– Mnie też jest smutno. – Pobyt w szpitalu budził w niej głęboką niechęć, poza tym bardzo brakowało jej Billa. – Jak tam chłopcy?

– Mam nadzieję, że śpią. Godzinę temu położyłem ich do łóżek. A jeśli nie śpią, nie chcę o tym wiedzieć. – Był prawie tak samo zmęczony jak Adriana. – A co z twoim dzieckiem? – zapytał czule.

– Chyba wszystko dobrze – odparła zakłopotana, bo nie przywykła jeszcze do rozmowy z nim o ciąży. To było coś całkiem nowego. Przez kilka miesięcy świadomie ignorowała swój stan, który teraz nieoczekiwanie stał się centrum zainteresowania całego otoczenia. – Takie dziwne to wszystko – wyznała. – Jeszcze do tego nie przywykłam.

– Zobaczysz, szybko przywykniesz. A przy okazji, na kiedy masz termin?

– Na początek stycznia. Dokładnie na dziesiątego.

– W sam raz na moje czterdzieste urodziny. Urodziłem się pierwszego.

– No to pięknie!

– Jeszcze piękniejsze jest to – rzekł łagodnie – że będziesz miała dziecko. Od tak dawna nawet nie myślałem o niemowlętach!… Przypominają mi się czasy, kiedy Adam i Tommy się urodzili. Byli tacy śliczni. Twoje dziecko też takie będzie.

Adriana ledwo wierzyła własnym uszom. Ojciec jej dziecka zostawił ją w gniewie, a ten mężczyzna, niemal zupełnie jej obcy, którego znała dopiero od trzech miesięcy, cieszył się z jej stanu. Czuła, że troszczy się o nią. Ogarnęło ją wielkie szczęście, a samotność nagle stała się mniej dotkliwa.

– Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? – spytała nieśmiało. Czego od niej chce?, zastanawiała się. Kiedy ją zrani? To niemożliwe, żeby był aż tak wyjątkowy. A może jednak?

– Bo na to zasługujesz.

Adriana nieoczekiwanie wybuchnęła śmiechem.

– Już wiem! Jestem dla ciebie źródłem pomysłów do serialu. – Przypomniała sobie absurdalną zbieżność nieślubnej ciąży w filmie ze swoją sytuacją.

– Z całą pewnością nie można się przy pani nudzić, pani Townsend. A może powinienem inaczej panią nazywać? – zaciekawił się, nie wiedząc, czy Adriana zamierza zmienić nazwisko.

– Moje panieńskie nazwisko brzmi Thompson. – W końcu będzie musiała do niego wrócić, ponieważ dziecko i tak nie może nosić nazwiska Stevena, ale miała jeszcze sporo czasu. – Chciałabym, żeby już było jutro. Tu jest tak przygnębiająco.

– Poczekaj, aż zobaczysz nasze pokoje.

– Nie mogę się doczekać.

Czuła się jak w przededniu wyjazdu na miesiąc miodowy. Wrażenie psuły tylko tkwiące w nosie rurki aparatu tlenowego, kroplówka oraz zadrapania na twarzy, dłoniach i ramionach wyglądające, jakby stoczyła walkę z kotami. Pamiętała, że niektóre z tych zadrapań były dziełem Tommy’ego. Mieli za sobą niesamowity dzień, przeżyli cud i wciąż nie potrafili wyjść z podziwu nad szczęśliwym zakończeniem. Dramatyczne wydarzenia miały ponadto tę dobrą stronę, że Bill wreszcie dowiedział się o ciąży. I nie zerwał z nią. I… Adriana uśmiechnęła się do siebie. I powiedział nawet, że ją kocha.

– Do zobaczenia jutro. Odpoczywaj – usłyszała w słuchawce jego czuły szept. Było już późno. Zdawało się, że nad całym światem zapadła absolutna cisza. – Brakuje mi ciebie…

– Ja też za tobą tęsknię – odparła.

– Nie zapominaj, jak bardzo cię kocham – rzekł na pożegnanie.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Nazajutrz Bill i chłopcy przyjechali po Adrianę do szpitala. Mieli ze sobą kwiaty, balony i wielki transparent z napisem „dziękujemy”, który Tommy wymalował własnoręcznie. Adriana była wreszcie osłabiona, toteż samochodem, który dzięki tym wszystkim osobom przypominał wóz cyrkowy, pojechali prosto do hotelu, by mogła wypocząć. Bill zaprowadził ją na taras, posadził na kanapie i obłożył ze wszystkich stron poduszkami. Apartament zrobił na Adrianie duże wrażenie. Zwierzyła się Billowi w zaufaniu, że w hotelu bardziej jej się podoba niż na kempingu. W odpowiedzi Bill roześmiał i oświadczył, że niektórzy ludzie gotowi są na wszystko, byle tylko uniknąć noclegu pod namiotem. Z całą pewnością Adriana do nich należała.

Po lunchu, który zjedli w pokoju, Bill z chłopcami poszli na ryby. Złowili trzy sztuki, które zanieśli do hotelowej kuchni i poprosili o przygotowanie ich na kolację. Bardzo to odpowiadało Adrianie.

– Uwielbiam ten rodzaj kempingu – oświadczyła, gdy przyniesiono ryby w delikatnym sosie cytrynowym. Bill i chłopcy byli przekonani, że to te, które złapali, natomiast Adriana w to nie wierzyła.

Po kolacji oglądali stare filmy w telewizji. Tego wieczoru cała czwórka wcześnie poszła spać. Nocą Adrianę budziły co jakiś czas szmery w pokoju. Za każdym razem okazywało się, że to Bill sprawdza, czy wszystko u niej w porządku. Przy śniadaniu podziękowała mu za troskę.

– Nie musisz tak się o mnie martwić. Czuję się dobrze.

– Chciałem się tylko upewnić. Ze szpitala wyszłaś dopiero wczoraj.

Swoją opiekuńczością przypominał kwokę, co Adrianie bardzo się podobało.

– Czuję się doskonale.

Bill zauważył jednak, że brak jej dawnej energii i nie ma ochoty nigdzie wychodzić. Minęły cztery dni, nim zaczęła przypominać siebie sprzed wypadku, lecz wtedy ich wakacje dobiegały już końca. Mimo to wspaniale się bawili, spacerując nad jeziorem. Nawet nie zbliżali się do rzeki i wirów, a chłopcy ani razu nie powtórzyli prośby o popływanie na pontonach. W zamian zwiedzili park w Sugar Pine Point, który ich oczarował, oraz wybrali się do Squaw Valley, gdzie kolejką wjechali na szczyt.

Pod koniec pobytu Adriana była już bardzo zaprzyjaźniona z chłopcami, którzy odnosili się do niej, jakby znali ją od dawna. Parę dni przed wyjazdem zadzwonili do matki, by opowiedzieć jej o wypadku Tommy’ego i dzielności Adriany. Leslie osobiście podziękowała jej za uratowanie syna, płacząc na myśl o tym, co by się mogło stać, gdyby nie ona. Przez telefon wydawała się bardzo miłą osobą.

– Sądząc z głosu, jest sympatyczna – powiedziała później Billowi Adriana. – I odniosłam wrażenie, że cię lubi.

– Chyba tak. Ja też ją lubię, chociaż czasami, kiedy nie zgadzamy się co do chłopców, strasznie działamy sobie na nerwy. Jej mąż jest okropnie zarozumiały i pedantyczny. Według niego Kalifornia to prymitywna pustynia kulturalna. Podobnie zresztą myśli o mnie z powodu serialu. Ale Leslie nie pozwala mu za wiele o tym mówić. Przynajmniej tak twierdzą chłopcy. Nie ulega wątpliwości, że ich dwie córki są bardzo, ale to bardzo dobrze wychowane. Mają cztery i pięć lat i już teraz uczą się grać na fortepianie i skrzypcach. Uważam, że można by z tym kilka lat poczekać. A ty jak sądzisz?

– Zgadzam się z tobą – uśmiechnęła się Adriana. – Ale Leslie i tak wydaje mi się miłą osobą.

– Myślę, że szukała męża całkowicie różnego ode mnie, a raczej ode mnie takiego, jaki wtedy byłem… Chciała męża, który spędza dużo czasu w domu, jest opanowany, nie tak impulsywny, mniej zaangażowany w to, co robi. I chyba takiego znalazła.

– To niedobrze – rzekła bez namysłu Adriana i zaraz się roześmiała. – Chciałam powiedzieć, że ty mi się bardziej podobasz.

– Dziękuję. – Bill pochylił się, by ją pocałować. Kątem oka dostrzegł, że Tommy na ten widok chichocze. Zwrócił się ku Adrianie. Od kilku dni po głowie chodziły mu dręczące go pytania. – Co będzie, jak wrócimy do domu? Co będzie z nami?

– Nie wiem. – Spojrzała mu prosto w oczy. Sama chciałaby znać odpowiedź. – Co chcesz, żeby się stało?

Wydawało jej się, że wie, ale musiała to od niego usłyszeć, musiała się też zastanowić, co zrobi, jeśli Steven kiedyś do niej wróci. Skoro zdecydowana jest mu wybaczyć, ponieważ poczuwa się wobec niego i dziecka do obowiązku, to nie powinna się z nikim wiązać. Z drugiej strony jednak nie może czekać na niego całe życie. Na razie nawet nie chciał z nią rozmawiać, a z jego postępowania jasno wynikało, że nieodwołalnie ją opuścił. Skoro rzeczywiście tak było, to Adriana musi ułożyć sobie życie bez niego.

– Czego chcę? – Bill krótko zastanawiał się nad odpowiedzią. – Chcę szczęśliwego zakończenia poprzedzonego szczęśliwym początkiem. A my dwoje chyba mamy niezły start, co? – Adriana skinęła głową. – Chcę spędzać czas z tobą, być z tobą, chodzić z tobą w różne miejsca i robić różne rzeczy, kiedy oboje nie pracujemy. I chcę dobrze cię poznać. Już trochę cię znam, ale jeszcze za mało. Chcę, żebyśmy byli… no cóż – szukał w myślach odpowiednich słów – zupełnie wyjątkowi. A w styczniu… – głos mu się załamał. – W styczniu dzielić się z tobą dzieckiem. To cud, Adriano, i chciałbym mieć w nim swój udział, jeśli tylko dopisze mi szczęście i jeszcze będziesz mnie potrzebować.

– W takim wypadku nie tobie dopisze szczęście – odparła ze łzami w oczach – tylko mnie… Dlaczego chcesz to wszystko dla mnie zrobić? – Wciąż trochę się bała, wciąż nie rozumiała. Po tym, jak postąpił Steven, trudno było jej uwierzyć, że spotkała mężczyznę, który pragnie z nią być.

– Ponieważ cię kocham – odpowiedział z prostotą. – I chcę, żebyś wiedziała, że w moim życiu to coś nowego. Od lat nie byłem tak poważnie zaangażowany. Chyba od rozwodu. Przysiągłem sobie, że nigdy więcej nie będę miał dzieci… I nie chcę pokochać twojego dziecka, żeby je potem stracić, gdybyś zdecydowała się mnie opuścić. Ale jeżeli jesteś wobec mnie szczera, gotów jestem zaryzykować. Możesz sobie nawet zastrzec prawo powrotu do Stevena, gdyby po urodzeniu dziecka zmienił zdanie. Postanowiłem spróbować. Jaśniej nie potrafię tego wyrazić. Mówię ci, że w każdej sytuacji możesz na mnie liczyć, a ja się podporządkuję każdej twojej decyzji. Tylko nie zapominaj mnie o nich informować, tak jak zapomniałaś powiedzieć o ciąży.

– Nie zapomniałam – zaprotestowała Adriana.

– Tak, wiem – uśmiechnął się. – Po prostu nic nie mówiłaś. Drobne przeoczenie. I co miałaś zamiar mi powiedzieć za kilka miesięcy, kiedy byś wyjadła wszystkie moje zapasy?

– Aż tyle nie jem! – rzuciła w niego z oburzeniem serwetką.

– Jesz, jesz. I dobrze, bo powinnaś. Dziecko tego potrzebuje.

– Nie boisz się? – Adriana spoważniała. – Co będzie, jeśli Steven wróci? Nie mogę mu odmówić prawa do życia z własnym dzieckiem. Dziecku też jestem to winna.