Marszałek dworu pojechał z Arią do pałacu w ścisłej tajemnicy. Zasłonięte jej twarz woalką i okutano ją w obszerną czarną szatę, żeby nikt jej nie poznał. Usiadła na tylnym siedzeniu czarnej limuzyny i nie odzywała się ani słowem. Im bliżej mieli do pałacu, tym bardziej czuła przyciąganie tego miejsca. Zupełnie jakby przodkowie wzywali ją do domu.
Pałac, dla niektórych będący czymś zupełnie obcym, dla niej był właśnie domem. Zapiekły ją łzy w oczach, gdy zobaczyła, jaki jest piękny, jak wspaniale słońce rozświetla żółtą fasadę i jak za nim rysują się sylwetki gór. Była zadowolona, że ma twarz zakrytą woalką i że nauczono ją nie okazywać uczuć.
Marszałek dworu, który nie zniżył się do rozmowy z nią przez całą podróż, wreszcie się odezwał. Jak zawsze w jego głosie brzmiała pogarda; wyraźnie nie wierzył, że Kathy Montgomery może mieć choć krztę inteligencji.
– Musi pani nieustannie pamiętać, że jest pani następczynią tronu. Niech pani się pilnuje i panuje nad sobą w najdrobniejszych szczegółach. Nie wolno się odprężyć ani na sekundę, nawet gdy wydaje się pani, że nikogo dookoła nie ma. Bo księżniczka nigdy nie jest sama. Księżniczka jest chroniona, strzeżona i otoczona troską.
Nawet się nie odwrócił, żeby na nią spojrzeć.
– Nie wolno pani ulegać temu żałosnemu amerykańskiemu obyczajowi robienia ze wszystkiego rozrywki.
Aria chciała się odezwać, ale w porę zamknęła usta. Odrobina humoru mogła trochę urozmaicić jej życie. Wyobraziła sobie turniej tańca w stylu amerykańskim, urządzony w Wielkiej Sali. Może uda jej się zaprowadzić kilka błahych amerykańskich obyczajów wśród krewniaków mieszkających w pałacu.
Jej i Julianowi, natychmiast poprawiła się w myślach. Ciekawiło ją, czy hrabiemu spodobałoby się przyrządzanie hamburgerów nad rzeką. Mogłaby polecić wykonanie rusztów, a panie, zamiast ubierać się do kolacji w długie suknie, włożyłyby dżinsy. Uśmiechnęła się na myśl o namawianiu ciotecznej babki Sophie do włożenia dżinsów.
– Pani mnie nie słucha! – burknął marszałek dworu.
I znowu Aria w ostatniej chwili ugryzła się w język. Gdy była księżniczką, marszałek dworu stanowił wcielenie ojcowskiej troski wobec niej i wszystkich członków rodziny królewskiej. Oczywiście dochodziły do niej plotki, że ludzie go nie lubią, ale nie przejmowała się tymi skargami. To był przecież taki sympatyczny starszy pan. Aria nie rozumiała, czemu ktoś miałby go nie lubić. Ten człowiek zrezygnował nawet z mieszkania w domu, który przyznano mu z racji jego urzędu. Ujrzawszy teraz jego wiejski dom, Aria zrozumiała, że miał swoje powody dla tego wielkodusznego gestu. Przysięgła sobie, że dokładnie zbada wszystkie skargi na marszałka.
Urzędnik nie przestawał pouczać jej, jak ma się zachowywać, jakie ma obowiązki, jaka spoczywa na niej odpowiedzialność. Tłumaczył jej, jak być maszyną, automatem, który tylko podpisuje papiery i składa oficjalne wizyty w różnych miejscach.
– Czy ta wasza księżniczka ani trochę nie luzuje? – spytała głośno, rozkoszując się odrazą, która odmalowała się na jego twarzy, gdy usłyszał taki język. – No, wiesz pan, ona przecież ma faceta. Kiedy oni się schodzą, żeby trochę pochichotać? Wiesz pan coś o tym?
– Hrabia Julian nie… – omal się nie udławi tym słowem -…nie chichocze. Jest znakomitą partią dla jej wysokości. Nigdy nie będzie pani z nim sam na sam. W ogóle nie wolno wam być sam na sam, więc pani zachowanie musi być bez zarzutu.
Aria nadal wyglądała przez okno. Trochę współczuła księżniczce Arii, która nigdy nie miała okazji się zabawić. Ale teraz była nową księżniczką Arią. Amerykańskie doświadczenia ją zmieniły, miała więc zamiar wprowadzić zmiany także w pałacu.
Lady Werta pokazała jej plan wszystkich pięter pałacu, ale marszałek dworu miał oprowadzić ją po jak największej liczbie pomieszczeń, zanim odprowadzi ją do prywatnych apartamentów księżniczki. Uważał jednak, że mimo woalki pozna ją wiele osób ze służby. Tymczasem rozpowszechniono informację, że po wizycie w Stanach Zjednoczonych księżniczka przeszła bardzo ciężki atak grypy i do czasu wyzdrowienia znajdowała się w prywatnej klinice w Austrii. Nikt nie wiedział, kiedy Aria ma wrócić, krążyły natomiast plotki o jej śmierci.
Marszałek dworu zaczął oprowadzać ją po pałacu, lecz Aria przystanęła. Nie chciała się zgodzić, by marszałek szedł przed nią. Spojrzał na nią z nienawiścią i puścił ją przodem.
Wielką sień zaprojektowano tak, by robiła wrażenie. Ściany i sufit były podzielone na gipsowe kasetony. Na górze wypełniono je malowidłami przedstawiającymi czyny Kowana Wielkiego. Na ścianie wisiały rzeźbione dębowe herby wszystkich monarchów i monarchiń. Barwy Arii witały na ścianie wschodniej, poniżej zaś było miejsce na barwy jej męża. Przez chwilę zastanawiała się, co umieściłby w tym miejscu porucznik Montgomery. Może afisz werbunkowy armii amerykańskiej?
Marszałek dworu odchrząknął za jej plecami, więc przędą z sieni do Sali Triumfalnej. Również ta sala miała Przede wszystkim robić wrażenie. Na jednej ze ścian wisiał kwadratowy, sześciometrowy portret Kowana na koniu poddającym przednie kopyta. Ponieważ nie pozostała żadna Podobizna Kowana z jego czasów, artysta zdał się całkowicie na swą wyobraźnię. Dziadek Arii powiedział kiedyś, że Rowan musiał być znacznie bardziej znużony i brudny, i mieć nieco mniej złocisty warkocz.
Aria uśmiechnęła się na to wspomnienie. Zaraz jednak przypomniała sobie porucznika Montgomery’ego, który nazwał obecnych mieszkańców Lankonii tchórzami.
Pociągnęła nosem i ruszyła ku wielkim schodom, po których można by było wjechać sześciokonnym powozem: dowiódł kiedyś tego Hager Znienawidzony. Naturalnie życie woźnicy zależało od tego, czy uda mu się wygrać zakład dla swego pana. Udało mu się, ale najgłębszych szczerb w marmurze nigdy już nie zdołano wypolerować.
Marszałek dworu szeptał jej zza pleców instrukcje, ale nie zwracała na to uwagi. W stałych odstępach na schodach, a także przed wejściami do komnat, stali żołnierze Straży Królewskiej. Warta trwała osiem godzin z jedną tylko przerwą. Aria nigdy dotąd nie myślała o tych ludziach, teraz jednak wiedziała nieco więcej o czekaniu niż kiedyś. Postanowiła więc, że po rozwiązaniu problemów z jej tożsamością, zrobi coś z tymi żołnierzami.
W drodze do apartamentów następczyni tronu marszałek dworu szeptał do Arii coraz bardziej gorączkowo, ona jednak nadal go ignorowała. W korytarzu majestatycznie spoglądali na nią ze ścian sportretowani przodkowie, zupełnie jakby wiedzieli, że przychodzą jej do głowy całkiem niekrólewskie myśli. Niemal czuła trwogę bijącą z oczu jej matki: czyżby żołnierze mieli dostać krzesła? Może Rowan szybciej zwyciężyłby wrogów w bitwach, gdyby miał wojowników na krzesłach.
Dwaj żołnierze otworzyli przed Arią drzwi. Wyprostowała ramiona i weszła do swej sypialni. Drzwi zamknięto i głos marszałka dworu urwał się nagle jak ucięty nożem.
Na kolanach, w głębokim ukłonie oczekiwały na ma cztery damy dworu i dwie garderobiane. Były to same starsze kobiety, wszystkie wybrane jeszcze przez matkę Arii. W pierwszym odruchu Aria chciała im powiedzieć, żeby wstały.
– Witamy waszą wysokość – powiedziały chórem.
Skinęła im głową, ale nie odpowiedziała na powitanie. Naprawdę niewiele wiedziała o tych kobietach, matka nauczyła ją bowiem, że nie należy spoufalać się ze służbą.
– Zostawcie mnie – powiedziała. – Chcę być sama.
Kobiety popatrzyły po sobie pytająco. Wystąpiła spomiędzy nich lady Werta.
– Może wasza wysokość chciałaby, żeby przygotować jej kąpiel?
Aria zmierzyła ją spojrzeniem, od którego lady Werta aż się cofnęła.
– Czy muszę powtarzać swoje słowa?
Kobiety wyszły i Aria odetchnęła z ulgą. Uniosła ciężką woalkę i rozejrzała się po komnacie. To była jej komnata, spędziła w niej wiele godzin, sama ją urządziła wbrew woli matki na żółto. Ściany były pokryte żółtą jedwabną morą, z tego samego materiału były draperie, zasłaniające liczne wysokie okna z widokiem na park angielski.
W przestronnym pomieszczeniu stało aż jedenaście stołów, wszystkie na zgrabnych, delikatnych nogach, wszystkie pod jakimiś względami niepowtarzalne i bardzo cenne. Jeden stanowił dar od sułtana i był inkrustowany drobnymi klejnotami. Na innym wykonano emalią portret Arii z rodzicami i siostrą, a każdy trzymał w ręku jakiś instrument muzyczny Na kilku stolikach stały fotografie rodzinne w srebrnych ramkach.
Do siedzenia służyły mała kanapa i trzy krzesła, obite żółto – białym jedwabiem. Na podłodze leżał wspaniały dywan z Aubusson, w barwach niebieskiej, białej i złotej. W rok po śmierci matki Aria przeszła po pałacu, wybrała portrety i miniatury najpiękniejszych kobiet i kazała ozdobić nimi ściany w swoich apartamentach.
Stało też jej własne biurko, mały, elegancki mebel z mahoniu i imitacji złota. Każdy przyrząd – nóż do papieru, sieczne pióro, stojaczek na listy – był osobnym dziełem sztuki. Żadnego z nich nie wybrała osobiście, wszystkie dostała w prezencie.
Przez salon przechodziło się do komnaty sypialnej, urządzonej w najbledszym możliwym odcieniu koloru morskiego. Ściany pomalowano na życzenie innej królowej, panującej wiek wcześniej. Były na nich fantazyjne sceny leśne z jednorożcami i chochlikami. Łoże sporządzono dla królowej Marii Augusty jeszcze w siedemnastym wieku. Delikatne łodyżki winorośli, liście i grona, oplatające cztery jego nogi, rzeźbiło sześciu ludzi przez dwa lata. Mąż Marii Augusty podobno nigdy nie widział tego loża, podobnie zresztą jak żaden inny mężczyzna.
Na innej ścianie znajdowały się cztery pary zamaskowanych drzwi, które prowadziły do czterech garderób. Każda miała rozmiar sypialni Arii z jej domku na Key West.
W pierwszej garderobie były stroje codzienne, setki jedwabnych bluzek, wiele z nich zdobionych haftem przez lankońskie kobiety. Były też setki szytych na miarę spódnic, a od ściany do ściany wisiały na drążku jedwabne suknie. Wzięła jedną suknię z wieszaka i z niechęcią spojrzała na usztywnienie w talii.
"Słoneczko" отзывы
Отзывы читателей о книге "Słoneczko". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Słoneczko" друзьям в соцсетях.