– Każde z nas czasem okazuje słabość, Arabello – zauważyła cicho lady Margery. – Każdy, mężczyzna i kobieta. Nie ma w tym zbrodni, bo tacy już jesteśmy.

Meg i Ailis niedługo po powrocie hrabiego i hrabiny urodziły synów. Donald Fleming, który wydawał się Arabelli nieznośny i gburowaty, okazał się doskonałym wujem, zakochanym w dwóch maluchach.

Lona również bardzo się interesowała małymi dziećmi. Gdy tylko mogła, przytulała je i czule do nich przemawiała. Arabella była początkowo zdziwiona jej zachowaniem. Lona pochodziła z licznej rodziny, ale nigdy wcześniej nie przejawiała takiego zainteresowania niemowlakami. Nagle zrozumiała. Jej przyjaciółka z dzieciństwa po prostu się zakochała. Nic nie mówiła, więc hrabina postanowiła milczeć i obserwować uważnie swoją służkę. Czuła się w obowiązku upilnować córkę FitzWaltera. Nie mogła pozwolić, by uwiódł ją byle kto!

Cierpliwość Arabelli została wynagrodzona w dzień św. Marcina, kiedy zauważyła, jak jeden z mężczyzn z klanu, zwany Fergusem, niesie za Loną kosz z jabłkami. Fergus! Ależ oczywiście, pomyślała z uśmiechem Arabella. Zawsze kręcił się w pobliżu, kiedy nie był na służbie.

Gdy pewnego wieczoru słuchali w sali rycerskiej gry na kobzie, Arabella zagadnęła do męża:

– Co sądzisz o Fergusie, tym człowieku, który przywiózł do nas Lonę i jej brata?

– Fergus MacMichael? Do dobry chłopak. Jest żołnierzem, ale pewnego dnia pewnie zostanie kapitanem. Los mu sprzyja.

– Ma żonę?

Tavis próbował sobie przypomnieć.

– Nie – odparł i spojrzał podejrzliwie na żonę. – Skąd ta ciekawość, dziewczyno?

– Zdaje się, że Lona nie spuszcza go z oka i chyba nie jest mu obojętna. Nie chciałabym, żeby ją zhańbił albo złamał jej czułe serce. Lona nie tylko jest moją służąca, ale i przyjaciółką.

– Porozmawiam z nim i pozwolę mu się do niej oficjalnie zalecać.

Następnego ranka Fergusa wezwano do jego lordowskiej mości.

– Chcesz się zalecać do służącej mojej żony? – zapytał Tavis prosto z mostu.

Fergus zaczerwienił się, ale nie odwrócił wzroku.

– Tak, panie.

– Jesteś więc wolny?

– Tak, milordzie.

– Masz na to pozwolenie moje i mojej pani, ale nie wolno ci uwieść Lony ani jej zhańbić!

– Nie, milordzie! Nigdy!

– Więc się rozumiemy.

Opowiedział o wszystkim żonie wieczorem, kiedy leżeli już w łożu.

– Mam nadzieję, że uczyni twoją Lonę szczęśliwą, tak jak ty uczyniłaś mnie, Arabello Stewart – mruknął całując ją w czoło.


Nadeszła zima, a wraz z nią Szkocję ogarnął dziwny spokój. Król wciąż był w żałobie, choć jego żona nie żyła już od sześciu miesięcy. Wysłannicy negocjujący pokój z Anglią poważnie rozważali kandydaturę Elżbiety Woodville na miejsce Margaret z Danii. Nowe wieści zawsze szybko docierały do Dunmor, bo posłaniec z Anglii zawsze zatrzymywał się w zamku na nocleg. Przyrodni brat króla znany był ze swej lojalności i gościnności. Archibald Douglas, którego zamek Hermitage znajdował się nieopodal, konkurował z Tavisem pod względem gościnności, ale ponieważ niezbyt dobrze sobie radził, zmuszony był jeździć do Dunmor, ilekroć chciał się dowiedzieć, co się dzieje w świecie.

– Elżbieta Woodville zniszczy twego brata – powiedział pewnego wieczoru Tavisowi Stewartowi, racząc się jego wyśmienitym winem w sali rycerskiej zamku Dunmor. – Mówią, że jest kobietą namiętną, zupełnie nie w guście Jemmiego, choć Jamiemu na pewno się spodoba.

– Henryk Tudor z pewnością chętnie pozbędzie się teściowej – rzekł ze śmiechem Tavis. – To straszna jędza. Trwają negocjacje i to od nich wszystko zależy, Archie, dobrze o tym wiesz. Chodzi tu o pokój między naszymi krajami, a przecież to nie małżeństwo Jemmiego z tą straszną harpią zapewni nam wieczny pokój.

– Ale może skłonić twego brata do walki z Anglikami – zaśmiał się Angus.

– Król nie ożeni się z tą damą – stwierdził spokojnie Tavis. – Traktat pokojowy jest już gotowy do podpisania, a Henryk Tudor ma ważniejsze kłopoty niż zamążpójście Elżbiety Woodville.

– Młody człowiek z Irlandii – przytaknął Archibald Douglas.

– Mówi się, że koronują go w Dublinie. To niepomyślna wieść dla Tudora.

– Ma teraz dziedzica, księcia Artura.

– Tak, ale niektórzy zatwardziali zwolennicy Yorku wolą małoletniego księcia z Yorku niż króla z Lancaster – odparł hrabia Dunmor.

– Ten chłopiec to uzurpator, a przynajmniej tak twierdzi Henryk Tudor. Ponoć nawet wyciągnął biednego małego Plantageneta z wieży, by go pokazać ludziom. – Hrabia Angus zamyślił się na chwilę. – Jeśli ten chłopiec jest prawdziwym księciem Yorku, może chłopiec z Irlandii jest jednak dziedzicem Yorku.

– Dla Szkocji to nieistotne – rzekł Tavis Stewart. – Niech Anglicy walczą między sobą i zostawią nas w spokoju.

– Albo pozwolą nam odzyskać Berwick – rzucił podstępnie Angus.

– Nigdy nie przestaniesz powtarzać tej śpiewki, Archie?

– Panie!

Hrabia spojrzał na Lonę.

– Tak, dziewczyno, czego chcesz?

– Moja pani kazała mi panu powiedzieć, że dziecko niedługo się urodzi – zawołała podekscytowana Lona.

Tavis Stewart zerwał się na równe nogi.

– A z nią wszystko dobrze? Nie potrzebuje mnie? – Ku rozbawieniu Angusa Tavis nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Archibald nie przypuszczał, że kiedyś zobaczy hrabiego Dunmor w takim stanie z powodu narodzin dziecka.

– Chyba nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby pan usiadł przy niej.

– A moja matka?

– Posłano już po lady Fleming – odparła Lona.

– A po księdza? – krzyknął hrabia.

– Na Boga, chłopie, twoja żona nie umiera, a dziecko nie potrzebuje chrztu, zanim się urodzi – powiedział wesoło Angus. – Idź do swojej kobiety, Tavisie. Nie mam nic przeciwko temu, żeby posiedzieć tu w samotności, póki nie zabraknie mi twojego wyśmienitego wina.

Lona wyszła, a hrabia pobiegł za nią. Kiedy dotarł do komnaty Arabelli, Flora odezwała się rzeczowo:

– Twoja matka, panie, na pewno nie zdąży na czas, bom nigdy jeszcze nie widziała dziecka, co by się tak na ten świat śpieszyło. W jednej chwili nasza pani siedziała sobie i haftowała spokojnie, a w następnej już miała bóle.

– Floro! – usłyszeli stłumiony głos Arabelli.

– Jestem, moja maleńka! A oto i idzie powód twoich zmagań.

Arabellę ułożono w pozycji półleżącej, z nogami wzniesionymi do góry. Jej piękna twarz zaczerwieniła się, a czoło pokryło się kroplami potu, mimo to uśmiechnęła się do męża.

– Och, Tavisie! Dziecko zaraz tu będzie! Nim nadejdzie zmierzch, zostaniemy rodzicami.

– Raczej nim minie godzina – mruknęła pod nosem Flora, kiedy hrabia pochylił się, by ucałować żonę.

– Jest pierwszy dzień wiosny, choć wiatr od północy chłodzi powietrze. Myślę, że to dobry omen, że nasz pierworodny przyjdzie na świat w taki czas.

– Wiosna to młoda dziewczyna – powiedziała Arabella. – Tak mi powiedział król, kiedy byliśmy na dworze.

Nagle spazm bólu wykrzywił jej twarz i jęknęła głośno.

– Dobrze, maleńka – zachęcała swoją panią Flora i spojrzała na Lonę. – Grzejesz koce, dziewczyno?

– Tak, są gotowe.

– Kochana, bardzo cię boli? – zapytał hrabia.

– Rodzenie dziecka nie jest lekkie, panie – odparła Flora nieco zniecierpliwiona.

– Nic mi nie jest, kochany – uspokajała go Arabella i jęknęła jeszcze głośniej niż poprzednim razem.

Hrabia pobladł.

– Dobrze, milady, zaczyna być widać główkę. Popatrz, panie, Lono! Przyj, maleńka. Przyj!

Arabella jęczała i parła z całych sił. Flora podeszła bliżej, by pomóc swojej pani.

– Och, Floro! Czuję, jak wychodzi. Czuję!

– Już jest główka i ramiona. Przyj jeszcze. O, jest cały dzieciak – pisnęła uszczęśliwiona Flora, kiedy noworodek wypadł z Lona matki wprost w jej dłonie. Flora szybko oczyściła dziecko z krwi, zawiązała pępowinę i otuliła maleństwo ciepłym kocem, a maluch wrzeszczał ile sił w małych płucach.

– Podobna do matki – stwierdził hrabia, zauważywszy płeć dziecka, nim Flora owinęła je kocem.

– Nie jesteś rozczarowany? – zapytała cicho Arabella.

– Nie, kochanie moje. Jesteś zdrowa, mała Maggie jest zdrowa, a później będziemy mieli inne dzieci – powiedział, całując ją w czoło.

– Łatwo urodziła, nie to, co jej biedna matka.

– Daj mi córkę – zażądała Arabella. – Wszyscy już obejrzeli ten cud natury przede mną.

– Przywitaj się z matką, Maggie.

Mała była ładna, choć nie miała wiele włosów na maleńkiej główce. Zaróżowiona skóra świadczyła o tym, że dziecko jest zdrowe.

– Och, moje maleństwo – mówiła cichutko Arabella, oglądając uważnie dziewczynkę. – To dziedziczka Greyfaire, panie. Obiecałeś mi to. Margaret się urodziła i teraz musisz jechać do króla i dopilnować, by przywrócono jej majątek – zakończyła poważnym tonem.

– Sam zadbam o posag córki – odparł równie poważnie hrabia. – Poza tym Jemmie w swojej żałobie jest zupełnie bezużyteczny. Nie pomoże nam wiele.

– Przyrzekłeś mi, panie!

– Pani, oddaj mi dziecko – przerwała im Flora. – Lona się nim dziś zajmie. Ty potrzebujesz odpoczynku.

Arabella była naprawdę zmęczona. Zupełnie nieoczekiwanie zachciało jej się spać. Pozwoliła przenieść się do łoża, a Flora umyła ją i przebrała w świeżą koszulę. Leżała cicho w pościeli pachnącej lawendą. Po chwili, ku zaskoczeniu wszystkich, hrabia zdjął obuwie i położył się na łóżku obok żony, obejmując ją ramieniem.

– Zostawcie nas – powiedział do służących, a kiedy wszyscy wyszli, zwrócił się łagodnym tonem do żony. – Dałem ci słowo, Arabello, że postaram się odzyskać Greyfaire dla naszej najstarszej córki. Dotrzymam słowa.

– Kiedy? – powiedziała słabym, ale stanowczym głosem.

Pogłaskał ją po głowie.

– Gdy Maggie skończy miesiąc, pojadę do Jemmiego i poproszę o napisanie petycji do króla Henryka. To wszystko, co mogę zrobić, kochanie. Jeśli Tudor postanowi nie oddać nam Greyfaire, to nic nie poradzę. Musimy uzbroić się w cierpliwość.