– To ponad moje siły – rzekł Bill, gdy szli na parking. Pojechali na lotnisko jego ukochanym chevroletem. – Rozstanie nimi niemal mnie zabija. Zawsze czuję to samo.

W samochodzie objął mocno Adrianę, szukając pociechy, lecz nie było słów, które uleczyłyby jego ranę, nie było sposobu, by chłopcy przyjechali przed Świętem Dziękczynienia.

– Dlatego nie chciałem mieć więcej dzieci. Nie chciałem znowu ich tracić.

Mimo to gotów był przyjąć jej dziecko… i zrezygnować z niego, gdyby chciała wrócić do Stevena. Bill Thigpen był zadziwiającym człowiekiem.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Kiedy wrócili z lotniska, cisza panująca w mieszkaniu ogłuszyła ich, Bill zaś wyglądał, jakby stracił najlepszych przyjaciół. Adriana rozpaczliwie próbowała rozpędzić jego ponure myśli. Zaproponowała nawet, że przygotuje kolację.

– Pooglądaj sobie telewizję, a ja coś ugotuję – rzekła.

Bill, rozmyślając o synach, bezmyślnie wpatrywał się w ekran. Z kuchni dochodziły jakieś hałasy i w końcu zrozumiał, że Adrianie wszystko leci z rąk. Najpierw upuściła metalowe miski, potem rozległ się szczęk spadającej patelni i trzaskanie szafek kredensu. Twarz Billa rozjaśnił uśmiech. Adriana odznaczała się wieloma umiejętnościami, ale jako kucharka była do niczego.

– Pomóc ci? – zapytał.

– Nie, sama sobie poradzę – odparła trochę niepewnie. – Gdzie trzymasz wanilię?

– Co gotujesz?

– Łazanki – wyjaśniła, upuszczając trzy kolejne miski i zamykając z hukiem następną szafkę. Bill z szerokim uśmiechem na twarzy stanął w progu.

– Przykro mi to mówić, Adriano, ale do łazanek nie trzeba wanilii. W każdym razie nie w moim przepisie. Chyba chodzi ci o coś innego.

Adriana nerwowo miotała się po kuchni, na stole zaś stały wszystkie miski, garnki, patelnie i formy do ciast. Widok ten bardzo rozbawił Billa, który powstrzymał się jednak od komentarzy.

– Och, cicho – burknęła widząc wyraz jego twarzy. Odgarnęła ręką włosy z czoła. – Wiem, że do łazanek nie trzeba wanilii. Na deser robię ciasteczka z orzechami. I cesarską sałatę.

– Ha! aż ślinka cieknie. Może ci pomóc?

– Nie, uwielbiam gotować – uśmiechnęła się nieśmiało. – Co powiesz na kanapkę?

Teraz Bill śmiał się już otwarcie. Podszedł do niej i mocno ją przytulił. Po raz pierwszy, odkąd wyznał jej miłość, był z nią naprawdę sam. Chłopcy spędzili u niego miesiąc, a w tym czasie wiele się zdarzyło.

– Masz ochotę gdzieś pójść? – zapytał, z rozkoszą wdychając zapach jej lśniących czarnych włosów. – Możemy się wybrać do Spago. – Bill należał do elity Hollywoodu i był jedną z nielicznych osób, które o każdej porze mogły liczyć na wolny stolik w tym lokalu. Niejeden z bywalców gotów by w tym celu popełnić morderstwo. – Albo ja coś ugotuję. Co ty na to? – Wolałby zostać z nią w domu i cieszył się już na spokojny wieczór. Była sobota, więc w lokalach będą tłumy.

– Nie – odparła z uporem, patrząc na bałagan, którego narobiła. – Powiedziałam, że przygotuję kolację, i nic mnie od tego nie odwiedzie.

– Pomogę ci, dobrze? Będę twoim kuchcikiem.

– Świetnie – uśmiechnęła się łobuzersko. – Powiedz mi, jak zrobić łazanki.

Bill śmiejąc się zaczął porządkować naczynia, po czym zabrał się za smażenie steków. Sałatę przyrządzili wspólnie, rozmawiając o chłopcach, jego pracy i nowym sezonie. Na serial Billa pory roku nie miały takiego wpływu jak na seriale wieczorne, ponieważ „Życie” nadawano na okrągło, bez przerwy letniej, co z drugiej strony oznaczało, że nieustannie należało dbać, by film nie znudził się widzom. Bill pracował więc nad nowymi wątkami i teraz o nich dyskutowali. Podobały mu się sugestie Adriany. Duże wrażenie zrobiły na nim uwagi, które przygotowała na piśmie. Przy kolacji znów do nich wrócili.

– Częściowo masz rację, Adriano – przyznał, gdy wygłosiła interesującą myśl, z którą jednak nie do końca się zgadzał. – Ale najpierw musi się urodzić dziecko Helen. Potem może porwanie byłoby niezłym wyjściem. Dziecko znika, okazuje się, że kidnaperem jest ktoś, kto nienawidzi Johna i cała sprawa nie ma z Helen żadnego związku, albo… – przymknął oczy, w myślach szkicując scenariusz. – Albo jest nim ojciec dziecka. Następuje gorączkowy pościg przez całe Stany, naszpikowany różnorakimi komplikacjami… A kiedy dziecko zostanie odnalezione, dowiemy się wreszcie, kto jest ojcem.

Na jego twarzy malowała się satysfakcja. Nie ulegało wątpliwości, że pomysł przypadł mu do gustu. Adriana przyglądała mu się zafascynowana. Zastanawiała się od pewnego czasu, w jaki sposób wszyscy ci ludzie nieprzerwanie egzystują w jego umyśle, i zdawało jej się teraz, że chyba zaczyna rozumieć.

– Zdradź przy okazji, kto nim jest.

– Jeszcze nie wiem.

Adriana wybuchnęła śmiechem.

– Helen jest w ciąży, a ty nie wiesz z kim? To straszne!

– Co ci mogę powiedzieć? To współczesny romans.

– Niezwykle współczesny.

– Podobały mi się twoje wczorajsze propozycje. Jeśli widzom też się spodobają, będziemy mieć z tego wiele kilometrów taśmy.

– A może ojcem byłby Harry?

– Harry? – zdumiał się Bill, o tym bohaterze bowiem nie pomyślał. Był zbyt oczywistym kandydatem, a równocześnie wcale nim nie był. Harry, wdowiec po najlepszej przyjaciółce Helen, stanowił doskonałe rozwiązanie. W sytuacji kiedy John odsiadywał dożywocie za popełnienie dwóch morderstw, sensownie było połączyć Helen z kimś, za kogo mogłaby w końcu wyjść za mąż. – Kapitalny pomysł! – zachwycił się Bill. Aktor grający Harry’ego będzie uszczęśliwiony. Od śmierci partnerki, co miało miejsce przed kilkoma miesiącami, ta rola straciła na wyrazistości i w sumie jego wielki talent trochę się marnował. – Adriano, jesteś geniuszem!

– Tak – uśmiechnęła się słodko. – I bajeczną kucharką, nie uważasz?

– Całkowicie się z tobą zgadzam.

Pochylił się i mocno ją pocałował. Tak dobrze, tak swobodnie czuł się w jej towarzystwie! Co więcej, nie traktowała jego serialu z pogardą, a wręcz przeciwnie, zaczynał podejrzewać, że bardzo go lubi.

– Chciałabyś pracować w takim widowisku? – zagadnął. Myślał o tym od chwili, gdy zaczęła mu podsuwać nader sensowne rozwiązania.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Za bardzo mnie pochłaniają rzeczywiste gwałty, morderstwa i kataklizmy. Ale mydlana opera byłaby o wiele zabawniejsza. Czemu pytasz? Szukasz nowych pracowników?

– Może niedługo będę szukał. Ciebie by to interesowało?

– Mówisz poważnie? – spojrzała na niego zaskoczona. W odpowiedzi skinął głową. – Bardzo bym chciała.

– Ja też.

Oboje z entuzjazmem się odnieśli do możliwości wspólnej pracy, przedtem jednak należało załatwić inne sprawy. Na razie Adrianę pochłaniała sprawa rozwodowa, w której miał ją reprezentować adwokat polecony przez Billa, w styczniu zaś spodziewała się dziecka. Postanowiła już, że weźmie urlop, choć nikogo w pracy jeszcze nie uprzedziła. Może więc potem, zamiast wracać do wiadomości, zacznie pracować w serialu? Pomysł wydał jej się zrazu zachęcający, a popijając przygotowane przez Billa cappuccino doszła do wniosku, że właściwie trudno o lepszy. Obawiała się trochę łączenia spraw zawodowych z prywatnymi, mimo to liczyła, że może uda im się pogodzić jedno z drugim. Tak czy owak, sprawa warta była przemyślenia.

– Bill, czy ty czegoś nie potrafisz zrobić? – zapytała z podziwem.

– Tak – odrzekł uśmiechając się łagodnie i całując ją w usta. – Nie potrafię rodzić dzieci. A skoro już o tym mowa, jak się czujesz?

– Doskonale – zapewniła.

Zgodnie z przewidywaniami lekarzy wypadek nad Tahoe nie pozostawił trwałych urazów. Adrianie zdjęto szwy z ramienia, zadrapania i siniaki się wygoiły, wstrząs mózgu minął, płód ani trochę nie ucierpiał. Gdy zaraz po powrocie odwiedziła swojego lekarza, ten nie mógł w to uwierzyć. Powiedział, że najwyraźniej nosi wyjątkowo żywotne dziecko. Z wielką ulgą przyjął to Bill, który zachowywał się tak, jakby dziecko było jego. Ilekroć o nim mówił, Adrianę ogarniało wzruszenie.

– Boisz się porodu, Adriano? Zawsze mi się wydawało, że to trochę przerażające… i takie niezwykłe. Kochasz się z kimś i małe nasionko zamienia się w tobie w człowieka. Potem rośnie w twoim brzuchu, aż zaczynasz wyglądać, jakbyś miała zaraz pęknąć, i wtedy nadchodzi ta najgorsza chwila: trzeba go z siebie wyrzucić. To na pewno wywołuje strach. Oczywiście z psychologicznego punktu widzenia, bo fizjologicznie jakoś to się udaje. Ale coś na mnie jako na mężczyźnie zawsze robiło jeszcze większe wrażenie. Bo widzisz, szczęśliwy tatuś myśli sobie: Boże, gdybym był na jej miejscu, nigdy w życiu po raz drugi bym się na to nie zdecydował, a kobieta w dwie godziny po porodzie mówi, że wcale nie było tak źle, i w każdej chwili gotowa jest to powtórzyć. To naprawdę niesamowite, prawda?

– Tak. Mnie wszystko się wydaje niesamowite. Zwłaszcza że nie mam się komu zwierzyć. Dotąd w ogóle nie myślałam o ciąży, ale teraz zaczynam zdawać sobie sprawę, że dłużej nie mogę jej ignorować i muszę stawić czoło rzeczywistości.

Bill podał jej następne cappuccino, które Adriana z przyjemnością popijała. Bill bez wątpienia był lepszym kucharzem niż ona.

– Kopie? – spytał ciekawie. Adriana potrząsnęła przecząco głową. – Życie… – Bill usiadł, patrząc na nią z miłością – to naprawdę coś cudownego. Patrzę na chłopców i nie przestaję myśleć, jakim są cudem, nawet teraz, z rozczochranymi włosami, podartymi na kolanach dżinsami i brudnymi tenisówkami. Dla mnie są wspaniali.

Adriana dlatego właśnie pokochała Billa, że był naturalny, dobry i miły, a równocześnie z powagą odnosił się do spraw naprawdę istotnych, takich, jak przyjaźń, miłość, rodzina, szczerość, które także dla niej były najważniejsze. Wciąż nie mogła uwierzyć, że tak po prostu go spotkała. Miała wielkie szczęście. Stanowił przeciwieństwo Stevena, który uciekł przed dzieckiem i nie chciał niczego nikomu dawać.