Położyła się na wąskim łóżku, oddzielonym ścianką działową od postania J.T. Nie mogła zasnąć. Było jak zawsze upalnie; miała na sobie nylonową koszulę nocną w kolorze brzoskwiniowym, a właściwie bardziej koszulkę, zdaniem Dolly w stylu Rity Hayworth.
Około północy zebrało się na burzę. Wiatr zaczął smagać cienkie ściany domku. Błyskawica rozświetliła pokój, rozbiegł się grzmot. Aria odrzuciła prześcieradło. Koszulka nocna wydawała jej się w tej chwili ciężka i krępująca. Było coraz bardziej gorąco i duszno, zaczęła się pocić.
Od kolejnego grzmotu zabrzęczały szyby w oknach. Aria próbowała się uspokoić, ale nie mogła. Przez głowę przemykały jej najrozmaitsze wyobrażenia: J.T. stoi nad nią na wyspie, prawie nagi. J.T. w kąpielówkach. Przypomniała sobie wyraz jego oczu, gdy wszedł na polanę i zobaczył ją podczas kąpieli w rozlewisku strumienia. Przypomniała sobie dwa pocałunki.
Słysząc skrzypienie podłogi za plecami, niespokojnie drgnęła i podciągnęła prześcieradło. W półmroku zobaczyła, jak J.T. mija jej łóżko, podchodzi do okna i je zamyka.
Odwrócił się i zerknąwszy na nią przystanął.
– Nie śpisz? – szepnął.
Pokręciła głową.
Podszedł bliżej.
– Zbudziła cię burza?
Znowu pokręciła głową.
Marszcząc czoło, usiadł na krawędzi jej łóżka.
– Dobrze się czujesz? – Przyłożył jej dłoń do czoła.
Aria złapała go za rękę i przykryła ją dłońmi.
– Co się stało, dziecino, miałaś zły sen? – Przytulił ją, Jakby była dzieckiem, które potrzebuje pocieszenia.
Ale ona nie potrzebowała pocieszenia. Przylgnęła mocno do niego, poczuła, jak jej piersi dotykają nagiego torsu J.T.
Natychmiast zrozumiał.
– No, to po mnie – jęknął tonem człowieka idącego trzeci raz pod wodę. Zaczął chciwie całować Arię. – Och, dziecino – szepnął. – Moja śliczna, słodka księżniczko. Jesteś moja, wiesz? – Całował ją po szyi jak mężczyzna umierający z pragnienia. – Uratowałem cię i jesteś moja. Nie byłoby cię teraz wśród żywych, gdybyś nie żyła dla mnie.
– Tak – jęknęła. – Tak. Daj mi życie. Chcę poczuć radość życia. – Powiedziała jeszcze więcej, ale po lankońsku i J.T. jej nie zrozumiał. Na szczęście słowa były zbędne.
Nie zdawał sobie do tej pory sprawy z tego, jak bardzo jej pragnie. Odkąd ujrzał ją nagą na wyspie, wciąż miał w podświadomości obraz jej smukłego w biodrach ciała z pięknymi, dużymi piersiami. A gdy dzień po dniu widział ją sztywno wyprostowaną, z piersią dumnie wypchniętą naprzód, przechodziły go ciarki.
Zerwał z niej koszulkę nocną, pragnąc natychmiast dotknąć tych piersi, o których tyle razy śnił. Wtulił między nie twarz i objął je dłońmi. Aria jęknęła i odchyliła głowę.
J.T. usiłował zanadto się nie śpieszyć, pamiętał, że Aria jest dziewicą, do tego najprawdopodobniej wystraszoną, ale równie dobrze mógłby próbować zatrzymać ręką rozpędzony pociąg. Zaczął całować ją po całym ciele, po rękach, piersiach, ramionach, szyi. Na chwilę wrócił do ust, musnął jej wargi i znów przeniósł pocałunki niżej. Miał wrażenie, że przez ostatnie tygodnie zapamiętał jej skórę. Na obojczyku miała mały pieprzyk, pocałował ją tam.
Potem okrywał pocałunkami wszystkie miejsca, które napotykał w swej wędrówce: biodra, brzuch, uda. Aria nie wydala z siebie najmniejszego dźwięku, ale czuła narastające gorąco, jakby temperatura wokół niej nagle zaczęła rosnąć.
– Jarl – wyszeptała.
– Jestem, dziecino – odrzekł i przykrył ją swym ciałem.
Musiał być dla niej przewodnikiem, bo przecież nie miała pojęcia, co należy robić, ale uczyła się bardzo szybko. Oj, szybko. Po pierwszym, powolnym poruszeniu w jej wnętrzu J.T. uznał, że Aria ma wrodzony talent. Całował ją w usta i piersi, poruszając się w niej wolnymi, długimi pchnięciami. Mówiła prawdę: musiała dużo ćwiczyć, bo ciało miała wygimnastykowane i sprawne. Bez trudu korzystała więc z przewodnictwa J.T. Raz nawet musiał ją hamować, sam jednak wkrótce poczuł, że nie potrafi się już powstrzymać.
Zakończył eksplozją rozkoszy, która wstrząsnęła jego ciałem, a potem opadł na Arię, zamykając ją w uścisku splecionych rąk i nóg. Dobrą chwilę potrwało, nim trochę oprzytomniał.
– W porządku? – spytał. Gdzieś pod piersią wyczul twierdzące skinienie. – Możesz oddychać?
Pokręciła głową, więc zachichotał i odsunął się trochę, żeby mogła złapać powietrze. Na dworze zaczął padać deszcz. J.T. nie wypuszczał jej z objęć. Oboje byli spoceni.
– Nie skrzywdziłem cię? – spytał cicho.
– Trochę boli – odparła – ale nie tak bardzo. Wiesz… to było przyjemne.
Przedtem bał się na nią spojrzeć, bał się tego, co zobaczy w jej oczach, teraz jednak specjalnie się odsunął, żeby przyjrzeć się jej twarzy. Aria była piękniejsza, niż mu się zdawało. Włosy rozsypały jej się dookoła głowy, kilka mokrych od potu kosmyków przykleiło się do policzków. Delikatnie pocałował ją w usta.
– Może weźmiemy kąpiel? – zaproponował. – Razem. We dwoje w jednej wannie.
Wytrzeszczyła na niego oczy.
– Czy… czy tak się robi? Czy mężczyźni i kobiety tak robią?
– Ten mężczyzna i ta kobieta właśnie mają zamiar to zrobić. – J.T. wstał, a Aria skromnie odwróciła wzrok od jego nagości. Zasłaniając piersi prześcieradłem, szukała nocnej koszuli.
J.T. wyciągnął ją z łóżka.
– Bez żadnych okryć. Chcę na ciebie patrzeć.
– Ojej – powiedziała i zarumieniona spuściła wzrok.
Cofnął się, wciąż trzymając ją za rękę, i cicho gwizdnął.
– Ładnie wyglądasz, paniusiu. Nie, nie paniusiu. Chciałem powiedzieć: ładnie wasza wysokość wygląda.
Podeszła do niego tak, że sutkami dotknęła nagiego torsu, i przyłożyła mu palec do warg.
– Dziś w nocy możesz mnie nazywać dzieciną, słoneczkiem i w ogóle jak chcesz.
– Mów tak dalej, to nigdy się nie wykąpiemy. Chodź, serduszko, umyję ci plecy.
11
No, to stało się – powiedział Bill Frazier. Siedział razem z J.T. w jednej z licznych obskurnych piwiarni przy Duval Street, pracowicie opróżniając czwarty kufel piwa. – Jak zamierzasz przekazać ją księciu?
– Po pierwsze, nie jest księciem tylko zwykłym hrabią, po drugie nie ma pieniędzy, a po trzecie jest od niej niższy.
– To się nazywa, że facet cię nie interesuje. W ogóle nie próbowałeś niczego się o nim dowiedzieć.
J.T. wypił piwo i skinął na kelnerkę, żeby przyniosła piąty kufel.
– Żandarmeria dobierze ci się do skóry, jak złapią cię po pijaku.
– Nie jestem pijany – odburknął J.T. – Chociaż chętnie bym się urżnął. Jak mogłem zadać się z taką despotką, która nic tylko mi rozkazuje.
– Wczoraj w nocy też ci rozkazywała, że masz takie cienie pod oczami?
J.T. uśmiechnął się.
– Okazuje się, że nie jest całkiem bezużyteczna. – Uśmiech mu zgasł. – Nie w tym kłopot. Wychowywano ją do małżeństwa z nieznajomym, więc może być całkiem szczęśliwa z tym hrabią Julią. Zresztą słyszałem, że w królewskich rodzinach wszyscy mają kochanków.
– To zostań gdzieś pod jej bokiem i bądź kochankiem.
J.T. z trzaskiem odstawił kufel, tak że połowa zawartości rozlała się na stół.
– Po moim trupie! Ona może traktować to małżeństwo lekko, ale Amerykanin nie może się na to zgodzić.
– Po powrocie z Waszyngtonu mówiłeś co innego. Twierdziłeś, że żenisz się z nią, żeby wspomóc wysiłek wojenny Stanów Zjednoczonych i z radością pozbędziesz się jej jak najszybciej. I że żaden mężczyzna nie mógłby się zakochać w takiej kretynce. Twierdziłeś też…
– Co ty? Rejestrujesz wszystko jak magnetofon? Dobrze wiem, co mówiłem. Kłopot polega na tym, że to małżeństwo nabiera zbyt intymnego charakteru. Nie mam wątpliwości, że do tego doszłoby z każdą kobietą. Nie można, tak jak zrobiła to nasza armia, wsadzić do jednego domu dwojga zdrowych ludzi i oczekiwać, że nic nie zajdzie. Potrzebuję trochę dystansu. Jestem z nią tak dużo, że zaczynam ją lubić.
– To wcale nietrudne.
– Owszem, trudne – sprzeciwił się J.T. – Nie znasz jej tak jak ja. Kłóci się dosłownie o wszystko. Zachowuje się tak, jakby prace domowe były czymś w rodzaju wyroku śmierci. I wydaje pieniądze tak, jakby nie miało być jutra. Czy masz pojęcie, na ile opiewał w zeszłym tygodniu rachunek, który przyszedł od Ethel z salonu piękności?
– Na pewno nie na więcej niż rachunek Dolly. Sądząc po tym, co mówisz, nasze żony są podobne do siebie jak dwie krople wody.
– Właśnie w tym rzecz. Ona nie jest moją żoną. Na tym chyba polega różnica między pożyczonym i własnym samochodem. Pożyczonego samochodu możesz używać, ale któregoś dnia musisz go zwrócić.
– Nie da się ukryć, że pożyczyłeś niezłą limuzynę.
J.T. dopił piwo.
– No, tak. Pożyczyłem Rollsa, ale życie przyjdzie mi spędzić z jakimś Buickiem.
Bill parsknął śmiechem.
– Co wobec tego? Masz jeszcze tylko tydzień do jej wyjazdu.
– Jeszcze tydzień i odwożę ją do tej Lankonii. Tam podsunę ją temu cherlakowatemu hrabiemu i dobrze. Jedno warte drugiego.
Bill spojrzał na zegarek.
– Lepiej chodźmy. Dolly zapowiedziała, że mamy spotkać się na basenie o siódmej, a jest już kwadrans po.
Poszli więc na basen, otwarty specjalnie dla oficerów marynarki.
– Śmierdzicie browarem – powiedziała Dolly. – J.T., coś ty zrobił Arii? Ona promienieje.
Zanim J.T. zdążył odpowiedzieć, zobaczył Arię. Była tylko w kostiumie kąpielowym. Właśnie zręcznie odsunęła się od Mitcha, który był w mundurze i śmiał się z czegoś razem z nią. J.T. nie zdołał się powstrzymać. Obszedł róg basenu, chwycił niższego od niego Mitcha za kołnierz munduru i tylną część spodni i cisnął go do wody.
– Trzymaj się z dala od mojej żony, rozumiesz? – ryknął, gdy Mitch wynurzył się, by zaczerpnąć powietrza.
– Ze wszystkich demonstracji prymitywnej siły, które widziałam, ta była najgorsza – oświadczyła Aria i pochyliła się, by podać Mitchowi rękę.
J.T. złapał ją za ramiona i szarpnął do tylu, więc Mitch znowu poleciał do wody.
"Słoneczko" отзывы
Отзывы читателей о книге "Słoneczko". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Słoneczko" друзьям в соцсетях.