– Co się stało? Mów, co się stało?!… – Potrząsał chłopcem, starając się wydobyć z niego odpowiedź, Adam jednak, niezdolny wykrztusić choćby słowo, wskazywał tylko na karetkę i dwa dżipy służby leśnej. Bill zostawił syna i pospieszył ku samochodom.

Zebrał się tam wielki tłum gapiów. Ludzie z pontonów głośno pokrzykiwali, podczas gdy strażnicy leśni uwijali się przy rzece. Bill z przerażeniem uświadomił sobie, że mała bezwładna postać w jaskrawobłękitnych spodenkach, którą wyciągali na brzeg, jest jego synem. Sinego i nieprzytomnego Tommy’ego położyli na trawie, sprawdzili, czy oddycha, po czym jeden ze strażników zaczął mu robić sztuczne oddychanie. Bill, bezradnie szlochając, nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Tommy na pewno nie żyje! – tylko ta myśl tłukła mu się po głowie. Po chwili rozepchnął stojących obok ludzi i opadł na kolana obok strażników.

– Proszę… Boże… błagam, zróbcie coś…

Tommy, ukochane nade wszystko dziecko, przesłaniał mu teraz świat. Nagle chłopiec zakasłał i wypluł fontannę wody. Wciąż miał popielatą twarz, lecz zaczął się poruszać, a chwilę później otworzył oczy i spojrzał na ojca. Choć był jeszcze oszołomiony, wybuchnął głośnym płaczem. Bill przytulił go mocno, szlochając razem z nim.

– Syneczku… mój kochany…

– To… ja…

Tommy znów dostał torsji, zwracając strumień wody. Obserwujący go pilnie ratownicy wiedzieli już, że wszystko będzie w porządku. Był posiniaczony i podrapany, we włosach miał błoto, lecz jego życiu nic nie zagrażało. Nie spuszczał rozgorączkowanego wzroku z ojca, a gdy przestał wymiotować, zapytał:

– Gdzie… Adriana?

Serce Billa przestało bić. Adriana!… Wielki Boże! Odwrócił się, uświadomiwszy sobie naraz, że nigdzie jej nie widział, i w tejże chwili zobaczył mężczyzn wyciągających jej bezwładne ciało z wody.

– Pilnujcie go! – krzyknął do strażników i w dwóch susach znalazł się przy niej. Wyglądała na martwą. Była śmiertelnie blada, na ramieniu i nodze miała okropne rany. Najbardziej jednak przeraził go wyraz jej twarzy. Przypomniał mu się wypadek na autostradzie, który dawno temu widział – nieżywa kobieta w samochodzie wyglądała dokładnie tak samo.

– Boże!… Czy da się ją uratować?

Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi. Strażnicy robili co w ich mocy, by przywrócić ją do życia, na razie wszakże bez skutku.

– To pana żona? – zapytał ktoś. Bill już miał zaprzeczyć, ale w końcu skinął głową. Nie było sensu tłumaczyć, kim naprawdę są dla siebie. – Uratowała chłopca – wyjaśnił mężczyzna. – Gdyby nie ona, prąd zniósłby go za skały. Utrzymywała go na powierzchni, aż udało nam się do nich dotrzeć, ale chyba uderzyła się w głowę.

Z jej ramienia strumieniem płynęła krew. W ogóle cała była zakrwawiona, jak zauważył z przerażeniem Bill.

– Oddycha? – zapytał, nie odrywając od niej wzroku.

Czterech mężczyzn pochylało się nad jej ciałem. Bill nie mógł powstrzymać łez. Umarła, ratując jego syna… Tommy żyje, a ona…

Naraz któryś z ratowników krzyknął do kierowcy ambulansu:

– Szybko! Słychać tętno!

Adriana lekko odetchnęła, nadal jednak wyglądała bardzo źle. Ratownicy nie przerywali sztucznego oddychania i po chwili triumfująco spojrzeli na Billa.

– Wrócił jej oddech. Zabieramy ją do szpitala. Chce pan jechać z nami?

– Tak. Wyjdzie z tego? – zapytał, gorączkowo rozglądając się za Adamem.

– Trudno na razie powiedzieć. Nie wiadomo, w jakim stanie ma głowę, poza tym straciła dużo krwi z rany w ramieniu. To blisko tętnicy. Może nie przeżyć – odrzekł szczerze ratownik, owijając ramię Adriany opaską i mocno ją zaciskając.

Do Billa podbiegł zapłakany Adam i mocno się do niego przytulił. Kiedy ratownicy wsunęli do ambulansu nosze, na których leżał Tommy, Bill także do niego wsiadł. Ktoś podsadził Adama do karetki i podał mu koc. Na końcu wstawiono nosze z Adrianą. Śmiertelnie blada, leżała z maską tlenową na twarzy. Bill ukląkł obok niej.

– Czy ona nie żyje? – żałośnie zapytał Adam.

Tommy wpatrywał się w nią bez słowa. We włosy miała wplątane liście, jeden z ratowników pilnował, by nie rozluźniła się opaska uciskająca jej ramię. W odpowiedzi na pytanie syna Bill przecząco potrząsnął głową. Adriana żyła, choć ledwo, ledwo.

W szpitalu w Truckee znaleźli się po dziesięciu minutach. Bill całą drogę modlił się, gładząc delikatnie twarz Adriany. Ratownicy dwukrotnie sprawdzali jej stan i spostrzegł, że nie byli zadowoleni. Kiedy ambulans się zatrzymał, najpierw zabrano nosze z Adrianą, potem z Tommym, na końcu zaś na ziemię zeskoczył Adam. I on, i Bill wyglądali, jakby byli w szoku.

– Zajmę się chłopcami, a pan niech idzie do żony – rzekła uspokajającym tonem starsza pielęgniarka. – Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy dla nich ciepłe ubrania, poza tym lekarz i tak chce zbadać młodszego. Proszę się o nich nie martwić.

Bill powiedział synom, że niedługo wróci, i ruszył biegiem do budynku.

– Gdzie ona jest? – zapytał nerwowo, znalazłszy się w środku.

Nikt nie miał wątpliwości, o kogo mu chodzi. W szpitalu nie było pacjenta w gorszym stanie niż Adriana. Jedna z pielęgniarek wskazała wahadłowe drzwi, za którymi Bill znalazł się w jednej chwili. Stał przed szybą oddzielającą to pomieszczenie od wyposażonej w nowoczesny sprzęt sali operacyjnej, gdzie grupka ludzi w zielonych fartuchach uwijała się nad nieruchomym ciałem Adriany. Wykonywali mnóstwo czynności naraz, obserwując monitory i porozumiewając się jakimś szyfrem. Bill miał wrażenie, że ogląda film z gatunku science fiction. Wewnątrz czuł pustkę. Wciąż nie potrafił zrozumieć, co się stało. Wiedział tylko, że Tommy miał wypadek, a Adriana go uratowała. Za jaką jednak cenę? Jeśli przeżyje, będzie jej dozgonnie wdzięczny, tymczasem wszakże wydawało mu się to mało prawdopodobne. Ta kobieta, którą ledwo znał, ta dziewczyna, którą zdążył pokochać, leżała oto, nieruchoma i blada, niczym w koszmarnym śnie.

– Co z nią?… – powtarzał zbielałymi wargami.

Na swoje pytanie nie otrzymywał odpowiedzi. Widział, jak szyją jej ramię, przetaczają krew, podłączają kroplówkę, robią ekg. Trupioblada Adriana leżała wciąż nieprzytomna. Nie mógł nawet do niej podejść, bo nie miał wstępu do sali operacyjnej.

W końcu, gdy od patrzenia zaczęło mu się robić niedobrze, jeden z lekarzy wyszedł i poprosił go na chwilę rozmowy.

– Może pan usiądzie? – zapytał, gdy przeszli do poczekalni, widząc, w jakim stanie jest jego rozmówca. Bill z wdzięcznością opadł na fotel, nie przestając myśleć o desperackiej walce o życie, które w widoczny sposób uchodziło z Adriany.

– Co z nią? – zapytał po raz kolejny i tym razem odpowiedź otrzymał.

– Jak pan wie, pańska żona omal nie utonęła. Nałykała się dużo wody i straciła sporo krwi z rany na ramieniu. Ma przeciętą tętnicę i już samo to mogłoby się okazać fatalne w skutkach. Musiała trafić na bardzo ostrą krawędź. W dodatku mocno uderzyła się w głowę. Początkowo sądziliśmy, że pękła kość, ale na szczęście nie. Prawdopodobnie doznała wstrząsu mózgu. No i oczywiście dodatkowe komplikacje powoduje jej stan.

– Jaki stan? – zapytał przerażony Bill. Nic nie wiedział o chorobach Adriany. Do głowy przychodziły mu tylko takie rzeczy jak cukrzyca. – Czy ona wyzdrowieje?

– Na razie trudno cokolwiek powiedzieć – lekarz jeszcze bardziej spoważniał. Biorąc pod uwagę zakres jej obrażeń, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że straci dziecko.

– Dziecko? – Bill nie odrywał od niego oszołomionego wzroku. Nic nie rozumiał i czuł się jak głupiec.

– Niestety, tak – ciągnął lekarz, założywszy, że Bill jest w szoku i widać ma kłopoty z przypomnieniem sobie czegokolwiek. – Musi być w końcu czwartego, może nawet w połowie piątego miesiąca ciąży.

– Ja… oczywiście… jestem zdenerwowany…

Szaleństwo! Po co udawał, że jest jej mężem? I dlaczego tak to przeżywa? Dlaczego nie odstępuje go przekonanie, że Adriana jest jego żoną i że toczy się walka o życie jego dziecka? A przede wszystkim, na litość boską, czemu nic mu nie powiedziała?… Czuł się, jakby przeżywał kolejny szok.

Lekarz poprosił go, żeby został w poczekalni, sam zaś wrócił do sali operacyjnej. Obiecał, że da znać, jeśli w stanie pacjentki zajdzie jakaś zmiana.

Bill długo siedział bez ruchu, usiłując bez większego rezultatu poukładać sobie to, co przed chwilą usłyszał. Chociaż nagle fragmenty układanki zaczęły do siebie pasować: apetyt Adriany, to, że najwyraźniej przytyła od czasu, gdy się poznali… I co ważniejsze, odejście Stevena. Ale dlaczego odszedł, skoro Adriana spodziewała się dziecka? Musi być z niego kawał drania, pomyślał Bill. To dlatego Adriana ma nadzieję na jego powrót, dlatego nie zdjęła obrączki… I dlatego tak bardzo obawia się zacieśnienia znajomości z Billem. Wszystko nabrało sensu. Tylko że teraz Adriana może to dziecko stracić. Połowa piątego miesiąca to poważna sprawa. Co gorsza, sama może umrzeć…

Kiedy inny lekarz stanął przed nim z poważną twarzą, Bill struchlał. Bał się tego, co mógł usłyszeć.

– Zrobiliśmy co w naszej mocy. Płuca pracują normalnie, przetoczono jej krew. Wstrząs mózgu jest poważny, choć niekoniecznie śmiertelny, czaszka pozostała nienaruszona… Teraz musimy tylko czekać. Jeszcze nie odzyskała przytomności.

Bill wiedział, że Adriana może zapaść w śpiączkę i nigdy się nie obudzić. To się czasami zdarza.

– Jeśli przeżyje, nic nie wskazuje na to, żeby pozostały jakieś trwałe urazy – kontynuował lekarz. – Pytanie jednak, czy przeżyje. Tego na razie nie wiemy.

– A dziecko? – Bill czuł się również za nie odpowiedzialny. Pragnął, by oboje przeżyli… lub tylko Adriana… Błagam, nie pozwólcie im umrzeć, prosił w duchu. Nie odrywał wzroku od lekarza, czekając na jego słowa.

– Płód żyje. Podłączyliśmy pańską żonę do monitora i jak dotąd wszystko jest w porządku. Słychać tętno.

– Dzięki Bogu. – Bill oczekiwał na dalszy ciąg, lekarz wszakże nie miał nic więcej do powiedzenia. Czas miał pokazać, co będzie dalej. – Mogę ją zobaczyć?