– Jesteś ciężko ranny, ale da Bóg, będziesz żył. Musisz tylko odpoczywać i pozwolić, by rany się goiły.

Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczyma, w których widziała ból i zamęt Wcześniej często widywała w jego wzroku kpinę i złośliwość. Czasem gniew i okrucieństwo. Ale nigdy nie widziała takiej bezbronności jak w tej chwili. Dotarło do niej, że, tak samo jak ojciec, był tylko człowiekiem. Zaraz jednak sobie przypomniała, że bywał i draniem. Jak ten młody Peter.

Maynard był w jej mocy, podobnie jak Peter de la Manse przez krótką chwilę, zaraz po tym, jak zagroziła otruciem jego psa. Jakże mile jest poczucie władzy, pomyślała kładąc dłoń na czole brata, żeby sprawdzić. czy ma gorączkę. Nic dziwnego, że mężczyźni zabijali się o władzę, trzymali się jej pazurami i walczyli o jej odzyskanie. To zupełnie co innego niż uczucie bezradności.

– Zadbam o twoje potrzeby, bracie – zapewniła go.

– A ja będę się za ciebie modlić – powiedziała cicho Beatrix za jej plecami.

– A ty się wynoś! – Maynard stęknął, spoglądając oskarżycielsko na Beatrix przebraną w szaty służącej. – To przez ciebie spotkało nas nieszczęście… i moje rany. Auu, moje ramię. Moje ramię!

Zatrząsł się od szlochu rozpaczając nad ranną ręką Linnea bardziej jednak współczuła siostrze… i sobie. Nawet w chwili największej tragedii, jaka ich dotąd spotkała, wszyscy członkowie rodziny zrzucali winę za Swoje nieszczęście, na niewinną osobę. Oskarżali Linneę – czy tę, którą za nią brali – o swój upadek.

Odwróciwszy się zobaczyła, że siostra poszarzała na twarzy niczym zimowe niebo. Jeszcze nigdy Beatrix nie wydawała się aż tak wstrząśnięta. Nie była przyzwyczajona do obelg, z jakimi Linnea musiała sobie radzić od urodzenia. Linnea odruchowo przyciągnęła siostrę i mocno uścisnęła.

– Idź już – zwróciła się do niej szeptem. – Uważaj na siebie i pamiętaj. że moja miłość będzie ci zawsze towarzyszyć.

– Nie mogę cię opuścić. – Beatrix chlipnęła, przytulając się do siostry jeszcze mocniej. – Nie mam prawa i inni nie mają prawa tego od ciebie wymagać.

– Mają prawo – zapewniła ją Linnea, umocniona w swym postanowieniu dzięki nieoczekiwanemu spotkaniu z siostrą. – Mają prawo i… i wszystko będzie dobrze.

Beatrix nie wyglądała na przekonaną, ale w końcu kiwnęła głową, ocierając rękawem łzy.

– Idź już – ponagliła Linnea, choć niczego nie pragnęła goręcej niż móc trzymać ukochaną siostrę w ramionach.

– Postaram się być wieczorem w kaplicy – szepnęła Beatrix. Będę się modlić za ciebie przez całą noc. – Ucałowawszy siostrę na pożegnanie, czym prędzej odeszła, nim ta zdążyła zmienić zdanie i błagać ją by pozostała.

Kiedy Linnea z ciężkim sercem zwróciła się do brata, by spływały jej po policzkach, Gdyby wyrzekł choć jedno obraźliwe słowo pod adresem siostry, którą brał za nią. Linnea nie byłaby w stanie zapanować nad gniewem.

Ale święty Juda znów przyszedł jej z pomocą, jak kilka razy wcześniej podczas lego długiego, ciężkiego dnia; Maynard napadł w niespokojny sen. Kiedy oglądała jego rany, rzucał się na posłaniu i mamrotał coś niewyraźnie, ale, dzięki Bogu, nie padło żadne słowo mogące dotyczyć sióstr.

Gdy wreszcie powrócił Frayne, zmizerowany i spłoszony, Linnea była zbyt zmęczona, żeby go ganić za nieobecność przy boku pana, Maynard miał się lepiej. Wyglądało na to, że wydobrzeje. Może powinna przekazać opiekę nad nim babce, bo przecież miała dość własnych kłopotów.

– Wlewaj mu to lekarstwo do ust i upewnij się, że je połykał. – przykazała Frayne'owi, wręczając mu zatkany flakonik rosiczki. – Jeszcze to, na uśmierzenie bólu. Potem spróbuj mu podać przynajmniej jedną chochlę wody co godzinę. Wezwij mnie, gdyby dostał gorączki albo zaczął się rzucać.

Chłopiec pokiwał głową; z brudnej twarzy patrzyły na nią okrągłe oczy.

– A jeśli… – Zawahał się i odwrócił wzrok. – Wybacz mi śmiałość, milady Beatrix, ale słyszałem, że ty i nowy lord…

Znów na nią spojrzał i tym razem Linnea uciekła wzrokiem. Wszyscy wiedzieli. Wszyscy pokładali w niej nadzieję na spokojną przyszłość… i wszyscy wiedzieli, że ich przyszłość będzie zależeć od lego, na ile dobrze tego wieczoru wypełni swe małżeńskie powinności.

– Może będzie rozsądniej, żebyś obudził moją babkę, zamiast posyłać po mnie – przyznała zmieszana.

– Lady Harriet? – Aż uniósł brwi. – Myślałem raczej o twojej siostrze milady.

– Nie! Nie… nie myśl o Linnei. Ona stąd odeszła i nie wolno o niej wspominać. Zapamiętaj moje słowa, Frayne. Nie wolno ci więcej o niej mówić, jeśli nie chcesz mieć kłopotów!

Zamilkła gwałtownie, niemile zaskoczona własnym ostrym tonem i wzbierającą histerią. Przytknęła dłonie do oczu, starając się zapanować nad drżeniem. Dopiero gdy się nieco uspokoiła, dodała:

– Nic w Maidenstone nie jest już takie jak dawniej. Nasze życie zostało przewrócone do góry nogami i musimy jakoś sobie z tym radzić. Moja siostra jest dla nas stracona. Lepiej udawać, że nigdy jej nie było.

6

Na łagodne wzgórza i doliny Wessex opadła ciemność, poprzedzona gwałtowną burzą; strugi ulewy bezlitośnie chłostały zamek, wieś i okoliczne pola. jesionowy las, który niczym strażnik trwał u stóp wzniesieniu, kołysał się i bił pokłony rozszalałemu żywiołowi. Owce zbijały się ciasno w gromady szukając schronienia pod drzewami lub w szałasach rozsianych wokół wsi. Zboże kładło się na ziemi przygniatane wiatrem i deszczem. Mało który z wieśniaków odważył się wychylić nos ze swej strzecha, krytej chaty.

Jedynie zamek tętnił życiem; ponieważ nic bacząc na burzę szykowano się do wieczornych zaślubin.

Linnea stała na środku komnaty na drugim piętrze, otoczona trzema służącymi, a także Normą i Idą. Babka siedziała przy kominku w wyściełanymi poduszkami wysokim krześle i przyglądała się, jak służące ubierają wnuczkę do ślubu. Choć buzujący na palenisku ogień dobrze ogrzewał całe pomieszczenie, panował w nim dziwny chłód. Nie miało to nic wspólnego z burzą.

– Nie zapomniałaś o moich wskazówkach – odezwała się lady Harriet. Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.

– Nie, babko, nie zapomniałam. Prawie o niczym innym dziś nic myślałam – odparła dziewczyna.

Jedna ze służących zaczęła płakać; nie był to jawny szloch, lecz cichutkie pochlipywania które poruszyło Linneę do głębi. Jednak pośród leku i smutku tkwiło w niej poczucie, że służąca płacze ze współczucia dla Beatrix, nie dla Linnei. Czy płakałaby znając prawdę? Czy może cieszyłaby się z oszustwa, jak lady Harriet, obojętna na fakt, że niewinna dziewczyna zostanie tej nocy złożona w ofierze?

Linnea poszukała wzrokiem oczu Normy. Poczciwa Norma, zmęczona i stara; choć faworyzowała Beatrix, nigdy nie traktowała źle młodszej z bliźniaczek. Nie płakała, ale jej oczy miały czerwone obwódki, Z całej służby tylko ona i Ida znały prawdę. Pozostałe służące nie były obecne przy kąpieli. Dopiero kiedy Linnea miała na sobie koszulę i pończochy zasłaniające znamię, wprowadzono je, by pomogły przy układaniu włosów i ubieraniu.

Teraz Linnea stała wystrojona w najlepsze szaty swej siostry i najdroższe klejnoty. Wymyte i wysuszone włosy uperfumowano olejkiem lawendowym i szczotkowano, dopóki nie zaczęły błyszczeć jak bogata, tkana złotem peleryna. Głowę miała odkrytą, przewiązana tylko jedwabnym sznurem tuż nad brwiami. Luźno rozpuszczone włosy zakrywały jej barki i ramiona, sięgając swobodnymi falami aż do bioder.

Suknia była wspaniała; Linnei nie wolno było nawet przy niej pracować. Była przeznaczona dla Beatrix jako suknia ślubna, a zarówno lady Harriet, jak i Dagmar, główna szwaczka, uważały, że choćby dotknięcie jej przez drugą z bliźniaczek mogłoby przynieść pecha.

Linnea spoglądała z góry na szafirowy jedwab opadający miękko ku ziemi, obcisły w pasie, rozszerzający się na biodrach, by rozlać się obfitą falą wokół kostek. Ujęła w palce grubo wyszywany brzeg lewego rękawa. Własnoręcznie przyszyła każdą z drobniutkich perełek, bo Beatrix się uparła, by siostrze powierzyć to zadanie. Siedziała w oknie przy świetle księżyca i szyła, nie zwracając uwagi na ból w krzyżu i pieczenie zmęczonych oczu. Beatrix wiedziała, jak głęboko zranił siostrę zakaz wydany przez babkę, i spokojnie, lecz z uporem, jak to ona, znalazła sposób, by się przeciwstawić lady Harriet.

Linnea poczuła, jak coś ściskają za gardło. Och, Beatrix. Tylko ty się o mnie troszczyłaś. Teraz ja cię nie zawiodę. Poślubię tego człowieka i pójdę z nim do łoża, i będę go oszukiwać tak długo, jak będzie trzeba, aż znajdziesz męża, który odbierze mu prawa do zamku Maidenstone.

A kiedy prawda wreszcie wyjdzie na jaw, Beatrix i jej mąż zajmą swoje miejsce jako właściciele Maidenstone i będą poważać Linneę za to, co zrobiła. Wszyscy ją w końcu zaakceptują i życie będzie cudowne.

– Odwróć się, milady, jeśli łaska – poprosiła cicho pochlipująca służąca. Umieściła na biodrach Linnei biały jedwabny pasek, owinęła ją nim dwukrotnie, po czym spięła ciężką złotą broszką wysadzaną ametystami.

– Narzeczony przysłał ci klucz, Beatrix.

Linnea spojrzała na babkę przycupniętą na krześle niczym chude czarne ptaszysko, ubraną bardziej jak na pogrzeb niż na ślub. Dziewczyna żałowała, że sama nie może się ubrać na czarno. Chętniej brała udział w pogrzebach niż w tej ślubnej ceremonii, która ją czekała. Nie mogła jednak przywdziać żałoby, jeśli miała zadowolić męża. co było jej obowiązkiem.

– Trzymaj. – Lady Harriet niedbale rzuciła jej klucz; zaskrzeczała śmiechem, kiedy wnuczka nie wykonała żadnego ruchu, żeby go złapać. – To jest klucz do jego serca, jak przypuszczam.

Stękając z wysiłku Norma schyliła się po klucz i podała go Linnei.

– To do przypięcia na korku paska – wyjaśniła. – Symbol władzy, jaką będziesz posiadać jako żona lorda. Jako pani tego zamku.

Pani tego zamku.

Linnea wyciągnęła rękę i wzięła kawałek chłodnego metalu. Nie myślała o tym, co robi. Pani tego zamku. Ta pozycja zawsze należała do babki, nawet kiedy ojciec się ożenił… tak przynajmniej mówiono na zamku Ale nowy lord nie zamierzał aa to pozwolić. Z chwilą zawarcia małżeństwa ta rola miała przypaść Linnei.