– Co to ma znaczyć?

Pytanie było retoryczne, doskonale bowiem wiedział, że okłamała matkę co do Stevena.

– Nie ma sensu jej niepokoić. W mojej rodzinie nie było dotąd rozwodów, a poza tym, na litość boską, są święta.

– Adriano, on odszedł pół roku temu. Miałaś sporo czasu, żeby jej powiedzieć. – Nagle przez myśl przeszło mu pewne podejrzenie. – A powiedziałaś jej o dziecku? – Gdy przecząco potrząsnęła głową, usiadł na krześle, nie spuszczając z niej wzroku. – W co ty grasz? Dlaczego go ochraniasz?

– Nie ochraniam… – W jej oczach znowu pojawiły się łzy. – Po prostu nie chcę z nią o tym rozmawiać. Nie powiedziałam jej na początku, bo myślałam, że Steven wróci, a teraz sytuacja zrobiła się niezręczna. Nie chcę, żeby na mnie naciskali. Zawsze mają do mnie pretensje. Powiem jej później. – Nie potrafiła mu wytłumaczyć, że jej stosunki z rodziną nie układają się najlepiej.

– Kiedy? Po urodzeniu trzeciego dziecka?… Albo jak to skończy szkołę?… Może powinnaś jakoś ją przygotować, zanim do tego dojdzie?

– Co według ciebie mam powiedzieć? Nigdy nie byłam z nią blisko. Nie mam ochoty o tym z nią rozmawiać.

– Możesz powiedzieć, że spodziewasz się dziecka.

– Dlaczego? – Adriana zdawała sobie sprawę, że to bardzo głupie pytanie.

– Na co ty czekasz? – Patrzył jej prosto w oczy nieruchomym wzrokiem i Adrianę po raz pierwszy ogarnął strach. Bill wyglądał na dotkniętego, ale też rozgniewanego. – Czekasz, aż on wróci, żeby wszystko znowu ładnie wyglądało? – Trafił w czuły punkt.

– Może tak było na początku… A teraz to wszystko jest tak cholernie skomplikowane!… Od czego mam zacząć?

– Kiedyś będziesz musiała… – zauważył Bill, w myślach dodając: Chyba że Steven wróci. Nie miał ochoty zaczynać wszystkiego od początku. – Słuchaj, to jest twoje życie, twoi rodzice, ale nie potrafię cię zrozumieć.

– Czasami ja siebie też nie rozumiem – wyznała. – Przykro mi, Bill. Po jego odejściu wszystko tak się poplątało… Nikomu o tym nie mówiłam, bo najpierw się wstydziłam, potem było za późno, a teraz sytuacja zrobiła się dziwaczna. Do diabła, połowa ludzi u mnie w pracy myśli, że zdradzam męża.

Uśmiechnęła się. Bill przyciągnął ją do siebie.

– Czasami doprowadzasz mnie do szaleństwa, ale może dlatego tak cię kocham.

– I dlatego Harry kocha Helen, która była najlepszą przyjaciółką… – wybuchnęła śmiechem, a Bill trzepnął ją ścierką do naczyń.

– Przestań! To zaczyna przypominać Biblię.

– Tak mi przykro, Bill. Czasami zamieniam swoje życie w kompletny chaos.

– Wcześniej czy później wszystko uporządkujemy – oświadczył Bill z przekonaniem, wierząc, że istotnie kiedyś to nastąpi.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

Świąteczny weekend minął im za szybko. Teraz, gdy chłopcy wiedzieli już, że Adriana zamieszkała z Billem i spodziewa się dziecka, nie brakowało im tematów do rozmowy. Zwłaszcza Adama fascynował jej stan. Chcąc sprawdzić, czy dziecko się rusza, położył kiedyś dłoń na jej brzuchu, a poczuwszy kopnięcia, zwrócił na nią oczy szeroko otwarte z zachwytu.

– Miłe, prawda? – Bill uśmiechnął się do obojga, jego bowiem w takich razach także ogarniał podobny zachwyt.

Potem poszli do parku pograć w piłkę z chłopcami, których przed wyjściem z domu bardzo rozbawiło, że Adriana pomimo usilnych starań nie potrafi zawiązać sobie tenisówek.

– Wydaje mi się, że jestem oparta o piłkę plażową.

– Ja też – szepnął Bill, klękając, by jej pomóc. Ciągle jeszcze kochali się, gdy mieli czas i dość energii. Z tego samego powodu, który uniemożliwiał jej zawiązanie butów, naraz ich miłosne zmagania stały się dla obojga wyzwaniem. – Wiesz? Coś takiego mogło się tylko mnie przytrafić.

Skończył wiązać sznurowadła i usiadł na podłodze, śmiejąc się głośno. Adriana patrzyła nań znad swego olbrzymiego brzucha.

– Co mianowicie?

– Że zakochałem się w kobiecie, która jest w ósmym miesiącu ciąży.

Zachichotała, także dostrzegając komizm sytuacji. Z całą pewnością ich zaloty należały do raczej wyjątkowych.

– Powinieneś to wykorzystać w serialu. Może Harry porzuci Helen, a ona znajdzie sobie kogoś innego? – zaproponowała wesoło, wkładając jeden z jego swetrów.

– Nikt by w to nie uwierzył – wyszczerzył się Bill.

Następnego dnia chłopcy odjechali i dom znowu wydawał się bez nich pusty i cichy. Jednakże ani Adriana, ani Bill nie mieli wiele czasu na tęsknotę. W redakcji wiadomości atmosfera stawała się coraz bardziej gorączkowa, obsada serialu zaś przed Bożym Narodzeniem wpadała zwykle w większe niż normalnie podniecenie, najwyraźniej nie potrafiąc sobie poradzić ze stresami we własnym życiu, na które nakładały się filmowe tragedie. Adriana ponadto przygotowywała pokój dziecinny. Wieczorami, pomiędzy jednym a drugim wydaniem wiadomości, szyła firanki do łóżeczka lub zastanawiała się, jak zawiesić zasłony.

– Daj, ja to zrobię! – przeganiał ją z drabiny Bill, sam też zmagał się ze złożeniem łóżeczka. W takich razach spojrzawszy sobie w oczy, wybuchali śmiechem, coraz bardziej podnieceni przygotowaniami.

Synowie Billa dzielnie im sekundowali, chociaż na odległość. Bardzo się cieszyli, że będą mieli brata albo siostrę. Telefonując, zawsze najpierw pytali, czy dziecko już się urodziło, aż w końcu Bill przyrzekł im, że dowiedzą się pierwsi.

Po Święcie Dziękczynienia Adriana i Bill wzięli udział w pierwszych zajęciach szkoły rodzenia. Adriana wyszukała szpital, w którym zajęcia rozpoczynały się akurat po wieczornych wiadomościach. Znaleźli się w grupie kilkunastu par, w większości oczekujących pierwszego dziecka. Adriana czuła się nieswojo, zmuszona do wykonywania ćwiczeń w pokoju pełnym obcych, jednakże Bill i doktor Bergman twierdzili, że jej to pomoże.

– W czym? – kłóciła się z nim w drodze do szpitala, jedząc kanapkę z indykiem, który został z lunchu, i korniszony. Po zajęciach musiała wracać do pracy, gdyż czekało ją ostatnie wydanie wiadomości. – Dziecko i tak jakoś tam wyjdzie, niezależnie od tego, czy będę robić wdechy i wydechy czy nie – perorowała, dla niej bowiem szkoła rodzenia sprowadzała się wyłącznie do nauki oddychania.

– Będziesz bardziej rozluźniona – odparł spokojnie Bill.

Spojrzała na niego niemal z zazdrością.

– Robiłeś to z Leslie? – Zaczynało ją drażnić, że Bill przez to wszystko już przeszedł i więcej wie o tajemnicach ciąży i rodzenia niż ona.

Bill nie lubił porównywania swej przeszłości z teraźniejszością. To, co obecnie przeżywał, różniło się od wszystkich związków, jakie miał za sobą, było zupełnie wyjątkowe.

– Tak… w pewnym sensie… – odparł wymijająco i nadal utrzymywał, że warto chodzić na te zajęcia.

– Chyba jednak wolałabym rodzić w domu.

Adriana to często powtarzała, lecz Bill nie pozwolił jej nawet myśleć o takiej ewentualności.

Zaparkowali, weszli do szpitala i śladem kilku kobiet w zaawansowanej ciąży dotarli na trzecie piętro, gdzie wszyscy zgromadzili się ze swymi – jak to określiła prowadząca zajęcia – „wielkimi nieznajomymi”. Poproszono ich, by usiedli na pokrywających podłogę matach do ćwiczeń i przedstawili się grupie. Wśród kobiet były dwie nauczycielki, pielęgniarka, dwie niepracujące dziewczyny, sekretarka, pracownica poczty, instruktorka pływania, wyraźnie w doskonałej kondycji, fryzjerka, muzyczka, stroicielka instrumentów muzycznych. Ich mężowie parali się równie zróżnicowanymi zajęciami. Adriana i Bill mieli najciekawsze zawody i niewątpliwie odnieśli największy sukces, lecz powiedzieli tylko, że pracują w telewizji w dziale produkcji, co na nikim nie zrobiło wrażenia. Jedyne, co łączyło tę grupę obcych sobie ludzi, to oczekiwanie na potomstwo. Nawet wiekiem od siebie bardzo odbiegali. Jedna z niepracujących dziewcząt miała dziewiętnaście lat i jeszcze uczyła się w college’u, pracownica poczty zaś skończyła czterdzieści dwa, a jej mąż pięćdziesiąt pięć i miało to być ich pierwsze dziecko. Pomiędzy nimi mieścili się ludzie dwudziesto- i trzydziestoletni o różnych posturach, tuszy i zainteresowaniach. Adrianę bardzo zaintrygowali, tak że więcej czasu poświęciła obserwowaniu ich niż ćwiczeniom. Wreszcie prowadząca ogłosiła „przerwę na kawę”. Panie piły wodę mineralną lub sodową, panowie herbatę albo kawę. Wszyscy sprawiali wrażenie dość podenerwowanych.

Instruktorka zapewniła, że jeśli będą wystarczająco długo ćwiczyć, techniki oddechowe bardzo im pomogą. Dla zilustrowania swego twierdzenia pokazała film przedstawiający poród siłami natury. Adriana widząc, jak kobieta na ekranie zwija się z bólu, mocno chwyciła Billa za rękę. To drugi poród tej kobiety, objaśniła instruktorka, stanowiący wielki postęp w stosunku do pierwszego, który, co z niesmakiem stwierdziła, miał charakter „lekarski”. Na filmie zarejestrowano każdy jęk i oddech rodzącej. Adrianie szczegółowy pokaz tego, co ją czeka, nie przyniósł ulgi. Rodząca wyglądała, jakby za chwilę miała umrzeć. Oddychała na przemian płytko i głęboko, potem parła tak mocno, aż jej twarz stawała się ciemnopurpurowa. W końcu rozległ się długi, wysoki lament, po którym nastąpiła seria przerażających jęków i krzyków. Wreszcie pomiędzy jej nogami pojawiła się mała czerwona twarzyczka. Kobieta śmiała się i płakała, a personel sali porodowej powitał jej córeczkę głośnym wiwatem. Położnica opadła na łóżko, uśmiechając się zwycięsko do rozpromienionego męża, który pomagał odcinać pępowinę. Na tym kończył się film, który ogromnie przeraził Adrianę. Bez słowa wrócili z Billem do samochodu.

– I co o tym myślisz? – zapytał spokojnie. Widział, że jest zdenerwowana, lecz dopiero wtedy zrozumiał jak bardzo, gdy spojrzała nań szeroko otwartymi ze strachu oczyma.

– Chcę przerwać ciążę.

Niemal się roześmiał, tak uroczo wyglądała. Ze współczuciem pocałował ją w policzek. Uważał, że realizatorzy filmu poszli trochę za daleko. Z pewnością istniały sposoby, by przedstawić cały proces jako mniej budzący grozę. Poza tym pokazywanie porodu kobietom będącym po raz pierwszy w ciąży, które instruktorka nazywała „pierwiastkami”, nie wydawało mu się najlepszym pomysłem.