przyjęcia. Ostatecznie przecież naprawdę się bała.

Drzwi trochę się zacinały, ale ustąpiły ze skrzypnięciem, kiedy pchnęła je mocniej. Na moment zastygła w trwożliwym bezruchu, ale w środku nic się nie poruszyło, więc odważyła się zajrzeć przez szparę.

Komnata przypominała pobojowisko. Linnea poczuła, jak podnoszą się jej włosy na głowie. Musiał być wściekły ponad wszelkie wyobrażenie, skoro wywrócił komodę i porozrzucał rzeczy po całym pomieszczeniu. Jego koszule, jej suknie… a właściwie suknie Beatrix. No i łóżko! Stało przechylone na jedną stronę, a materac leżał pod ścianą…

I spał na nim Axton!

Na jego widok omal nie zatrzasnęła drzwi i nie rzuciła się do ucieczki. Wiedziała jednak, że nic jej to nie da. Nie poruszał się – słyszała ciche, rytmiczne pochrapywanie – więc zebrała się na odwagę, weszła do komnaty i ostrożnie przyjrzała się pogrążonemu we śnie mężowi.

Omijając rozrzucone na podłodze rzeczy stwierdziła, że śpiący Axton wcale nie wygląda groźnie. Wyładował złość i zmęczył się, jak to się zdarza rozpuszczonym dzieciom. Jak się często zdarzało Maynardowi.

Kiedy do jej nozdrzy dotarł powiew jego oddechu, domyśliła się, że komnata zawdzięcza swój opłakany stan nie tylko jego złości, ale i sporym ilościom wina, które musiał w siebie wlać. A to z kolei widywała u ojca.

Linnea westchnęła. Wszyscy mężczyźni w takim stanie są do siebie podobni: wielkie ryczące bestie, przeklinające i miotające się, uśpione nadmiarem trunku. I zawsze kobiety muszą po nich sprzątać.

Nabrawszy nieco pewności siebie, jeszcze raz ogarnęła wzrokiem komnatę. Mogła sama pozbierać ubrania i drobniejsze.sprzęty. Potrzebowała jednak pomocy, żeby podnieść komodę i naprawić łóżko.

A co do Axtona… przypomniawszy sobie wskazówki, jakich jej udzielił po ślubie, doszła do wniosku, iż będzie potrzebował kąpieli. Bez wątpienia cenił sobie czystość. Postanowiła również zarządzić, by dostarczono mu śniadanie, niewyszukane, lecz pożywne, składające się z chleba i zimnego mięsa. Uznała, że najrozsądniej będzie zadbać o jego wygody, jako ze mężczyźni, którym zdarza się nadużyć trunków. następnego dnia są zrzędliwi i marudni jak dzieci. Miała nadzieje, że jej starania poprawią mu nastrój.

Może jeśli będzie się zachowywała tak, jakby poprzedniego wieczoru nic nie zaszło… Może upijając się zapomniał, że go rozgniewała, że powiedziała mu te wszystkie okropne rzeczy. Modliła się, by tak było w istocie.

Linnea zabrała się żwawo do pracy. Była zadowolona, że ma jakieś zajęcie; bezczynność i niepewność ciążyły jej nieznośnie. Pospiesznie wróciła na dół i rozkazała służbie, by dostarczono do przedsionka lordowskiej komnaty balię, dużo gorącej wody i najlepsze mydło ze spiżami. W kuchni poleciła przygotować śniadanie, przynieść je na tacy na górę i także pozostawić w przedsionku. Postanowiła najpierw samotnie stawić czoło Axtonowi. Nie chciała, by ktokolwiek z mieszkańców zamku był świadkiem jej upokorzenia, gdyby nadal był pijany i zachowywał się niestosownie.

Wróciła do komnaty, pozbierała z podłogi najpierw swoje ubrania i umieściła je w skrzyni. Następnie zebrała rzeczy męża i najschludniej jak umiała ułożyła je na rzeźbionym wieku skrzyni. Potem zwinęła pościel i starała się w miarę możliwości uporządkować całe pomieszczenie.

Wreszcie nadszedł czas, żeby obudzić Axtona.

Zajęta sprzątaniem starała się nie zwracać uwagi na posiać śpiącego męża. Teraz nie miała wyboru.

Leżał na boku pod ścianą, jakby się osunął po kamiennej powierzchni do pozycji siedzącej, a potem bezwładnie opadł na bok. Nawet w tej mało dostojnej pozie wyglądał potężnie i władczo. Mocno zbudowana, wysoko, szczupła, muskularna sylwetka zdradzała, że spędził długie lata na uprawianiu wojennego rzemiosła. Ale było w nim także coś z młodego chłopca.

Krzywiąc się na niedorzeczność swojego odkrycia, Linnea otworzyła jedno z wąskich okien, by wpuścić do komnaty trochę dziennego światła. W pierwszych bladych promieniach świtu przyjrzała się czarnym jak heban włosom opadającym na brwi i ustom, zwykle zaciśniętym w surowym grymasie, a teraz, we śnie, pełnym i miękkim. Z pogodnym czołem bez zmarszczek gniewu i złagodniałymi przez sen rysami był niezwykle urodziwym mężczyzną. Niestety, był taki tylko we śnie, przypomniała sobie z goryczą. Tylko dlatego, że typowy dla niego zwykły kwaśny humor rozpuścił się widać w nadmiarze wina.

Przypuszczała, że Axton obudzi się z dokuczliwym bólem głowy, i wcale jej to nie zmartwiło. Zasługiwał na cierpienie, bo przez niego wszyscy wokół cierpieli.

Z tą myślą kopnęła lekko w wielką obutą stopę.

– Milordzie. Milordzie, już rano. Czeka cię wiele obowiązków. Axtonie! – dodała głośniej nie widząc żadnego odzewu.

Na dźwięk swojego imienia poruszył się i zachrapał. Ale zaraz powrócił do spokojnego rytmu oddechu. Linnea wzruszyła ramionami.

– Wielki gamoń – mruknęła poirytowana. – A co byś zrobił, gdyby nagle wróg napadł na zamek? Przespałbyś całą bitwę?

Obserwowała go przez chwilę w milczeniu. Zatrzymała wzrok na sztylecie tkwiącym w pochwie u jego boku. Rozbrojenie Axtona we śnie byłoby nie lada wyczynem i pozwoliłoby jej choć w części odzyskać wiarę we własne możliwości. Byłby wściekły, ale musiałby docenić jej odwagę. Zresztą powiedziałaby mu, gdzie ukryła sztylet… dla bezpieczeństwa. ma się rozumieć. Podeszła bliżej, choć bała się znaleźć w zasięgu jego rąk. Doszła jednak do wniosku, iż jest tak nieprzytomny, że dach mógłby mu spaść na głowę, a on by tego nie zauważył.

Pochyliła się nad nim, świadoma, o ile jest od niej większy i silniejszy. Był żołnierzem w każdym calu. W rym momencie łańcuszek musnął jej lewe udo i niechętnie musiała przyznać, że jest też w każdym calu kochankiem. Ta sama siła, dzięki której był postrachem dla swoich wrogów, pozwalała mu się sprawdzać wobec żony… która także była jego. wrogiem.