– Jestem ci wdzięczna za to, co zrobiłeś – odezwała się.
– Czyli za co?
Za ten piekielny, namiętny, dziki pocałunek, odpowiedziała w myślach.
– Czy Cleo tobie również suszyła głowę?
– Suszyła głowę? Za co? – Był kompletnie zagubiony.
– Zamartwiała się, że jesteśmy zbyt mało czuli w stosunku do siebie. Przecież mamy niedługo się pobrać. Sądziłam, że kiedy byłam pod prysznicem, wspomniała ci o tym.
Więc to z tego właśnie powodu jej odpowiedź na pocałunek była tak… żywa? A on, naiwny, sądził, że…
Chciała tylko przekonać siostrę, że naprawdę są zaręczeni, nic więcej.
Czego jednak się spodziewał? Że Purdy rzuci mu się w ramiona? Ona, która jest śmiertelnie zakochana w Rossie?
– Cóż, sam miałem pewne wątpliwości. – Skoro Purdy znalazła sobie tak zgrabne wytłumaczenie, dlaczego miałby z niego nie skorzystać? – Wolałem podjąć pewne kroki, zanim Cleo naprawdę zacznie nas podejrzewać. Zdaje się, że poszło nam całkiem nieźle.
– O, tak. Dobrze znam swoją siostrę i wiem, że po tym przedstawieniu pozbyła się wszelkich wątpliwości.
Ponownie zapadła cisza. Rozmowa zamarła. Powoli! Ostrożnie! – huczało w głowie Purdy. Pamiętaj, tylko nie zrób z siebie idiotki. Pamiętaj o Kathryn. Pamiętaj o Rossie. Zapomnij o pocałunku. To tylko gra.
Mieszkanie wydawało się puste i obce. Pozostało im tylko wziąć prysznic i położyć się spać. Tak jak każdego wieczoru.
Purdy jednak wiedziała, że ten wieczór nie był jak poprzednie. Jeden pocałunek wszystko zmienił. Nie była w stanie położyć się do łóżka i czekać, aż Nat zrobi to samo. Do tej pory kładli się obok siebie jak przyjaciele, lecz teraz atmosfera się zagęściła.
Długo stała pod prysznicem, odwlekając nieuniknioną chwilę. Wreszcie włożyła koszulę nocną i szykowała się do opuszczenia łazienki. Zerknęła na swoje odbicie w lustrze.
Skrzywiła się z dezaprobatą. Zwyczajna, szara dziewczyna, zwyczajna, bezkształtna koszula. Ot, takie nic. Ale czy nie o to właśnie chodziło?
Kłopot tylko w tym, że ta banalna koszula będzie jedyną barierą odgradzającą ją od Nata…
Stop! Dosyć tego. Pójdzie tam, położy się, zamknie oczy i zaśnie. Jak każdej nocy. Musi się tylko uspokoić.
Tylko jak to wykonać?
Nat już leżał, kiedy weszła do pokoju. Nie zapalając światła, położyła się na swojej części łóżka. Dziwne, ale nagle stało się jakby mniejsze.
Cicho przekręciła się na bok. Nat chyba już zasnął i starała się go nie obudzić.
Przekręciła się na drugą stronę. Później jeszcze raz i jeszcze raz.
Było jej to gorąco, to zimno.
Lepiej by było, gdyby zostali na przyjęciu.
Jednak wsłuchując się w spokojny, miarowy oddech Nata, powoli zrelaksowała się, powieki zaczęły opadać.
Prawie już spała, gdy nagle poczuła jakiś ciężar na brzuchu. Och, nie wystraszyła się, bo było to bardzo przyjemne doznanie.
To była ręka Nata. Po chwili cały się wtulił w Purdy, z lekka pochrapując.
Purdy zamruczała coś przez sen, odwróciła się w jego stronę i wczepiła się w niego jak kociak. Teraz dopiero mogła zasnąć na dobre.
Jednak po niedługim czasie otrzeźwił ją dotyk warg Nata na jej szyi. Półprzytomny, z przymkniętymi oczami, przesuwał swe usta niżej i niżej, wtulając się słodko w jej piersi i tam się zatrzymał.
Purdy jęknęła cichutko. Nie mając odwagi drgnąć, by nie zbudzić go ze snu, ponownie przymknęła powieki.
Zapadła w sen pełen marzeń.
Ostry, hałaśliwy dźwięk dobiegł ich uszu, w chwili kiedy Cleo otwierała bramę wejściową.
– Angus – wyjaśniła Purdy. – Ukochany piesek mamy. Całkowicie poza kontrolą.
Siostry ze swymi narzeczonymi przybyły z wizytą do rodziców.
Dzisiejszy dzień należał do bardzo udanych. Spędzili go w towarzystwie Williama i Daisy. Bliźniaki były tak urocze, że Purdy z wielkim żalem je żegnała.
Szczęśliwie Nat zdawał się nie pamiętać, co wydarzyło się w nocy. Zachowywał się jak każdego innego dnia, czyli spokojnie i uprzejmie. Purdy przyjęła to z ulgą.
Zresztą wraz z upływem czasu coraz bardziej nabierała pewności, że nocny incydent tylko jej się przyśnił. A może jednak nie? Wreszcie postanowiła, że nie będzie się w to wgłębiać. Marzenia senne mówią o naszych pragnieniach, które chcielibyśmy zrealizować na jawie. Więc czy jawa, czy sen, tak źle, a tak jeszcze gorzej.
Kiedy matka Purdy otworzyła drzwi, hałaśliwy terier wyskoczył za próg i z zapałem zaczął witać gości, kompletnie ignorując upomnienia swojej pani.
– Wszystko, co możemy zrobić, to przeczekać – odezwała się gospodyni. – Kiedyś wreszcie mu się znudzi.
Nat spojrzał na ujadające zwierzę.
– Cisza! – krzyknął stanowczo.
Zaskoczony pies przerwał na chwilę, zaraz jednak znów zaczął zajadle szczekać.
Nat pochylił się nad Angusem i spojrzał mu w oczy.
– Cisza! – powtórzył. O dziwo, tym razem terier zamilkł na dobre. – Dobry pies. A teraz siad!
Pies usiadł jak trusia, nasłuchując dalszych poleceń.
Efekt był piorunujący. Angus zyskał w rodzinie i wśród znajomych sławę kompletnie niereformowalnego stworzenia, lecz oto znalazł się jego pogromca. Nat pogłaskał go pieszczotliwie za uszami, a terier przyjaźnie zamachał ogonem.
– Dobry pies – powtórzył Nat. – Dobry pies.
– No, no! – zawołała z podziwem matka Purdy. – Wprost niesamowite. Angus poskromiony! Ten dzień przejdzie do historii. Proszę, wejdź do środka, Nat. Marisa nie może się doczekać, żeby cię poznać.
– Gratulacje! – szepnęła Cleo do Purdy. – Mama jest już kupiona. Jeśli Nat poradził sobie z jej ukochanym Angusem, to znaczy, że potrafi wszystko.
Kiedy wreszcie znaleźli się w środku, Cleo odezwała się ponownie.
– Wyobraźcie sobie, Nat zreperował okno w mojej łazience. To okno, za które nikt nie chciał się wziąć. – Z satysfakcją rozejrzała się po zebranych. – A on po prostu wszedł, pociągnął i okno otwiera się bez problemu. Nie wyobrażam sobie nawet, ile musiałabym się nasłuchać od Aleksa, zanim w ogóle by się za nie zabrał. – Cicho dodała, zwracając się do Purdy: – Zaczynam rozumieć, dlaczego Nat wydaje się taki atrakcyjny. Obserwowałam go na przyjęciu. To niesamowite, ale oczarował wszystkich. Przystojny, spokojny, dowcipny, bystry, uprzejmy… no i ten jego uśmiech!
– Wiem – potwierdziła Purdy.
– Ciociu Purdy! Ciociu Purdy!
Katie i Ben, dzieci jej najstarszej siostry, Marisy, już pakowały się jej na kolana. Przed wyjazdem do Australii spędzała z nimi dużo czasu i teraz z radością witały się z ukochaną ciocią. Wzruszona Purdy przytuliła je czule i ucałowała.
Katie i Ben byli w siódmym niebie. Uczepiwszy się jej włosów, wdrapywali się na nią i spadali, zanosząc się od śmiechu. Jednocześnie jedno przez drugie opowiadali, co wydarzyło się w ich życiu podczas nieobecności cioci.
Nat przyglądał się tej scenie w niemym zachwycie. Widząc Purdy, potarganą i wytarmoszoną, ale szczęśliwą i roześmianą, wprost nie mógł oderwać od niej wzroku. Pewien był, że nigdy nie była tak piękna jak podczas tej rodzinnej scenki.
– Popatrz, co one z tobą zrobiły! – Marisa podeszła do Purdy, całując ją z uśmiechem i próbując wprowadzić jako taki porządek na jej głowie. – Dzieci, to jest Nat. Ciocia i Nat zamierzają się pobrać.
Nim zdążyła dodać, że dzieci potrzebują trochę czasu, by oswoić się z nieznajomym, Ben śmiało zbliżył się do Nata i chwycił go za rękę.
– Dlaczego chcesz być mężem cioci Purdy? – zapytał. Zaskoczona Purdy zdusiła okrzyk dłonią.
– Ponieważ jestem w niej zakochany – spokojnie wyjaśnił Nat.
– Dlaczego? – nie dawał za wygraną chłopiec. Jedno spojrzenie w kierunku Purdy wystarczyło, by znać odpowiedź. Tym razem jednak Nat postanowił być bardziej powściągliwy.
– Nie obraź się, jesteś mądrym chłopakiem, ale musisz troszkę podrosnąć, żeby to zrozumieć.
– A co trzeba robić, kiedy jesteś w kimś zakochany?
– Ben próbował z innej beczki.
– Nic. Jesteś zakochany i już. To wszystko.
– Ale dlaczego? Coś przecież trzeba robić? Phil, ojciec Bena, postanowił przyjść z pomocą.
– Jak się jest zakochanym, to trzeba od czasu do czasu pocałować dziewczynkę A ty tego nie lubisz, prawda, synu?
– Jasne, że nie! – Ben wykrzywił twarz z udawaną odrazą. Jako sześciolatek, wchodził właśnie w wiek, kiedy publiczne okazywanie uczuć budziło jego zdecydowany sprzeciw.
– Przepraszam, Ben. – Purdy nie mogła powstrzymać śmiechu. – Powinnam była o tym pamiętać. Obiecuję, że nie pocałuję cię już nigdy więcej!
– Ty możesz, ciociu Purdy – odpowiedział z powagą.
– Lubię, jak mnie całujesz. Tak ładnie pachniesz.
– Właśnie – wtrącił Nat, nie spuszczając wzroku z twarzy Purdy. – I o to właśnie chodzi. Teraz już rozumiesz, dlaczego chcę poślubić waszą ciocię.
– Aaa… – skwitował przeciągle Ben, ignorując śmiech zebranych. – Czy chcesz obejrzeć moją kolekcję samolotów?
– Nie, Ben, nie teraz. – Marisa stanowczo wkroczyła do akcji. – Pora spać.
Dzieci zmarkotniały, jednak zaraz się rozpogodziły, gdy Purdy i Nat obiecali, że poczytają im do snu.
Na górze, w pokoiku, który teraz zajmowały dzieci, a kiedyś Purdy, ogarnęło ją dziwne onieśmielenie. Wsłuchana w głos Nata, który czytał fragment jakiejś bajki, poczuła się dziwnie obco i samotnie. Świadomość, że jej związek z Natem to tylko chwilowa komedia, odbierała jej całą radość. Za wszelką cenę musiała pamiętać o Kathryn. I o Rossie, rzecz jasna.
– Ciociu Purdy, ty drżysz – ze strachem szepnęła Katie.
– Nie, nie, kochanie, to nic – uspokoiła ją, starając się nie patrzeć na Nata. – Trochę zmarzłam, to wszystko.
Kiedy dzieci zasnęły, Nat i Purdy zeszli na dół. Czekano już na nich z szampanem i po chwili wzniesiono toast za szczęście Cleo i Aleksa. Narzeczeni podziękowali długim, namiętnym pocałunkiem.
Ku przerażeniu Purdy, Cleo wzniosła następny toast:
– Wypijmy również za pomyślność mojej siostrzyczki i Nata!
"Słodkie kłopoty" отзывы
Отзывы читателей о книге "Słodkie kłopoty". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Słodkie kłopoty" друзьям в соцсетях.