Z uśmiechem wrócił do swej opustoszałej, smutnej sypialni. Przynajmniej ktoś gdzieś był szczęśliwy.
21
Aria wolno wysiadła z samochodu, który zatrzymał się przed domkiem myśliwskim dziadka. Zmierzchało, była zmęczona całodziennymi rozmowami z Amerykanami, ale bardzo zależało jej na spotkaniu z dziadkiem. Miała za sobą potworną orkę. Bez końca targowała się o cenę wanadu. Julian nalegał, żeby spokojnie usiadła i pozwoliła mu poprowadzić negocjacje, ale Aria szybko zorientowała się, że wcale nie jest bardziej kompetentny od niej. Nierozważnie zaproponowała, żeby włączyć do spotkania porucznika Montgomery’ego, ale Julian spojrzał na nią morderczym wzrokiem, więc zamilkła.
Po dwóch godzinach Julian wydawał się zadowolony, lecz Arii jeszcze sporo do tego brakowało. Posiała po porucznika Montgomery’ego. Zjawił się w przepoconym podkoszulku i na widok umowy proponowanej przez Amerykanów parsknął śmiechem. W pół godziny później sprzedał połowę wymienionej tam ilości wanadu za podwójną cenę.
– Resztę będziemy negocjować później – powiedział. Ku niedowierzaniu Arii Amerykanie sprawiali wrażenie uszczęśliwionych interesem i bardzo zadowolonych z J.T. Za to bardzo pogardliwie spoglądali na Juliana. Aria niczego z tego nie rozumiała, sądziła bowiem, że Amerykanie powinni woleć Juliana.
Po spotkaniu chciała porozmawiać z J.T., on jednak się wymówił – twierdził, że musi wracać do swoich silników. Poczuła się odrzucona, a co najgorsze opuszczona. Przez resztę dnia skwapliwie wypełniała obowiązki, ale sercem była gdzie indziej. O czwartej po południu poleciła swojej pani sekretarz zatelefonować do króla i zapowiedzieć odwiedziny wnuczki.
Lady Werta omal nie umarła, gdy usłyszała o planowanej wizycie, ale Arii coraz lepiej wychodziło ignorowanie humorów damy dworu.
Pojechała więc na wieś i oto Ned otwierał przed nią drzwi.
– Jest w ogrodzie, wasza wysokość – powiedział z ukłonem. – Przygotowałem dla waszej wysokości kolację i kazałem podać do ogrodu. Jego Królewska Mość zabronił komukolwiek przeszkadzać podczas posiłku.
– Dobrze – powiedziała i wyminęła Neda. Bardzo chciała jak najszybciej zobaczyć dziadka. Stał pod wielkim wiązem i czekał na nią z otwartymi ramionami. Świat widział w nim króla, ale ona zawsze tylko dziadka, który trzymał ją na kolanach i opowiadał bajki. Dla matki i reszty świata musiała być księżniczką, dla dziadka mogła być małą dziewczynką.
Przytulił ją mocno do swego potężnego, masywnego ciała i pierwszy raz od dłuższego czasu poczuła się bezpieczna, chroniona. Łzy cisnęły jej się do oczu. Jeszcze parę miesięcy temu nie zdarzało się, by płakała, teraz miała wrażenie, że płacze prawie bez przerwy.
Dziadek odsunął ją na odległość ramienia i bacznie się jej przyjrzał.
– Usiądź i zjedz coś – powiedział szorstko. – Ned przygotował dla nas tyle, że moglibyśmy nakarmić całą armię Rowana. Dobrze, że przyjechałaś. Najwyższy czas.
Aria uśmiechnęła się wątle, jak człowiek, który coś zawinił. Nagle wydało jej się, że stała się znowu małą dziewczynką, zwłaszcza że zobaczyła talerz ciasteczek czekoladowych, które upiekł dla niej Ned, tak samo jak piekł je całe życie. Ale apetytu nie miała.
– Co cię dręczy? – spytał król.
Aria zawahała się. Jak mogła obarczać dziadka swoimi problemami? Był przecież starym człowiekiem, w dodatku chorym. Usiadła naprzeciwko niego.
Król uniósł brew.
– Tchórzysz przede mną? Czy ktoś znowu do ciebie strzelał? Albo próbował cię utopić? A jak sobie radzi z silnikami samochodowymi ten twój amerykański mąż?
Aria poczuła ściskanie w gardle. Oczy zaszły jej mgłą, więc szybko przełknęła łyk gorącej herbaty. Dziadek się do niej uśmiechnął.
– Dlaczego młodym ludziom się wydaje, że wraz ze starością przychodzi głupota? Jesteśmy dość bystrzy, by wychować dzieci i żyć przez pięćdziesiąt kilka lat, ale kiedy kończymy sześćdziesiątkę, zaczyna się na nas patrzeć, jakbyśmy mieli uwiąd starczy. Ario, wiem wszystko. Wiem, że porwano cię w Ameryce. Potem powiedziano mi o twojej śmierci. Byłby skandal, gdybyś zginęła na amerykańskiej ziemi, więc wysłałem Cissy, żeby zajęła twoje miejsce…
– Myślałam…
– Że Cissy chce być królową? Ona ma na to za wiele rozsądku.
Aria przez chwilę milczała.
– Rozumiem.
Dziadek wyciągnął rękę przez stół i ujął dłoń Arii.
– Wcale nie rozumiesz. Niełatwo cię zastąpić, jeśli o tym myślisz. Przeszedłem piekło myśląc, że nie żyjesz. – Uścisnął jej dłoń. – Nie wyobrażasz sobie, jak się ucieszyłem, gdy amerykański prezydent przekazał mi telegraficznie wiadomość, że jesteś cała i zdrowa. Oczywiście tymczasem byłaś już mężatką. Prezydent przeprosił mnie za to i zaproponował unieważnienie małżeństwa przed twoim powrotem do Lankonii.
Aria gwałtownie podniosła głowę.
– Nie skorzystałeś z tej propozycji.
– O ile było mi wiadomo, pobraliście się z miłości. Przecież ten człowiek uratował cię przed śmiercią. Byłem mu za to bardzo wdzięczny.
Aria niezgrabnie przekładała sobie na talerz cieniutki plasterek wołowiny.
– Więc pozwoliłeś mi zostać z tym człowiekiem i zakochać się w nim. – W jej głosie była gorycz.
Król nadział na widelec indycze udko.
– Może opowiesz mi coś o tym miejscu, w którym mieszkałaś? Potwornie tam gorąco, prawda? I co z tym zdjęciem w gazecie? Czy to naprawdę była matka twojego porucznika? Wydala mi się bardzo przystojną kobietą. Ze swoich źródeł wiem też, że gotowałaś obiady i prałaś. Niesamowite, Ario, to przechodzi moje wyobrażenia.
Aria przesiała dziadkowi szeroki, amerykański uśmiech i zaczęła mówić. Król nie tylko jej słuchał, lecz również bacznie się przyglądał. Zauważył, że wspominając Stany Zjednoczone i poznanych tam przyjaciół Aria wyraźnie się odprężyła. Śmiał się razem z nią, gdy opowiadała, jak się uczyła samodzielnie ubierać, jak myliła pieniądze i dawała taksówkarzom studolarowe napiwki. Natomiast Aria śmiała się z tego, jaka nieznośna była na wyspie. Przypomniała sobie, że chciała zjeść krewetkę na surowo. Potem zaczęta z ożywieniem rozprawiać o wspaniałym uczuciu, które ma się robiąc zakupy i wygłosiła dziesięciominutową tyradę potępiającą prace domowe.
I co drugie słowo powtarzała „Jarl”. Jarl się złościł, Jarl się cieszył, Jarl osłupiał widząc jej przebranie za Carmen Mirandę (tu wstała i przedstawiła skróconą wersję „Chica Chica”), Jarl wpadł we wściekłość, gdy dowiedział się, że ma zostać jej mężem na zawsze. I był z niej dumny, gdy wzięła pod opiekę osierocone dzieci. I był wspaniały, gdy uratował ją przed zamachem w górach.
Pół godziny zajęło jej opowiedzenie wszystkich czynów Jarla w Lankonii.
– Sprzedaje winogrona do Stanów Zjednoczonych, a z gór zwozi je maszynami. Dziś rano rozmawiał ze mną o organizacji szkół, w których uczyłoby się młodych Lankończyków, co robić, żeby nie wyjeżdżać z kraju. Twierdzi, że potrzeba wiele pracy do wprowadzenia Lankonii w dwudziesty wiek. Lankonia ma jego zdaniem wielki potencjał, tylko trzeba wiedzieć, jak z niego skorzystać. I wynegocjował z Amerykanami umowę kupna wanadu. Sprzedał im wyłącznie prawa do prowadzenia robót górniczych w jednym miejscu, bo powiedział, że potem cena może wzrosnąć. Amerykanie nazwali go głupcem, ale nie sądzę, żeby tak myśleli. Zresztą wcale nie wydawało się, że tak myślą. A dzisiaj rano Freddie dostał szału, bo nie było śniegu na krem. Minister skarbu powiedział, że Jarl obciął o piętnaście procent budżet pałacu. Cała Straż Królewska jest zachwycona Jarlem. Ćwiczy razem z nimi i nazywa hańbą to, że kazano im przez stulecia jedynie otwierać drzwi. – Zabrakło jej tchu, więc nagle przerwała, nieco zakłopotana. Upiła duży łyk herbaty.
– A jak się miewa hrabia Julian? – spytał król, spoglądając na nią znad kufla z piwem.
Ku swemu niedowierzaniu Aria ukryta twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.
– Och, dziadku, tak bardzo kocham Jarla. Dlaczego on mnie nie kocha? Jest taki dobry dla Lankonii. Potrzebujemy go. Co mogę zrobić, żeby został?
Król był potężnej budowy, a Aria drobna i lekka, więc bez trudu posadził ją sobie na kolanach tak jak wtedy, gdy była małą dziewczynką.
– Domagasz się od niego, żeby opuścił ojczyznę. Chcesz zatrzymać to, co masz, ale od niego żądasz wielu poświęceń.
– Nasza sytuacja bardzo się różni – pociągnęła nosem Aria. – On jest w Stanach jednym z wielu zwyczajnych Amerykanów, nie królem ani księciem. Jego ojciec ma innych synów, którzy mogą prowadzić rodzinne interesy. Gdybym nie była następczynią tronu, wyjechałabym z nim do Stanów. Wyjechałabym z nim wszędzie. Zrezygnowałabym… zrezygnowałabym nawet z Lankonii.
Król przez chwilę milczał.
– Myślisz o abdykacji, co? – spytał cicho. – Wtedy Lankonia rządziłaby wkrótce Gena. Może udałoby jej się wprowadzić kraj w dwudziesty wiek.
– Gena będzie robić tylko to, co ktoś jej powie – mruknęła Aria z niechęcią. – Gdybym abdykowała, Julian bez wątpienia poprosiłby ją o rękę, a właściwie o tron.
– Ano właśnie – powiedział król. – Opowiedz mi o Julianie. Słyszałem, że ojciec przygotował go na króla.
Aria wyprostowała się na kolanach dziadka, wyciągnęła mu chustkę z kieszeni koszuli i głośno wydmuchała nos.
– Ojciec przygotował go na takiego króla, jakich jest wielu. Julian siedzi całymi dniami w pałacu i robi Bóg wie co, a tymczasem Lankończycy masowo emigrują, bo nie ma dla nich pracy. Złościł się na mnie, że jadłam wieśniaczy posiłek… posiłek przygotowany przez jedną z moich poddanych! Powiedział mi, że bardzo chce się ze mną ożenić, że…
– Że cię pożąda? – podsunął król.
– Tak, to też powiedział, ale kłamał. Zrobiłby wszystko, żeby zdobyć mój tron. Ale w Lankonii chce tylko zostać księciem małżonkiem i cieszyć się pałacowymi luksusami. Potwornie boi się biedy. A bieda wcale nie jest taka straszą, wiem to na pewno.
– Ario, czy sądzisz, że on mógłby cię zabić, gdyby sądził, że nie uda mu się z tobą ożenić? – spytał król bardzo cicho.
"Słoneczko" отзывы
Отзывы читателей о книге "Słoneczko". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Słoneczko" друзьям в соцсетях.