Im dłużej o tym myślała, tym ciężej jej było na duszy. Mój Boże, żeby chociaż dziadek zrozumiał, że musiała tak postąpić.

6

W dwadzieścia cztery godziny później z sześciu mężczyzn, którzy pracowali nad operacją Lankonia, zostało czterech. Dwaj wymówili się pilniejszymi sprawami i opuścili salę konferencyjną. Prawda zaś była taka, że już księżniczka dała im w kość, ale na ośli upór porucznika Montgomery’ego zupełnie nie byli przygotowani.

Generał Brooks miał zaczerwienione oczy i ochrypł od mówienia.

– Ten sukinsyn ciągle jeszcze się śmieje?

Członek Kongresu Smith był zbyt wściekły, żeby odpowiedzieć czymś więcej niż skinieniem głowy.

– Jakie nowiny? – spytał generał Brooks, kierując pytanie do urodziwej, młodej kobiety w mundurze. Najpierw próbowali przemówić Montgomery’emu do rozumu mężczyźni. Nic nie osiągnęli. Postanowiono więc uciec się do pomocy kobiet. Jak do tej pory bez powodzenia.

– J.T… to znaczy porucznik Montgomery mówi, że woli stanąć przed sądem wojskowym, niż ożenić się z księżniczką. Kiedy powiedziałam mu, że wybrano go ze względu na Przeszłość jego rodziny, zaproponował jednak, żebyśmy wydali jej wysokość za jednego z jego braci. Powiedział, że ich może uda się skusić, bo nie mieli okazji poznać tej… – Podniosła głowę. – Przemilczę nieprzyzwoite wyrażenia.

– On ma braci? – zainteresował się generał Brooks z cieniem nadziei w głosie.

– Sprawdziłem, panie generale – zabrał głos młody kapitan. – Najstarszy brat jest w wywiadzie, tak głęboko zakonspirowany, że jego miejsce pobytu zna tylko prezydent i dwóch innych ludzi. Drugi brat leży teraz w szpitalu. Tydzień temu omal nie stracił nogi, bo dostał się pod ostrzał karabinu maszynowego. Trzeci brat ożenił się w zeszłym miesiącu z Angielką. Rodzina jeszcze o tym nie wie.

Generał Brooks się zachmurzył.

– Może jakiś kuzyn?

– Nie mamy czasu! – przerwał mu członek Kongresu Smith, waląc pięścią w stół. – Ten Montgomery pasuje jak ulał. Jest najbardziej amerykańskim Amerykaninem świata i wygląda jak książę. – Uniósł brew, widząc żarliwe poparcie młodej kobiety w mundurze. – Ma iloraz inteligencji sto czterdzieści trzy i jest bogaty. Według naszych informacji Lankonia ledwie wiąże koniec z końcem. Pieniądze rodziny Montgomerych mogłyby postawić ten kraik na nogi.

– I w ten sposób przekonać wszystkich mieszkańców o przychylności Stanów Zjednoczonych – dodał generał Brooks.

Członek Kongresu Smith ułożył przed sobą stertę papierów.

– Nie możemy mu grozić, bo ryzykujemy utratę poparcia Warbrooke Shipping…

– Albo Tynana Millsa, albo Fenton – Taggert Steel – dodał kapitan.

– Wobec tego spróbujmy go okłamać. – Tym stwierdzeniem członkowi Kongresu Smithowi udało się uciszyć zebranych. – On nie znosi księżniczki, zgadza się? Wyśmiewa pomysł zostania królem. Powiedzmy mu więc, że małżeństwo jest na lipę i że ma je traktować jak zwyczajne wojskowe zadanie wywiadowcze. Niech z nią pomieszka, nauczy ją, jak być Amerykanką, weźmie ją do Lankonii, a kiedy ona odzyska tron, on będzie mógł odejść.

– I dopiero w Lankonii Montgomery przekona się, że ma zostać królem? – spytał generał Brooks.

– Mniej więcej. Postarajmy się tymczasem doprowadzić do tego małżeństwa, to uchwycimy przyczółek. Konsekwencjami będziemy się martwić później.

– Czy księżniczka nas nie zdradzi? – spytał kapitan.

Członek Kongresu Smith parsknął pogardliwie.

– Ona oddałaby własną duszę za Lankonię. Dla dobra ojczyzny okłamie Montgomery’ego i w ogóle zrobi wszystko, co będzie musiała. Mam przeczucie, że ona wcale nie zamierza koronować Montgomery’ego na króla. Zresztą posłuchajmy, co sama księżniczka powie na ten temat. Idziemy, panowie? Nie chcę, żeby Montgomery miał czas do namysłu. Jak długo już nie śpi?

Kapitan spojrzał na zegarek.

– Trzydzieści osiem godzin.

– A nie je?

– Dwadzieścia dwie godziny temu dostał kanapkę i kubek Coca – Coli.

Członek Kongresu Smith skinął głową.

– Idziemy.


Aria z najwyższym trudem ukryła zdziwienie.

– Porucznik Montgomery nie chce ożenić się z następczynią tronu? Nie chce być mężem królowej?

Kobieta w mundurze nie zamierzała powtórzyć Arii okropieństw, które wygadywał o niej porucznik Montgomery. A powiedział, że Aria jest nieludzką bryłą marmuru, że w niczym nie przypomina kobiety, że wolałby obdarzyć miłością posąg Wenus z Milo. Zamiast tego kobieta wyjaśniła Arii, co trzeba zrobić, żeby skłonić J.T. do zgody na małżeństwo.

– Czyli on wierzy, że będzie… jak to się mówi?

– Rozwód albo unieważnienie małżeństwa.

– Ale członkom rodziny królewskiej w żadnym wypadku nie wolno ogłaszać separacji. Następczyni tronu wychodzi za mąż raz i koniec.

Aria popatrzyła na portret prezydenta Roosevelta, wiszący na ścianie. Stanowczo za dobrze pamiętała dni spędzone na wyspie z tym okropnym człowiekiem nazwiskiem Montgomery. Dla dobra swego kraju zgodziła się wyjść za niego za mąż, a tymczasem on teraz twierdzi, że nie chce się z nią ożenić.

– Nie powiem mu, że to małżeństwo jest na zawsze – szepnęła.

– Obawiam się, że to nie wszystko. – Kobieta w mundurze przeklinała w myśli członka Kongresu Smitha za zlecenie jej takiego zadania. Czuła do księżniczki zdecydowaną sympatię, podobali jej się bowiem ludzie, którzy byli gotowi walczyć za swój kraj. – Armia wynajęła dla was dwojga dom w Wirginii. Są w nim konie i kamerdyner. Tyle że porucznik Montgomery stanowczo odmawia przeniesienia się do tego domu. Chce wrócić do pracy w Key West, więc macie mieszkać w domku jednorodzinnym, bez służby i szczególnych przywilejów, utrzymując się z jego żołdu.

Kobieta w mundurze dobrze wiedziała, że nikt nie poinformował Arii o bogactwie J.T. i teraz, patrząc na księżniczkę, uświadomiła sobie nagle, że nie miała pojęcia, jak straszne wymagania postawił porucznik. Nie potrafiła wyobrazić sobie tej eleganckiej kobiety wkładającej fartuch do zmywania naczyń.

– Powiedział, że jeśli ma pani żyć jak Amerykanka, to prawdziwa.

– Porucznik ma wiele skrystalizowanych poglądów, prawda?

Nie zna pani nawet połowy z nich, pomyślała kobieta.

– Czyli przystaje pani na jego warunki?

– A mam jakiś wybór?

– Zdaje się, że nie. Jeśli jest pani gotowa, kapelan czeka.

Aria bez słowa wstała z wysoko uniesioną głową. To, co robiła, było o wiele ważniejsze od tych wszystkich romantycznych bzdur z białą suknią ślubną i ludźmi życzącymi szczęścia. Nie miało znaczenia, że była w sukience noszonej już od dwóch dni, zmiętej i miejscami pozagniatanej.

Stała przed drzwiami, dopóki kobieta w mundurze ich nie otworzyła. Na zewnątrz czekało sześć podobnych kobiet, wszystkie z uśmiechami szczęścia na twarzach.

– One nie wiedzą, kim pani jest – szepnęła opiekunka Arii. – Myślą, że armia umożliwiła pani połączenie z kochankiem i dlatego macie dzisiaj wziąć ślub.

– Coś starego – powiedziała pierwsza z szóstki, wyciągając przed siebie złoty medalion. – To jest również coś pożyczonego. Należało do mojej babki.

– Coś nowego – powiedziała następna, wręczając jej śliczną chusteczkę do nosa.

– I coś niebieskiego. – Trzecia kobieta przypięła Arii do ramienia bukiecik niebieskawych goździków.

Natomiast czwarta wzięła pantofelek Ani i wsunęła do niego na szczęście drobną monetę.

Arię oszołomiło to zachowanie. Jak do tej pory kobiety w Stanach Zjednoczonych były dla niej bardzo miłe, ale mężczyźni…! Zaintrygowało ją, jak tutejsze kobiety radzą sobie z tymi źle wychowanymi ordynusami.

Do ceremonii postanowiono użyć sali konferencyjnej. Nikt nie wysilił się nawet, żeby usunąć stół z drogi, więc nie było nawy, którą Aria mogłaby dojść do kapelana, nie było też starszego człowieka, który zaprowadziłby ją do oblubieńca. Szła wzdłuż ściany, w towarzystwie kobiety w mundurze, ku grupie mężczyzn w drugim końcu sali. Kilku nosiło garnitury, ale przynajmniej tuzin był w mundurach z licznymi orderami na piersi. Wyglądało więc na to, że starano się zapewnić uroczystości wysoką rangę.

Porucznik Montgomery siedział na krześle z głową podpartą ramieniem. Przysypiał. Policzki i podbródek miał pokryte nie ogolonym zarostem. Jego mundur był zmięty i brudny.

Gniew Arii natychmiast się wzmógł. Może ci ludzie bali się mu powiedzieć, jak bardzo jest godzien pogardy, ale nie ona. Stanęła przed nim.

– Jak śmiesz pokazywać mi się w takim stanie? – Obrzuciła go miażdżącym wzrokiem.

Nawet nie otworzył oczu.

– Toż to słodki głos jej wysokości.

Generał Brooks wziął Arię za ramię i pociągnął ją przed kapelana.

– On ma za sobą kilka trudnych dni. Chyba nie powinniśmy dodatkowo denerwować go przed uroczystością, żeby się nie rozmyślił.

Aria zacisnęła dłonie w pięści. Czyżby była tak niewiele warta, że musi błagać mężczyznę, żeby się z nią ożenił?

J.T. ospale wstał z krzesła.

– Chcesz zmienić zdanie, księżniczko? Ja jestem chętny.

Nie spojrzała na niego. Wyobraziła sobie Lankonię.

Kapelan zawahał się, nim wymówił imię Arii.

– Kogo? – spytał J.T, drapiąc się po zaroście.

– Wiktorię Jurę Arię Cilean Xenitę.

– Dobra, biorę – powiedział.

Aria spiorunowała go wzrokiem. Obiecała kochać i szanować Jarla Tynana Montgomery’ego, ale opuściła w przysiędze posłuszeństwo.

– Wasza wysokość – poprawił ją kapelan. – Tam jest „kochać, szanować i być mu posłuszną”.

Aria popatrzyła na J.T., ale się nie odezwała.

– Dość się dziś nakłamaliśmy – powiedział J.T. – Kończmy z tym.

Kapelan westchnął.

– Ogłaszam przeto, że jesteście mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą.

J.T. chwycił Arię za rękę.

– Cholera, idę do łóżka.

Aria ledwie zdążyła oddać kobiecie w mundurze mały, złoty medalion i już J.T. wyciągnął ją z sali.

Generał Brooks zachichotał.