– Babka ma rację – powiedziała do Beatrix. – Choć wcześniej nie przemyślałam swojej propozycji, teraz, kiedy ojciec rozjaśnił mi w głowie, jestem tym bardziej zdecydowana.
– Ale przecież on…
Choć Beatrix nie dokończyła Linnea wiedziała, co siostra ma na myśli.
– Od wieków losem kobiet jest dzielić łoże z mężem. Jakoś to zniosę. – Zacisnęła zęby.
– A… a jeśli będziesz miała z nim dziecko?
– Są sposoby, żeby tego uniknąć – wtrąciła się szorstko lady Harriet. – Poza tym, jakie to ma znaczenie, czy będzie miała dziecko? Jego ojciec będzie martwy. Nie będzie potrzeby anulowania małżeństwa, a dziecka można się pozbyć… odesłać je stąd – zakończyła i niedbale wzruszyła ramionami. – Dość tych rozważań. Mamy wiele do zrobienia, jeśli nasz plan ma się powieść.
Nie chwaląc ani słowem pomysłu Linnei ani też nie przyznając, że synowski plan odzyskania Maidenstone brzmi rozsądnie, Jady Harriet samozwańczo ustawiła się na czele spisku. Nikt nie miał się o niczym dowiedzieć, poza Normą i Idą. Linnea miała odtąd grać rolę Beatrix dosłownie we wszystkim, podczas gdy prawdziwa Beatrix miała zniknąć. Zamierzali przebrać ją za służącą, zakrywając jej piękne jasne włosy i brudząc śliczną buzię. Ojciec Martin miał pomóc wyprowadzić ją z zamku i umieścić w opactwie Romsey przy drodze do Winchester.
– Ojciec Martin nie uwierzy, że chcecie odesłać stąd Linneę – zauważyła Linnea. Dziwnie było myśleć o sobie w trzeciej osobie, lecz wydawało się to jedynym logicznym wyjściem. Musiała przybrać postać Beatrix, mówić i zachowywać się jak ona. Musiała odtąd być spokojna i wyciszona, choć w tej chwili taka odmiana wydawała jej się niepodobieństwem.
Lady Harriet przypatrywała się jej uważnie; z pooranej zmarszczkami twarzy wciąż przebijała niechęć.
– Ojciec Martin nie będzie robił kłopotów. Zostawcie to mnie.
Zatem wszystko było ustalone. Przygotowując się do nadchodzącej konfrontacji z Axtonem de la Manse, Linnea przemyślała dokładnie wszystkie szczegóły spisku. Nadal będzie pielęgnować Maynarda – jako Beatrix. Spotka się z nowym lordem Maidenstone jako lady Beatrix, jego przyszła oblubienica. Złoży mu małżeńską przysięgę jako Beatrix i spocznie w małżeńskim łożu z Axtonem de la Manse jako Beatrix.
Cała reszta przewrotnego planu sprawiała jej nawet pewną radość, odczuwała zadowolenie z oszukania znienawidzonego wroga. Ale dzielić z nim łoże jako żona… Linnea poczuła, że serce zaczyna jej bić coraz szybciej.
Choćby nie wiem jak dobrze wcieliła się w rolę Beatrix, prawda była taka. że kobietą, która miała pójść do owego małżeńskiego łoża, była Linnea.
Tylko Linnea.
4
Pierwszego wieczoru nie było wieczerzy w wielkiej sali, przynajmniej nie dla de Valcourtów. Pozostali w swoich komnatach… a właściwie zostali zamknięci w dwóch pomieszczeniach na szczycie twierdzy. Sir Edgar, jego osobisty służący Kelvin oraz sir John zajmowali komnatę od strony zachodniej, podczas gdy lady Harriet, Norma, Ida, Linnea i Beatrix tłoczyły się w sąsiedniej. Beatrix została starannie przebrana za jedną z pokojówek lady Harriet. Sir Reynold, dowódca straży de la Manse'ów, nie zadawał na jej temat żadnych pytań. Kazał jedynie sprawdzić, czy w komnatach nie ma broni, ustawił kilku strażników u szczytu schodów i odszedł. Dostarczono im chleb, piwo i warzywną zupę. Po czym o nich zapomniano.
Na dole ucztowali zwycięzcy. Linnea słyszała pijackie okrzyki i rubaszny śmiech. Z okna miała widok na zewnętrzne mury zamku. Wieśniacy chętnie oddalali się z powrotem do swoich domostw, a pod murem rozbiły obóz oddziały wojska de la Manse'ów.
Linnea zastanawiała się nad losem pozostałych mieszkańców zamku. Przez całe życie słuchała opowieści o wojnie, o tym. jak zwycięskie armie rabują i dopuszczają się gwałtów na wszystkich, którzy mięli nieszczęście wejść im w drogę. Czy takie rzeczy działy się właśnie gdzieś tam poza zasięgiem jej wzroku? Czy mamka Hilda była w tej chwili gwałcona? Albo Mary i Anna, dorastające córki karczmarki?
Patrzyła w ciemność rozświetlaną jedynie tu i ówdzie pochodnią lub latarnią, ale choć wypatrywała oznak przemocy i rozpasania, wszędzie widziała jedynie żołnierzy. Pijących, przechwalających się głośno bojowymi wyczynami, oddalających się w cień murów za naturalną potrzebą, a polem, z upływem wieczoru, wymiotujących w naprędce sporządzonych legowiskach. Nie dostrzegła nigdzie Siadów gwałtu, lecz zaledwie jedną czy dwie burdy pomiędzy samymi żołnierzami.
Zasnęła w końcu w okiennej wnęce, tuż przed świtem, z głową opartą na ramieniu. A kiedy pierwsze promienie różowozłotej jutrzenki padły jej na powieki, natychmiast się obudziła i przypomniała sobie wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia.
Podobnie było z lady Harriet, która również już nie spała; siedząc w prostym dębowym krześle patrzyła gdzieś przed siebie, Bez wątpienia obmyślała spisek.
– Straż! – zawołała, wzbudzając dreszcz przestrachu w Linnei, a resztę gwałtownie wyrywając ze snu, – Straż!
Do komnaty wpadł młody olbrzym o mętnych oczach i drugi, starszy żołnierz z posiwiałą czupryną.
– Co jest? Co się dzieje?
– Życzę sobie zobaczyć mojego wnuka. Chcę mu opatrzyć rany i się przy nim pomodlić. Zorganizujcie dla mmc eskortę.
Starszy ze strażników przyjrzał się staruszce spode łba.
– Sir Axton powiedział, że macie tu zostać.
– Zaprawdę powiadam, że wiele mam dziś do zrobienia. Czyżby twój pan rozkazał swoim ludziom ćwiczyć wojenne rzemiosło na starych kobietach? Zabiłbyś mnie, gdybym zechciała odwiedzić umierającego wnuka?
Linnea wpatrywała się w babkę. Głos lady Harriet nadal miał władcze brzmienie; wyglądała jeszcze starzej niż zwykle. I mimo typowej dla niej uszczypliwości sprawiała wrażenie całkowicie bezbronnej. Strażnik powiedział coś półgłosem do swego towarzysza. Po chwili młodszy z nich wyszedł, a ten, który pozostał, rzeki:
– Jeśli milord Axton powie, że możesz pójść, to będziesz mogła pójść. W przeciwnym razie musisz pozostać tutaj.
Młody żołnierz wrócił po niespełna minucie. To oznaczało, że Axton de la Manse znajdował się gdzieś w pobliżu, prawdopodobnie zaszył się w lordowskiej komnacie tuż pod nimi. Linnea spojrzała na zniszczoną posadzkę. Był tak blisko, spał w łożu, które już niedługo miała z nim dzielić.
Przełknąwszy z trudem ślinę zaczęła nerwowo przeczesywać palcami splątane włosy. Przypomniała sobie, że poślubienie tego człowieka było jej własnym pomysłem. Ostatecznie tak kończyła większość kobiet – małżeństwem z mężczyzną, którego nie wybierały sobie same, bez prawa do sprzeciwu, bez możliwości zmiany swego losu.
Ona przynajmniej zgodziła się go poślubić, o ile można to było uznać za wolną wolę. Tak czy inaczej, ta świadomość wcale nie poprawiała jej samopoczucia.
– Mówi, że możesz pójść. Mam cię zaprowadzić osobiście.
Lady Harriet skinęła głową z wyniosłością monarchini.
– Chodź, Beatrix. Chodźcie, Normo i Ido… i ty, Dorcas – poleciła używając imienia, jakie nadały prawdziwej Beatrix, – Ty też będziesz mi asystować.
– Chwileczkę! Mówiłaś tylko o sobie – zaprotestował strażnik. – Nie wspominałaś o pięciu osobach!
Lady Harriet posłała mu dobrotliwy uśmiech.
– Lady Beatrix zajmuje się leczeniem. Ja jestem tylko starą kobietą, która będzie się modlić o życie wnuka. Co do pozostałych, gdybyś się wychował w lepszych sferach, wiedziałbyś, że damą nie porusza się. nawet po własnym domu, bez asysty kilku służących. Dlatego zabieramy Normę, Idę i Dorcas.
Strażnik zmarszczył czoło i z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
– Sam nie wiem.
– No to może jeszcze raz poślesz z zapytaniem do swojego chlebodawcy – włączyła się Linnea, z nadzieją, że jej głos nie ma w sobie zbyt wiele wyniosłości, i spodziewając się, że strażnik nie będzie miał ochoty po raz drugi zakłócać spokoju swego pana.
– Sam nie wiem – powtórzył mrukliwie starszy z żołnierzy. – A jak ty sądzisz, Frygie?
Młodszemu uniosły się brwi.
– Jeśli chcesz go pytać, to będziesz musiał sam pójść. Ja nie będę się znowu do niego dobijał.
Linnea stłumiła uśmiech. Nawet lady Harriet wydawała się zadowolona kiedy po krótkiej naradzie jeden ze strażników gestem skierował ich do wyjścia.
– Życzę sobie ponadto, żeby dołączył do nas ksiądz – odezwała się ponownie lady Harriet, kiedy gęsiego schodzili krętymi schodami, – Poślijcie jakiegoś chłopca po ojca Martina. O tej porze powinien go znaleźć w jego kwaterze przy kaplicy, gdzie szykuje się do porannego nabożeństwa.
Potem rozmowy umilkły; słychać było jedynie gniewne pomruki rozeźlonego strażnika i cichy odgłos kroków na kamiennych stopniach. Lady Harriet szła przodem, mając tuż za sobą prawdziwa. Beatrix. Za nią podążała Ida, a Linnea i Norma zamykały pochód. Mijając pierwsze piętro przyspieszyły kroku; żadna z nich, nawet lady Harriet, nie chciała się spotkać z Axtonem de la Manse. Jedynie Linnea odważyła się zwolnić na tyle, żeby zerknąć przez ciemny przedsionek w stronę ciężkich drzwi, strzegących spokoju lordowskiej komnaty.
Był tam, nie wiadomo czy sam, czy z jakąś nieszczęsną kobietą, która miała pecha wpaść mu w oko. Już wkrótce ona zostanie taką nieszczęsną kobietą…
– Ruszaj się, Linnea, to znaczy lady Beatrix – poprawiła się szybko Norma.
Linnei nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Ale nim zaczęły schodzić na parter, drzwi lordowskiej komnaty otwarły się i stanął w nich jej piekielny oblubieniec.
Zajęty był zapinaniem sprzączki szerokiego skórzanego pasa na czerwonej, sięgającej kolan tunice, więc z początku jej nie zauważył. Kiedy jednak Norma ponagliła Linneę i obie ruszyły szybciej, by dogonić pozostałych, nagle podniósł wzrok.
Ich oczy spotkały się tylko na moment, nim gruba ściana litościwie przesłoniła jej widok. Ale kiedy przemierzały resztę stromych schodów, a potem kluczyły ostrożnie pomiędzy żołnierzami odsypiającymi nocne hulanki w wielkiej sali, czy wreszcie spieszyły do koszar, cały czas towarzyszyło jej to jedno krótkie spojrzenie Axtona de la Manse.
"Siostry" отзывы
Отзывы читателей о книге "Siostry". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Siostry" друзьям в соцсетях.