– Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, jaką pokrętną neurotyczną drogą doszłaś do tego wniosku?

Czasem, szczególnie ostatnio, Adriana doprowadzała go do rozpaczy. Tyle spraw ją niepokoiło, wobec tylu osób czuła się do czegoś zobowiązana: wobec niego, dziecka, nawet wobec tego przeklętego Stevena.

– Nie chcę, żebyś się ze mną ożenił, bo tobie się wydaje, że jesteś mi coś winien, że trzeba mi pomóc, że dziecko powinno mieć ojca… Wyjdę za ciebie, jeżeli naprawdę będziesz tego chciał, a nie teraz, kiedy podejmujesz taką decyzję z całkiem innych pobudek.

– Mówił ci ktoś, że jesteś nienormalna? Atrakcyjna, piękna kobieta o świetnych nogach, ale kompletna wariatka. Proszę, żebyś za mnie wyszła nie dlatego, że z jakichś względów poczuwam się do tego obowiązku. Tak się składa, że od pół roku do szaleństwa cię kocham, a może tego nie zauważyłaś? Popatrz na mnie: to ja, facet, z którym mieszkasz od lata, którego dziecko uratowałaś i którego obaj synowie uważają, że potrafisz czynić cuda.

Jego słowa sprawiły Adrianie wielką przyjemność, mimo to powtórzyła:

– Tak nie można.

– Dlaczego?

– To nie w porządku wobec dziecka.

Spojrzał na nią gniewnie. Słyszał ten argument już wcześniej i bardzo mu się nie podobał.

– Coś mi się zdaje, że w gruncie rzeczy chodzi o to, że to nie w porządku wobec Stevena, prawda?

Po chwili wahania skinęła głową. Czuła, że byłego męża też musi ratować przed nim samym.

– Przecież on nie wie, z czego rezygnuje. Zanim zamknę przed nim wszystkie furtki, muszę dać mu szansę, żeby po urodzeniu dziecka mógł swoje decyzje jeszcze raz przemyśleć.

– Najwyraźniej prawo jest innego zdania. Adriano, spójrz na te dokumenty. Stevena nic już z dzieckiem nie łączy.

– Prawnie nie, ale moralnie?…

– Chryste, sam już nie wiem, co mówić. – Wstał z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju, przyglądając się jej z uwagą. Raz omal nie wywrócił się na koszyku. – Wiem tylko jedno: oddałem ci wszystko, serce, ciało, co tylko chciałaś, bo kocham ciebie i dziecko. Nie muszę go widzieć, żeby mieć pewność, czy mi się podoba. Nie muszę sprawdzać temperatury moich uczuć, kiedy się urodzi. Dziecko, ty i ja to dokładnie to, czego zawsze pragnąłem. Chcę się z tobą ożenić i być przy tobie, przy was obojgu, na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie, na zawsze… Przez ostatnie siedem lat za bardzo się bałem, żeby komukolwiek to ofiarować. Nawet bałem się o tym myśleć. Mówiłem ci, nie chciałem po raz drugi cierpieć z powodu rozwodu i rozstania z dziećmi. To dziecko nie jest moje, jest jego, co bez przerwy mi powtarzasz, ale kocham je tak, jakby było moje, i chcę z nim być. Nie gram z tobą w żadne gierki. Nie zamierzam czekać, aż Stevenowi wróci rozum i odbierze mi to, co zdążyłem pokochać. Uważam, że tego nie zrobi, i też ci to już powiedziałem. Ale nie mam ochoty wiecznie trzymać moich drzwi otwartych na wypadek, gdyby przypadkiem zmądrzał albo znudził się swoimi panienkami i raczył wrócić do ciebie i dziecka… Adriano, ja nie chcę, żeby Steven do ciebie wrócił, ale jeśli oboje chcecie ze sobą być, lepiej szybko się zdecydujcie. Nie zamierzam żyć w zawieszeniu. Chcę się z tobą ożenić, zaadoptować twoje dziecko, które nosiłaś przez dziewięć miesięcy i którego kopanie czułem. Nie pociąga mnie życie z wiecznie otwartym sercem. Skoro więc mówimy o tym, co jest w porządku, a co nie, porozmawiajmy o czasie. Jak długo według ciebie powinienem być w porządku wobec Stevena?

– Nie wiem… – Słowa Billa wywarły na Adrianie duże wrażenie. Kochała go bardziej niż kiedykolwiek i pragnęła natychmiast za niego wyjść, ale czuła, że musi czekać. Jednakże Bill miał rację: nie mogła od niego wymagać, by czekał w nieskończoność.

– Jaki okres będzie właściwy? Tydzień? Miesiąc? Rok?… Chcesz dać Stevenowi miesiąc po porodzie, a potem upewnić się przez adwokatów, że w dalszym ciągu nie życzy sobie kontaktu z dzieckiem? Czy to dobre rozwiązanie? – mówił wzburzony Bill. Starał się „być w porządku”, choć postawa Adriany doprowadzała go do szaleństwa.

– Nie zamierzam do niego wrócić – odpowiedziała.

Tej decyzji była pewna, aczkolwiek bywały chwile, kiedy Bill zaczynał w to wątpić. Z niepokojem słuchał, gdy mówiła, jak powinna się względem Stevena zachować. Kobiety mają dziwny stosunek do mężczyzn, którzy są ojcami ich dzieci, lepiej ich rozumieją, dają im większy margines swobody. Mężczyźni tak nie postępują, gdyż w gruncie rzeczy nigdy do końca nie mogą być pewni swojego ojcostwa. Kobiety są w innej sytuacji. One wiedzą. Bill zastanawiał się, czy Adriana zawsze będzie się czuła poprzez dziecko związana ze Stevenem. Miał nadzieję, że nie, choć na to pytanie także jeszcze nie potrafiła udzielić odpowiedzi.

– Chodzi mi tylko o dziecko, Bill… Tylko o nie…

– Wiem, kochanie, ale czasami mnie przerażasz. – Ze łzami w oczach usiadł obok niej na łóżku. – Kocham cię.

– Ja ciebie też – odparła miękko, gdy ją pocałował.

– W takim razie miesiąc, dobrze? Damy temu draniowi miesiąc po urodzeniu dziecka na zmianę decyzji, a potem na zawsze o nim zapomnimy. Umowa stoi?

Adriana skinęła głową. Propozycja Billa wydała jej się rozsądna. Dawał Stevenowi więcej, niż ten zasługiwał. W końcu podpisał przecież dokumenty, w których zrzekł się dziecka… Zrzeczenie się praw rodzicielskich, rozwiązanie małżeństwa – to brzmiało niemal jak morderstwo i w pewnym sensie nim było. Omal nie zabił jej swym postępowaniem. A Bill ją uratował. Już samo to wystarczy, żeby do końca życia była mu wdzięczna. Prawdę mówiąc zawdzięczała mu znacznie więcej, mimo to… Steven był jej mężem. Cholernie to wszystko skomplikowane, myślała. Wobec którego ma większe zobowiązania? Wobec Billa, skoro w trudnych chwilach był przy niej?… Ale przecież… Nienawidziła siebie za to uczucie rozdarcia. W jej sercu był tylko jeden, lecz w umyśle zawsze obaj. I na tym właśnie polegał problem.

W końcu ustalili z Billem miesięczny termin, który Adriana uznała za wystarczający. Potem ich drzwi na zawsze zamkną się przed Stevenem. Nie będzie mógł wrócić ani do niej, ani do dziecka. Jeszcze o tym nie wiedział, lecz Adriana ofiarowała mu czas i możliwość wyboru, których wcale nie pragnął.

– I potem wyjdziesz za mnie? – nastawał Bill. Adriana potaknęła z uśmiechem. – Na pewno?

Znowu potaknęła, po czym spojrzała na niego poważnie.

– Najpierw muszę ci coś wyznać – szepnęła.

– Cholera!… Co znowu? – Szalał z niepokoju. Miał za sobą ciężki wieczór i był zmęczony.

– Okłamałam cię – kontynuowała, z trudem wytrzymując jego spojrzenie.

– W jakiej sprawie?

Ledwo dosłyszał jej wypowiedzianą szeptem odpowiedź.

– Tak naprawdę nie jestem dziewicą.

Na długą chwilę zapadła cisza, wreszcie Bill z ogromną ulgą wykrzyknął:

– Rozpustnica!

Adriana siłą powstrzymała chichot. A potem Bill, wbrew sobie, wiedząc, że znów będzie miał wyrzuty sumienia, objął Adrianę i kochał się z nią.

Noc przespali spokojnie, przytuleni do siebie.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

W pierwszy dzień Bożego Narodzenia Adriana miała wolne, poranek więc spędziła w łóżku, na zmianę drzemiąc i gwarząc z Billem. Kwadrans po dziewiątej jego synowie, tryskający energią i radością, zadzwonili ze Stowe, gdzie razem z matką spędzali święta. Po rozmowie z nimi Adriana z uśmiechem złożyła Billowi świąteczne życzenia, po czym oboje pospieszyli do kryjówek, gdzie czekały prezenty. Wrócili objuczeni kolorowymi paczuszkami. Podarunki dla Adriany zostały zapakowane w sklepie, dla Billa zaś Adriana zapakowała własnoręcznie ze zręcznością podobną do tej, jaką wykazywała w kuchni. Mimo to Billowi wszystko bardzo się podobało. Nie posiadał się z radości na widok telefonu i telewizora, a sweter natychmiast włożył pod baseballową kurtkę z czerwonej skóry, którą dwa dni wcześniej Adriana kupiła na Melrose.

Ona z równym entuzjazmem przyjęła prezenty od niego. Dostała piękną suknię z zielonego zamszu od Giorgia, czarną torbę z aligatora od Hermesa, którą podziwiała, ilekroć mijali sklep, zabawne różowe pantofle w melony, trzy śliczne koszule nocne i szlafrok. Kupił jej ponadto mnóstwo drobiazgów: złoty łańcuszek na klucze, stare pióro, śmieszny zegarek w kształcie Myszki Miki, tomik poezji opisujący wszystkie uczucia, jakimi darzyła Billa. Kiedy skończyła odpakowywać prezenty, płakała już otwarcie. Jej reakcja bardzo go zachwyciła. Zniknął na chwilę i wrócił z paczuszką zawiniętą w turkusowy papier i przewiązaną białą wstążką.

– Och, nie, już dość! – Adriana ukryła twarz w czarnych skórzanych rękawiczkach, które Bill kupił jej u Gucciego. Na każdej widniał czerwony łuk. – Przesadzasz!

– Owszem – uśmiechnął się. – To się już nie powtórzy. Ale do diabła, czemu tego nie otworzysz? – Adriana z obawą wpatrywała się paczuszkę. Instynkt jej podpowiadał, że to nie byle drobiazg. – Dalej, nie bądź takim tchórzem…

Drżącymi palcami odwiązała wstążkę. Wewnątrz znalazła tekturowe pudełko w tym samym kolorze co papier z napisem „Tiffany”, w nim zaś kasetkę z czerwonego zamszu. Bardzo wolno ją otworzyła. Na widok brylantowej obrączki wstrzymała oddech. Długą chwilę wpatrywała się w nią z wielkim podziwem.

– No, głuptasku. – Bill łagodnie odebrał jej pierścionek. – Włóż na palec, sprawdź, czy pasuje.

Ręce nieco jej obrzmiały, musiał więc domyślić się rozmiaru. Kiedy wsunął obrączkę na jej palec, okazało się, że pasuje jak ulał.

– Boże… och, Bill… – Patrzyła na niego z niedowierzaniem, a po jej policzkach wolno spływały łzy. – Jest przepiękny, ale…

Dopiero co powiedziała mu, że jeszcze nie jest gotowa, by za niego wyjść, i oto otrzymała ślubną obrączkę, jaką mało która kobieta dostaje po dwudziestu latach małżeństwa. Adriana wiedziała, że Billa stać na taki wydatek. Był co prawda dyskretny w sprawach finansowych, lecz jego serial po raz kolejny nagrodzono i przynosił coraz większe zyski.

– Pomyślałem, że powinnaś wzbudzać szacunek, kiedy pójdziesz do szpitala. To właśnie jest pierścionek zaręczynowy, ale bardziej mi się podobał niż te z ogromnym kamieniem, a poza tym – patrzył na nią nieśmiało – wygląda jak obrączka. Jak się pobierzemy, dostaniesz prostą złotą obrączkę… Jeśli będziesz chciała.