– Niech J.T. lepiej szybko się zjawi, bo inaczej ominą go hamburgery – powiedziała Gail. – Gdzie on się podziewa?

Kobiety zastygły ze strojami w dłoniach.

– Poszedł do pracy – odrzekła Aria? – Czy dobrze mi w takim kolorze szminki?

Kobiety wyraźnie ciekawiło ich małżeństwo. Wiedziały, że J.T. wybrał się na odpoczynek po pobycie w szpitalu, wrócił mocno wyczerpany i warczał na wszystkich dookoła, a w kilka dni później do stoczni przyjechała czarna limuzyna, J.T. wsiadł i znikł na długo. Wrócił z żoną.

– Dla mnie wyglądasz świetnie – powiedziała Dolly, usiłując zatuszować niezręczną sytuację. Chodźcie, posprzątamy i zejdziemy na dół, bo inaczej nie zostanie dla nas nic do jedzenia.

Aria jako gospodyni była w swoim żywiole. Dyskretnie upewniła się, że wszyscy mają dość jedzenia, pilnowała też, żeby żaden kieliszek nie był pusty. Miała pewne kłopoty bez służby, ale jakoś sobie poradziła. Kilka razy wyczula na sobie spojrzenie Dolly i zawsze odpowiadała uśmiechem. J.T. przyszedł akurat na deser.

– O, jest i pan młody – wykrzyknęła Gail. – Rusz się, Mitch, niech J.T. usiądzie przy żonie.

– Niech sobie siedzi – powiedział J.T. i skierował się ku Billowi i Dolly. – Zostało coś do jedzenia?

– Mięso się skończyło, ale są sałatki: z kapusty, z ziemniaków, z krewetek. Częstuj się.

J.T. spojrzał surowo na Arię.

– Niech mi żona poda.

Przez chwilę panowało milczenie, potem Aria odstawiła talerzyk i spytała:

– Czy chciałby pan jeszcze trochę szarlotki, Larry?

– Nie, księżniczko, dziękuję. Najadłem się po uszy.

– Księżniczko? – zdziwił się J.T.

– Tak ją przezwałem – powiedział z naciskiem Bill.

Aria wzięła pusty talerz i zaczęła nakładać na niego jedzenie. J.T. stanął naprzeciwko niej, po drugiej stronie stołu.

– Amerykańskie kobiety usługują swoim mężczyznom. I są dobrymi paniami domu. Czy nie kazałaś wszystkim skakać koło siebie? I mam nadzieję, że nie używałaś noża i widelca do hamburgera?

– Odpieprz się od niej – syknął Bill. – Świetnie sobie radzi. Wspaniałe przyjęcie, księżniczko.

– Czy to zadowala szanownego pana? – spytała Aria podsuwając mężowi talerz z górą jedzenia.

– Nie bądź taka cwana. Zobaczysz… O, cześć Dolly! – Wziął talerz i odszedł.

Dolly przez moment stała wpatrzona w Arię, potem ujęła ją za ramię.

– Spotkajmy się w poniedziałek. Urządzimy sobie uczciwe babskie pogaduszki.

W tej właśnie chwili ktoś w głębi domu nastawił płytę orkiestry Glenna Millera i Bill poprosił Dolly do tańca. Po chwili wszystkie pary tańczyły w salonie. Tylko Mitch, J.T. i Aria zostali na zewnątrz.

– Czy mogę prosić o ten taniec, pani Montgomery? – spytał Mitch i poprowadził ją do wnętrza domu. J.T. nie podniósł wzroku znad talerza.

Pierwsze spotkanie z amerykańskim tańcem stanowiło dla Arii wstrząs. Nawet mężczyzna, z którym była zaręczona, nie trzymał jej w tańcu tak blisko siebie.

– Nie bój się, gołąbku, więcej luzu – powiedział Mitch, obejmując zdrętwiałą Arię.

– Czy amerykańskie żony mają, tak jak pan mówi, luz?

– Skąd pani jest?

– Z Paryża – odpowiedziała szybko.

– Ooo – westchnął Mitch i próbował przyciągnąć ją bliżej, na co Aria jednak nie pozwoliła. – Jeśli jesteś Francuzką, powinnaś wiedzieć co nieco o miłości.

– Absolutnie nic – powiedziała z powagą.

Mitch roześmiał się głośno i uścisnął Arię.

– Zawsze zastanawiałem się nad staruszkiem J.T.

Dolly wymanewrowała tak, że znaleźli się z Billem obok Mitcha i Arii.

– Lepiej zachowuj się przyzwoicie – szepnęła Mitchowi, wskazując ruchem głowy J.T, który właśnie wkraczał ogrodowymi drzwiami do salonu.

Pozostałe pary wstrzymały dech – J.T. zbliżał się do Mitcha i Arii. Minął jednak tańczących, jakby ich nie dostrzegał.

– Bill, masz wolną chwilę? Chciałbym pogadać z tobą o Instalacji radaru.

– Teraz? Jest sobota wieczór.

– Wojna nie zna weekendów. Chcesz wpaść jutro do stoczni i zerknąć jeszcze na plany?

– W niedzielę?

J.T. potarł szczękę.

– To pierwszy radar, który montujemy, więc się niepokoję i już. W dodatku brytyjski. Nie wiem, czy będzie pasował do amerykańskich okrętów. Żeby potem się nie okazało, że okręt płynie w drugą stronę.

Bill się uśmiechnął, ale Dolly nie.

– Mimo wszystko uważam, że powinieneś spędzić ten dzień z żoną.

– Mam ważniejsze sprawy na głowie. Dolly, czy przyniosłaś trochę swojego sławnego ciasta czekoladowego?

– Tak. Ukroisz sobie, czy mam wezwać twoją wielką, silną żonę, żeby to dla ciebie zrobiła? – Dolly odwróciła się na pięcie i odeszła.

– Czy ona jest z jakiegoś powodu zła? Wkurzyłeś ją czymś, Bill?

– To nie o mnie chodzi, stary – odparł Bill. – Jak dogadujesz się z księżniczką?

J.T. ziewnął.

– Zgodnie z przewidywaniami. Jest kompletnie bezużyteczna. Musiałem ją uczyć, jak napuszcza się wodę do wanny.

– Mitch chyba się z tobą nie zgadza.

– Tylko dzięki efektom moich nauk. Tydzień temu zażądałaby, żeby podać jej ostrygi na złotym półmisku.

Bill pokręcił głową. Wiedział, w jaki sposób J.T. ożenił się z Arią.

– Ona naprawdę musi tęsknić za tym swoim krajem. Kiedy ją poznałem, nie pozwalała się nikomu dotykać, a teraz nie ma nic przeciwko temu, że Mitch ją obejmuje. – Popatrzył na przyjaciela, ale J.T. nie zareagował.

– Czy wszystko gotowe do montażu aparatury destylacyjnej na tym drugim okręcie?

– Owszem – potwierdził Bill, choć w jego głosie pobrzmiewał wyraźny niesmak. – Pójdę po jeszcze jedno piwo.

J.T. znów zbliżył się do Arii i znów wszyscy wstrzymali oddech, a Mitch cofnął ręce.

– Mam trochę roboty na górze – powiedział J.T. – Zajmij się gośćmi, żono. Mówię poważnie. Ma im niczego nie brakować. – Popatrzył na grupkę ludzi, którzy stanęli w milczeniu. – Możesz z nimi siedzieć tak długo, jak masz ochotę. Miłej zabawy. Dobranoc. – Z tymi słowami odszedł po schodach na górę.

– Smutas, psuje ludziom zabawę – burknęła Gail.

– Co się stało z tym J.T., którego znałem? – spytał Larry.

Wszystkie spojrzenia skierowały się ku Arii, jakby od niej oczekiwano odpowiedzi.

Dolly zwróciła się do gości:

– Może spotkamy się jutro o jedenastej w lodziarni Flaglera?

– Zdaje się, że J.T. chce pracować – zauważył Bill.

– No, to spotkamy się bez niego. Wpadniemy po ciebie za piętnaście jedenasta… księżniczko – powiedziała Dolly z uśmiechem.

Goście w parę minut posprzątali i przygotowali się do wyjścia. Mitch ucałował dłoń Arii.

– Do jutra, księżniczko – powiedział.

Aria stała w drzwiach i życzyła wszystkim dobrej nocy. Usłyszała jeszcze, jak Dolly mówi:

– Wyjaśnisz, Bill, co się święci, nawet gdyby miała ci na tym zejść cała noc.

Na górze J.T. skrył się w wielkim łożu, narzucił prześcieradło na dolną połowę ciała i świecąc nagim torsem, obsypał się wokoło papierzyskami.

– Rozumiem, że małe łóżko jest dla mnie – powiedziała Aria.

– Mhm – zabrzmiało w odpowiedzi.

Skrzywiła się, ale J.T. nie podniósł głowy. Otworzyła więc komodę i popatrzyła na stos swoich koszul nocnych. Pod wpływem odruchu wyciągnęła różową jedwabną, kupioną na noc poślubną, która nigdy się nie urzeczywistniła.

W łazience zaczęła nucić jakąś melodię podchwyconą wieczorem i przypomniała sobie, jak czuła się w ramionach Mitcha. Oczywiście była dosyć skrępowana, bo według norm lankońskich postępowała bardzo nieprzyzwoicie, ale w gruncie rzeczy było to całkiem przyjemne.

Aria rozpuściła włosy. Wciąż podśpiewując, z uśmiechem na twarzy wzięła ubranie, żeby powiesić je w szafie naprzeciwko loża J.T. Zaczynała się przyzwyczajać do dbania o własną garderobę. Poczuła nawet cień dumy, widząc równo rozwieszone stroje.

– Kim jest Mitch? – spytała J.T., który leżał gdzieś za jego plecami.

– Słucham? Aha, prowadzi warsztat optyczny.

– Optyczny? Robi okulary?

J.T. odłożył papiery.

– Jego dział naprawia chronometry i zegary okrętowe.

– Czyli jest ważnym człowiekiem?

– Podczas wojny wszyscy są potrzebni.

– Tak, ale mnie chodzi o jego tytuł. Czy jest wyższy od twojego? – Usiadła na krawędzi łóżka.

– Ach, rozumiem, chcesz wiedzieć, czy nie jest hrabią albo księciem. Przykro mi, księżniczko, ale on nie ma wyższego tytułu. Mam tylko jednego szefa, dyrektora naczelnego stoczni. To ja jestem szefem Mitcha, a także szefem Billa, Carla, Floyda i Larry’ego. Co to za zapach?

– Perfumy, które dostałam od sprzedawczyni w Miami. Bardzo miło pachną.

– Zawsze się perfumujesz na noc?

– Oczywiście. Inni też byli bardzo sympatyczni. W Ameryce wszyscy sprawiają wrażenie wolnych ludzi, zdaje się, że nie ma tu zbyt wielu reguł ograniczających zachowanie.

– Zejdź z mojego łóżka i idź do swojego. I nie wkładaj więcej tej koszuli nocnej, i zwiąż włosy w koński ogon. A teraz wynoś się stąd i zostaw mnie w spokoju. I weź ten samouczek. Jutro zrobię ci test z rozdziałów od siódmego do dwunastego.

– Jeśli przez cały dzień będę jadła lody, to nie ma o tym mowy – szepnęła wyzywająco Aria, odchodząc do drugiego łóżka. Przed snem obejrzała jeszcze zdjęcia z magazynów filmowych, usiłując zdecydować, jaką chciałaby mieć fryzurę.


O cholera! – powiedziała Dolly Frazier, opierając się o wezgłowie łóżka.

– Dolly, nie lubię, jak moja żona używa takiego języka. – Bill nie poszedł za jej przykładem, nadal wygrzewał się pod kołdrą.

– A ja nie lubię, jak mąż ma przede mną takie tajemnice.

Bill odwrócił się do niej.

– Byłem zdania, że to prywatna sprawa J.T. Niech Bóg ma w swej opiece żonatych mężczyzn, którzy myślą, że potrafią dochować sekretu.

– Księżniczka. Prawdziwa księżniczka w Key West i ja miałam okazję ją poznać! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że któregoś dnia ona będzie królową? A jeśli J.T. pozostanie jej mężem, może zostać królem. Wtedy znałabym osobiście króla i królową.