– Val mi powiedziała.

– Nie uwierzę, póki nie usłyszę tego od Jake’a – upierała się Chris. – Val jest fajna i nie przeczę, że Jake lubi z nią przebywać, ale żeby porzucać wszystko dla niej? Co to, to nie.

– Był przy tym i nie zaprzeczył.

– Pewnie myślał, że pogodziłaś się z Rupertem. To wprost niesamowite, jak dwoje inteligentnych ludzi potrafi skomplikować sobie życie! Nie lubię wtrącać się w nie swoje sprawy, ale gdybym była na miejscu, nigdy bym do tego nie dopuściła. Jeśli chcesz wysłuchać mojej rady – dodała, widząc, że Phyllida otwiera usta, by zaprotestować – powinnaś natychmiast pojechać do Jake’a i powtórzyć mu to, co mi przed chwilą powiedziałaś.

– Nie mogę!

– Owszem, możesz. – Kuzynka była nieprzejednana. – Kochasz go?

– Tak – szepnęła. – Bardzo.

– To mu to powiedz. – Chris zerwała się z krzesła. – Nie mamy samochodu, ale zadzwonię po taksówkę. Tymczasem umyj twarz zimną wodą.

– Chris, ja nie wiem…

Kuzynka pozostała głucha na jej obawy i protesty. Przypilnowała, by Phyllida doprowadziła się do porządku i poleciła kierowcy, żeby jechał na przystań, nie zatrzymując się po drodze.

Kiedy Phyllida płaciła taksówkarzowi, entuzjazm wzbudzony w niej przez Chris gdzieś się ulotnił. Nie tak łatwo przyjdzie wyznać Jake’owi, że go kocha. Nawet nie wiedziała, od czego ma zacząć.

Stała przez chwilę, spoglądając na przystań. Słońce odbijało się w wodzie, jak wtedy, gdy stanęła tu po raz pierwszy. Łodzie kołysała drobna fala, powietrze było ostre i przejrzyste. Tylko ona się zmieniła. Powoli ruszyła w stronę biura.

Jake’a nie było w środku. Nagle zadzwonił telefon. Włączyła się automatyczna sekretarka i w pustym pomieszczeniu rozległ się jego głos. Phyllida zamarła. Nigdy nie uruchamiał sekretarki, chyba że oddalał się na dłużej. Czyżby przyjechała tu na próżno?

Z przyzwyczajenia przespacerowała się po pomoście, mijając znajome jachty: „Valli”, „Persephone”, „Dorę Dee”, „Calypso”… Wszystkie czysto wyszorowane lśniły w słońcu.

I wtedy zobaczyła Jake’a.

Siedział samotnie na „Ali B” z tak posępną miną, że Phyllidzie ścisnęło się serce. Widocznie chciał wypolerować mosiądz wokół kompasu, lecz pogrążony w niewesołych myślach odłożył szmatę, wpatrując się w morze. Nie zauważył zbliżającej się Phyllidy.

– Jake.

Odwrócił się i popatrzył na nią z niedowierzaniem.

– Phyllida – powiedział wstając.

Nastąpiła chwila kłopotliwego milczenia. Po raz pierwszy Phyllida widziała Jake’a zbitego z tropu. Sama również nie wiedziała, co powiedzieć.

– Czy mogę wejść na pokład? – przemogła się wreszcie. Ku jej rozpaczy zabrzmiało to wyjątkowo angielsko.

– Oczywiście – ocknął się Jake i wytarł zabrudzone dłonie. – Nauczyłaś się wchodzić na jacht – dodał, patrząc jak zwinnie przechodzi nad relingiem.

– Tak. – Usiadła w kokpicie naprzeciwko Jake’a. Przez dłuższą chwilę przyglądali się sobie w milczeniu.

– Gdzie Rupert? – przerwał milczenie Jake.

– Odszedł.

– Nie pojechałaś razem z nim? – spytał z napięciem, a Phyllida zwilżyła wargi.

– Prosił mnie o to, ale… postanowiłam zostać.

– Dlaczego? Chciałaś robić karierę w Anglii. Pragnęłaś Ruperta… Idealnie do siebie pasujecie, jest rzutki, inteligentny i gotów w razie czego cię przeprosić – rzekł z goryczą.

– Należycie do siebie.

– Tak myślałam, ale nie. – Spojrzała mu prosto w oczy.

– Moje miejsce jest tutaj.

Jake znieruchomiał. Sens jej słów docierał do niego powoli i w oczach zamigotał nieśmiały uśmiech.

– Chcesz zostać?

Skinęła głową. Wziął ją za rękę i oboje wstali.

– Naprawdę chcesz tu zostać? – powtórzył, jakby nie dowierzając własnym uszom.

– Tak.

– Ze mną?

– Tak, jeśli… mnie zechcesz.

– Czy cię zechcę? – roześmiał się nieoczekiwanie Jake.

– Siedziałem tu, pogrążony w czarnej rozpaczy, bo myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę, a ty pytasz, czy cię zechcę?

– Uśmiechnął się do niej. – Przeklinałem sam siebie za to, że pozwoliłem ci odejść z Rupertem. Zastanawiałem się, czy nie jest za późno, by pojechać do Anglii i błagać, żebyś wróciła, ale bałem się odmowy. Musiałbym cię prosić o zrezygnowanie z kariery i światowego stylu życia.

– Już mi na tym nie zależy – powiedziała z ulgą Phyllida.

– Pragnę tylko ciebie.

Nagle znalazła się w jego ramionach i Jake całował ją a ona jego, jakby się bali, że w przeciwnym razie wszystko pryśnie niczym bańka mydlana. W końcu Jake oderwał się od niej. Ujął jej twarz delikatnie w obie dłonie i popatrzył na nią tak, jak nikt dotąd.

– Kocham cię – powiedział z powagą, choć uśmiechał się nadal. – Czy ty naprawdę mnie kochasz?

– Tak – odparła, łkając ze szczęścia. – Tak, tak, tak!

– Wyjdziesz za mnie i zostaniesz tu na zawsze?

– Tak – odparła, uśmiechając się przez łzy. Przyciągnęła go bliżej i znów się pocałowali.

W jakiś czas później siedzieli przytuleni w kokpicie.

– Byłam taka nieszczęśliwa – wyznała. – Myślałam, że mnie nie cierpisz.

– Próbowałem – rzekł Jake. – Po raz pierwszy, kiedy spotkałem cię taką wyelegantowaną, myślałem, że jesteś drugą Jonelle – kobietą obsesyjnie pochłoniętą swoją karierą. Nie chciałem wiązać się z kimś takim. Przestraszyłem się, kiedy przyszłaś prosić o pracę, ale mimo uprzedzeń, nie mogłem nie dostrzec, że jesteś zupełnie inna. – Pogładził jej włosy bardziej przypominające wzburzone fale niż wymyślną fryzurę. Wciąż były miękkie i lśniące. – Jonelle nie zrezygnowałaby ze swoich planów dla nikogo, a z pewnością nie szorowałaby na kolanach pokładu. Wiem, że kazałem ci ciężko pracować. Chyba chciałem, żebyś zrezygnowała i w ten sposób przekonała mnie, że jesteś taka sama jak Jonelle. Łatwiej byłoby mi zapomnieć, jak lśnią twoje oczy i jak rozjaśnia ci się twarz, gdy się śmiejesz.

Owinął sobie kosmyk włosów dziewczyny wokół palca.

– Ale ty jednak nie zrezygnowałaś, prawda? W niezwykle uroczy sposób upierałaś się nie uznawać własnych porażek. Byłem wobec ciebie grubiański, złośliwy i niesprawiedliwy, a ty po prostu zadzierałaś hardo głowę. Jonelle działała bardziej subtelnie. Potrafiła być urocza, jeśli chciała ukryć swoją nieugiętą wolę. Jesteś o wiele uczciwsza od niej. Powiedziałem kiedyś, że podziwiam twój upór, wkrótce jednak zrozumiałem, że żywię dla ciebie coś więcej niż podziw.

– Byłam przekonana, że się wciąż ośmieszam.

– Przyznaję, że mnie rozbawiłaś. To połączenie uporu i przerażenia. Do tego jeszcze uroda!

Phyllida zadrżała z radości.

– Myślałam, że wolisz długonogie blondynki.

– Już nie – Jake pocałował ją pieszczotliwie za uchem. – W moim typie są obecnie małe, czupurne kasztanowłose, o dziecięcych buziach i słodkich usteczkach…

Przesuwał usta po jej policzku, a Phyllida odwróciła ku niemu uśmiechniętą twarz. Ich wargi złączyły się.

– Po raz pierwszy pocałowałem cię pod wpływem impulsu – mrukną) po chwili. – Nie spodziewałem się, że wywrzesz na mnie takie wrażenie i nie będę mógł o tobie zapomnieć. Z dnia na dzień kochałem cię coraz bardziej, choć walczyłem z tym uczuciem. Jonelle nauczyła mnie ostrożności w tym względzie.

– Ja również nie chciałam się zakochać – powiedziała Phyllida, przysuwając się bliżej do Jake’a. – Po historii z Rupertem postanowiłam być niezależna.

– Tak właśnie sądziłem. Opowiadałaś o karierze, jaka czeka cię po powrocie do domu i to właśnie przekonało mnie, że traktujesz Australię jedynie jako przejściowy etap w swoim życiu. Jednak nie mogłem się powstrzymać. Kiedy cię całowałem, kiedy błądziliśmy po plaży, kiedy siedzieliśmy razem w ciemnościach, wszystko wydawało się takie proste. Prawie złamałem się tego wieczoru w Reevesby, ale zaczęłaś mówić o powrocie do domu i pomyślałem, że nie warto angażować się w coś, czego potem będę żałował. To ostatecznie wyprowadziło mnie z równowagi.

– Dlatego byłeś dla mnie taki niedobry następnego dnia?

– Chyba tak. Wysadziłem cię na brzeg, bo obawiałem się, że nie zdołam utrzymać rąk przy sobie. No a potem, kiedy zobaczyłem, że cię tam nie ma, straciłem resztki opanowania. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, pomyślałbym, że poszedł sobie na spacer, lecz to byłaś ty i pobiegłem sprawdzić, czy nic ci się nie stało.

– Cieszę się, że tak postąpiłeś – wyznała. – Wiem, że próba zejścia na tamtą plażę była głupotą z mojej strony. Potraktowałam to jednak jako rodzaj sprawdzianu, wróżby, czy będziemy razem i… poślizgnęłam się. Byłeś tak wściekły na mnie, że straciłam resztkę nadziei.

– Przyznaję, że powiedziałem wiele niepotrzebnych słów – przepraszającym tonem odparł Jake. – Przestraszyłem się, widząc cię leżącą w dole. Wszystko we mnie zamarło, dopóki nie wyprowadziłem cię bezpiecznie na ścieżkę, a potem coś we mnie wstąpiło. Byłem zły na ciebie, że napędziłaś mi takiego strachu, a jeszcze bardziej na siebie, że do tego dopuściłem.

– Gdybym to wiedziała – westchnęła, kładąc mu głowę na ramieniu. – Tego wieczoru byłam bardzo nieszczęśliwa.

– Czy z tego powodu kokietowałaś wszystkich poza mną?

– Nie chciałam, żebyś się domyślił, jak bardzo cię kocham – wyjaśniła szczerze.

Jake pocałował ją.

– Udało ci się. Byłem tak zazdrosny, że nie potrafiłem jasno myśleć. Wiedziałem tylko, że cię pragnę i kiedy wróciliśmy na jacht, przestałem nad sobą panować.

Uśmiechnęła się na to wspomnienie, a Jake przytulił ją mocniej.

– Było cudownie. Czy nie domyśliłeś się wtedy, że cię kocham?

– Miałem taką nadzieję. Wydawało mi się nawet, że wszystko się ułoży, aż tu nagle zobaczyłem list do Ruperta i pomyślałem sobie, że wyszedłem na durnia. Nie mogłem sobie darować, że zaangażowałem się tak mocno i że zdradziłem się z tym, a ty wciąż kochasz Ruperta.

– Nie miałam o tym pojęcia – zdziwiła się szczerze Phyllida. – Wiem tylko, że ni stąd, ni zowąd zrobiłeś się bardzo niemiły.

– Myślałem, że w ten sposób łatwiej z tym skończę. Zasłużyłem sobie na to, żebyś grzmotnęła mnie bomem.