– O czym chciałaś ze mną rozmawiać?

– Muszę cię przeprosić. Jest mi naprawdę wstyd, że przez cały czas paskudnie się zachowywałam.

Michaelowi zdumienie na chwilę odebrało mowę.

– Skąd… taka… zmiana?

Rosalind znużonym gestem przygładziła włosy.

– Wiem, że od samego rana byłam nieznośna, ale miałam parszywy humor. Potem się uspokoiłam, zastanowiłam nad sobą i uświadomiłam, że pierwszy raz od kilku miesięcy nie musiałam się stale martwić o swoje bezpieczeństwo.

– Aha.

– To dzięki tobie. – Patrzyła na niego z taką pokorą, o jaką by jej nigdy nie posądzał. – Nie potrafię wyrazić, co to za ulga ani ile dla mnie znaczy, że Jamie jest bezpieczny. Gryzie mnie sumienie, że tak ci dokuczałam. Nie robię nic innego, tylko kłócę się z tobą, a powinnam bez przerwy dziękować za to, co dla nas robisz.

– Nie przesadzaj. – Poczuł się wyjątkowo niezręcznie. – Za długo żyłaś w napięciu i strachu…

– To nie tylko to. – Podniosła z podłogi ręcznik i złożyła. – Chodzi też o to, że znowu jestem z tobą. Z tego powodu nerwy odmawiają mi posłuszeństwa.

Jej szczerość zupełnie go zaskoczyła.

– Przeze mnie jesteś zdenerwowana? Nie chciałem tego.

– Wiem. Nie chodzi o to, co robisz. – Obracała w palcach róg ręcznika. – To moja wina, że doprowadziłam się do takiego stanu. Stale myślę o przeszłości, o tym, że tak nam było dobrze, a tak okropnie się to skończyło. Im więcej o tym myślę, tym bardziej jestem spięta. – Uśmiechnęła się żałośnie. – Nadal czuję się udręczona, ale tym razem przez wspomnienia, nie przez jakiegoś psychopatę. Wiera, że to głupie i że to, co było między nami, dawno się skończyło, ale… – Zaczerwieniła się, zawstydzona, odwróciła wzrok i szepnęła: – Wczoraj byłam bardzo zdenerwowana, że mam spać z tobą w jednym łóżku.

– Ja też – przyznał się Michael.

Uniosła głowę i spojrzała na niego ze szczerym zdumieniem, a Michael pomyślał, że widocznie udawał lepiej, niż mu się zdawało.

– Naprawdę? – spytała przejęta.

– Tak. Mnie też nie jest łatwo uciec od wspomnień.

– Rozumiem. – Spąsowiała, lecz nie spuściła oczu, gdyż postanowiła wyjaśnić wszystko do końca. – Oczywiście wiem, że nie interesuje cię romans ze mną, ale panicznie się bałam, że jeśli cię dotknę albo za bardzo się odprężę, możesz pomyśleć, że próbuję… wiesz… udawać, że jest jak dawniej.

Jej wyznanie zdumiało go, ponieważ uważał ją za egoistkę, która nie liczy się z uczuciami bliźnich.

– Nie posądzam cię o nic takiego – rzekł spokojnie. – Masz rację, że oboje się zmieniliśmy. Mamy nowych partnerów, prowadzimy inne życie. Obecna sytuacja jest krępująca, ale nic ponadto.

Ulżyło jej, że podszedł do sprawy tak rzeczowo, więc wstała, nadal kurczowo przyciskając ręcznik do piersi.

– Dziękuję i obiecuję, że będę lepiej się sprawować. Zobaczysz, nie poznasz mnie. Będę bez szemrania gotować, zmywać i sprzątać i nie usłyszysz słowa skargi.

– Możesz obiecać, że będziesz miła dla Laury?

– Tak.

– Posłuchasz jej rad w sprawie ubioru?

Rosalind zawahała się, ale na szczęście w porę zorientowała się, że Michael żartuje.

– Nie wiem, czy stać mnie na podobne poświęcenie – odparła, uśmiechając się tak, że Michaelowi stopniało serce. – Ale przysięgam, że nigdy więcej nie będę taka nieuprzejma jak dzisiaj.

– Dobre i to. – Popatrzył na nią speszony. – Nie tylko ty powinnaś się pokajać. Ja też byłem w paskudnym nastroju i dlatego ci nie współczułem, chociaż powinienem. Przepraszam cię. – Zawahał się. – Wątpię, czy zdołamy zapomnieć o przeszłości, ale postarajmy się mniej o niej myśleć i zacznijmy jakby od nowa.

– Bardzo chętnie.

Podświadomie czuli, że jakoś należałoby przypieczętować zgodę. Lecz jak? Uściskiem dłoni? Pocałunkiem? Michael nie ufał sobie, więc wolał nie dotykać Rosalind i w rezultacie nie zrobił nic.

– Cieszę się, że oczyściliśmy atmosferę – rzekł, przepuszczając ją w drzwiach – bo dzięki temu powinno nam być dużo łatwiej.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Po szczerej rozmowie życie stało się łatwiejsze pod wieloma względami i przez tydzień Rosalind chwilami miała wrażenie, że śni. Jej obecny tryb życia diametralnie różnił się od dotychczasowego, a mimo to po kilku dniach wydał jej się zupełnie naturalny.

Prędko ustalił się pewien porządek dnia. Jamie budził się najwcześniej i przybiegał do nich do łóżka. Michael schodził do zimnej kuchni, zaparzał herbatę i przynosił do sypialni. Ciotka Maud patrzyła na to niechętnym okiem i krytykowała go, ponieważ uważała, że psuje żonę. Przyznawała jednak, że mimo lenistwa na początku dnia Rosalind bez szemrania bierze się do pracy i doskonale wywiązuje z obowiązków.

Przed miesiącem Rosalind roześmiałaby się szyderczo, gdyby powiedziano jej, że będzie szczęśliwa w domu pozbawionym udogodnień, bez których nie wyobrażała sobie życia. Nie dałaby wiary, że polubi codzienne sprzątanie i gotowanie, a tymczasem przy pracy podśpiewywała, co ją samą niebywale dziwiło, a świadczyło o tym, że jest jej naprawdę dobrze.

Bardzo ją cieszyło, że nie musi myśleć o ważnych sprawach. Przestała bać się, że podjęła błędną decyzję, która spowoduje olbrzymie straty finansowe, a zamiast tego martwiła się, czy wyrośnie ciasto, które odważyła się upiec lub czy zaświeci słońce i będzie można powiesić pranie przed domem. Najważniejsze jednak, że nieznany wróg powoli odchodził w niepamięć i jawił się postacią z przerażającego filmu, który kiedyś oglądała. Przestała wpadać w panikę, gdy nie miała brata w zasięgu wzroku.

Jamie też odżył i wszystkim żywiołowo się cieszył. Tyle rzeczy budziło jego ciekawość, że w ogóle nie zauważył braku telewizji. Zaprzyjaźnił się z Tomem, z którym często się bawił, pomagał Rosalind gotować i sprzątać, grał w piłkę z Michaelem. A przede wszystkim wkradł się w łaski pani Brooke, którą uwielbiał, ponieważ grała z nim w karty, czytała mu bajki i pozwalała szperać w dużej, pełnej przegródek torebce.

Michael przed południem siedział w gabinecie i cierpliwie układał dokumenty według własnego klucza. Po południu pracował w ogrodzie lub grał w piłkę z Jamiem. Czasami chodził z Rosalind i malcem do lasu, a wtedy brali Jamiego za ręce i wysoko huśtali. Wyglądali jak rodzina i czuli się jak rodzina; do tego stopnia, że Rosalind zdarzało się zapomnieć, iż tylko udają.

Niestety, noce nadal stanowiły problem i wieczorem wcale nie było im łatwo. W ciągu dnia swobodnie rozmawiali i żartowali, lecz gdy zamykali za sobą drzwi sypialni, rozmowa się rwała i atmosfera stawała się napięta.

Rosalind wolałaby sprzeczać się, gdyż po kłótni mogłaby udawać, że nie lubi Michaela i przestałaby myśleć o jego dłoniach i ustach i o tym, że leży tuż-tuż. Oboje bardzo uważali, aby się nie dotknąć, lecz gdy Michael przewracał się na bok, ogarniało ją podniecenie i przed oczami stawały obrazy sprzed lat.

Powtarzała sobie, że jest nielogiczna i skoro pogardziła miłością, którą Michael jej ofiarował, nie miała prawa zastanawiać się, jak by to było, gdyby Michael nie związał się z Kathy.

Przypominała sobie, że nigdy nie chciała angażować się uczuciowo, ale to niewiele pomagało.

Noce nie były łatwe.

W związku z ewentualną przeprowadzką do mniejszego domu pani Brooke postanowiła pozbyć się części rzeczy i zaczęła kolejno przeglądać walizki z sukniami i płaszczami, przechowywanymi od lat. Rosalind pomagała jej i dzięki temu lody zostały przełamane. Dotychczas panie były wobec siebie tylko uprzejme, a teraz przekonały się, że mają coś wspólnego, ponieważ obie lubią eleganckie stroje. Zbliżyły się i znalazły wiele tematów do rozmowy, co jednak miało ten minus, że odciągało je od pracy.

Rosalind wyciągnęła z walizki suknię z jasnozielonej lamy, prostą, z długimi rękawami i spódnicą do kostek.

– Och, jaka piękna toaleta! – zawołała. – Podobna do sukni, jakie Grace Kelly nosiła w filmach.

– Tak, tak. – Pani Brooke westchnęła z nostalgią. – W latach pięćdziesiątych często wkładałam ją na przyjęcia. Miałam do niej perełki i rękawiczki pod kolor. Oczywiście byłam znacznie szczuplejsza niż teraz.

– Jestem pewna, że wyglądała ciocia urzekająco i wzbudzała powszechny zachwyt. Zgadłam?

– Moje dziecko, to było tak dawno temu – Starsza pani mimo woli złagodniała. – Mąż tę suknię bardzo lubił i twierdził, że wyglądam w niej pięknie, więc bardzo często ją nosiłam.

Zdziwiła się, że ciotka Michaela robiła kiedyś coś tylko po to, by sprawić komuś przyjemność. Pomyślała, że widocznie jej mąż miał jakieś wyjątkowe zalety.

– Jaki był… wujek? – zapytała nieśmiało.

– Podobny do Michaela. Spokojny, mądry, zdolny. – Pani Brooke uśmiechnęła się do wspomnień. – Wcale nie był przystojny, więc ludzie dziwili się, co w nim widzę, ale gdy on znajdował się w pobliżu, świata poza nim nie widziałam. Rozumiesz mnie?

Rosalind pomyślała, że gdy jest z Michaelem, też właściwie widzi tylko jego.

– Tak, wiem, o czym ciocia mówi.

– Nie wątpię.

Piwne oczy patrzyły tak przenikliwie, że Rosalind spuściła wzrok i się zarumieniła. Wystraszyła się, że ciotka Michaela przejrzała ją na wylot, więc aby prędko zmienić temat, rzuciła:

– Mam nadzieję, że tej sukni ciocia się nie pozbędzie. Przecież to pamiątka.

– Przymierz ją, jeśli tak ci się podoba.

– Naprawdę mogę? – Rozpromieniła się na myśl, że ubierze coś wyjątkowo kobiecego i podkreślającego urodę. Włożyła suknię i podeszła do lustra. – Jest prześliczna.

– Muszę przyznać, że bardzo ci w niej do twarzy. Chwileczkę, perełki też chyba gdzieś tu są. – Pani Brooke otworzyła porcelanowe puzderko, stojące na toaletce i wyciągnęła sznur pereł. – Proszę.

Perły stanowiły idealne zwieńczenie kreacji. Nie ulegało wątpliwości, że jest to autentyczny model sprzed pół wieku.

– Leży na tobie, jakby była specjalnie dla ciebie szyta. Wiesz co, ubierz się w nią na piątkowe przyjęcie.