Wsunął w nią palec, głęboko, jak tylko zdołał, i z zadowoleniem usłyszał cichutkie westchnienie. Była w środku wilgotna i gorąca, więc jej łzy wydały mu się udawane. Przecież nie mogła jednocześnie płakać z żalu i być gotowa go przyjąć.
Zaczął poruszać palcem, wolno, potem coraz szybciej, aż poczuł, jak napięte mięśnie jej ud rozluźniają się, a bujne piersi falują w przyspieszonym oddechu. Gdyby tylko mógł się wcisnąć w wąski przesmyk między występami muru, przypadłby do tych piersi ustami, gryzłby je i drażnił, aż wszelki opór stałby się jedynie mglistym wspomnieniem. Ale ponieważ był w stanie dosięgnąć jej jedynie ręką, używał jej z tym większym wigorem.
Kiedy opierając uniesioną głowę o kamienie poszukała oczyma jego oczu, podniecił się do granic wytrzymałości Niech ją licho za to, jak na niego działała! Ale postanowił obrócić jej moc na swoją korzyść.
Przesunął czubek palca na twardą grudkę ukrytą w jedwabistych fałdach kobiecego ciała. Tak, była gotowa. Wiedział, że za moment będzie należeć całkowicie do niego, bo już wydawała z siebie głośne jęki. Wyciągajcie ręce uchwyciła się wystających kamieni nad głową. Kiedy wyprężyła się pod jego dłonią, jej prawa stopa, prześliznąwszy się przez niskie obramowanie wnęki, zawisła w powietrza.
Krzyknęła, spięta gwałtownym dreszczem. Chwycił ją wpół, bo znalazła się niebezpiecznie blisko krawędzi muru. Pochylając się, by ją ratować, trafił nabrzmiałym penisem w narożnik kamiennej ściany.
– Niech to diabli! – wybuchnął, bo gwiazdy stanęły mu przed oczyma. Miał ochotę zwinąć się z przeraźliwego bólu, ale nie puszczał jej, dopóki nie złapała tchu i nie odzyskała równowagi. – Czy nie kazałem ci wrócić do komnaty? – warknął, wyciągając ją przez wąskie przejście. – Czyżbym nie dość jasno przedstawił swoje oczekiwania wobec ciebie?
Przylgnęła plecami do szorstkich kamieni. Była w pułapce; po obu stronach miała jego ramiona, którymi opierał się o mur. Z policzkami gorącymi od rumieńca i oczyma zamglonymi od dopiero co przeżytych uniesień dyszała głośno, niezdolna się odezwać.
Zawsze była piękna, ale w tej chwili wyglądała wręcz zniewalająco. Zapomniał o bólu, od nowa pobudzony. Mógłby ją wziąć tu na miejscu, a potem choćby umrzeć… tyle że wszyscy by widzieli. Nie obchodziło go, że mieszkańcy zamku snują domysły na temat ich pożycia. Tak się działo we wszystkich zamkach. Ale nie mógł jej posiąść w ich obecności. jakby była pierwszą lepszą obozową dziwką. Była jego żoną, nieważne jak zdobytą, a w przyszłości miała być matką jego dzieci. Nie mógł jej publicznie upokorzyć. Ale musiał ją mieć. I to natychmiast.
– Idź do naszej komnaty. Zdejmij z siebie wszystko, połóż się na brzuchu na niedźwiedziej skórze i czekaj na mnie.
Z najwyższym wysiłkiem oderwał się od niej i ruszył w stronę wartowni przy bramie, udając całkowity spokój, jakby nie był podniecony jak jeszcze nigdy w tycia. Dał jej tyle czasu, ile było potrzebne na dojście do ich komnaty, ani chwili dłużej. Nie byłby w stanie znieść dłuższego oczekiwania.
Linnea patrzyła za odchodzącym Axtonem. Nie wiedziała, czy mu złorzeczyć, czy błagać go, by wrócił, śmiać się z tej niedorzecznej sytuacji, czy wybuchnąć płaczem. Poślubiła szaleńca, który darzył ją jednocześnie nienawiścią i pożądaniem!
Oparta się o ścianę. Tak, był szalony. Ale ona także musiała być niespełna rozumu, bo mimo strachu, miękła pod jego dotykiem niczym wosk. I choć napawało ją to wstydem, aż się trzęsła z grzesznej żądzy.
Chciał mieć ją nagą na niedźwiedziej skórze. Dobry Boże! Matko Boża! Święty Judo! Pomóżcie mi. Widziała, jak schodzi z blanków i znika w wartowni, lecz zachowała w myślach jego wizerunek. Może i był szalony, ale doskonale wiedział, do jakich się uciec podstępów; żeby zawładnąć jej ciałem. Nie umiała się przed nim obronić. Co gorsza, czerpała z tego przyjemność. W chwilach, kiedy pozornie najbardziej fizycznie nad nią panował, doświadczała niewiarygodnego poczucia wolności; opuszczały ją wówczas wszelkie opory i lęki.
Gdyby jej nie przytrzymał, z pewnością wpadłaby w otchłań, bo już miała wrażenie, że leci. Uniósł ją w przestworza tak wysoko, że z trudem mogła oddychać.
Dobry Boże, nie mogła się przecież dać opętać temu człowiekowi. Był jej wrogiem!
Ta myśl nieco ją otrzeźwiła, ale nie stłumiła grzesznego płomienia rozgrzewającego ją od środka. Przerażona swą lubieżnością, oderwała się od muru. Kazał jej czekać w komnacie… ich komnacie. Czy to znaczyło, że na zawsze mieli w niej razem zamieszkać? Nawet ojciec, który przecież uwielbiał matkę, utrzymywał oddzielne komnaty.
Tylko że trudno było oczekiwać od Axtona, że będzie w czymkolwiek przypominał jej ojca.
Wygładziła suknię, na ile się dało, i odetchnęła głęboko. Nie uspokoiło jej to, ale pozwoliło ruszyć się z miejsca. Schodząc po drabinie szczebel po szczeblu, czuła, jak łańcuszek ociera się o jej skórę. Och, ten człowiek naprawdę był szalony. Palący dotyk ślubnego prezentu, wspomnienie tego, co jej zrobił, i przeczucie tego, co zamierzał zrobić, zaprzątały jej głowę na tyle, że nic zauważyła ukradkowych spojrzeli i szeptów. Dopiero kiedy weszła do twierdzy i znalazła się w przedsionku ich komnaty; wróciła do rzeczywistości.
– Peter! – wykrzyknęła, przystając raptownie.
Brat jej męża stał pod ścianą, na której wisiał nowy gobelin przedstawiający Wilhelma Zdobywcę przepływającego Kanał, i szczotkował ogromnego psa rozwalonego na podłodze między jego nogami.
– O, widzę żonę mego brata. Jak znajdujesz jego moce? – powitał ją zaczepnie.
Wstyd zabarwił policzki Linnei ciemnym rumieńcem; słowa uwięzły jej w gardle. Nie była w stanie nic odpowiedzieć bezczelnemu młokosowi.
– Aż tak? – Roześmiał się z jej zakłopotania.
Kiedy minęła go z opuszczoną głową, spiesząc do komnaty, gdzie mogła się ukryć przed nim za osłoną ciężkich drzwi, aż się poderwał na nogi. Pies także podskoczył z ziemi, ale zaraz znów przysiadł i zajął się wydrapywaniem pchły zza kosmatego ucha.
– Proszę, proszę – zadrwił chłopiec. – Żadnych zabójczych spojrzeń? Żadnych gróźb otrucia mnie albo Moora? Tylko mi nie mów, że Axton zgasił w tobie cały ogień. – Zagrodził jej drogę kładąc rękę na żelaznej klamce. – Stałaś się taka potulna, że nie wiem, jak przerwać okropną nudę tego miejsca.
Zuchwały ton chłopca powinien był ją rozgniewać, ale pozostała obojętna. Może i miał rację. Axton zgasił w niej ogień… albo przynajmniej skierował w inne obszary doznań.
Zarumieniła się jeszcze mocniej.
– Pozwól mi przejść.
Przyjrzał jej się uważniej, zaskoczony brakiem uszczypliwej odpowiedzi z jej strony.
– Jesteś zmęczona? No tak, oczywiście. Wyczerpał cię. – Zachichotał domyślnie, ale nawet to nie było w stanie wyprowadzić Linnei z równowagi. Miała inne problemy, znacznie poważniejsze niż niemiłe zaczepki tego smarkacza.
– Pozwól mi przejść – powtórzyła. Zepchnęła jego dłoń z klamki, otwarła drzwi i weszła do środka.
Niestety, Peter nie odstępował.
– Odejdź! Zostaw mnie w spokoju!
Wyglądało na to, że jest równie uparty, jak jego brat, bo tylko skrzyżował ramiona na piersi i patrzył na nią nie mając zamiaru się ruszyć.
– Co jest nie tak?
Linnea wybuchnęła histerycznym śmiechem.
– Co jest nie tak? Co jest nie tak? Lepiej spytaj, co jest tak jak trzeba, bo na to mogę ci odpowiedzieć jednym słowem. Nic. Już nic nie jest tak jak trzeba. Wszystko jest nie tak!
Odwróciła się od niego, jakby chciała ukryć miotające nią uczucia. Teraz zamiast niego miała przed sobą łoże. I zaścielająca je niedźwiedzią narzutę.
Czuła na skórze każde pojedyncze ogniwko łańcuszka. I każdy rubin.
– Drwij sobie, skoro musisz. A potem się wynoś – syknęła. Tylko się pospiesz, bo nadchodzi Axton.
Usłyszała, jak Peter przestępuje z nogi na nogę.
– Przysłał cię, żebyś tu na niego czekała? Znowu? – W jego głosie słychać było zdumienie jurnością męża.
Linnea nie zniżyła się do udzielenia odpowiedzi. W istocie ona także była zdumiona nieziemską jurnością jego brata.
– Mówią, że dźgnęłaś go nożem.
Linnea odwróciła się gwałtownie. Skąd wiedział?
– A więc to prawda. – Ściągnął brwi przybierając minę, która upodobniała go do Axtona. – Mam nadzieję, że ukarał cię za tę zniewagę, bo jeśli nie, ja będę musiał to zrobić.
Linnea znów się roześmiała, lecz tym razem był to śmiech przez łzy.
– Czy mnie ukarał? Owszem. Ale nie tak, jak myślisz. Jeśli chcesz znać szczegóły, spytaj jego, nie mnie. Będzie się przechwalał i kpił, powie ci wszystko, co chcesz usłyszeć. Wtedy będziecie się mogli obaj dobrze bawić moim kosztem. Dwóch wielkich, silnych mężczyzn pokonało jedną dziewczynę. Jacyż musicie być z siebie dumni!
Peter chciał jej odpowiedzieć jakąś kąśliwą uwagą, jakimś grubiańskim żartem, ale nie potrafił. Dwóch wielkich, silnych mężczyzn… Rzeczywiście ją pokonali. Więc dlaczego nagle przestało go to cieszyć? Czemu nagle poczuł się kimś okrutnym i nikczemnym?
Patrzył na Linneę zmieszany. Już mu się nie wydawała złośliwą czarownicą, która groziła, że otruje Moora. Nawet gniew, że podniosła broń na jego brata – a swego męża – jakoś szybko z mego wyparował w obliczu jej niedoli.
Tutaj, w jej komnacie, stał przed nią na drewnianych nogach i z pustka w głowie. Nie mógł wydobyć z siebie żadnych stów; ani przygany, ani pociechy. Choć była mu niemal równa wzrostem, w tym momencie wydawała się mała i krucha, jak młode drzewko przygięte szalejącą wokół burzą. Uświadomił sobie, że to nie ona wywołała tę burzę. Ona jedynie próbowała ją przetrzymać.
Odchrząknął przesypując z nogi na nogę.
– Lady Beatrix…
– Zostaw mnie w spokoju! – wrzasnęła na niego. Ucieszył się, że zostało w niej przynajmniej trochę dawnego żaru. – Wynoś się stąd! Daj mi choć chwilę spokoju, nim przyjdzie mój mąż.
Poczekała, aż Peter wycofa się za próg, i z trzaskiem zamknęła drzwi. Ale on nie odszedł od razu. Moor zbliżył się do swego pana i zaczął mu obwąchiwać rękę w poszukiwaniu jakiegoś smakołyku. Peter odruchowo sięgnął do woreczka zawieszonego u pasa i dal mu kawałek suchara, Podczas gdy pies z apetytem gryzł zeschłe ciasto, Peter nie odrywał wzroku od drzwi lordowskiej komnaty.
"Siostry" отзывы
Отзывы читателей о книге "Siostry". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Siostry" друзьям в соцсетях.