– Czy ma pani jakieś problemy, pani Townsend? Rozumiem, że nie bez powodu dzwoniła pani do… do mojego klienta.

– Tak. Chciałam z nim porozmawiać.

Przez tę krótką chwilę, kiedy do niego telefonowała, miała chęć raz jeszcze zapytać, dlaczego tak z nią postąpił, dlaczego zabrał wszystkie rzeczy z mieszkania i dlaczego nie chce ich dziecka. Teraz, gdy się poruszało, było żywe, gdy je czuła i widziała zmiany w swoim ciele, tym trudniej było jej zrozumieć, jak mógł ich oboje tak po prostu odtrącić. Było to bez sensu, pragnęła zatem o tym porozmawiać. Miłość do Billa nie miała z tym nic wspólnego, Steven bowiem nie przestał być ojcem dziecka.

– Czy mogłaby pani mnie powiedzieć, jaki był powód pani telefonu? – Adwokat starał się być uprzejmy. Steven dał mu jasne instrukcje.

– Niestety, nie. To sprawa osobista.

– Przepraszam. – Zamilkł. Adriana po raz kolejny uświadomiła sobie, o co naprawdę chodzi.

– Steven nie zamierza ze mną rozmawiać?

Adwokat nie kwapił się do odpowiedzi, jego milczenie jednak było wystarczająco wymowne.

– Mój klient uważa – rzekł wreszcie – że dla obojga państwa byłoby to trudne, wziąwszy pod uwagę okoliczności.

Steven bał się, że Adriana wpadnie w histerię i będzie chciała go zmusić do uznania dziecka. Nie wiedział, że jego eks-żona mieszka z mężczyzną, który szczerze ją kocha i pragnie jej dziecka. Nie byłby w stanie tego zrozumieć.

– Czy ma pani jakiś problem z ciążą? – indagował adwokat. – Czy to ma związek z panem Townsendem, mimo że zrzekł się praw rodzicielskich?

Adriana już chciała powiedzieć, żeby się zamknął, odrzucił na bok prawo i zaczął traktować ją jak człowieka, zreflektowała się jednak: ten człowiek w gruncie rzeczy próbował być jej życzliwy.

– Nie, wszystko w porządku. Proszę powiedzieć „swojemu klientowi” – dodała z przekąsem – że może o nas zapomnieć.

O to właśnie chodziło Stevenowi. Oświadczył adwokatowi, że nade wszystko pragnie zapomnieć o swoim małżeństwie, który naturalnie zatrzymał jego słowa dla siebie.

Tego popołudnia Adriana była jeszcze bardziej przybita niż dzień wcześniej. Bill znowu to wyczuł, pomyślał jednak, że chodzi jej o mieszkanie, co wydawało mu się dość niemądre. Nie wiedział, że usiłowała dodzwonić się do Stevena, aby z nim porozmawiać i dowiedzieć się, jakie pobudki nim kierują. Nie miała zamiaru zmuszać go do zmiany decyzji, chciała tylko zrozumieć, czemu przestał ją kochać i odrzucił ich dziecko. Musiała być jakaś przyczyna, coś więcej niż trudne dzieciństwo. Zdecydowała, że nie powie o tym Billowi, zdawała sobie bowiem sprawę, że to by zraniło jego uczucia. Milczała zatem, a kiedy wrócili do domu, zaproponowała, by zadzwonili do chłopców. Rozmowa z nimi zawsze poprawiała jej samopoczucie.

Nazajutrz odezwał się adwokat Adriany. Podał jej nazwisko agenta handlu nieruchomościami, który miał się zajmować sprzedażą ich mieszkania.

W poniedziałek poszła do pracy w doskonałym humorze. Mieszkanie przestało być ważne, bo uświadomiła sobie, że przecież nie potrzebuje własnego lokum. Z Billem czuła się bardzo szczęśliwa. Nie warto było upierać się przy mieszkaniu, które przedtem dzieliła ze Stevenem.

Weekend spędzili w Palm Beach u przyjaciół Billa. Gospodarz, aktor przed laty występujący w serialu i mający na koncie role w kilku udanych i kasowych filmach, okazał się niezwykle interesującym człowiekiem. Adriana szczególnie polubiła jego żonę, Janet, która wraz z mężem żartowała z Billa z powodu dziecka. Oboje myśleli, że to on jest ojcem. Bez zdziwienia przyjęli informację, że ich goście nie są małżeństwem, choć byli gorącymi zwolennikami tej instytucji. Janet okazała się bardzo pomocna, gdy rozmowa zeszła na ciążę. Otóż Adriana czasem się bała, że nie przeżyje porodu, to znów w ogóle zapominała o swoim stanie. Wszystko zależało od dnia, samopoczucia i tego, co się akurat wokół niej działo. Janet poradziła jej, by zawsze pamiętała, że na końcu tej drogi czeka ją nagroda nie w postaci obfitych bioder, bo te szybko wrócą do normy, lecz największego na świecie cudu: nowego życia. Do domu wrócili odświeżeni, wypoczęci i podnieceni myślą o dziecku. Bill z książek kupionych specjalnie dla Adriany na głos czytał o sprawach, które by ją przeraziły, gdyby nie była w tak doskonałym nastroju. Potem się kochali, a to zajęcie obojgu o wiele bardziej przypadło do gustu.

Rano znowu zadzwonił do pracy jej adwokat. Zaskoczył ją, gdy oznajmił, że na mieszkanie znalazł się nabywca, którego ofertę Steven zamierza przyjąć. Nabywca godził się na cenę dziesięciu tysięcy dolarów, w co Adriana nie potrafiła uwierzyć.

– Tak szybko?

– Nas też to zaskoczyło. Nabywca chce przejąć mieszkanie w ciągu trzydziestu dni, jeśli pani to odpowiada. Zdajemy sobie sprawę, że może mieć pani mało czasu.

Nagle przestało ją to obchodzić. Za miesiąc będzie już listopad, synowie Billa przyjadą na Święto Dziękczynienia. Bill powtarzał, że chce, żeby Adriana nadal z nim mieszkała, i już zaproponował, że w pokoju gościnnym urządzą pokój dla dziecka, czym bardzo ją ucieszył.

– Co pani sądzi o tym trzydziestodniowym terminie? – zapytał adwokat.

– Odpowiada mi.

Jej odpowiedź bardzo go zdziwiła.

– A cena?

Chwilę milczała, w myślach bowiem żegnała się ze Stevenem i mieszkaniem.

– Też mi odpowiada.

– Akceptuje ją pani?

– Tak. – I pomyślała: Chryste! niech to się wreszcie skończy.

– Po południu dostanie pani dokumenty. Kiedy je pani podpisze, odeślę je do adwokata pani męża.

– Doskonale.

– Natychmiast je wysyłam.

Na widok podpisu Stevena Adrianę ogarnęło dziwne uczucie. Od miesięcy nie widziała nic, co miałoby z nim związek, teraz więc, gdy patrzyła na jego pismo, wróciła do niej gwałtownie przeszłość. Do dokumentów nie dołączono żadnego listu ani wiadomości. Steven usunął się z jej życia i bez względu na okoliczności nie zamierzał tego zmienić. Jakby Adriana budziła w nim strach. Tego właśnie nie potrafiła pojąć. Jego zachowanie wydawało się pozbawione wszelkich logicznych podstaw, choć teraz to i tak nie było już ważne.

Wieczorem pokazała dokumenty Billowi, który stwierdził, że są w porządku, oraz udzielił jej kilku pożytecznych rad dotyczących pełnomocnictwa na konta i depozytów. Powiedział, by omówiła te sprawy z adwokatem. Dodał także, że powinna dopilnować sprawiedliwego podziału pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży mieszkania. Na koniec zapytał o sprawę, nad którą od jakiegoś czasu się zastanawiał, aczkolwiek do tej pory o niej nie wspominał, nie chcąc denerwować Adriany.

– A co z alimentami na ciebie i dziecko? Steven coś ci proponował?

– Nic od niego nie potrzebuję – odparła spokojnie. – Mam swoją pensję. Już mi zapowiedział, że nie będzie płacił na dziecko. Przed porodem zrzekł się praw rodzicielskich, mówiłam ci przecież. – Rozmowa wyraźnie ją przygnębiła. – Nic od niego nie chcę.

Skoro odrzucił ją i dziecko, ona nie będzie prosić go o pieniądze. Bill uważał taką postawę za szlachetną i zarazem niemądrą.

– A jeśli zachorujesz? Jeśli coś ci się przytrafi? – zapytał łagodnie.

– Jestem ubezpieczona – odparła, wzruszając ramionami.

– Dlaczego pozwalasz temu facetowi tak łatwo odejść, Adriano? – zapytał z gniewem Bill. – Czyżbyś go jeszcze kochała? On cię porzucił. Jest coś winien tobie i dziecku. – Miał wrażenie, że serce mu pęka, gdy zobaczył, jak Adriana potrząsa głową i ujmuje go za rękę.

– Wiesz dobrze, że go nie kocham. Ale byliśmy małżeństwem, był moim mężem… formalnie nie przestał nim jeszcze być i… przerwała. Po tym wszystkim, co Bill dla niej zrobił, słowa z trudem przechodziły jej przez gardło, lecz przecież to była prawda. – I jest ojcem dziecka. – Nie chciała go zranić, ale fakt pozostawał faktem i wiele dla niej znaczył, z czego Bill zdawał sobie sprawę.

– To dla ciebie ważne, prawda?

Spuściła wzrok na swoje dłonie, po chwili spojrzała mu prosto w oczy.

– Tak, choć nie najważniejsze. To jego dziecko. A jeśli któregoś dnia wróci mu rozsądek? Ma prawo do dziecka… Nie mogę zamykać przed nim wszystkich drzwi, gdyby kiedyś zechciał z tego prawa skorzystać.

– Nie sądzę, żeby zechciał – odparł równie spokojnie Bill. Nie zamierzał z nią walczyć, a słuchając jej, zadał sobie pytanie, czy jest sens walczyć ze Stevenem. Nie życzył sobie kolejnego wielkiego rozczarowania, ale nie chciał także, by ktoś odebrał mu Adrianę i dziecko. – Śnisz na jawie, jeśli myślisz, że on wróci. Według mnie jasno określił swoją postawę.

– Może zmienić zdanie.

– A chciałabyś, żeby je zmienił, Adriano?… Chciałabyś, żeby do ciebie wrócił?… – Patrzył jej prosto w oczy i uwierzył, gdy przecząco potrząsnęła głową. Wtedy wziął ją w ramiona. – Umrę, jeśli kiedyś cię stracę.

Adriana wiedziała, że Bill mówi prawdę. Ona także nie wyobrażała sobie życia bez niego, lecz widmo Stevena wciąż unosiło się nad nimi.

– Ja też nie chcę cię stracić.

– Nie stracisz – uśmiechnął się. Tuląc ją do siebie, poczuł kopnięcie dziecka.

– Dziękuję, że jesteś dla mnie taki dobry.

– Nie bądź niemądra – pocałował ją.

Jeszcze długo siedzieli, przytuleni do siebie. Ta rozmowa zmartwiła jednak Billa, który zdawał sobie sprawę, jak silne jest u Adriany poczucie lojalności. Mimo że go kochała, nadal liczyła się z tym, że ojcem dziecka jest Steven. Bill wiedział, że nic nie może zrobić, by samego siebie ochronić. Pozostało mu tylko kochać ją i wierzyć w szczęście.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

Sprzedaż mieszkania odbyła się szybko i bez problemów. W pierwszym tygodniu listopada, gdy transakcja została zawarta, Adriana i Bill spakowali wszystkie jej rzeczy i przenieśli do jego mieszkania. Wszystko przebiegło gładko i z mniejszymi emocjami, niż obawiała się Adriana. Teraz już nie miała nic, co by mogła z sentymentem wspominać. Pięć miesięcy wcześniej Steven zabrał nawet album z ich ślubnymi zdjęciami. Zastanawiała się, co z nim zrobił, i doszła do wniosku, że najprawdopodobniej wyrzucił. Jakież to było dziwne: cała przeszłość odeszła, jakby nigdy nie istniała. Adriana próbowała wytłumaczyć swoje odczucia Billowi, układając resztę swoich rzeczy w jego pokoju gościnnym.