– Ale Lankonią jest bardzo biedna. Czemu ktoś miałby chcieć zdobyć nad nią władzę?
– Nie jest wcale taka biedna, jak ci się zdaje. Cicho, ktoś idzie! – Pochylił się do jej ucha. – Schowam się, ale będę w pobliżu. I zepnij włosy – burknął jeszcze, po czym znikł w mroku.
Aria próbowała coś zrobić z włosami, ale nie miała szpilek. Zresztą i tak ręce za bardzo jej drżały, żeby cokolwiek z tego wyszło. Do tej rozmowy z Jarlem starała się przypisywać zamachy na swoje życie najróżniejszym przyczynom, nie widziała bowiem żadnej korzyści, jaką ktokolwiek mógłby odnieść z jej śmierci. Teraz zdała sobie sprawę, że Jarl miał rację. Tylko co chciał powiedzieć przez to, że Lankonia nie jest taka biedna?
– Ario, moja kochana – powiedział Julian, biorąc ją w objęcia. – Wreszcie jesteśmy sami. Nie sądziłem, że to się stanie. – Zaczął całować ją po twarzy. – Masz rozpuszczone włosy. To bardzo intymne.
Aria przez cały czas pamiętała, że Jarl jest gdzieś blisko i podsłuchuje. Odsunęła Juliana, który mimo to wciąż ściskał jej dłonie.
– Dobrze, że w końcu mogę spotkać się z tobą bez świadków. Chodź, usiądziemy i porozmawiamy.
– Rozmawiać w świetle księżyca? Och, moja miła, nie. Kochajmy się.
– Julianie – powiedziała stanowczo. Pociągnęła go na fikuśną marmurową ławeczkę. – Uważam, że powinniśmy porozmawiać. Nigdy nie rozważaliśmy naszej wspólnej przyszłości.
Ucałował jej dłonie, najpierw wierzch, potem wewnętrzną stronę.
– Myślałem, że żenię się z Lankonia, ale widzę, że nie. Żenię się z kobietą.
– Co zamierzasz po naszym ślubie? Mam na myśli Lankonię. Czy chcesz zająć się działalnością dobroczynną? Jakie sporty uprawiasz? Naprawdę wiem o tobie bardzo mało.
– To wspaniale, że się tym interesujesz – powiedział i pochylił się, by pocałować ją w usta, ale Aria się cofnęła. Westchnął. – Nigdy nie interesowałem się sportem. Z wyjątkiem jeździectwa, oczywiście. Przygotowano mnie do zarządzania nieruchomościami. Mój ojciec miał chyba nadzieję, że zdoła odzyskać część majątku, który przepuścił dziadek. Ale mu się nie udało. Stracił wszystko. – W jego głosie pojawiła się gorycz. – Zostały mi tylko drzewo genealogiczne i wiedza. Przyjechałem do Lankonii, bo usłyszałem o następczyni tronu do wzięcia, ale… – Głos mu złagodniał. – Nie wiedziałem, że jesteś taka piękna. Ario. Nasze małżeństwo będzie bardzo szczęśliwe.
– Może – powiedziała. – Ale co zamierzasz robić po ślubie?
– Być królem, oczywiście – powiedział jak do kompletnej idiotki.
– Rozumiem.
Nadal całował ją po rękach.
– Tak, kochana, będziesz piękną damą. Będę kupował ci paryskie suknie, kiedy tylko skończy się ta głupia wojna. Będziemy podejmować arystokrację z całego świata. Urodzisz mi wspaniałe dzieci, a ja nauczę naszego syna, jak być królem.
– Czym Lankonia zapłaci za te suknie i przyjęcia? Obłożymy podatkami parobków? – W głosie Arii zabrzmiało rozdrażnienie. – Zabierzemy im trzecią część zbiorów i zostawimy z głodującymi dzieciakami?
Puścił jej dłonie i usiadł sztywno wyprostowany.
– Kwestie płacenia zostaw mnie. Poradzę sobie ze wszystkim. Ty będziesz musiała tylko układać jadłospisy.
Aria zaczęła dygotać ze złości i strachu jednocześnie. Oto powód, dla którego ten człowiek mógł pragnąć jej śmierci. A jeśli człowiek, który powinien ją kochać, mógł pragnąć jej śmierci, to co dopiero mówić o ludziach, których nie zna. Ukryła twarz w dłoniach.
– Och, Julianie, nie wiesz nawet, jak cudownie to brzmi. Nie musieć budzić się każdego rana i martwić, że trzeba znów podejmować decyzje! Tak bardzo chciałabym dwa razy w roku polecieć do Paryża i obejrzeć nowe kolekcje. I bardzo chciałabym mieć dzieci. Spędzałabym z nimi mnóstwo czasu, gdybym… gdybym nie musiała się przejmować problemami wagi państwowej.
Ukryty w mroku J.T. omal nie wybuchnął śmiechem. Była to idealna Doiły, tyle że bez południowego akcentu. Ileż razy Doiły udawała kompletnie bezradną, a kończyło się na tym, że wszystko brała w swoje ręce. J.T. omal nie wyskoczył z kryjówki, by ostrzec Juliana.
Julian oderwał dłonie Arii od twarzy.
– Kochana, już wiem, jak sobie wszystko wyobrażasz. Dzięki tobie stanę się najszczęśliwszym z ludzi. Od jutra wezmę się do pracy. Muszę przyjrzeć się lankońskim dochodom z podatków i będziemy mogli przystąpić do planowania ślubnej ceremonii.
– Ale król… – zaczęła Aria.
– Phi. To stary człowiek. W ogóle nie wie, co się dzieje. Muszę przygotować się na czasy, gdy ja będę królem. Chodź, wracamy do pałacu.
– Nie pocałujesz mnie już?
– Oczywiście, kochana. – Pośpiesznie musnął jej wargi. – Takie ostre powietrze ci nie służy. Musimy wracać.
– Nie – sprzeciwiła się. – Jeszcze tu zostanę. Kobieta potrzebuje niekiedy trochę samotności, żeby porozmyślać o małżeństwie – wyjaśniła zalotnie.
– Nie podoba mi się to, ale zgoda. – Raz jeszcze ucałował jej dłonie i szybko oddalił się ścieżką.
Aria usiadła na ławce. Po chwili usłyszała za plecami szmer w krzakach. Przełknęła łzy. Czy to niemożliwe, żeby ktoś kochał ją dla niej samej, a nie dla jej królestwa?
Wstała, trzymając po bokach dłonie zaciśnięte w pięści.
– Jesteś zadowolony? – rzuciła się na J.T., który wyłonił się z mroku. – Cieszysz się, że miałeś rację? Julian chce Lankonii, a nie mnie. Zamierza zostać królem, a mnie zamknąć w dziecinnym pokoju. Amerykańska żona ma więcej władzy niż ja w jego planach. Czemu się nie śmiejesz?
Objął ją i przytrzymał dłonie, które zaczęły bić go po klatce piersiowej.
– Przykro mi, dziecino – powiedział, głaszcząc ją po głowie.
Aria mimo wstydu nie mogła powstrzymać łez.
– Przecież wiedziałam, że on chce mnie tylko dlatego, że jestem królową, a jednak jakoś o tym zapomniałam. Myślałam, że może mnie kocha. Jestem głupia! Czy to naprawdę niemożliwe, żeby ktoś chciał mnie? Tylko mnie, bez Lankonii.
J.T. podsunął jej dłoń pod brodę.
– Dziecino, gdybyś nie miała na szyi łańcucha z tym nieszczęsnym krajem, który ciągnie cię w dół jak „Titanic”, to porwałbym cię w jednej chwili.
– Naprawdę? Podobam ci się jako kobieta?
– Chciałbym, żebyś mieszkała ze mną, prała swoje czerwone bluzki razem z moimi białymi koszulkami, zarzekała się, że nie będziesz prasować i doprowadzała mnie do obłędu tańcem w kusych spódniczkach. – Przesunął dłońmi po jej twarzy. – Słoneczko, chciałbym, żebyś myła mi plecy. Chciałbym budzić się z tobą w objęciach.
Zaczął całować ją, zawierając w tym całą wielką tęsknotę, jaka się w nim zebrała.
– Zostań dzisiaj ze mną. Nie pozwól mi zbudzić się samotnie.
– Dobrze – szepnęła. Straciła poczucie rzeczywistości. Znowu była panią Montgomery, mogła się bez przeszkód śmiać, ubierać w dziwne stroje i nie martwić tym, że nie dotrzymuje słowa. Mogła jeść rękami, wybierać przyjaciół wedle gustu i nie bać się, że ktoś opisze najintymniejsze szczegóły z jej życia.
Przylgnęła do niego, wspominając te kilka cudownych, niezapomnianych tygodni, napawając się ich urodą. Potem odezwał się ptak słodkim, przeciągłym trelem, który rozjaśnił noc. Był to bardzo rzadki ptak, który mieszkał wyłącznie w tutejszych górach i dlatego w Lankonii otaczano go wielkim szacunkiem i traktowano jak narodowy symbol. Ptasi śpiew przypomniał Arii, gdzie się znajduje. Gwałtownie odepchnęła J.T.
– Nie, nie, nie – zawołała piskliwie. – Nie kuś, diable. Nie jestem amerykańską żoną, jestem księżniczką, następczynią tronu, moje życie należy do mojego kraju. Naprawdę przykuto mnie łańcuchem do Lankonii, królestwo i ja jesteśmy nierozdzielni. Nie dotykaj mnie więcej, nie namawiaj do wyjazdu z ojczyzny. Gdybym tak bardzo nie kochała Lankonii, nigdy bym cię nie poznała. Och, jak żałuję, że to się stało. Przedtem byłam zadowolona. Nawet nie wiedziałam, że można mieć inne życie niż moje. Unieszczęśliwiłeś mnie. Czemu w ogóle cię poznałam!? Nienawidzę cię! – Wciąż płacząc, puściła się biegiem w stronę pałacu.
J.T. ruszył w przyzwoitej odległości za nią. Musiał mieć pewność, że Aria jest bezpieczna. W jego wnętrzu uczucie żalu mieszało się z radosnym ożywieniem. Tęskniła do niego. Pod maską księżniczki kryła się kobieta!
Ale powiedziała świętą prawdę. Czy rzeczywiście miał w sobie tyle egoizmu, żeby wymusić na niej deklarację, że chce jego, a nie tego arystokratycznego bubka? Wypełniał tutaj swoje zadanie, a doprowadzanie jej wysokości do płaczu na pewno nie było jego częścią.
Miłość nie miała znaczenia, pożądanie też nie. Zawsze było wiadomo, że razem mogą spędzić tylko krótką chwilę i ona cały czas o tym pamiętała. Tylko on jakby zapomniał. Przysiągł sobie jednak, że od tej pory będzie trzymał ręce z dala od Arii. Nawet zamierzał jej pomóc w znalezieniu męża. Kogoś, kto by się nie wtrącał. Kogoś bez przesadnych ambicji. Kogoś, kto lubiłby ją tak samo jak on. Jakiegoś impotenta, który nie tknąłby tego, co należało do J.T. Montgomery’ego.
Szedł za Arią, póki nie minęła strażnika przed wejściem do swoich apartamentów. Potem westchnął i nie kończącymi się korytarzami dotarł do swojej komnaty.
19
Następnego rana J.T. czekał na Arię przed jej apartamentami i ruszył obok niej na śniadanie.
– Nie możesz tak – syknęła.
Nie poświęcił temu protestowi więcej uwagi niż zwykle.
– Chcę przyjrzeć się pałacowym księgom.
– Mamy wspaniałą bibliotekę – powiedziała z uśmiechem. – Zachowało się kilka rękopisów z czasów Kowana, a nawet jego mapa.
– Myślę o księgach rachunkowych. Chcę się dowiedzieć, ile kosztuje utrzymanie tego miejsca. Rozumiesz?
– Chodzi ci o coś takiego jak budżet domowy, który co tydzień mi przydzielałeś?
– Jak budżet, który co tydzień przekraczałaś.
J.T. usunął się i przepuścił Arię do sali jadalnej. Ucieszyła się, że przynajmniej tym nie wprawił jej w zakłopotanie przed krewnymi, którzy już siedzieli przy stole i jedli. Wzięła talerz z końca długiego kredensu i zaczęła nakładać sobie po trochu z licznych srebrnych tac, podgrzewanych od spodu świeczkami.
"Słoneczko" отзывы
Отзывы читателей о книге "Słoneczko". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Słoneczko" друзьям в соцсетях.