– Och, zniosłam to, Tony, bo nie miałam innego wyjścia – rzekła. – Wiedziałeś, że Adrian ma przyrodniego brata, który wygląda jak jego bliźniak? Różnią się jedynie kolorem oczu. Nazywa się Alain Morlaix.

– Ale dlaczego Adrian zrobił coś podobnego? – zastanawiał się lord Varden. – Przecież on cię uwielbia. Właściwie, to jest w tobie szczerze zakochany, z czego po cichu podśmiewa się cały dwór.

– I to właśnie dlatego uczynił to, co uczynił – odparła Arabella. – Za dobrze grałam swoją rolę, Tony. Byłam tak chłodna, z nadzieją, iż utrzymam jego zainteresowanie, że czuł się zobowiązany, by dostarczyć mi najwyższej przyjemności, jak to ujął delikatnie. – Roześmiała się gorzko. – Sam nie był w stanie mi jej sprawić, a przynajmniej tak sądził, więc postanowił uczynić to wspólnie z bratem, Alainem.

Wzdrygnęła się, a lord Varden objął ją opiekuńczym gestem.

– Wystarczy ci sił, by ruszyć w drogę, Arabello? -zapytał szczerze zaniepokojony.

– Muszę ruszyć w drogę, bo nie zniosę nawet myśli o tym, że mogłabym spędzić z nimi jeszcze jedną noc. Mieli zamiar brać mnie na przemian całą noc, ale kiedy po godzinie zemdlałam, Adrian ze strachem odesłał brata. Gdy się obudziłam, płakałam gorzko i nie mogłam się uspokoić. Biedak błagał, bym przestała. W końcu zasnęłam dopiero po tym, jak przysiągł, iż już nigdy nie wpuści Alaina do mojej sypialni. Dziś odpocznę. Rano wezwano Adriana do Amboise. Wieczorem będę bardzo zła. Potem szybciej pójdę do łóżka, a rano powiem, że jestem chora i nie mogę jechać na polowanie. Gdy on wróci, już dawno nas nie będzie, bo po polowaniu król wezwie wszystkich na ucztę.

– Jeśli nam się poszczęści – rzekł lord Varden – może będziemy mieli cały dzień, nim diuk zorientuje się, że nas nie ma. Ja pojadę na polowanie, ale po pierwszej nagonce wymknę się i spotkamy się w Villeroyale. Stamtąd ruszymy do Calais.

– Musimy jechać bez przerwy, Tony, zatrzymamy się tylko, by napoić konie i coś zjeść. Nie chcę, by Adrian nas dogonił, a jeśli chodzi o księżną de St. Astier, też nie wiadomo, jak długo utrzyma w tajemnicy to, co usłyszała. Sorcha nie jest godna zaufania. Poza tym nienawidzi mnie szczerze, choć właściwie nie ma powodu. Nie możemy jej powierzyć naszego bezpieczeństwa.

– Obawiam się, że masz rację, Arabello – przytaknął lord Varden. – Uparła się wczoraj wieczorem, bym jej towarzyszył w czasie uczty, i pytała tylko o ciebie. Jest przerażająco zazdrosna i masz rację, sądząc, że szuka pretekstu do zemsty.

– Niedługo po ślubie z Tavisem Stewartem pojechaliśmy na dwór króla Szkocji z pierwszą wizytą -wyjaśniła Arabella. – Sorcha, wtedy lady Morton, próbowała odnowić dawną przyjaźń z moim mężem. Obeszłam się z nią dość ostro. – Uśmiechnęła się niepewnie, a lord Varden odetchnął z ulgą. – Uważaj, by ciebie też nie uwiodła, Tony – zażartowała Arabella.

Zaśmiał się.

– O tym nie ma mowy – rzekł.

– Tylko dlatego, że wyjeżdżamy.

– Owszem – przyznał lord Varden – ale w tej chwili nasza księżna nie ma czasu na amory. Biedny Jean Claude Billancourt miał jeden z tych swoich ataków i uparł się, by żona spała z nim w budzie. Nikt nie śmiał się wtrącić, więc dama, chcąc nie chcąc, musiała robić, co jej kazano. Podobno rano jej odzienie było w znacznie gorszym stanie niż wieczorem, bo kiedy nie służyła już mężowi jako rozpłodowa suka, opędzała się od psów, z których kilka, a słyszałem to z naprawdę dobrego źródła, porządnie ją pokąsało.

W końcu uderzyła męża w głowę, sprawiając, że na chwilę stracił przytomność, i zawołała służbę, by wypuszczono ją z zagrody dla psów, co też uczyniono natychmiast, obawiając się o życie księcia.

– Biedny Jean Claude – szepnęła ze współczuciem. – Jak on się czuje?

– Atak mu już przeszedł, ale został potworny ból głowy – odparł lord Varden.

Arabella nie mogła powstrzymać śmiechu. Usłyszeli pukanie do drzwi i do środka wpadła Lona.

– Książę wrócił – powiedziała – i na pewno idzie w tę stronę.

Lord Varden wstał.

– Wrócę do swojej komnaty – rzekł i pośpiesznie się oddalił.

– Szybko – rzekła Lona do swej pani. Wiedziała o wszystkim, co zdarzyło się tej nocy. – Wskakuj do łóżka, milady! – Zdjęła jej szlafrok i położyła go na krześle, a potem zapytała: – Przyjmiesz go?

– Jeśli tego nie uczynię, ktoś może mu powiedzieć, że widziałam się z lordem Vardenem. Może zapytać, dlaczego rozmawiam z Tonym, a z nim nie.

– Lord Varden nie zrobił tego, co on zeszłej nocy – rzuciła ostro Lona.

– Mimo to lepiej, żebym się teraz z nim zobaczyła, a może zostawi mnie dziś w spokoju.

Pukanie do drzwi sprawiło, że Lona pobiegła szybko je otworzyć. Ukłoniła się, wpuściła do środka księcia i wyszła z komnaty.

– Ma Bellel - rzekł Adrian Morlaix, siadając obok niej na łożu i biorąc jej dłonie w swoje.

Arabella cofnęła z oburzeniem rękę, jakby ją sparzyła.

– Brzydzę się tobą – syknęła. – Jak śmiesz przychodzić tu po tym, co zrobiłeś zeszłej nocy? Nie chcę cię już widzieć!

– Nie bądź na mnie zła, ma Belle - błagał. – Cóż ja takiego uczyniłem? Nie mogłem patrzeć, jak zbliżasz się do wrót rozkoszy i nigdy nie możesz ich przekroczyć. Kocham cię!

– Kłamca! Wcale mnie nie kochasz. Gdybyś mnie kochał, nie traktowałbyś mnie jak ladacznicy, jak zwykłej dziewki z zajazdu, jak kąska, którym można się podzielić z przyjacielem. Odejdź! Nienawidzę cię!

– Nie, ma Belle. To nie jest nienawiść, tylko złość. Rozumiem, czemu jesteś zła, ale to przejdzie – odparł diuk i pochylił się, by pocałować ją w policzek.

– Nigdy ci tego nie wybaczę – rzekła szczerze Arabella.

– Ależ tak, ma petit rosę d’Anglaise. Ależ tak – rzekł pewien swego. – Nasza przygoda miłosna zeszłej nocy oburzyła cię do głębi. Rozumiem to, ale doznałaś rozkoszy, jakiej nigdy wcześniej nie doznałaś. To właśnie la grandę petit morte, ma Bellel Byłaś cudowna, i uwielbiam cię za to!

Patrzyła na niego z kamienną twarzą. Diuk zaśmiał się, przekonany, że to tylko humory, zły nastrój, który zaraz minie. Ujął jej dłoń i pocałował.

– Jeśli ci obiecam, że nigdy już nie sprowadzę do twego łoża innego mężczyzny, wybaczysz mi?

– Zostaw mnie! – rozkazała lodowatym tonem, ignorując jego pytanie.

Wstał z łoża i wyszedł z jej komnaty, przekonany, że w odpowiednim czasie jego angielska kochanka w końcu wybaczy mu zniewagę, choć w gruncie rzeczy zupełnie nie wiedział, o co tak bardzo się gniewa. Nikomu nie stała się krzywda, obaj z Alainem byli bardzo czuli i uprzejmi.

Arabella nie ruszała się ze swojej komnaty i odmówiła prośbie księcia, by zejść na kolację. Kiedy późno wieczorem ją odwiedził, Lona siedziała przy łóżku swojej pani. Wstała i skłoniła się na jego widok.

– Moja pani nie czuła się dobrze, milordzie. Wypiła ziółka nasenne i prosiła, byś wytłumaczył jej nieobecność jutro u króla. Niestety, nie czuje się też na tyle dobrze, by jechać na polowanie.

– Jest naprawdę chora, czy tylko się ze mną droczy? – zapytał Lonę.

– Milordzie! – oburzyła się Lona, gdy zasugerował, że jej pani mogłaby oszukiwać.

– To nie jest odpowiedź – upierał się diuk.

– Zeszłej nocy moja pani była bardzo zmęczona. Cierpiała z powodu nadwyrężonych nerwów, bólu głowy i wycieńczenia nadmiarem płaczu. Ma wrażliwą duszę i wiem, że przydarzyło jej się coś niemiłego, choć pan pewnie nie chce o tym słyszeć.

Diuk czuł się nieswojo pod surowym spojrzeniem Lony.

– Gdy tylko się obudzi, Lono, powiedz, że ją kocham. Zapewnij ją, że wydarzenia zeszłej nocy na pewno się nie powtórzą, jak już jej wcześniej obiecałem. Wytłumaczę jej nieobecność królowi, tak, jak wytłumaczę moją, bo nie zostawię jej samej, kiedy jest chora.

– Moja pani będzie na pewno zadowolona, że błagałeś o wybaczenie za swoje grzechy, książę, ale oszaleje, jeśli się okaże, że nie pojechałeś na polowanie – powiedziała szczerze Lona. – Uwielbia króla Karola i z pewnością nie chciałaby, żeby się martwił niepotrzebnie jej stanem zdrowia. Jeśli ciebie, panie, nie będzie na polowaniu, jej choroba wyda się wszystkim groźniejsza, niż jest w rzeczywistości. Ktoś nieprzyjazny mojej pani, jak księżna, która jej nienawidzi, mógłby rozpuścić plotkę, może nawet o zarazie. Potem wszyscy bylibyśmy zmuszeni spędzać lato gdzie indziej, może nawet w Normandii, a wie pan doskonale, że tam moja pani nie może panu towarzyszyć.

– Sprytna z ciebie dziewucha, Lono – przyznał ze śmiechem diuk, rozumiejąc niezbyt zresztą zawoalo-wane sugestie służącej. – Możesz dać mi słowo, że twoja pani nie jest poważnie chora?

– Tak, milordzie.

– Więc spędzę dzień na polowaniu z królem i jego gośćmi. Powiedz swojej pani, kiedy się obudzi, że przyjadę dopiero późnym wieczorem i spodziewam się, że do tego czasu w pełni wyzdrowieje. Rozumiesz mnie, Lono?

– Tak, milordzie – odparła dziewczyna z porozumiewawczym uśmiechem i skłoniła się nisko.

– Dobranoc zatem – rzekł książę i wrócił do siebie. Lona zamknęła zasuwkę w drzwiach i kiedy już nie słyszała kroków księcia, powiedziała cicho:

– Poszedł sobie, milady.

Arabella odwróciła się i usiadła na łóżku.

– Dobrze się spisałaś, Lono – rzekła. – Sprytnie to wymyśliłaś, kiedy postanowił zostać ze mną. Dziękuję.

– Ja też nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do Anglii, tak jak ty i wszyscy inni, pani.

– Podróż nie będzie łatwa – stwierdziła Arabella. -Nie będziemy się zatrzymywać, z wyjątkiem popasu.

– Z radością zobaczę wreszcie oddalający się brzeg Francji. – To nie jest mój świat, milady. Tęsknię za prostym życiem w domu. Poza tym pora już, byśmy z Fergusem się pobrali. Mam panią spakować?

– Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy, Lono, bo tych strojnych sukien nie będę przecież nosiła w Greyfaire. Spakuj też biżuterię, bo Bóg mi świadkiem, że sobie na nią zasłużyłam! Nie będę jej nosić, ale można by ją złożyć w Yorku na procent, żeby podreperować dochody majątku, zwłaszcza w złych czasach.