ROZDZIAŁ CZWARTY

Postanowił skorzystać z okazji i dać jej nauczkę.

– Skoro zostajesz, nastaw się psychicznie na to, że będziesz robić wszystko, co trzeba. Jeśli zajdzie potrzeba, będziesz przez miesiąc szorować podłogi. Jasne?

– Jak fusy – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Otworzyła tylne drzwi i wyjęła Jamiego. – Stawiasz jeszcze jakieś warunki? Wolę od razu dowiedzieć się, co mnie czeka.

Ze złości dostała wypieków, miała mocno zaciśnięte usta i pociemniałe od gniewu oczy, lecz jego to nie wzruszyło.

– Owszem, właśnie jeszcze coś mi się przypomniało.

– Co takiego? Nie wystarczy, że przy sprzątaniu urobię sobie ręce po łokcie? Każesz mi rąbać drwa? Przekopać cały ogród?

– O tym potem, a teraz przydałaby się próba generalna. Nie chcę nikomu dać powodu do podejrzeń, że nie jesteś moją ślubną żoną, a to oznacza, że powinniśmy zachowywać się jak dobrana para. Tymczasem masz minę, jakbyś nie mogła na mnie patrzeć. Co ciotka sobie pomyśli, gdy cię zobaczy w takim okropnym nastroju?

– Pomyśli, że jestem czułą i kochającą żoną, która pokłóciła się ze swym irytującym mężem – odparowała. – Jesteś nieznośny.

Zamierzała przejść obok niego, lecz złapał ją i odwrócił ku sobie.

– Mówiłem poważnie! – rzekł, ledwo nad sobą panując. – Zdaję sobie sprawę, że nie stad cię na szczerze ciepłe uczucia, ale musisz mi obiecać, że przynajmniej postarasz się udawać, że mnie kochasz.

– Też mi wymagania! – Wyrwała rękę i potarła, jakby się oparzyła. – Mam przez cały miesiąc wieszać ci się na szyi?

– Nie. – Zaczął groźnie sapać. – Ale chcę, żeby ludzie myśleli, że pobraliśmy się z miłości i dlatego trzeba zachowywać się jak przykładne małżeństwo. Czy to przekracza twoje możliwości?

– To zależy od tego, jak dobrze ty będziesz odgrywał swoją rolę.

– Oboje musimy doskonałe grać i obiecuję, że dołożę starań, by nikt nie domyślił się, że udajemy.

Spojrzała na niego podejrzliwie, z pretensją. Nie widziała powodu, dla którego z takim naciskiem podkreślał, że będzie musiał wysilać się, aby udawać zakochanego w niej męża.

– No? – zniecierpliwił się. – Zgadzasz się ze mną?

– Niech ci będzie – mruknęła naburmuszona. – Jeśli ci zależy, będę idealną żonką nie widzącą świata poza swym ukochanym mężusiem.

– Świetnie. Ale masz taką minę, że wątpię, czy ci się to uda. Pewno umiesz się zachwycać tylko wtedy, gdy patrzysz na swoje odbicie w lustrze.

– Może. Ciekawe, jak ty będziesz udawał zakochanego, gdy nie będzie obok ciebie idealnego archeologa w spódnicy.

– Nie przyjdzie mi to łatwo, ale przynajmniej wiem, jak zachowują się ludzie, których łączy miłość. Ty nie masz o tym pojęcia.

– Skąd ta pewność? – zawołała dotknięta. – Skoro jesteś taki mądry, daj mi jakąś dobrą radę. Może mnie poduczysz?

– Racja, nauka nie zaszkodzi. – Nim zdołała zorientować się, co robi, objął ją i przyciągnął do siebie. – Najlepiej zacząć lekcje od zaraz.

– Co… jak…?

Zacisnęła dłonie w pięści i chciała go odepchnąć. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe, czuła się zdezorientowana i dziwnie podniecona, lecz sądziła, że tylko z powodu ogarniającego ją gniewu. '

– Przecież prosiłaś, żebym ci pokazał, jak to się robi. – Objął ją mocniej i odsunął kosmyk włosów z jej czoła. – Zakochani po kłótni całują się na zgodę i nie ciągną sprzeczki w nieskończoność. A ty byś się kłóciła i kłóciła.

– Ja… to… zapamiętam – szepnęła drżącym głosem.

Michael musnął palcem jej usta, a wtedy przekonała się, że nadal wystarczy lekki dotyk, by od razu ogarnęło ją rozkoszne podniecenie. Chciała się odsunąć, lecz trzymał ją coraz mocniej.

– Samo pamiętanie nie wystarczy.

Spojrzał na nią nieodgadnionym wzrokiem i pocałował. Czuła, że traci grunt pod nogami, więc objęła go kurczowo. W głowie zaczęło jej się kręcić i miała wrażenie, że leci w przepaść. Michael całował ją tak samo jak dawniej, więc bezwiednie rozchyliła usta i nie zdając sobie z tego sprawy, zaczęła odwzajemniać pieszczotę równie zapamiętale i namiętnie jak przed laty.

Przylgnęła do niego; zapomniała o wszystkim i pięć ponurych lat przestało się liczyć. Ogarnęło ją cudowne uczucie, że ożyła, że jak dawniej ma gorącą krew. Chciała włożyć ręce pod jego sweter, aby poczuć pod palcami skórę, opinającą twarde mięśnie, ale Michael uniósł głowę i odsunął się.

– Chyba zrozumiałaś.

Miał przytłumiony głos i oddychał z trudem, lecz poza tym zdawał się niewzruszony, opanowany. Patrzyła na niego rozszerzonymi oczami, niczego nie rozumiejąc. Zdezorientowana potrząsnęła głową, ale to nie pomogło. Nogi uginały się pod nią, przez ciało przebiegały dreszcze. Otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zresztą, co miałaby powiedzieć? Poprosić, by nadal ją całował?

Przerażona, że wypowiedziała prośbę na głos, przełknęła ślinę i wyjąkała:

– Wcale… niepotrzebne…

– Czy ja wiem? – Przyglądał się jej z powagą. – Może posunęliśmy się trochę za daleko jak na lekcję, ale nauka dała pożądany skutek, bo już masz lepszą minę. Prawdę powiedziawszy taką, jak kochająca żona.

Rosalind uświadomiła sobie, jak Michael może odebrać jej reakcję i poczuła się upokorzona. Zamiast go wyśmiać lub obojętnie odsunąć, przytuliła się do niego i całowała bez opamiętania. Nie zachowała się jak kobieta, która nie żałuje tego, co zrobiła przed laty. Czyżby zdradziła się z tym, że wciąż nie potrafi zapomnieć o przeszłości?

Nie pojmowała, dlaczego on tak dziwnie na nią wpływa. Był ubrany zwyczajnie, wyglądał przeciętnie, więc nie powinien wywoływać tak silnych emocji.

Chętnie zemściłaby się przynajmniej słownie, ale wiedziała, że po tak namiętnych pocałunkach nic nie przekona Michaela, że jest jej obojętny. Rozsądniej będzie zlekceważyć cały incydent. Spuściła oczy i napotkała krytyczny wzrok Jamiego, Chłopiec patrzył na nią z pretensją.

– Co robiłaś? – spytał nadąsany.

Oblizała spieczone wargi i drżącym głosem powiedziała:

– Zapytaj Michaela.

– Co robiłeś?

– Całowałem Rosalind – odparł Michael bez skrępowania.

– Dlaczego?

– Bo ćwiczymy.

– Dlaczego?

– Idź zadzwonić – przerwała dociekania chłopca Rosalind. Po gorących pocałunkach wciąż drżała i czuła się niepewnie, więc nie miała nastroju do odpowiadania na nie kończące się „dlaczego?”.

Na szczęście malec posłuchał, pobiegł do drzwi domu, stanął na palcach i nacisnął stary mosiężny dzwonek. Po chwili na progu ukazała się wyprostowana siwa dama o ostrych rysach, która popatrzyła na nich bez słowa.

– Dzień dobry, ciociu. Jestem Michael. A to moja żona i… Jamie.

Rosalind uśmiechnęła się blado i powiedziała nieśmiało:

– Dzień dobry.

Starsza pani obrzuciła ich bystrym spojrzeniem. Miała oczy ciemne i równie przenikliwe, jak jej cioteczny wnuk i wcale nie sprawiała wrażenia kruchej czy zagubionej staruszki. Rosalind poczuła się, jakby kobieta przejrzała ją na wylot i zamierzała zarzucić, że jest oszustką i kiepską aktorką.

– Witam. – Pani Brooke szerzej otworzyła drzwi. – Proszę, wejdźcie. Cieszę się, że już jesteście.

Wprowadziła ich do ciemnej, staroświeckiej bawialni. W powietrzu czuło się chłód świadczący o tym, że pokój rzadko był używany. Rosalind była zadowolona, że może usiąść, ponieważ nadal lekko trzęsły się jej nogi.

Michael usiadł obok niej i tak swobodnie rozmawiał z panią domu o autostradach i lokalnych drogach, że zerknęła na niego z pretensją. Cieszyła się, że zwolnił ją z obowiązku prowadzenia rozmowy, lecz miała pretensję, że mówi spokojnie i naturalnie. Widocznie nie uginały się pod nim nogi, serce nie wyskakiwało mu z piersi, nie brakło mu tchu. Dzięki temu mógł bez zająknienia zachwycać się Askerby.

Po kwadransie gospodyni poczęstowała ich słabą kawą w filiżankach z cienkiej porcelany i sztywno usiadła w fotelu przy kominku bez ognia.

– Nie wiedziałam, że się ożeniłeś – powiedziała jakby z wyrzutem. – No, ale to zrozumiałe, bo masz chyba około trzydziestu lat.

– Trzydzieści jeden, ciociu.

– Kiedy się pobraliście?

– Pięć lat temu.

– Hmm. – Pani Brooke pytająco spojrzała na Rosalind, która już zdołała jako tako się opanować. – Chyba wcześnie wyszłaś za mąż. Bardzo młodo wyglądasz.

– Miałam dwadzieścia jeden lat. Michael pogładził ją po plecach i rzekł:

– Ale już wtedy wiedziałaś, czego chcesz, prawda, kochanie?

Oboje patrzyli na nią, co ją speszyło, więc wydobyła z gardła jedynie cichutkie „tak”.

– Moje dziecko, czy dobrze się czujesz? – spytała zdziwiona pani domu.

– Tak, dziękuję. – Odchrząknęła niepewnie. – Trochę zmęczyła mnie podróż.

– Wcale się nie dziwię. Jestem wam ogromnie wdzięczna, że przyjechaliście z tak daleka. Tym bardziej czuję się zobowiązana, że przez prawie ćwierć wieku nie utrzymywałam kontaktu z rodziną. – Nieco posmutniała. – Michaelu, gdy widziałam cię ostatni raz, miałeś chyba dziesięć lat.

– Dziewięć. Wujek uczył mnie wtedy grać w szachy.

– Pamiętam. Byłeś chudy jak szczapa, same ręce, nogi i uszy. Ależ to dawno temu! Gdyby nie błaha sprzeczka z twoją babką, mogłabym widywać cię częściej. Może byś mnie zaprosił na ślub… – Westchnęła. – No, trudno, było, minęło i na nic się zdadzą próżne żale.

– Pisała ciocia, że chce uporządkować sprawy po wujku Johnie – rzekł Michael, aby zmienić temat.

– Są sterty papierów, których jeszcze nie tknęłam od jego śmierci. Wiesz, zamierzam przeprowadzić się do mniejszego i wygodniejszego domu… bo tutaj już nie daję rady… Ale od czego zacząć? Nawet nie wiem, ile mam pieniędzy, a większość dokumentów jest dla mnie czarną magią i nic z nich nie rozumiem.

– We wszystkim cioci pomożemy – obiecał Michael bez wahania. – Ja przejrzę dokumenty, żeby ciocia wiedziała, jak sprawy stoją, a Rosalind zajmie się domem. – Uśmiechnął się porozumiewawczo. – Moja żona przyzwyczaiła się do służby, więc dobrze jej zrobi, gdy sama będzie sprzątać i gotować. – Pogładził Rosalind po włosach. – Chętnie to zrobisz, prawda?