Rozległo się pukanie do drzwi, a gdy nie odpowiedziała, do pokoju wszedł mężczyzna, toczący na wózku jej bagaż. Umieściwszy walizki w szafie, stanął wyczekująco.

– Jesteś wolny – powiedziała Aria. Mężczyzna prychnął pod nosem i ruszył do drzwi. – Poczekaj! – zawołała, chwytając za torebkę. Z jej doświadczeń wynikało, że zielone banknoty są w stanie skłonić Amerykanów do wszystkiego, a najbardziej ich uszczęśliwia, jeśli na banknotach są zera. Wyciągnęła więc jeden. – Potrzebuję pokojówki. Czy znasz kogoś, kto mógłby mi pomóc w ubieraniu się, przygotowaniu kąpieli i rozpakowaniu rzeczy? Na widok studolarowego banknotu mężczyźnie oczy wyszły z orbit.

– Na jak długo? Moja siostra mogłaby trochę popracować, ale wiecznie czyjąś służącą nie będzie.

Tym razem osłupiała Aria. W jej kraju bycie w służbie wcale nie stanowiło dyshonoru. Jej damy dworu były arystokratkami.

– Na kilka dni – zdołała wybąkać.

– Zadzwonię do niej – odparł mężczyzna i podszedł do czarnego aparatu telefonicznego przy oknie.

Arii zdarzało się dawniej używać telefonu, ale zawsze ktoś wybierał za nią numer. Z zainteresowaniem przyjrzała się mężczyźnie kręcącemu tarczą. Gdy zaczął rozmowę z siostrą, odwrócił się do niej tyłem. Aria przeszła do sypialni.

Kobieta przyjechała dwie godziny później. Była naburmuszona i jasno dała Arii do zrozumienia, że w rzeczywistości nie jest niczyją służącą i tylko ze względu na wojnę zgodziła się komukolwiek usługiwać. Zrobiła to, co Aria jej poleciła, ale bardzo niechętnie.

O czwartej po południu Aria się położyła. Przedtem wzięła kąpiel i umyła włosy oraz zjadła bardzo przeciętny obiad. Zamierzała kilka godzin pospać.

Ledwie zamknęła oczy, zbudził ją głośny dzwonek telefonu. Półprzytomna podniosła słuchawkę.

– Słucham? Mówi jej królewska wysokość.

– Czy ty nigdy nie przestajesz, nawet kiedy śpisz? – spytał znajomy głos.

– Czego pan chce, poruczniku Montgomery? – usiadła wyprostowana w łóżku.

– Bill kazał mi zatelefonować i sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku.

– Naturalnie, że w porządku.

– Nie miałaś kłopotów z wprowadzeniem się do hotelu?

– Najmniejszych. Wszyscy byli bardzo uprzejmi – skłamała.

– Czy byłaś już u generała Brooksa?

– Pójdę do niego jutro.

– Jutro? A co robiłaś dzisiaj?

Miała ochotę wywrzeszczeć mu do słuchawki, że czekała w kolejce, była wyśmiewana, musiała męczyć się z pokojówką, która okazywała jej jawną nienawiść, i znieść oskarżenie o bycie wrogą siłą.

– Umyłam sobie głowę i spędziłam kilka godzin w gorącej kąpieli.

– No, tak. Powinienem był wiedzieć. Księżniczka przedkłada luksus nad wszystko inne. Zatelefonuję jutro wieczorem dowiedzieć się, co powiedział ci generał.

– Nie rób sobie kłopotu. Jestem pewna, że twój rząd usunie figurantkę.

Milczał przez chwilę.

– Zdaje się, że nie widziałaś gazet. Księżniczka jest podobna do ciebie jak dwie krople wody i wszędzie robi furorę. Amerykanie mogą ją tak polubić, że nie będą chcieli prawdziwej.

Spojrzała wściekle na aparat telefoniczny i trzasnęła słuchawką o widełki.

– Odrażający człowiek! – powiedziała i przeszła do salonu. Gazetę przyniesiono jej razem z obiadem, ale do niej nie zajrzała.

Na drugiej stronie znajdowała się fotografia kobiety bardzo do niej podobnej, uśmiechającej się do dwóch mężczyzn w mundurach i przecinającej szeroką wstęgę. Podpis głosił, że następczyni tronu Lankonii, jej wysokość księżniczka Aria, szerzy pokój w Ameryce. Natychmiast poznała swą kuzynkę Maude.

– Czyżbyś zawsze mi zazdrościła, Cissy? – spytała zdumiona, używając zdrobnienia przyjętego w królewskiej rodzinie.

Przyjrzawszy się dokładniej fotografii, dostrzegła w tle uśmiechniętą lady Emere, ciotkę Cissy. Ciotka Emere wyraźnie sprawowała ochronę nad Cissy, prawdopodobnie utrzymywała na dystans resztę dworu, ale przecież ktoś musiał nabrać podejrzeń.

– Czy nikt nie wie, że to nie ja? – spytała Aria, powstrzymując łzy cisnące się do oczu.

Wróciła do łóżka, ale nie spała dobrze. Ranek przyniósł kolejne problemy. Kobieta najęta na pokojówkę wymówiła Pracę, kiedy Aria wystawiła nogę i czekała na nałożenie jej Pończochy, więc dalszy ciąg ubierania zajął Arii trzy godziny. Była bardzo zadowolona, że ma czarny kapelusz z woalką, który ukrył wynik jej żałosnych wysiłków nad sporządzeniem fryzury.

Po wyjściu z hotelu poważnie straciła na pewności siebie, ale mimo to trzymała głowę wysoko i plecy wyprostowane. Idąc przez hotelowy hol, znowu słyszała ciche gwizdnięcia mężczyzn, lecz zignorowała to zachowanie.

Portier był osobą, którą Aria rozumiała. Powiedziała mu, że chce się widzieć z generałem Brooksem. Mężczyzna zagwizdał i podjechała taksówka; Aria wskazała długiego, czarnego Cadillaca z szoferem opartym o maskę. – Chcę taki samochód. – Portier przeszedł wśród pojazdów i zamienił kilka słów z kierowcą, który skinął głową.

– Zawiezie panią do Pentagonu.

Aria nauczyła się już, że każdy Amerykanin oczekuje pieniędzy za wszystko, co robi. Wręczyła banknot z dwoma zerami portierowi, który odpowiedział ceremonialnym skłonem głowy i otworzył przed nią drzwi limuzyny. Aria rozparła się na tylnym siedzeniu i zamknęła oczy. Pierwszy raz od czasu porwania poczuła się jak w domu.

Po przyjeździe na miejsce kierowca otworzył przed nią drzwiczki samochodu, a potem przytrzymał jej drzwi do wnętrza Pentagonu.

– Już mi zapłacono – powiedział spokojnie, gdy chciała ofiarować mu jeden z nielicznych pozostałych jej banknotów. Uśmiechnęła się do niego, zadowolona, że doświadcza uprzejmości od Amerykanina.

Czas spędzony w samochodzie był jednak tylko ciszą przed burzą. Żadne dotychczasowe doświadczenia nie przygotowały jej do widoku wnętrza Pentagonu podczas wojny. Wszyscy ludzie gonili tam i z powrotem, maszyny coś drukowały, ludzie wykrzykiwali rozkazy, z radia głośno płynęły wiadomości. Zatrzymała się przy jakimś biurku i spytała o generała Brooksa.

– Tam – powiedziała kobieta, w której ustach tkwił ołówek. – Niech pani spyta tam.

Aria przeszła korytarzem i ponownie spytała o generała.

– Nie jestem jego sekretarką – burknął mężczyzna. – Nie wie pani, że jest wojna?

Aria pytała pięć osób i każda odsyłała ją do następnej. Dwa razy ruszała jakimś korytarzem i strażnik zaczynał mierzyć do niej z pistoletu. Ktoś kazał jej przyjść za tydzień. Kto inny kazał jej wrócić po wojnie. Jeszcze kto inny złapał ją za ramię i wyprowadził na parking.

Wygładziła kostium i kapelusz, po czym wróciła do wnętrza. Jeśli Amerykanie nie chcieli usłyszeć prawdy, to należało ich zainteresować czymś zmyślonym. Wyszła na sam środek najbardziej zatłoczonego pomieszczenia i powiedziała normalnym głosem:

– Jestem niemieckim szpiegiem, ale zdradzę moje tajemnice tylko generałowi Brooksowi.

Ludzie jeden po drugim przerywali swojo zajęcia i wlepiali w nią wzrok.

Po sekundzie śmiertelnej ciszy rozpętało się piekło. Otoczyli ją żołnierze z bronią gotową do strzału, którzy wypadali z wszystkich możliwych korytarzy.

– Nie dotykajcie mnie – wykrzyknęła, gdyż mężczyźni wyciągali do niej ręce próbując ją złapać.

– Wiedziałam, że jest Niemką, od pierwszej chwili, jak ją zobaczyłam. – Aria usłyszała głos jakiejś kobiety.

Pociągnięto ją długim korytarzem. Ludzie wytykali głowy z pomieszczeń znajdujących się po drodze, żeby na nią popatrzeć. Aria była zadowolona, że kapelusz zasłonił jej połowę twarzy. Nigdy więcej nie wyjadę z Lankonii, przysięgła sobie w duchu. Minęły wieki, nim żołnierze posadzili ją w końcu na krześle.

– No, to popatrzmy na nią – powiedział ktoś bardzo rozeźlony.

Aria uniosła głowę i zsunęła kapelusz na tył głowy. Ujrzała generała Brooksa.

– Jak to miło znowu pana zobaczyć, generale – odezwała się, jakby spotkali się na uroczystym przyjęciu, i wyciągnęła do niego rękę.

Generał Brooks wytrzeszczył oczy.

– Wszyscy wyjść! – nakazał żołnierzom stłoczonym w pokoju.

– Ona może być niebezpieczna – powiedział mężczyzna celujący do Arii z paskudnego czarnego pistoletu.

– Jakoś sobie z nią poradzę – odrzekł sarkastycznie generał. Gdy zostali sami, zwrócił się do Arii. – Witam waszą wysokość. – Ujął jej dłoń, leciutko dotykając palców. – Ostatnio, jak słyszałem, wasza wysokość była w Wirginii.

– Nie ja, tylko ktoś bardzo do mnie podobny.

Generał przyglądał jej się długą chwilę.

– Każę podać herbatę i porozmawiamy.

Aria zjadła wszystko, co było na tacy, potem przyniesiono lunch, a generał wciąż zadawał jej pytania. Kazał jej opisać ich spotkanie w Lankonii z dokładnością niemal co do minuty. Chciał wiedzieć absolutnie wszystko, co mogłoby dać mu pewność, że ma do czynienia z prawdziwą lankońską księżniczką.

O drugiej generał zaprowadził ją do saloniku, w którym mogła trochę odpocząć. O wpół do czwartej wprowadzono ją do sali, gdzie czekało już czterech generałów oraz dwóch ludzi w cywilnych ubraniach. Musiała opowiedzieć jeszcze raz wszystko do początku.

Przez cały ten czas nie okazywała zniecierpliwienia, złości, zmęczenia. Rozumiała powagę sytuacji. Gdyby ci ludzie jej nie uwierzyli i w związku z tym odmówili pomocy w powrocie do ojczyzny, straciłaby wszystko. Tożsamość, lud, który kochała, i swoje poczucie przynależności do narodu. A Lankonia miałaby fałszywą królową, kobietę zżeraną zazdrością, która na pewno chciała czegoś innego niż dobro Lankonii.

Aria usiadła wyprostowana i odpowiedziała na pytania. A potem znowu i znowu.

O dziesiątej wieczorem odesłano ją pod strażą do hotelu. Kobieta w mundurze przygotowała dla niej kąpiel i, z czego Aria świetnie zdawała sobie sprawę, zabrała się do przeszukiwania jej nowych rzeczy. Aria siedziała więc w wannie, póki skóra nie zaczęła jej się marszczyć, żeby dać kobiecie jak najwięcej czasu. O północy mogła wreszcie położyć się do łóżka.