Zdusił w zarodku niebezpieczne myśli i skupił całą uwagę na miarowym oddychaniu. Wdech, wydech, wdech, wydech. Spokojnie, raz, dwa, spokojnie. Przypomniał sobie własne słowa: „Pierwsza pomoc. Mam na głowie sprawy ważniejsze niż odgrzewanie nieudanego romansu. Jesteś zupełnie bezpieczna”.

Żałował, że mu uwierzyła bo jednak wolałby, aby leżała na skraju łóżka, a nie tak blisko. Była taka miękka i ciepła, czuł na ręce jej oddech. Po pięciu długich latach znowu miał ją w ramionach… Zastanawiał się, dlaczego nie znienawidził jej, chociaż próbował długo i ze wszystkich sił. Powinien pamiętać o nie przespanych nocach, gdy bolała go zadana przez nią rana, gdy czekał, aż przestanie tęsknić, przestanie wspominać zapach jej skóry, który przywodził mu na myśl letni ogród o zmierzchu.

Jak dobrze i cudownie było znowu trzymać ją w ramionach.

Rosalind zbudziło blade słońce, zaglądające do sypialni. Przez chwilę leżała zdezorientowana, nie wiedząc, gdzie jest. Gdy sobie przypomniała, zażenowana spojrzała w bok.

Michael wstał wcześniej, a jedynym dowodem, że spał obok, była wgnieciona poduszka. Niezbyt zadowolona pomyślała, że wieczorem było jej okropnie zimno i dlatego bez większego oporu przytuliła się do Michaela.

Czy to naprawdę był jedyny powód?

Zarumieniła się lekko, gdy przypomniała sobie, jak wygodnie ułożyła się przy nim i jakim wspaniałym oparciem było jego ciepłe, silne ciało. Wtedy zdawało się naturalne, że go objęła i że jego ramię służy jej za poduszkę. Teraz zawstydziła się, gdyż przypomniała sobie, o czym marzyła, czego pragnęła…

Wystraszyła się, że Michael mógł odczytać jej myśli. Co wtedy? Co będzie, jeśli odgadł, że pragnęła pieszczot?

Odrzuciła koc, zdjęła skarpety i wstała. Wmawiała sobie, że zachowała się tak dziwnie, ponieważ była zmęczona i zziębnięta. I że coś takiego nigdy więcej się nie powtórzy. Postanowiła kupić ciepłą koszulę nocną i elektryczny koc i zrobić wszystko, aby przekonać Michaela, że nie ma zamiaru co noc spać w jego ramionach. Będzie chłodna, opanowana i da mu do zrozumienia, że nie oczekuje powrotu do intymności pomimo zachowania poprzedniej nocy.

Bez entuzjazmu przejrzała rzeczy kupione przez Emmę i wybrała brązową bluzkę, czarny blezer i czarne legginsy. Pomyślała przygnębiona, że zapewne tak ubiera się idealna, rozsądna Kathy.

Weszła do kuchni tak cicho, że nikt jej nie spostrzegł. Michael uważnie słuchał Jamiego, który mówił coś z pełnymi ustami. Pani domu, siedząca naprzeciw nich, patrzyła na dziecko z pełnym wyrozumiałości uśmiechem.

Rosalind wcześniej miała nadzieję, że zaimponuje Michaelowi opanowaniem i swobodnym zachowaniem. Chciała mu pokazać, że nie jest skrępowana, a tymczasem na jego widok jej serce oszalało. Stała w miejscu, nie pojmując, dlaczego tak się dzieje. Przecież był przeciętnym mężczyzną, który spokojnie pił herbatę ze starego kubka. Nie zauważona, przyglądała mu się, jak gdyby widziała go pierwszy raz w życiu.

Po latach pracy na słońcu miał ogorzałą twarz i kurze łapki w kącikach oczu. Wyobraziła go sobie, jak stoi na pustyni i mruży oczy, wpatrzony w horyzont. I tam, i tu czuł się swobodnie, wszędzie był jak w domu. Popatrzyła na jego czoło, nos i policzki, na mocno zarysowaną szczękę i wreszcie na usta. Westchnęła rozmarzona.

Michael widocznie usłyszał owo westchnienie, gdyż odwrócił się i popatrzył na nią jasnymi, czystymi oczami. Pod wpływem tego spojrzenia zakręciło się jej w głowie.

Pani Brooke powiedziała z dezaprobatą:

– O, nareszcie wstałaś.

– Dzień dobry – szepnęła Rosalind.

Aby oderwać wzrok od Michaela, spojrzała na zegarek; było dwadzieścia po ósmej.

– Uważałem, że dobrze ci zrobi, jeśli dziś dłużej pośpisz – prędko rzekł Michael.

– Dłużej? Och! – Zorientowała się, że ich poglądy na temat wczesnego wstawania bardzo się różnią, więc powiedziała niepewnie:

– Zgadłeś… dziękuję.

– Siadaj. – Wstał i podsunął jej krzesło. – Zrobię ci świeżej herbaty… a może wolisz kawę?

Pamiętała kawę, smakującą jak lura, więc poprosiła o herbatę. Spojrzała na Jamiego, który miał całą buzię usmarowaną dżemem.

– Dzień dobry, smyku. Co jadłeś?

– Grzankę, bo babcia nie ma płatków.

– A sądząc po twojej buzi, pewno nie ma już ani trochę dżemu.

Zmoczyła ręcznik i wytarła chłopcu buzię i ręce. Wciąż dziwiło ją, że tak prędko nauczyła się automatycznie robić coś, co początkowo napełniało ją obrzydzeniem. Wyprostowała się uśmiechnięta i nad głową dziecka spojrzała prosto w oczy Michaelowi. Miał taki dziwny wyraz twarzy, że uśmiech zamarł jej na ustach. Przez kilka sekund wpatrywali się w siebie, zanim Michael odwrócił się i postawił imbryk na stole.

– Herbata gotowa.

Rosalind nie mogła oderwać oczu od brunatnych palców, które w nocy trzymały ją za rękę. Przełknęła ślinę i spytała ze sztucznym ożywieniem:

– Co dzisiaj robimy?

– Proponuję, żebyśmy pojechali po zakupy. – Usiadł z dala od niej. – Odpowiada ci?

– Bardzo, Objęła kubek i spuściła wzrok. Zastanawiała się, co znaczył osobliwy wyraz jego oczu.

– Mam listę! – zawołał Jamie. Przejęty uklęknął na krześle i oparł się o stół. – Napisałem. Patrz!

Kartka była tak zasmarowana dżemem jak przedtem jego policzki. Rosalind wzięła ją w dwa palce i z uwagą obejrzała. Wśród gryzmołów odcyfrowała jedynie kilka koślawych J.

– Bardzo się nam przyda – rzekła poważnie. – Nie zapomnij zabrać.

– Michael też pisał – poinformował Jamie, zadowolony z pochwały.

– Trzeba przyznać, że dobrze wyszkoliłaś męża – kostycznie zauważyła ciotka Maud. – Pozwała ci się wylegiwać, podał herbatę, przygotował listę zakupów. Mam nadzieję, że doceniasz swoje szczęście.

Rosalind pomyślała, że sarkastyczne krytykowanie jest rodzinną cechą Brooke’ów, lecz rozciągnęła usta w uprzejmym uśmiechu.

– Oczywiście.

– Sprawiasz wrażenie kobiety, która umie się urządzić. Ciekawam, jak mu się odwdzięczasz za to, że we wszystkim cię wyręcza.

Uśmiech Rosalindy zgasł, a w zielonych oczach pojawiły się gniewne błyski. Wyprostowała się, spojrzała pani Brooke W oczy i rzekła, cedząc słowa:

– To wyłącznie sprawa Michaela i moja.

Ku jej zaskoczeniu, ostra odpowiedź rozbawiła starszą panią.

– Moje dziecko, nie mów do mnie takim tonem. Widziałam, jak na siebie patrzycie.

– O? – wyrwało się Rosalind i Michaelowi jednocześnie. Rosalind, przestraszona, że nic nie ujdzie bystrym piwnym oczom, zarumieniła się, pochyliła głowę i podniosła kubek do ust. Wolałaby, żeby gospodyni była trochę zdziecinniałą staruszką, która niewiele widzi, a jeszcze mniej kojarzy. Bała się jej niepokojąco przenikliwych oczu.

– Co wy? – zdziwiła się ciotka. – Dlaczego macie takie miny? Nie musicie mi mówić, jakie uczucia was łączą.

– To dobrze. – Michael uśmiechnął się z przymusem i za plecami Jamiego położył Rosalind dłoń na karku. – Moja żona doskonale wie, co czuję w stosunku do niej. Prawda?

Z wysiłkiem opanowała dreszcz, jaki ją przeszył pod dotykiem jego dłoni. Powoli odwróciła głowę i spojrzała na niego. Miał gorącą dłoń i ciepły głos, ale oczy zimne i czujne. Oczy człowieka, którego kiedyś zraniono i który nie pozwoli, by to się powtórzyło. Wyczytała w nich, że w nocy ją ogrzał, ale nie lubi jej bardziej niż owego pamiętnego dnia przed pięciu laty.

– Tak – powiedziała głucho.

– Wiem.

To, co wyczytała w jego oczach, było upokarzające, więc usilnie starała się znaleźć sposób, by mu uzmysłowić, że poprzednia noc była wyjątkiem. Przysięgała sobie, że już więcej tak się nie zachowa.

Wyruszyli po zakupy, prawie się do siebie nie odzywając, ale gdy minęli ostatnie domy, nie Wytrzymała nerwowo i przerwała milczenie, zgryźliwie pytając:

– Czy aby na pewno wiesz, dokąd jedziesz?

– Ciocia twierdzi, że na przedmieściu Yorku jest wielka hala – odparł Michael równie przykrym tonem. – Pomyślałem, że warto za jednym zamachem kupić wszystkie potrzebne rzeczy. W domu prawie nic nie ma, – Wyjął z kieszeni listę. – Przejrzyj ją i zobacz, czy jeszcze coś trzeba dopisać.

Jego jawna niechęć jeszcze bardziej ją rozdrażniła. Postanowiła, że nie będzie starała się mu podobać, mimo że jej ciało wyrywało się do niego. Zastanawiała się, jaki jest prawdziwy stosunek Michaela do niej. Czasami patrzyli na siebie takim wzrokiem, że ulegała złudzeniu, iż dawna fascynacja nie wygasła. Lecz rano, przy ciotce, spojrzał na nią tak, jakby wzrokiem chciał wymierzyć policzek. Widocznie nadal uważał, że jest próżną, rozkapryszoną istotą bez serca, która bezmyślnie odrzuciła jego oświadczyny. I postanowił, że nie zmieni o niej zdania, niezależnie od tego, jak będzie się zachowywała w obecności jego ciotki. Wyrwało się jej westchnienie z głębi serca.

– Nie wiem… – zaczęła, patrząc na listę. – Zwykle nie muszę się tym zajmować.

– Więc masz teraz okazję – rzucił oschle. – Tutaj nie ma służby, która cię wyręczy. Jeśli coś przeoczysz, będziesz musiała bez tego się obyć. W Askerby dostaniemy jedynie chleb, mleko, konserwy i niewiele więcej. Nie będę stale jeździć do Yorku, więc w swoim własnym interesie zacznij myśleć samodzielnie.

Na miejscu Jamiego wszystko interesowało, natomiast Rosalind nic nie przypadło do gustu, chociaż pierwszy raz robiła zakupy w olbrzymiej hali targowej. Była zdegustowana, ponieważ w reklamach nigdy nie pokazywano klientów, którzy najeżdżają wózkami na innych lub długo stoją między rzędami półek i przeszkadzają.

Nim zapłacili i umieścili zakupy w bagażniku, była śmiertelnie znudzona i zła, więc gdy zobaczyła, że Michael zamyka samochód i odchodzi, zawołała:

– Zapomniałeś o czymś? Litości! Mam dość i nie wytrzymam powtórki.

– Nie krzycz. Inni muszą wytrzymać znacznie gorsze rzeczy, ale nie martw się. – Pokazał palcem w lewo. – Jest sklep elektryczny, może tam mają grzejniki i koce.

Była przekonana, że Michael w ten sposób daje jej do zrozumienia, iż chce spać z dala od niej. Żałowała, że pierwsza nie zauważyła sklepu.