Z największym wysiłkiem udało jej się mu wyrwać. Zachwiała się do tyłu, ale zdążył ją pochwycić, nim upadla. Trzymał ją na rękach; cienka koszula zsunęła się odsłaniając całkowicie nogi i najintymniejsze części jej ciała.

Tyle, że poza Axtonem nikt nie mógł jej widzieć. Położył ją czarnej futrzanej narzucie zaścielającej łoże. Stojąc nad nią zerwał z siebie najpierw tunikę, następnie resztę ubrania. Linnea wiedziała, że byłoby głupota odmawiać mu czegokolwiek, bo i tak było oczywiste, że weźmie wszystko, czego zapragnie.

Starała się zachowywać spokój, kiedy się rozbierał, ale widok jego szerokiej piersi i potężnych barków zrobił na niej zbył wielkie wrażenie. Strwożona cofnęła się aż do wezgłowia łóżka i usiadła skulona, obejmując ramionami podciągnięte pod brodę kolana. Zacisnęła powieki nie czekając, aż będzie zupełnie nagi. Nie chciała widzieć.

W ciszy rozległ się chichot, a potem drżenie lóżka zdradziło, że na nim usiadł.

– Tego trzeba się pozbyć. – Szarpnął lekko za jej koszulę. Nie otwierając oczu pozwoliła, by zdjął z niej ostatnią część odzienia.

Dopiero czując dotyk jego palców, kiedy unosił jej włosy rozsypując je na jej nagie ramiona, odważyła się unieść powieki.

– Nie mam ci za złe tych dziewiczych lęków – powiedział cicho, zaskakując ją poważnym wyrazem twarzy. Oddzielił jeden długi złocisty kosmyk i nawinął sobie na palce. – Ale nie pozwolę, by moja żona sprzyjała moim wrogom. Będziesz moja, Beatrix, zmuszę cię do posłuszeństwa… jeśli będę musiał. Nie próbuj mi się przeciwstawiać – ostrzegł. – Bo nie spodobają ci się konsekwencje. A teraz – dodał lżejszym tonem, pociągając delikatnie za pasemko włosów – nauczę cię przyjemności łoża.

Postanowiła się poddać bez walki, kiedy chwycił ją za kostki nóg i wolno przyciągnął do siebie. Gęste niedźwiedzie futro narzuty niepokojąco łaskotało jej nagą skórę. Przekręciła się na bok, zawstydzona swoją nagością pod jego uważnym wzrokiem. Przetoczył ją z powrotem na plecy, a potem zawisł nad nią wsparty na kolanach i łokciach.

– Za pierwszym razem będzie bolało – uprzedził rozsuwając jej nogi. – Ale uporamy się z tym szybko, żebyś już wkrótce mogła odnaleźć rozkosz. – Mówiąc to przysiadł na piętach i wodził dłońmi po jej udach, biodrach i brzuchu. Linneą targały sprzeczne uczucia: była wściekła i przerażona, a równocześnie musiała przyznać, że w jego dotyku jest coś… zaskakującego. Głaskał ją tak, jak się głaszcze wystraszonego kota lub źrebaka, którego chce się uspokoić.

Ośmieliła się na niego spojrzeć: na wyraziste rysy twarzy, niewiarygodnie szeroką pierś z ciemnym owłosieniem, na brzuch pocięty bruzdami twardych mięśni. W końcu z niedowierzaniem zatrzymała wzrok na potężnym organie sterczącym spomiędzy jego nóg. Babka ostrzegała ją, że ta część męskiego ciała może się powiększać. Ale żeby aż tak? Nie mogła wyjść ze zdumienia.

Nim zdołała zaprotestować, wsunął rękę między jej uda, w miejsce, gdzie według słów babki miał umieścić penisa. Poruszył palcami, a Linnea poczuła, jakby gdzieś w środku niej długo tłumiony żar nagle wybuchnął płomieniem.

– Nie! Przestań! – Próbowała zewrzeć nogi, ale bez trudu udaremnił jej wysiłki. Próbowała się cofnąć ku wezgłowiu lóżka, ale jedną ręką umieszczoną na jej biodrze przytrzymał ją w miejscu.

– Pierwszy raz zrobię to szybko – powiedział, znów układając się nad nią. – Zaraz będzie po wszystkim. A potem…

Linnea nie usłyszała jego dalszych słów, bo ta jego wielka część opadła na jej brzuch niczym rozżarzona kłoda drewna na palenisko. Cofnął się nieco, a zaraz potem poczuła mocny ucisk tam, gdzie wcześniej tkwiły jego palce.

– Poczekaj… Nie! – zaczęła, ale przerażenie nie pozwoliło jej myśleć o niczym poza ucieczką. – Ty źle…

– Dobrze wiem, co robię – przerwał jej chrapliwie; powstrzymując ją przed wyjawieniem prawdy o sobie. I wsunął się w nią cały.

Zrobił to szybko, tak jak uprzedzał. Mimo to bolało. Rozdzierało ją, krwawiło i paliło żywym ogniem, ale postanowiła nie wydać z siebie nawet jęku. Musiała za wszelką cenę zachować resztki dumy, jakie jej jeszcze pozostały. Nieliczne łzy spłynęły bezgłośnie, ginąc w jej włosach i czarnym niedźwiedzim futrze.

Kiedy z trudem odzyskała panowanie nad sobą. zaczął się poruszać w równomiernym rytmie. Każdemu zagłębieniu się w nią towarzyszył dotkliwy ból; wysuwając się z niej dawał jej krótkotrwałe wytchnienie.

Kiedy wreszcie spojrzał jej w oczy, Linnea odwróciła głowę zaciskając zęby. Powiedziała sobie, że jakoś to przetrzyma. Wytrwa.

W miarę jak jego ruchy stawały się szybsze, a oddech bardziej wytężony, Linnea stwierdziła z ulgą, że ból zaczyna ustępować. Wysunął się z niej prawie całkiem, a potem wszedł w nią znacznie wolniej niż poprzednio.

– Och – westchnęła bezwiednie, po czym natychmiast speszona zacisnęła usta. A kiedy jeszcze raz zrobił to samo, nie czuła się już tak jakby ją nadziewano na rozżarzony pal – bardziej przypominało to dotyk mokrego, śliskiego aksamitu.

– Święty Judo – szepnęła, gdy wstrząsnął nią nieoczekiwanie przyjemny dreszcz.

Axton znów powoli się w niej zanurzył.

– Czy to święty Juda odpowiada na twoje modlitwy, żono? Czy raczej twój mąż?

Znowu przyspieszył rytm; Linnea poddała mu się odpowiadając kołysaniem bioder. A kiedy zaczął się w nią wbijać z dziką gwałtownością, nie mogła powstrzymać głośnych westchnień.

Nagle zastygł w bezruchu jak porażony; czuła drżenie jego napiętych ud i nagłe zesztywnienie ramion pod jej palcami.

Jak to się stało, że obejmowała go z całych sił?

Wstrząsnął się raz, drugi, trzeci. A potem opadł na nią całym ciałem i zlany potem dyszał ciężko.

Linnea nie wiedziała, co robić. Zdjęła dłonie z jego nagle zwiotczałych ramion. lecz to w niczym nie zmniejszyło ogarniającego ją uczucia dziwnego niepokoju.

Pobudził ją… czy raczej pobudził w niej tę grzeszną naturę, którą tak bardzo chciała w sobie zwalczyć. Było jasne, że skończył, i nie kłamał mówiąc jak będzie. A jednak teraz, kiedy przygniatał ją swym masywnym ciałem, miała przedziwne wrażenie, jakby zaczął coś, co nie zostało dokończone. Ale on najwyraźniej skończył.

Zatem co miało nastąpić dalej?

Jego oddech wracał do normy, więc pomyślała, że usnął. Poruszyła się, próbując się spod niego wydostać. Ocknął się natychmiast i wsparty na łokciu popatrzył na nią z góry.

– Cóż, żono. Najgorsze mamy za sobą.

Linnea nie mogła uciec wzrokiem przed jego spojrzeniem. To, że leżeli spleceni ze sobą, a ta najbardziej męska część jego ciała wciąż w niej pozostawała, wydawało jej się czymś niewiarygodnie krępującym. Do tego jeszcze musiała patrzeć mu w oczy, co było wręcz nie do zniesienia. Jak mogła mieć nadzieję zachowania przed nim tajemnicy? Przecież mógł wyczytać prawdę z samych jej oczu.

Opuściła powieki. Chciała odwrócić głowę, ale zdążył ją chwycić za podbródek.

– Patrz na mnie – zażądał. W jego głosie nie było rozbawienia ani nawet łagodności.

Linnea usłuchała od razu, bo wyczuła w jego tonie gniew, choć nie rozumiała, co go wywołało. Czyż nie zrobiła wszystkiego, czego od niej wymagał? Ale patrzył na nią twardo, zmrużonymi oczyma; był wyraźnie napięły.

– Nie będziesz się ode mnie odwracać, Beatrix, ani mnie odrzucać. Twoja rodzina odcięła mnie i moich bliskich od tego, co do nas należało, na osiemnaście długich lat. Ale wszystko się zmieniło i teraz Maidenstone należy do mnie. Nie pozwolę się odrzucić ani twemu ojcu, ani tobie. Otrzymam zadośćuczynienie od ciebie, żono, tu w tym łożu…

Po tych słowach rozsunął jej nogi i wsunął się w nią głębiej. Znów był twardy, a choć tym razem Linnea nie czuła bólu, była jeszcze bardziej wystraszona niż poprzednio. Był zły. Robił to, by ją ukarać za winę ojca. Wprawdzie niewiele wiedziała o małżeńskim pożyciu, ale była przekonana, że nie powinno mieć nic wspólnego z wymierzaniem kary.

– Nie! Nie możesz… Przestań! – Próbowała się wyrwać, ale jej się nie udawało, więc zaczęła go bić po ramionach, barkach, a wreszcie po głowie.

Ale on był jak kamienny posąg, nieczuły na jej ciosy. Wprawiło ją to w jeszcze większą rozpacz. Wcześniej przynajmniej nie starał się być okrutny. Ale teraz…

Trafiła go pięścią w ucho. Odepchnął jej rękę tak, że uderzyła się boleśnie o wezgłowie lóżka, co przypomniało jej o ukrytym sztylecie.

Sztylet!

Wszedł w ten sam rytm co poprzednio, lecz Linnea była zbyt podenerwowana, by oczekiwać przyjemności. Chciał zranić jej uczucia. To wszystko zmieniało.

Wsunęła palce pomiędzy drewnianą ramę łóżka a materac, gorączkowo poszukując ukrytej broni. Mogła go unicestwić. Znajdzie sztylet i powstrzyma go.

Namacała chłodny metal ostrza i kościaną rękojeść. Chwyciła sztylet lewą ręką i uderzyła na oślep. Gotowa była na wszystko, byle go powstrzymać!

– Chryste! – Szarpnął się, ledwie ostrze go dotknęło. Jednak nim Linnea zdążyła powtórzyć cios, złapana bezlitosnym uściskiem musiała opuścić uzbrojoną dłoń. – Ty suko! – Patrzył na nią z morderczą złością.

Linnea była pewna, że przyjdzie jej umrzeć. Axton zabije ją za to, co zrobiła. Bała się tylko, że najpierw każe jej cierpieć. Ten łotr bez serca z pewnością każe jej cierpieć długo i straszliwie za to, że ośmieliła mu się przeciwstawić.

Próbowała odpowiedzieć mu równie zabójczym spojrzeniem, ale kłucie łez pod powiekami zwiastowało jej całkowitą porażkę. Choć starała się je powstrzymać, napływały nieubłaganie.

– Łzy na mnie nie działają – warknął. – Nie uratują cię przed karą tak samo, jak twój nędzny oręż.

– To twój oręż jest nędzny – powiedziała, nie dbając o to, że może go jeszcze bardziej rozzłościć. Odczuwała przemożną potrzebę, żeby mu zaprzeczyć. I tak była już zgubiona.

– Mój oręż? Nędzny?

Był tak zaskoczony, że Linnea posunęła się dalej.

– Owszem. Nędzny. A ty jesteś głupcem, bo zostawiłeś go tam, gdzie go mogłam znaleźć.