– Dobrze sobie radzisz z dziećmi, Adriano. Powinnaś mieć swoje. Byłabyś wspaniałą matką.
– Skąd wiesz? – zapytała z troską w głosie, bo ostatnio często się nad tym zastanawiała. – A jeślibym nie była?
– A skąd inni ludzie o tym wiedzą? Po prostu robisz to, na co cię stać, bo i tak nic więcej nie możesz zrobić.
– To przerażające.
– Jak całe życie – przytaknął. – Przecież nie wiedziałaś, czy sprawdzisz się jako pracownica wiadomości, studentka czy żona. Musiałaś spróbować. To wszystko.
– Tak… – Na twarzy Adriany zagościł pełen smutku uśmiech. – I to ostatnie mi niestety nie wyszło.
– Brednie. Według mnie to raczej on wszystko schrzanił. Nie ty go zostawiłaś, tylko on ciebie.
– Miał swoje powody.
– Pewnie tak, ale nie możesz sobie tego wyrzucać przez całe życie.
– A ty? Nie czujesz się jakoś odpowiedzialny za rozpad waszego małżeństwa? – spytała otwarcie.
– Owszem – przyznał równie otwarcie. – Ale mam świadomość, że tylko częściowo. Prawda, że za dużo pracowałem i zaniedbywałem żonę, lecz kochałem ją, byłem dobrym mężem i nigdy bym od niej nie odszedł. Teraz wiem, że w sumie wina leżała po obu stronach, i nawet w połowie nie czuję się tak odpowiedzialny za nasze rozstanie jak dawniej.
– Dodajesz mi otuchy. Mnie nie opuszcza to cholerne poczucie winy… I wrażenie, że poniosłam klęskę – dodała po chwili wahania, doszedłszy do wniosku, że może mu to powiedzieć.
– Niesłusznie. Powtarzaj sobie, że trudno, po prostu się nie udało. Następnym razem będzie lepiej – odrzekł z przekonaniem.
Adriana roześmiała się.
– Och, „następnym razem”!… Myślisz, że będzie następny raz? Nie jestem taka głupia… ani taka odważna! – Bo czy ktoś zechce ją z dzieckiem? W dodatku nie bardzo mogła sobie wyobrazić przyszłość z innym mężczyzną.
Bill gwałtownie zareagował na jej słowa.
– Chyba żartujesz?… Naprawdę tak uważasz? Mając trzydzieści jeden lat uważasz, że życie już nic ci nie przyniesie? – Wyglądał bardziej na rozbawionego niż współczującego. – Nigdy nie słyszałem podobnej bzdury. – Zwłaszcza od kobiety o jej urodzie, poglądach i sposobie bycia, dodał w myśli. Każdy mężczyzna uważałby się za szczęściarza, gdyby mógł dzielić z nią życie. Bill oddałby za to wszystko.
– Ale ty nie ożeniłeś się powtórnie – zauważyła spoglądając nań pytająco.
– Zgadza się. Nie znalazłem odpowiedniej kobiety – wyjaśnił, nie powiedział jednak, że bardzo się pilnował, by takiej nie znaleźć.
– Dlaczego?
– Ze strachu – wyznał. – Z braku czasu, z lenistwa, ze złości… Powodów były setki. Kiedy się rozwiodłem, byłem starszy niż ty i miałem dwóch synów. Wiedziałem, że nie chcę mieć więcej dzieci, i to mocno osłabiło mój zapał do szukania żony.
– Czemu nie chcesz więcej dzieci?
– Żeby ich znowu nie tracić – rzekł niemal smutno. – Raz mi wystarczy. Ilekroć chłopcy wracają do Nowego Jorku, przeżywam katusze. Nie mogę ryzykować, że to się powtórzy.
Adriana skinęła głową. Wydawało jej się, że go rozumie.
– To musi być straszne – rzekła ze współczuciem.
– Jest, i to bardziej, niż możesz sobie wyobrazić – powiedział i uśmiechnął się do niej z czułością.
Adrianę przez chwilę korciło, by wyznać mu, że spodziewa się dziecka.
– Czasem życie jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje – stwierdziła filozoficznie.
– To prawda – przyznał, zastanawiając się, co miała na myśli. Nie zapytał jednak, instynktownie wyczuwał bowiem, że między nią a Stevenem zaszło coś więcej, o czym nie ma ochoty mówić. Może inna kobieta, inny mężczyzna, jakiś szczególny rodzaj zdrady lub rozczarowania?…
Tego wieczoru długo rozmawiali, siedząc blisko siebie i patrząc w ogień płonący w kominku, w którym Bill ze względu na chłód panujący na dworze wcześnie rozpalił. Żaden z chłopców nawet się nie poruszył. Adriana i Bill także byli zmęczeni, lecz jeszcze nie chcieli się rozstawać. Mieli setki tematów do omówienia, doświadczeń do wymiany, pokrewnych zapatrywań. Wraz z upływem czasu Bill coraz bliżej przysuwał się do niej, Adriana zaś jakby tego nie zauważała. Było już koło północy, gdy spojrzawszy na nią uzmysłowił sobie, że nie pamięta, o czym przed chwilą mówił. Mógł myśleć tylko o tym, jak bardzo jej pragnie. Bez słowa ujął jej twarz w obie dłonie i szepcząc jej imię, łagodnie ją pocałował. Nie była na to przygotowana. Kompletnie zaskoczona, nie poruszyła się ani go nie odepchnęła, lecz oddała pocałunek, zaraz jednak odsunęła się i popatrzyła na niego ze smutkiem.
– Bill… proszę, nie…
– Przepraszam – rzekł, choć wcale nie było mu przykro. Nigdy przedtem nie był szczęśliwszy, nigdy z większą siłą nie pożądał kobiety, nigdy nie kochał nikogo tak bardzo jak ją. W jego miłości zawarta była tęsknota i pustka minionych siedmiu lat oraz cała czułość i mądrość wieku średniego, który osiągnął.
– Przepraszam, Adriano… Nie chciałem cię zdenerwować…
Wstała i wolno przeszła przez pokój, jakby oddalenie od Billa miało ją uchronić przed jakimś niemądrym postępkiem.
– Nie zdenerwowałeś mnie. – Odwróciła się i spojrzała na niego z żalem. – Tylko… nie potrafię tego wytłumaczyć… nie chcę sprawić ci bólu.
– Ty mnie? – zdumiał się. – W jaki sposób ty mogłabyś sprawić mi ból?
Podszedł do niej i ujął ją za ręce, patrząc głęboko w błękitne oczy, które tak bardzo pokochał.
– Uwierz mi na słowo, Bill. Teraz oprócz bólów głowy nic nie mogę ci dać.
– To brzmi bardzo zachęcająco – odrzekł z uśmiechem, z wielkim wysiłkiem hamując pragnienie, by znowu ją pocałować.
– Mówię poważnie – ostrzegła, a jej wyraz twarzy w pełni to potwierdzał.
Nie zamierzała nikogo obarczać odpowiedzialnością za swoje dziecko. Steven go nie chciał, tym bardziej więc nie miała prawa narzucać obowiązków z nim związanych komuś innemu, a już na pewno nie Billowi mającemu własne życie i własne dzieci. Powiedział przecież, że Adam i Tommy w zupełności mu wystarczają.
– Ja też jestem poważny, Adriano. Nie chciałem cię ponaglać, bo wiem, że rozwód jest przykrym przeżyciem – mówił ze wzrokiem przepełnionym uczuciem. – Adriano, ja cię kocham. Naprawdę. Może brzmi to głupio, bo wszystko tak niedawno się zaczęło, ale tak jest… Nie zamierzam do niczego cię zmuszać, a jeśli uważasz, że to nieodpowiednia pora, poczekam… Ale daj mi szansę, proszę, daj mi szansę… – zakończył szeptem, po czym nie mogąc się powstrzymać, znowu ją pocałował.
Adriana zrazu próbowała mu się oprzeć, lecz już po sekundzie poddała się jego ramionom. Wbrew sobie, wbrew okolicznościom ona także zaczynała go kochać, mimo że nie powinna. Kiedy wypuścił ją z objęć, nie mogła złapać tchu, a na jej twarzy malowała się troska. Bill uśmiechnął się i dotknął jej ust palcami.
– Jestem dużym chłopcem, dam sobie radę. Nie martw się o mnie. Poczekam, aż poukładasz sobie sprawy ze Stevenem.
– Ale to nie jest w porządku wobec ciebie.
– Byłoby bardziej nie w porządku, gdybyśmy się przed tym bronili. Od samego początku przyciągamy się wzajemnie jak magnes. Nazwij to, jak chcesz: kismet, przeznaczenie, los… Ja mam wrażenie, że to musiało się stać. I nie chcę cię stracić, nie możesz ode mnie uciec. Poczekam, jak długo będzie trzeba, nawet gdyby to miało trwać w nieskończoność.
Jego słowa głęboko wzruszyły Adrianę. Podzielała jego uczucia, musiała jednak myśleć przede wszystkim o dziecku, musiała dać Stevenowi szansę powrotu, gdyby zmienił zdanie, a całą energię i miłość poświęcić dziecku. Nie mogła wkraczać w życie Billa, będąc w ciąży z poprzednim mężem. To za bardzo przypominało scenariusz jego serialu. Jęknęła głośno, gdy sobie wyobraziła, że to wszystko mówi Billowi.
– Przyrzekam, do niczego nie będę cię zmuszał. Nawet cię nie pocałuję, jeśli nie chcesz. Pragnę tylko być blisko ciebie i dobrze cię poznać.
– Och, Bill… – wtuliła się w jego ramiona, marząc, by na zawsze w nich pozostać. Uosabiał wszystko, czego pragnęła, tylko że nie był jej mężem ani ojcem jej dziecka. – Sama nie wiem, co powiedzieć.
– Nic nie mów. Bądź cierpliwa wobec siebie i wobec mnie. I trochę poczekaj, potem zobaczymy. Może dojdziemy do wniosku, że nie o to nam chodzi i że nic z tego nie będzie? Ale przynajmniej daj nam szansę, dobrze? – Popatrzył na nią z nadzieją. – Proszę…
– Ale ty… ty prawie nic o mnie nie wiesz…
– A co? Ukrywasz przede mną jakieś straszliwe sekrety?… Cóż może być aż tak okropnego? Zdradziłaś męża? – żartował, chcąc rozładować napięcie, które w niej wyczuwał. Adriana się uśmiechnęła. Owym „straszliwym” sekretem, którego mu nie wyjawiła, było dziecko. – Nigdy nie uwierzę – ciągnął Bill – że w twojej przeszłości czy nawet teraźniejszości jest coś, co mogłoby zmienić moje uczucia do ciebie.
Adriana o mało nie wybuchnęła śmiechem na wspomnienie nieugiętej postawy, jaką przyjął Steven dowiedziawszy się o jej stanie. Tyle że to nie był Steven, to był Bill. Prawie uwierzyła w jego miłość, jednakże nawet od niego nie mogła wymagać, by wziął ją z dzieckiem.
– Wiesz co? Niech sprawy toczą się własnym torem, a my odpoczywajmy i cieszmy się wakacjami. Po powrocie do domu poważnie się nad wszystkim zastanowimy, zgoda? Obiecuję, że będę grzeczny. – Uścisnął jej dłoń, powstrzymując się z całej siły, by jej nie pocałować. – Umowa stoi?
Adriana z ociąganiem odwzajemniła uścisk.
– Stoi, chociaż to umowa raczej na twoją korzyść.
Mimo wszystko była zadowolona, aczkolwiek na chwilę ogarnęła ją pokusa, by wrócić do Los Angeles i w ten sposób uciec przed swym pożądaniem. Z tego pomysłu jednak zaraz zrezygnowała.
– I pamiętaj – pogroził jej Bill palcem – że ja nie żartowałem.
Zgasił światło i po kilku minutach oboje byli w swoich łóżkach. Towarzyszyły im wspomnienia namiętnego pożądania, które dało o sobie znać z zaskakującą siłą. Teraz wiedzieli już o jego istnieniu i mimo że na razie mieli nad nim kontrolę, zdawali sobie sprawę, że to nie potrwa długo. Adriana wiedziała, że Bill jest poważnym mężczyzną i trudnym do pokonania przeciwnikiem.
"Rytm Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Rytm Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Rytm Serca" друзьям в соцсетях.