– W ten sposób więcej ludzi będzie mogło się zająć suszeniem winogron – powiedział.

– Suszone winogrona? – zdziwiła się.

Właśnie gdy opowiadał jej o rodzynkach, popatrzyła na niego i uświadomiła sobie, że go kocha. Tego pragnęła najbardziej na świecie: siedzieć wieczorem przy nim i rozmawiać o planach na przyszłość. Żałowała, że nie ma na sobie ładnej nocnej koszuli i że nie są w ich domku na Key West.

J.T. o coś ją spytał.

– Co takiego? – powiedziała nieprzytomnie.

– Twój hrabcio wspomniał o radiotelegrafii. Czy w pałacu jest stacja, z której mógłbym się połączyć ze Stanami Zjednoczonymi?

– Chyba tak. Z kim chcesz porozmawiać?

J.T. energicznie odepchnął krzesło i wstał. Ponieważ Aria nadal siedziała, pociągnął ją za rękę.

– Chodź, znajdziemy ten nadajnik. Pogadam z ojcem i sprawdzę, czy może mi tu przysłać Franka. – Zanim zdążyła zapytać, sam dodał wyjaśnienie. – Frank jest moim siedemnastoletnim kuzynem z rodziny Taggertów. Wie o samochodach tyle, że trudno więcej. – Trzymając Arię za rękę, przeprowadził ją przez bibliotekę i razem wyszli na korytarz. – Ostatnio, jak słyszałem, Frank był wściekły na ojca, który nie pozwolił mu wstąpić do wojska. On w dobrym humorze jest trudny w pożyciu, ale w złym humorze jest z nim wyjątkowo ciężko.

– I ty chcesz go tu zaprosić?

– Potrzebujemy go. Gdyby chodziło o statki, mógłbym pomóc sam. Ale na samochodach nie znam się zbyt dobrze. – Przystanął i spytał jednego ze strażników, gdzie jest stacja telegraficzna. Strażnik oczywiście wiedział. W myśl jego wskazówek Aria zaprowadziła J.T. do najbardziej wysuniętego na północny wschód pomieszczenia w piwnicach, których sklepienie podtrzymywały wspaniałe łuki.

20

Aria powoli odpędzała od siebie sen, przecierając oczy i ziewając. Wieczorem długo była z J.T. i człowiekiem, który, jak się okazało, miał tytuł królewskiego herolda. Jego przodkowie rozgłaszali nowiny, wykrzykując je na ulicach miast, teraz herold miał do dyspozycji radiotelegraf. Aria pierwszy raz w życiu usłyszała o jego istnieniu.

Połączenie ze stanem Maine zajęto im dwie godziny, potem musieli poczekać, aż ktoś pojedzie po ojca J.T. Również Aria przez chwilę porozmawiała z panem Montgomerym, prosząc, by przekazał pozdrowienia żonie.

Później, gdy było już po wszystkim, J.T. mruknął coś o rodzicach, którzy paskudzą człowiekowi życie.

Pan Montgomery obiecał przysłać Franka, jak tylko będzie to możliwe.

Dopiero o północy J.T. odprowadził Arię do jej apartamentów. Zerknął na strażników po obu stronach drzwi i bez słowa zostawił ją na korytarzu.

Teraz Aria przeciągnęła się i zaczęła się zastanawiać, co znowu wymyślił J.T. Wiedziała, że o dziesiątej powinna być prawie sto kilometrów od Escalonu, w winnicy, gdzie miała wziąć udział w błogosławieństwie zbiorów. Ciekawiło ją, jak J.T. urozmaici jej ten dzień.

Garderobiane zebrały jej włosy z tyłu w niezwykle schludny, ścisły koczek. Zatrzasnęły metalowe spinki gorsetu i odziały ją w ponurą czarną suknię z wielką diamentową broszą na lewym ramieniu. Przez chwilę Aria zastanawiała się, czy nie wymienić broszy na pstrą, emaliowaną papugę z Key West, stanowiącą owoc wspólnych zakupów z Doiły, ale nie starczyło jej odwagi, by urzeczywistnić ten pomysł.

J.T. nie czekał na nią przed apartamentami, nie było go też w sali jadalnej. Zaczęła się już przyzwyczajać do zadawania pytań strażnikom, gdy coś ją interesuje. Dzięki temu dowiedziała się, że J.T. opuścił pałac przed szóstą rano i nie zostawił wiadomości, kiedy wróci.

Czekała do ostatniej chwili, ale musiała zdążyć na Święto Błogosławieństwa. Próbowała nie okazać rozczarowania, gdy ujrzała hrabiego Juliana, stojącego przy drzwiach jej samochodu. Spoglądał na nią surowo.

– Już myślałem, że znowu zamierzasz wymówić się od swoich obowiązków – powiedział z wyrzutem.

Nie odpowiedziała mu, bo miała poważne wyrzuty sumienia z powodu poprzedniego dnia. Spędziła go bardzo przyjemnie. Ale rozrywka nie jest dla księżniczek. Księżniczki mają wypełniać swoje obowiązki, a nie bawić się z dziećmi wieśniaczek i plotkować o amerykańskich gwiazdach filmowych.

– Ario, ludzie zaczynają szemrać – spróbował znowu Julian, gdy znaleźli się w długiej, czarnej limuzynie. Obok kierowcy, za szklaną przegrodą siedział żołnierz Straży Królewskiej. Za nimi jechał drugi samochód, również wypełniony żołnierzami. – Król jest za bardzo chory, żeby trzymać cię żelazną ręką, więc ten obowiązek spada na mnie. Zachowujesz się jak… jak ulicznica z tym ordynarnym, nie wychowanym Amerykaninem. Spędziłaś z nim wczoraj cały dzień i dziś nikt o niczym innym nie mówi. Jeśli nie dbasz o swoją rodzinę, to pomyśl, co mówi służba. Nie chcą kogoś, kto jest taki sam jak oni. Chcą prawdziwej księżniczki. Słyszałem, że ośmieliłaś się nawet pojawić wśród ćwiczących żołnierzy. Czy ty nie masz szacunku dla prywatności tych ludzi?

Aria siedziała w samochodzie z dłońmi splecionymi na kolanach. Z każdym słowem Juliana czuła się gorzej. Nagle ku jej kompletnemu zaskoczeniu żołnierz z przedniego siedzenia dyskretnie się odwrócił i mrugnął do niej. Omal nie zachichotała. Najbardziej zaskoczyło ją jednak, że ten człowiek wyraźnie słyszy każde słowo Juliana, chociaż zawsze sądziła, że przegroda jest dźwiękoszczelna.

Julian dalej wylewał z siebie żale, Aria go słuchała, ale już się nim nie przejmowała. Może i rodzina się jej wstydziła, lecz nie wyglądało na to, żeby poddani podzielali to uczucie.

Spotkanie z ludźmi tego dnia było zupełnie inne niż poprzedniego. Wszyscy byli ubrani odświętnie i starali się zachowywać jak najbardziej elegancko. Uśmiechano się do niej, ale nikt się nie śmiał, tylko po prostu zadawano jej pytania. Bardzo to było nudne.

Ludzie zdawali się zadowoleni z widoku hrabiego Juliana i nieustannie pytali o datę ślubu. Przecież już jestem mężatką, miała ochotę odpowiedzieć Aria.

O pierwszej po południu ruszyli z powrotem do samochodu. Nagle Aria wyczula zapach jedzenia. W szpalerze ludzi była niewielka przerwa, przez którą zobaczyła, jak w pewnym oddaleniu, pod ścianą domku kobieta nakłada coś wielką łychą do kawałka chleba, który podawała małemu chłopcu. Aria wiedziała, co to za smakołyk, jadła go kiedyś jako dziecko. Brało się gruby kawał lankońskiego chleba prosto z pieca, z grubą, ciągnącą się skórką, rozcinało się w środku i nakładało tam dużą łyżkę potrawki z kurczaka w sosie winogronowym. A wierzch smarowało się kozim serem.

Aria machinalnie odwróciła się od drzwi samochodu, które Julian trzymał dla niej otwarte, bąknęła „przepraszam” i przedostała się przez szpaler do tamtego domu.

– Czy mogę spróbować? – spytała zdumioną kobietę. Staruszka znieruchomiała.

– Babciu! – zawołał chłopiec, przywołując kobietę do rzeczywistości. Nałożyła łychę potrawki do chleba, rozsmarowała ser i podała pajdę Arii.

– Bardzo dziękuję – powiedziała Aria, odgryzając kęs. Nagle zdała sobie sprawę z milczenia tłumu za jej plecami. Odwróciła się; miała na wargach nieco sosu. – Pyszne – powiedziała.

Z tłumu rozległy się wiwaty. Żołnierz ze straży podał jej chusteczkę, spostrzegła, że w pobliżu znajduje się jeszcze czterech jego kolegów. Ubezpieczali jej przejście przez tłum.

– Księżniczko – usłyszała i zobaczyła małego chłopca wyciągającego do niej kubek z kamionki. – Proszę, serwatka.

Aria z uśmiechem wzięła kubek.

– Dziękuję – powiedziała.

– Pani w ogóle nie jest jak prawdziwa księżniczka – powiedział mały, szczerząc do niej zęby.

– Jeszcze raz dziękuję – powiedziała i tłum wybuchnął śmiechem. Strażnicy zrobili dla niej przejście, którym wróciła do samochodu.

Julian pienił się ze złości. Przez całą drogę do pałacu raczył ją wykładem, a ona tymczasem spokojnie kończyła pajdę chleba, popijając serwatką. Julian chciał wyrzucić kubek na drogę, ale mu nie pozwoliła.

Po przyjeździe do pałacu żołnierz, który jechał obok kierowcy, otworzył przed nią drzwi.

Podała mu kubek.

– Chciałabym podziękować tej kobiecie za posiłek. Czy mógłby się pan dowiedzieć, czego jej potrzeba?

– Widziałem pusty kurnik – powiedział cicho żołnierz.

– Zapełnijcie go – powiedziała Aria, zanim Julian zdążył spojrzeć na nią z wymówką w oczach. – Czy wie pan, gdzie jest porucznik Montgomery? – spytała szeptem.

– W koszarach straży, wasza wysokość.

Aria odwróciła głowę tak, żeby Julian jej nie usłyszał.

– Czy może pan dopilnować, żeby za dwadzieścia minut przygotowano mi konia?

Żołnierz tylko skinął głową, bo obeszli już samochód i Julian mógł ich usłyszeć.


Ucieczka przed Julianem sprawiła Arii nieco kłopotów. Biegnąc przez dziedziniec w stronę stajni, zauważyła podejrzliwe spojrzenia na twarzach kilkorga członków swojej rodziny. Koń stał osiodłany, a czterech żołnierzy Straży Królewskiej czekało, by jej towarzyszyć.

W niewiele minut później dotarła na plac ćwiczeń straży i powściągnęła konia. Zaczęta się przyglądać ćwiczącym. J.T. był wśród nich, nosił jedynie opaskę na biodrach i trenował ze strażnikiem walkę na kije. Wzrostem dorównywał przeciwnikowi, miał jednak bledszą karnację skóry i nie tak mocną budowę ciała. Z kijem radził sobie nie najlepiej, toteż odnosiło się wrażenie, że strażnik tylko się z nim bawi.

– Nauczy się – powiedział żołnierz towarzyszący Arii. – Jeszcze rok i będzie najlepszy w Lankonii.

Aria uśmiechnęła się na te słowa, ale zaraz przypomniała sobie, że za rok J.T. będzie prawdopodobnie w Stanach Zjednoczonych, a ona będzie żoną Juliana.

W tej chwili J.T. spojrzał na nią. Skinęła mu dłonią i w chwilę później J.T. leżał jak długi na ziemi.

– Myśl o tym, co robisz – ryknął ćwiczący z nim strażnik.

Aria podbiegła do J.T.

– Jesteś ranny? – spytała, klękając przy nim. Spojrzała ze złością na strażnika. – Stracisz głowę, jeśli go skrzywdziłeś.