– Oczywiście. Dopóki nie nastąpi poprawa, pańska żona zostanie w sali pooperacyjnej. Później przeniesiemy ją na oddział wewnętrzny.
Aż trudno było uwierzyć, że w tak krótkim czasie w ich życiu dokonały się takie zmiany! Kilka godzin wcześniej Adriana smażyła jajka na bekonie, a teraz walczyła ze śmiercią, bo bez wahania ruszyła na ratunek Tommy’emu.
– A mój syn? Jak on się czuje?
– Ja go jeszcze nie widziałem, ale słyszałem, że razem z bratem zjedli już lunch na oddziale pediatrycznym. – Lekarz uśmiechnął się do Billa. – Według mnie nic mu nie grozi. Miał szczęście. Rozumiem, że tylko szybki refleks i natychmiastowe działanie matki uratowały mu życie. Pańska żona jest drobną kobietą i naprawdę zadziwiające, że potrafiła tak długo holować chłopca. Wtedy właśnie musiała się zranić w rękę…
Była w ciąży, rozmyślał Bill, mimo to bez wahania skoczyła na ratunek jego synowi. Zraniła się, omal nie utonęła, niewiele brakowało, a straciłaby dziecko… Bill był jej bezgranicznie wdzięczny i modlił się teraz, żeby tylko dała mu szansę ową wdzięczność wyrazić. Żeby wyzdrowiała.
Po rozmowie z lekarzem poszedł do sali, w której leżała Adriana, i usiadł przy łóżku. Chociaż do każdej części jej ciała przymocowano jakieś urządzenia, a twarz zasłaniała maska tlenowa, wziął ją delikatnie za rękę i po kolei ucałował wszystkie palce. Kostki miała mocno poranione, paznokcie połamane. Musiała ze straszliwym wysiłkiem walczyć o życie Tommy’ego.
– Adriano… – szepnął Bill do nieruchomej postaci. – Kocham cię, najdroższa. Kocham cię od chwili, gdy po raz pierwszy cię ujrzałem. – Może już nie będzie miał okazji wyznać jej swych uczuć, postanowił więc zrobić to teraz, bez względu na to, czy usłyszy go czy nie. Liczył, że jego słowa jakoś dotrą do jej świadomości, bo to by wszystko zmieniło. – Pokochałem cię już tego wieczoru w supermarkecie, kiedy najechałem na ciebie wózkiem, pamiętasz? – Uśmiechnął się przez łzy i znowu pocałował jej palce. – I kochałem cię, kiedyśmy się potem spotkali na osiedlowym parkingu… To chyba było w niedzielne przedpołudnie… I kiedyśmy rozmawiali na basenie… Kocham cię bez reszty, Adam i Tommy też cię kochają. Bardzo chcą, żebyś wyzdrowiała. – Bill nie przestawał łagodnie do niej przemawiać swym mocnym głosem, delikatnie trzymając ją za rękę. – I kocham twoje dziecko… Naprawdę! Pragnę go, jeśli ty chcesz je urodzić. Chcę mieć ciebie i dziecko. Lekarz powiedział, że wszystko będzie dobrze…
Mówiąc, nie spuszczał z niej wzroku. Wydawało mu się, że jej powieki się poruszyły, lecz zaraz doszedł do wniosku, że musiało mu się przywidzieć, twarz Adriany bowiem wciąż tak samo pozbawiona była wyrazu. Długo jeszcze mówił, śpiewnie wymawiając jej imię, powtarzając, jak bardzo kocha ją i dziecko. Potem położył dłoń na jej brzuchu i wyczuł niewielką wypukłość, której przedtem nie zauważył, której istnienie trzymała przed nim w tajemnicy. Powiedział dziecku, że bardzo je kocha i że lepiej niech się trzyma, bo inaczej wiele ludzi będzie nieszczęśliwych.
– Chyba nie myślisz – ciągnął – że twoja mamusia przeszła przez to wszystko tylko po to, żeby cię stracić? Więc lepiej się nie wygłupiaj… Mam rację, Adriano? Powiedz dziecku, żeby się uspokoiło… – przykazał i delikatnie pocałował ją w policzek.
Stojąca w drzwiach pielęgniarka przysłuchiwała mu się ze wzruszeniem. Nigdy dotąd nie widziała człowieka tak zgnębionego ani nie słyszała by mężczyzna tak mówił do kobiety. Pomyślała, że Adriana jest wybranką losu, mając męża, który tak ją kocha. Nagle coś na monitorach przykuło jej uwagę. Zmarszczyła brwi i weszła do sali. W tejże chwili Adriana odwróciła głowę ku Billowi i na ułamek sekundy otworzyła oczy, jego zaś ogarnęło przerażenie, że umarła. Zerwał się na równe nogi z niemal zwierzęcym krzykiem. Nie spuszczał z jej twarzy niespokojnego wzroku. Kiedy ponownie uniosła powieki, uśmiechnął się do niej przez łzy. Nie był w stanie wykrztusić słowa. Ze wzruszenia zaczął drżeć na całym ciele.
– Ma pani wielkie szczęście – powiedziała do Adriany pielęgniarka. – Pani synek dobrze się czuje. Niedawno dostał ode mnie lody. – Spoglądała na Billa, dodając mu wzrokiem odwagi. – A pani mąż był tu od samego początku i cały czas do pani mówił. – Popatrzyła na monitor rejestrujący ruchy płodu i dodała: – Maleństwu też nic nie grozi. Wygląda na to, że wszystko będzie dobrze. A jak się pani czuje, pani Thigpen?
Adriana mocowała się z maską tlenową. Kiedy pielęgniarka uwolniła ją od niej, rzekła zachrypniętym głosem:
– Nie za dobrze.
Wypompowano z niej sporo wody, miała więc teraz podrażnione gardło, okropne nudności i czuła się strasznie rozbita. Ostatnią rzeczą, którą pamiętała, było osuwanie się w miękkie ciepłe miejsce po tym, jak uderzyła głową w skałę.
– Nic dziwnego – pielęgniarka uśmiechnęła się i poprawiła jej poduszkę. – Po takiej walce ze skałami i wodą!… Słyszałam też, że ma pani za sobą długi bieg.
Bill wreszcie odzyskał oddech. Zamglonym przez łzy wzrokiem z wdzięcznością wpatrywał się w Adrianę, wciąż mocno trzymając ją za rękę.
– Uratowałaś Tommy’ego, Adriano. – Wybuchnął głośniejszym szlochem, potem nachylił się nad nią i pocałował ją w policzek. – Kochanie, uratowałaś go.
– Tak się cieszę… Bardzo się bałam… Nie utrzymałabym go dłużej…
Bill ciągle miał przed oczyma ratowników wyciągających z wody bezwładne ciałko o szarosinej twarzy.
– Prąd był taki silny… a ja się bałam, że nie dobiegnę na czas…
W jej oczach pojawiły się łzy, lecz były to łzy ulgi i triumfu. Mocno ścisnęła dłoń Billa. Gdy pielęgniarka cicho wyszła z sali, by poinformować lekarza, że pacjentka odzyskała przytomność, Bill nachylił się nad łóżkiem i szeptem zapytał:
– Dlaczegoś mi nie powiedziała o dziecku?
Na długą chwilę zapadła cisza. Adriana patrzyła na niego wzrokiem pełnym miłości, z którą, jak sobie teraz uświadomiła, walczyła niemal od dnia, kiedy go poznała. Była mu wdzięczna, że jest przy niej.
– Wydawało mi się, że to by nie było uczciwe – powiedziała wreszcie i wybuchnęła płaczem.
Bill pocałował ją delikatnie.
– Niczego by to nie zmieniło. – Usiadł wygodnie na łóżku, ani na moment nie odwracając od niej wzroku. – Przyznaję, że to dość niezwykła sytuacja, ale do licha! w końcu zarabiam na życie pisaniem mydlanych oper. Jak mogłaś pomyśleć, że nie zrozumiem?
Adriana się uśmiechnęła i chwycił ją atak kaszlu. Bill ją podtrzymał. Gdy się uspokoiła, ostrożnie pomógł jej ułożyć się na poduszce.
– Szczerze mówiąc, Adriano, ulżyło mi. Już się bałem, że zawsze masz taki wilczy apetyt.
Roześmiała się, zaraz jednak na jej twarzy pojawiła się troska.
– Z dzieckiem naprawdę wszystko w porządku?
– Lekarze mówią, że nic mu się nie stało. Ty będziesz musiała jakiś czas odpoczywać, ale dzieci są twarde.
Pamiętał upadek, jaki Leslie przeżyła w pierwszej ciąży. O mało nie dostał ataku serca, widząc ją spadającą ze schodów, lecz wszystko dobrze się skończyło. A potem przypomniał sobie, o co chciał zapytać Adrianę, aczkolwiek sądził, że dobrze odgadł.
– Steven odszedł z powodu dziecka?
Musiał mieć pewność. Jeśli tak właśnie było, to nie widział dla niego usprawiedliwienia. Podczas gdy Adriana leżała nieprzytomna, domyślił się, że prawdopodobnie dlatego się rozeszli.
– Nigdy nie chciał dzieci – odparła cicho. – Kazał mi wybierać: on albo dziecko… – Znowu zaczęła płakać, rozpaczliwie tuląc się do Billa. – Próbowałam… poszłam na zabieg, ale nie mogłam, nie byłam w stanie tego zrobić. Więc mnie opuścił.
– Musi być z niego niezły przyjemniaczek.
– Dla niego to było bardzo ważne – usiłowała tłumaczyć męża. Bill patrzył na nią ze współczuciem.
– Bez sensu! Facet rozwodzi się z tobą, bo jesteś z nim w ciąży, też coś!… Wierzy, że dziecko jest jego, czy to także podaje w wątpliwość?
– Wierzy. Jego adwokat przysłał mi dokumenty, w których Steven zrzeka się władzy rodzicielskiej, tak że ani dziecko, ani ja nie możemy rościć żadnych praw. W sumie dziecko będzie nieślubne – rzekła smutno.
– To niesmaczne.
– Ale może zmieni zdanie – westchnęła. – Jak zobaczy dziecko.
Bill zrozumiał, co Adrianę powstrzymuje przed zaangażowaniem się w nowy związek: wciąż liczyła, że Steven wróci. Miał tylko nadzieję, że robi to jedynie dla dziecka. Zadał jej więc następne pytanie, na które odpowiedź także musiał poznać.
– Adriano, czy ty go jeszcze kochasz?
Długo się wahała, potem, patrząc mu prosto w oczy, pokręciła głową.
– Nie – szepnęła. – Nie kocham go, ale dziecko ma prawo do ojca.
– Przyjmiesz go, gdyby postanowił wrócić?
– Chyba tak… Dla dobra dziecka.
Zamknęła oczy. Miała nudności i czuła się wyczerpana. Billa zasmuciły jej słowa, lecz wdzięczny był za szczerość, jedną z cech, które tak w niej kochał. Nie sądził, by Steven po tym, jak zrzekł się praw rodzicielskich do dziecka i wystąpił o rozwód, chciał kiedykolwiek do niej wrócić. Doszedł przy tym do wniosku, że ten człowiek musi być pomylony, równocześnie zaś jasne dlań było, że Adriana uważa, iż ma względem niego i dziecka zobowiązania, nawet jeśli oznaczać to ma poświęcenie siebie.
Przez chwilę oboje milczeli. Nagle Adriana z niepokojem spojrzała na Billa.
– Nienawidzisz mnie?
– Zwariowałaś? Jak możesz coś takiego mówić? Uratowałaś moje dziecko, ryzykując własne życie!…
Bill przysunął się do niej i pogładził delikatnie jej posiniaczoną twarz.
– Kocham cię, Adriano. Może to nie jest odpowiednia pora ani miejsce na takie wyznania – rzekł łagodnie – ale cię kocham. Więcej, jestem w tobie do szaleństwa zakochany. To trwa już dwa miesiące, może nawet trzy.
Ucałował jej dłoń i po kolei każdy palec. Nie całował jej w usta w obawie, że mógłby sprawić jej ból.
– Nie jesteś zły z powodu dziecka? – zapytała ze łzami w oczach.
– Jakżebym mógł? Podziwiam cię za odwagę. Jesteś naprawdę silną, dobrą i uczciwą kobietą. I zupełnie wyjątkową, skoro w tych okolicznościach zdecydowałaś się jednak na dziecko.
"Rytm Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Rytm Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Rytm Serca" друзьям в соцсетях.