Dłoń narzeczonego spoczęła na jej plecach; Linnea uznała ten gest za stanowczo zbyt poufały. Starała się przyspieszyć, żeby nie musiał jej w ten sposób prowadzić. Wtedy właśnie w cienia schowka na naczynia dostrzegła znajomą twarz, brudną, częściowo ukrytą w głębokim kapturze. Aż przystanęła.
To była Beatrix!
– Ksiądz czeka. – Głos narzeczonego rozległ się tuż przy jej uchu; jego oddech poruszył jej włosy. Znów otoczył ją ramieniem, tym razem opierając dłoń na jej biodrze.
Ale Linnea mniej się bała, bo spojrzenie siostry, przepełnione miłością, dodawało jej siły. Jeszcze przez moment patrzyły na siebie, a potem, choć z nieopisanym bólem, Linnea odwróciła wzrok. Za nic nie chciała ściągnąć uwagi de la Manse'a ani żadnego z jego łudzi na niepozorną postać okrytą w cienia.
A więc Beatrix tam była, a ona, Linnea, czerpała z jej obecności wielką otuchę.
Kierując spojrzenie na księdza, towarzyszyła swemu wrogowi na miejsce wyznaczone pośrodku sali, wysypane płatkami róż i suszonymi ziołami. Nadszedł jej czas. Podjęła decyzję i choć przerażały ją konsekwencje, nie miała zamiaru się wycofać. Nie mogła zdradzić siostry i zawieść rodziny.
– Introibo ad altare Dei – zaczął ojciec Martin, stojąc twarzą w twarz z młodą parą.
Ceremonia przypominała nabożeństwo, tyle że nie odbywała się w kaplicy. Norma uprzedziła ją, że nowy lord życzy sobie ślubu w obecności jak największej liczby swoich ludzi. Gdyby pogoda sprzyjała, braliby ślub na schodach kaplicy. Ponieważ to było niemożliwe, wszyscy mieszkańcy zamku oraz przybysze z wioski tłoczyli się w wielkiej sali. by obejrzeć z bliska ceremonię.
Dopiero kiedy ksiądz doszedł do listu apostolskiego, Linnea zaczęła się przysłuchiwać jego słowom.
– … niechaj żony będą posłuszne swoim mężom jako Panu Naszemu, albowiem mąż jest głową żony, tak jak Chrystus jest głową Kościoła. A ci dwoje powinni się stać jako jedno ciało połączone…
Jedno ciało połączone.
Małżeństwo było świętym sakramentem, pobłogosławionym przez Boga. Nawet połączenie ciał, które miało nastąpić tej nocy, było pobłogosławione przez Pana. A mimo to Linnea czuła zwykły ludzki strach przed tym, co miało nastąpić. Nie dość, że oszukiwała tego człowieka, tego wielkiego niedźwiedzia, któremu odtąd miała być poddana, to jeszcze składała przysięgę małżeńską przed Bogiem… a Bóg wiedział o jej kłamstwie.
– Och, święty Judo – westchnęła cichutko i pochyliła głowę, przytłoczona ciężarem grzechu.
– Święty Juda nie może ci pomóc.
Linnea poderwała głowę – napotkała wyzywające spojrzenie Axtona de la Manse. Ojciec Martin lekko się zająknął doszedłszy do słów wzajemnej przysięgi, ale szybko zapanował nad głosem.
– Czy ty, Beatrix de Valcourt, bierzesz sobie tego mężczyznę za prawowitego małżonka…
Linnea nie potrafiła oderwać wzroku od oczu swego prześladowcy. Nie zauważyła, kiedy zacny ksiądz przerwał, czekając na jej odpowiedź.
– Odpowiedz, Beatrix – ponaglił de la Manse. – Zgadzasz się mnie poślubić, złożyć mi przysięgę przed Bogiem i tu zebranymi?
Nie podniósł głosu, ale wiedziała, że w nienaturalnej ciszy wielkiej sali dobrze słychać każde słowo. Co więcej, była pewna, że milczący tłum słyszy także łomot jej serca.
– Milady? – szepnął ojciec Martin z wyrazem troski na pomarszczonej twarzy.
Linnea otrząsnęła się z odrętwienia. Przypomniała sobie, że właściwie nie ma wyboru. Musi to zrobić.
– Tak – powiedziała cicho, choć to jedno krótkie słowo paliło ja w gardle żywym ogniem.
Ksiądz odetchnął z wyraźną ulgą.
– A czy ty, Axtonie de la Manse, lordzie Maidenstone, bierzesz sobie tę kobietę za żonę…
– Tak – rzekł nie odrywając od niej oczu ani na moment.
Nie słyszała reszty ceremonii. Nie pamiętała ostatniej modlitwy ani końcowego błogosławieństwa. Kiedy uklękli obok siebie, jedyne słowa, jakie do niej dotarty, brzmiały: „Z łaski Boga Ojca ogłaszam was mężem i żoną”
A potem nagle została poderwana z kolan i przyciśnięta do szerokiej, twardej piersi; musiała spojrzeć w szare jak lód oczy męża.
– Doskonale, żono. Czas na pocałunek.
Wokół nich rozległ się szmer, przechodzący stopniowo w głośną wrzawę. Pocałunek.
Pocałunek.
Żądał pocałunku.
Linnea powiedziała sobie w duchu, że tak być musi. Teraz pocałunek, a potem o wiele więcej. Nad sobą miała jego twarz. Tkwiła unieruchomiona w obręczy mocnych ramion.
– Ślubny pocałunek dla mojego… dla mojego męża – powiedziała, sama nie wiedząc, skąd przyszły jej do głowy te słowa. Napotkała twarde spojrzenie, w którym nie dostrzegła uczuć, jakich można by oczekiwać od pana młodego. Choć może wyraz triumfu, dumy posiadania i zadowolenia były jak najbardziej na miejscu w twarzy mężczyzny, który dopiero co się ożenił.
Zamknęła oczy, bo tylko tyle mogła zrobić w tej sytuacji. Uniosła sio na palcach i dotknęła ustami jego ust.
W pierwszej chwili nawet nie było tak strasznie. Miał wargi bardziej miękkie, niż mogła się spodziewać, zważywszy na ostrość rysów, a poza tym świeżo pachniał.
Nagle bez uprzedzenia przycisnął ją mocno do siebie. Rozchyliła usta w stłumionym okrzyku zaskoczenia i od razu pocałunek się zmienił. Poczuła ciepło jego oddechu.
I jego języka.
Święta Panienko, czegoś takiego nic mogła przewidzieć. Jego język zagłębiał się w jej usta, niepokojąco ocierał o wargi, stykał z jej językiem, dosłownie odbierając jej zmysły! Całował ją tak, jakby ją chciał zjeść; przez moment zdawało jej się, że zemdleje.
Wreszcie przestał tak samo gwałtownie, jak zaczaj; odsunął ją od siebie na tyle, by móc spojrzeć jej w twarz. Miał wyraz oczu, jakiego nigdy wcześniej nie widziała, ale rozpoznała instynktownie. Pragnął jej. Pożądał. Oczy płonęły mu dziwnym blaskiem.
Co gorsza, zdołał i w niej zapalić niepokojący mały płomyk. Słyszała w życiu dość kazań na temat grzechu pożądania, żeby wiedzieć, co oznacza to uczucie, a sama myśl, że udało mu się je wywołać, była przerażająca. „Dobry Boże. Matko Święta. Błagam, święty Judo, to przecież niemożliwe!”
A jednak było możliwe. Kiedy ją całował, jakaś najgłębiej ukrytą i najbardziej grzeszną cząstką poczuła, że i w niej kiełkuje pożądanie. Musiał to wiedzieć, bo się uśmiechnął. Po raz pierwszy się do niej uśmiechnął.
Nie mogąc znieść tego palącego spojrzenia, opuściła wzrok… na jego usta, co natychmiast wywołało rumieniec na jej policzkach. Te usta… Cóż za dziwne doznania potrafił w niej wzbudzić tymi ustami. Mocne białe zęby. Miękkie, podatne wargi. Ruchliwy język…
Roześmiał się cicho, jakby znał jej myśli. To tylko pogorszyło sprawę. bo jego pierś zadrżała ocierając się o piersi Linnei, podsycając w niej niebezpieczny żar.
– Słodka, najsłodsza żono. Twój ojciec zapewnił mnie, że jesteś niewinna, a pocałunek to potwierdził. Ale twoja odpowiedź… Skoro rozgrzewasz się tak szybko już po jednym pocałunku, ciekawym, jakie rozkosze czekają mnie dziś wieczorem w małżeńskim łożu.
Ktoś ze stojących najbliżej zachichotał, podsłuchawszy ostatnią uwagę. Znów podniosła się wrzawa; przekazywano sobie z ust do ust smakowitą nowinę, Linnea nie potrafiła nawet się rozzłościć, bo przepełniał ją wstyd większy niż lęk.
Właśnie. Jakie inne rozkosze… i jak chętnie się im będzie oddawać?
Przyciągnął ją do swego boku i z dłonią poufale złożoną na jej biodrze oznajmił wszystkim:
– Moja żona, lady Beatrix.
Tylko, że ja jestem Linnea, myślała, poszukując wzrokiem siostry w wiwatującym tłumie. Jestem jej występną siostrą i budzi się we mnie pożądanie dla człowieka, który jest moim śmiertelnym wrogiem, którego przysięgłam doprowadzić do zguby. Odkrycie tej strasznej prawdy o sobie przejęło ją zgrozą. Potrzebowała widoku siostry, żeby nabrać otuchy i siły.
Ale Beatrix nie było. I już nigdy miało jej tam nie być, uświadomić sobie Linnea z rosnącym przerażeniem. Została sama, z tym mężczyzną jako jej mężem i z okrutną świadomością, że być może babka miała rację, mówiąc o jej mrocznej duszy.
Axton zaprowadził ją do podestu, cały czas trzymając blisko przy sobie. Czuła siłę jego ramienia i muskularnych nóg, które ocierały się o nią przy każdym kroku.
– Uwińmy się szybko Z posiłkiem – powiedział cicho, owiewając jej ucho gorącym oddechem.
Podniósłszy wzrok ujrzała w jego oczach głód, jakby ten wielki czarny niedźwiedź szykował się do uczty.
– Tak – odpowiedział sam sobie, znów odgadując jej myśli, jakby mógł swobodnie w nich czytać. Przesunął palcem po jej dolnej wardze. – Mam taką samą ochotę jak ty, tyle ze nie na łabędzia czy kluski. Na ciebie, moja słodka ptaszyno. To tobą będę się sycił dzisiejszego wieczoru i przez całą noc aż do świtu. O, tak.
7
Linnea zjadła za mato i wypiła za dużo. Ojciec i babka siedzieli przy głównym stole, choć nie na honorowych miejscach, które należały do nich wcześniej. Teraz Linnea i jej mąż! – jej mąż! – zajmowali krzesła na podwyższeniu u szczytu stołu, a sir Edgar i lady Harriet musieli się zadowolić skromniejszymi pozycjami. Linnea mogła ich dostrzec, tylko kiedy się wychyliła zza potężnej sylwetki męża, ale nie brakowało jej widoku krewnych. Nie chciała szukać u nich pociechy, bo to by się wiązało z okazaniem słabości przed nowym lordem, a tego nie chciała za żadną cenę. Zresztą, jakże oni mogliby ją pocieszyć?
Z początku ucztą weselna nie przebiegała zbyt radośnie, To, że zaledwie dzień po poddaniu zamku nowy i stary lord zasiadali przy jednym stole, wprawiało w zakłopotanie zarówno dawnych mieszkańców Maidenstone, jak i zwycięzców. Jednakie w miarę dolewania wina i piwa zabawa nabierała kolorów. Głosy brzmiały coraz swobodniej, tu i lam rozlegały się wybuchy śmiechu i w końcu pieprzne żarty, typowe dla uczt weselnych, zaczęły docierać i do głównego stołu.
– Sądzicie, że podda się tak samo łatwo, jak jej ojciec? – zakpił któryś z żołnierzy de la Manse'a.
"Siostry" отзывы
Отзывы читателей о книге "Siostry". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Siostry" друзьям в соцсетях.