Za stołem siedział potężny, siwowłosy mężczyzna. Przed nim stały srebrne półmiski z jedzeniem. Za obitym tkaniną masywnym krzesłem z wysokim oparciem stał drugi mężczyzna, wysoki i żylasty.
– Proszę, niech pan wejdzie i usiądzie – odezwał się pierwszy z nich. – Czy coś pan jadł?
– Nie lubię, kiedy ktoś mi rozkazuje, trzymając mnie na muszce – burknął J.T. i nadal trwał na swym miejscu.
– Nikt nie lubi, ale w czasie wojny trzeba znosić różne pożałowania godne maniery. Mam tu cielęcinę, zająca, pasztet i trochę waszej amerykańskiej wołowiny. Jest też przepiórka, którą osobiście ustrzeliłem. Przypuszczam, że pan nie jadł obiadu.
J.T. przysunął się do stołu. Mężczyzna miał prawdopodobnie pięćdziesiąt kilka lat, ale siłą i sylwetką sprawiał wrażenie młodszego. Był bardzo mocnej budowy ciała. J.T. walczył z pokusą, by spytać go, czy dla rozrywki nie skręca karku bykom.
– Ned – powiedział nieznajomy – nalej naszemu Amerykaninowi trochę wina.
J.T. wzruszył ramionami, usiadł i zaczął nakładać sobie mięso na talerz.
– Co jest takie ważne, że aż musiałem przez te wysiąść z samolotu?
– Pański prezydent i ja chcemy prosić pana o przysługę.
J.T. znieruchomiał z kęsem wołowiny na widelcu.
– Roosevelt? – Spojrzał na mężczyznę bardzo badawczo. – Kim pan jest?
– Tak się składa, że królem tego kraju.
J.T. przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, a potem zaczął jeść.
– Słyszałem, że pan leży na łożu śmierci, ale na moje oko nie jest pan ciężko chóry.
– Do jego wysokości należy zwracać się z odpowiednim szacunkiem – burknął żylasty człowiek, stojący za krzesłem.
– Ned bardzo o mnie dba – wyjaśnił król z uśmiechem. – Ale nie sądzę, żebyśmy chcieli uczyć Amerykanina poddańczego zachowania. Rozumiem, że moja wnuczka jest w drodze do Escalonu, gdzie zajmie należne jej miejsce.
J.T. nie odpowiedział. Król podobno nie wiedział niczego o perypetiach wnuczki, najwyraźniej jednak było inaczej. Mimo to J.T. nie zamierzał odkrywać kart i zdradzać królowi więcej ponad to, co władca Lankonii już wie.
– Może wyjaśni mi pan to i owo – powiedział w końcu.
– Zgoda – odrzekł król. – Kłopoty zaczęły się zaraz po rozpoczęciu przez moją wnuczkę wizyty w Stanach Zjednoczonych. Porwano ją i próbowano zastrzelić, prawdopodobnie na zlecenie kogoś z Lankonii. O ile wiem, uratował ją Pan z narażeniem życia. Jestem panu za to dozgonnie wdzięczny.
– W porządku.
– Z pańską pomocą moja wnuczka zwróciła się do władz Stanów Zjednoczonych o pomoc w odzyskaniu tronu. Armia Pańskiego kraju nalegała na jej ślub z Amerykaninem i osadzenie go obok niej na tronie. Sądzę, że chodzi o założenie amerykańskich baz wojskowych w Lankonii.
– Między innymi.
– Ano tak – powiedział król. – Jest jeszcze wanad. Ale Aria już się zgodziła sprzedać go Stanom Zjednoczonym. Czy jak dotąd się nie mylę?
– Jeszcze mnie pan nie znudził.
Król uśmiechnął się.
– Na męża wybrano pana. Po obejrzeniu pańskiego drzewa genealogicznego muszę stwierdzić, że jak na Amerykanina ma pan całkiem niezłych antenatów.
J.T. nie odpowiedział; dalej spokojnie jadł.
– Mieszkaliście we dwoje na Key West. Pan miał tam przydział wojskowy, a moja wnuczka uczyła się zachowywać jak Amerykanka. Musi pan opowiedzieć mi o tym zdjęciu Arii i pana matki, które ukazało się w „Key West Citizen”. Pani Montgomery wydaje się wspaniałą kobietą.
– Dobrze wyszła za mąż. Czy mógłby pan się trochę pośpieszyć? Chciałbym wrócić następnym samolotem do domu. Toczy się wojna, mam swoje zadania i nie stać mnie na dalszą zwłokę.
– Zadania? Ano tak. Jeszcze wina, poruczniku? – spytał król i dał znak Nedowi, żeby napełnił kieliszek. – Moja wnuczka właśnie wraca, żeby z pomocą tego ważniaka, ambasadora Stanów Zjednoczonych, zająć miejsce następczyni tronu. I znowu jej życie znajdzie się w niebezpieczeństwie.
J.T. przestał jeść.
– Powiedziano mi, że będzie miała ochronę.
– A komu mogę zaufać? Obecny tu Ned jest jedyną osobą, która bez wątpienia nie ma nic wspólnego z tą intrygą, ale on siedzi ze mną. Nie mogę ufać ani doradcom Arii, ani krewnym, ani nawet jej damom dworu.
– Czy nie może pan się dowiedzieć, kto podstawił fałszywą księżniczkę? Tę kobietę porwano. Może będzie się pan mógł czegoś od niej dowiedzieć.
– Sam wysłałem ją do Stanów Zjednoczonych – odrzekł król. – Kiedy prezydent przekazał mi wiadomość, że moją wnuczkę porwano, natychmiast zorientowałem się w niebezpieczeństwie. Groziło mi wciągnięcie Lankonii w wojnę. Dlatego wyprawiłem Neda na południe po kuzynkę Arii, która oprócz jakichś dwudziestu kilo ekstra jest do niej bardzo podobna. Kuzynka natychmiast odleciała do Ameryki z zadaniem odegrania Arii.
– Aria powiedziała mi, że wiadomość o jej porwaniu mogłaby pana zabić.
Król zajrzał do swojego kieliszka.
– Jestem twardszy, niż jej się zdaje. Obowiązek i królestwo idą najpierw, sprawy osobiste dopiero potem.
– Ona jest taka sama jak pan.
Król uśmiechnął się.
– Wasze kłótnie są dobrze znane, i w Stanach Zjednoczonych, i w Lankonii. Aria jest świetną aktorką, prawda?
– Czego ode mnie chcecie? – spytał J.T.
– Żeby pan został w Lankonii.
– Za nic – odparł J.T. wstając. – Chcę się znaleźć jak najdalej stąd. Mój kraj toczy wojnę, jestem tam potrzebny.
– Już pana zastąpiono.
– Niewielu ludzi wie o okrętach tak dużo jak ja – powiedział J.T. – Niełatwo mnie zastąpić.
– A co pan sądzi o Jasonie Montgomerym? Dwa dni temu przejął pańskie obowiązki. Da sobie radę?
J.T. z wrażenia usiadł. Stryj Jason był najmłodszym bratem jego ojca. J.T. marzył, żeby kiedyś wiedzieć tyle o okrętach co on.
– Całkiem dobrze. Kto pomaga ojcu prowadzić Warbrooke Shipping?
– Matka i jeden z pańskich braci, który leczy się z ran. Woli dochodzić do siebie siedząc za biurkiem, niż leżeć w wojskowym szpitalu.
– Zdaje się, że pan cholernie dużo wie – warknął gniewnie J.T.
Król uniósł rękę, żeby powstrzymać niechętną reakcję Neda.
– Od kilku tygodni bardzo się interesuję panem i pańską rodziną. Chciałem zdobyć pewność, że mogę panu ufać.
– Na pańskim miejscu nie ufałbym absolutnie nikomu. Nigdy nie widziałem takiego gniazda intryg.
– Owszem i właśnie dlatego chcę, żeby w pobliżu mojej wnuczki znajdował się ktoś, kto na pewno nie macza palców w tych brudnych machinacjach.
J.T. upił łyk wina.
– Czy powie mi pan, po co komu wpływy w tym zacofanym kraju? Czy wanad jest taki cenny?
– Wanad nie, ale uran tak – odrzekł spokojnie król. – Tuż po wybuchu wojny okazało się, że w Lankonii są pokłady uranu. Natychmiast zrozumiałem, że jeśli wiadomość o tym się rozniesie, to wplączę kraj w wojnę, bo obie strony będą chciały zyskać dostęp do uranu. Starałem się więc za wszelką cenę utrzymać odkrycie w tajemnicy. Najwyraźniej jednak ktoś się dowiedział i chce przejąć władzę. Ten człowiek widocznie wie, że Arii nie można łatwo narzucić swojego zdania, dlatego chciał się jej pozbyć.
– Kto wobec tego zostaje? Nie wyobrażam sobie, żeby pan ustąpił bez walki.
– Byłem prawdopodobnie następny na liście. Królową zostałaby moja wnuczka Eugenia, młodsza siostra Arii, którą, co z przykrością stwierdzam, dość łatwo byłoby sterować.
– Nie domyśla się pan, kto pragnie śmierci Arii?
– Każdy z pewnej grupy osób. Chcę, żeby pan został w Lankonii i się tego dowiedział, a w najgorszym razie zapewnił jej ochronę.
– Ona jest stanowczo zbyt uparta, żeby ją chronić. Widzi pan, to nie jest moja walka. Mój kraj toczy wojnę, więc skoro nie jestem potrzebny na Key West, to równie dobrze mogę dźwigać karabin jak każdy inny mężczyzna.
– Ale tego tutaj nie może zrobić każdy mężczyzna. Powiedziałem prezydentowi pana kraju, że jeśli odda mi pana do dyspozycji, to sprzedam uran Stanom Zjednoczonym. – Król wręczył porucznikowi kopertę, opatrzoną nagłówkiem „Ściśle tajne”.
J.T. otworzył ją nader niechętnie, wiedział bowiem, co zawiera. W liście prezydent Franklin Roosevelt prosił go o pozostanie w Lankonii i pomoc w tej trudnej sprawie. Przekonywał, że J.T. lepiej pomoże swemu krajowi będąc w Lankonii niż w Stanach Zjednoczonych.
– Czemu nie poprosi mnie, żebym poszedł na front? – wymamrotał J.T. składając list.
Król przystąpił do jedzenia winogron.
– Czy mogę spytać, czemu to zadanie budzi w panu taka niechęć? Będzie pan mieszkał w pałacu, w pięknym otoczeniu. Najbardziej uciążliwym pana obowiązkiem będzie towarzyszenie mojej wnuczce podczas porannej konnej przejażdżki. Będzie pan jadł, czego dusza zapragnie. Dlaczego woli pan zginąć od kuli?
– Bo nie chcę znowu oglądać na oczy pana wnuczki, ot co. Jest rozpaskudzonym dzieciuchem, który traktuje ludzi jak zabawki. Mam jej dość.
– Rozumiem. A więc z powodów osobistych. Czyli Amerykanie przedkładają sprawy osobiste nad obowiązek wobec kraju.
– Wcale nie. Tylko że… – J.T. urwał. – Ojczyzna znaczy dla mnie więcej. Chcę jej pomóc tak, jak umiem.
– Wobec tego niech pan zostanie i zapewni ochronę mojej wnuczce – powiedział król. – Nie jestem przyzwyczajony do ustawicznych próśb, ale teraz bardzo pana o to proszę. Dla pana ona może być kłopotliwa, ale dla mnie stanowi największą radość w życiu. Jest dobra, pełna ciepła i miłości, a poza tym w jej rękach leży przyszłość naszego kraju. Przykro mi, że pan widzi ją w inny sposób niż ja.
– Ona potrafi być całkiem w porządku – przyznał opornie J.T., bawiąc się widelcem. Nie chciał znów widywać Arii dzień w dzień. – Jak mógłbym to zrobić? To znaczy, jak mógłbym się znaleźć w jej kręgu towarzyskim, gdybym zgodził się zostać?
– Bez żadnych przebrań. Mogliśmy się spotkać, kiedy pański samolot przymusowo wylądował dla dokonania naprawy. Polubiłem pana i zatrudniłem jako doradcę w sprawach technicznych. Albo na przykład pański prezydent mógł pana delegować do nadzoru nad realizacją umowy w sprawie wanadu. Pańska żona oczywiście wróciła do Stanów Zjednoczonych. Tak czy owak nie miałby pan żadnych obowiązków oprócz sprawowania ochrony nad moją wnuczką. Mieszkałby Pan tutaj otoczony szacunkiem i wygodami.
"Słoneczko" отзывы
Отзывы читателей о книге "Słoneczko". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Słoneczko" друзьям в соцсетях.