– Lepsze to niż rola w mydlanej operze – uśmiechnął się. – Wtedy miałabyś męża pijaka, córkę, która uciekła z domu, i syna, który ukrywa skłonności homoseksualne, a co gorsza, może byłabyś w ciąży z jakimś innym facetem albo cierpiała na nieuleczalną chorobę – wyliczył jednym tchem możliwości, a choć niektóre z nich bliższe były prawdy, niż mógł przypuszczać, Adriana nie przestała się uśmiechać.

– W takim razie wolę już to.

– Pewnie.

Bill włączył radio. Bez problemów dojechali do Santa Barbara i po wpół do jedenastej zatrzymali się przed San Ysidro Ranch. Czekał tam na nich uroczy domek, przywodzący na myśl miesiąc miodowy. Miał dwie sypialnie, dwie łazienki i przytulny salon z kominkiem. Zgodnie z obietnicą Bill wstawił swoje bagaże do pokoju chłopców, przeznaczając dla Adriany ładniejszą sypialnię.

– Na pewno będzie wam wygodnie? – spytała przepraszająco. Miała wyrzuty sumienia, że zabiera przyjemniejszy pokój, lecz Bill nalegał. Oświadczył, że doskonale zmieszczą się we trójkę. – Mogę spać na kanapie – dodała.

– Niewątpliwie. Albo na podłodze. Może spróbujesz, jak będziemy w San Francisco?

Roześmiała się, po czym pomogła chłopcom się rozpakować. W kilka minut później Bill z synami wyruszył do stadniny. Adriana wymówiła się od wycieczki, oznajmiając, że uporządkuje rzeczy. W domku mieli spędzić dwa dni. Kiedy wrócili, zastali we wszystkich pokojach miły porządek.

– Jesteś dobrą organizatorką – rzekł Bill.

– Dziękuję. A jak wasza przejażdżka?

– Było wspaniale. Szkoda, że nie poszłaś. Konie są tak łagodne, że można jeździć z zamkniętymi oczyma.

Owszem, tylko że nie w ciąży, pomyślała, na głos zaś powiedziała:

– Może następnym razem dam się namówić.

Bill wyczuwając, że Adriana nie ma ochoty na konie, nie nastawał. Zamówili lunch, po którym poszli na basen. Nie minęło wiele czasu, a już znudzeni chłopcy zaczęli się domagać jakiegoś zajęcia, Bill zarządził więc partię tenisa. Cała czwórka okazała się doskonale dobrana. Właściwie trudno było nazwać to grą, ponieważ żadne z nich nie wyróżniało się umiejętnościami większymi niż reszta, poza tym ledwo mogli utrzymać rakiety w dłoni, tak bardzo się śmiali. Wreszcie orzeczono zgodnie, że mecz wygrali Adriana i Tommy, choć ich zwycięstwo było dość wątpliwe, zawdzięczali je bowiem temu, że przeciwnicy grali jeszcze gorzej.

Po kolacji, którą zjedli w hotelowej restauracji, wrócili do domku, żeby wykąpać chłopców i pooglądać wspólnie telewizję. O dziewiątej Bill położył synów spać oświadczając im na dobranoc, że nie chce słyszeć z ich pokoju żadnego dźwięku. Oczywiście tak się nie stało. Chłopcy rozrabiali prawie do jedenastej, na koniec zaś Tommy przyszedł do salonu cały we łzach, bo nie mógł znaleźć starego pluszowego królika, z którym sypiał. Okazało się, że Adam ukrył go pod łóżkiem. Kiedy nareszcie zasnęli, Bill, zmęczony i szczęśliwy, usiadł z Adrianą przed kominkiem w saloniku.

– Są tacy mądrzy i zabawni – szepnęła Adriana. Podziwiała sposób, w jaki Bill z nimi postępował. Było w nim więcej dobroci niż stanowczości oraz mnóstwo zdrowego rozsądku, mądrości i miłości.

– Szczególnie kiedy śpią – zgodził się z nią Bill. Chciał jej powiedzieć, że ona również jest mądra i zabawna, nie odważył się jednak, bo któryś z chłopców mógł nie spać i usłyszeć ich rozmowę. – Jesteś pewna, że dwa tygodnie z nimi nie doprowadzą cię do obłędu?

– Na pewno nie. Po powrocie do domu będę się czuła strasznie samotna.

– Ja też, jak wyjadą – rzekł ze smutkiem. – Zawsze ciężko znoszę rozstanie z nimi, bo przypomina mi czasy po przeprowadzce do Kalifornii, zaraz po odejściu Leslie. Ale teraz przynajmniej mogę się zająć serialem, tak że dość szybko wracam do normy.

A może w tym roku będzie miał szczęście i zajmie się Adrianą?, pomyślał. Ogromnie na to liczył, choć wciąż nie był pewien, czy oczekuje od niego dystansu czy bliskości, przyjaźni czy romansu, czy może i tego, i tego. Ponieważ tego nie wiedział, a bał się ją stracić, zachowywał wielką ostrożność. Obecnie rzadko mówiła o mężu, lecz z paru uwag, które jej się wymknęły, wynikało, że ciągle sporo o nim myśli. A i Tommy trafił w dziesiątkę tym pytaniem o obrączkę. Właściwie dlaczego wciąż ją nosi?

– Nie wiesz nawet, jaka jestem ci wdzięczna za ten wspólny wyjazd.

– Nie masz za co dziękować. Zdążysz mnie znienawidzić, zanim wrócimy do domu – zażartował Bill. Oboje wiedzieli, że to mało prawdopodobne.

– Masz dla mnie jakieś specjalne zadania? Może mogłabym ci pomóc przy chłopcach?

– Już oni ci powiedzą, czego chcą.

– Nie wiem za wiele o dzieciach – uśmiechnęła się smutno i pomyślała, że już wkrótce będzie miała okazję dowiedzieć się tego, co trzeba.

– Chłopcy nauczą cię wszystkiego – pocieszył ją Bill. – Uważam, że w kontaktach z dziećmi najważniejsza jest szczerość – rzekł z namysłem, siadając obok niej na kanapie. – Bardzo wiele dla nich znaczy i na ogół szanują ludzi, którzy mówią wprost.

– Ja też lubię szczerość – wyznała Adriana, która tę cechę polubiła w Billu od samego początku.

– To właśnie bardzo mi się w tobie spodobało – powiedział Bill cicho, żeby nie obudzić dzieci. – I nie tylko to, Adriano.

Przez chwilę milczała, potem kiwnęła głową.

– Nie byłam ostatnio zabawnym kompanem. Moje życie stanęło na głowie… – wyszeptała, ale jej słowa nie oddały nawet części tego, co naprawdę czuła.

– Doskonale sobie radzisz. To bardzo trudne dla strony, która nie chce się rozwieść. Ale czasem mi się wydaje, że nic w życiu nie dzieje się bez powodu. Może jest ci pisana lepsza przyszłość?… Może spotkasz kogoś, z kim będziesz szczęśliwsza niż ze Stevenem?…

Adrianie trudno było sobie to wyobrazić, choć życie ze Stevenem nie było jednym pasmem szczęścia. Nigdy jednak nie podawała w wątpliwość tego, co posiadała, a ich małżeństwo wydawało się jej udane i trwałe.

– Co powiedzieli twoi rodzice, kiedy Steven odszedł?

Bill już odgadł, że Adriana nie jest z nimi zbyt blisko, i domyślał się ich zgorszenia jako mieszkańców konserwatywnego Bostonu. Adriana się zawahała, na jej twarzy pojawił się uśmiech zakłopotania.

– Jeszcze nic nie wiedzą.

– Poważnie? – zdumiał się, a gdy Adriana skinęła głową, zapytał: – Dlaczego ukrywasz to przed nimi?

– Nie chciałam ich martwić. Poza tym myślałam, że jeśli Steven wróci, uniknę wyjaśnień.

– Ha!… można i tak rozumować. Sądzisz, że on wróci? – rzucił niby to obojętnie, ale na moment serce przestało mu bić.

Adriana w milczeniu potrząsnęła głową. Nie potrafiła wytłumaczyć mu zawiłości swego położenia. A raczej nie chciała, wolała bowiem nie wyjawiać, że spodziewa się dziecka.

– Nie, ale z powodu kilku drobiazgów trudno by mi było wytłumaczyć to rodzicom.

Może Steven jest homoseksualistą?, pomyślał Bill. Tej możliwości dotąd nie brał pod uwagę, choć wiele by tłumaczyła. Nie chciał naciskać i wprawiać Adriany w jeszcze większe zakłopotanie, ona zaś najwyraźniej nie zamierzała rozwijać tego tematu.

Niedługo potem postanowili pójść spać. Bill tęsknie patrzył, jak Adriana macha mu na dobranoc i znika w swojej sypialni. Nie zamknęła drzwi na klucz, ponieważ mu ufała i wiedziała, że nie ma takiej potrzeby.

O ósmej rano obudził ją telewizor włączony przez chłopców. Kiedy wykąpana i świeża pojawiła się w salonie, ubrana w dżinsy, różową koszulę i tenisówki w takim samym kolorze, Bill zdążył już zamówić dla niej śniadanie.

– Odpowiadają ci naleśniki z kiełbaskami?

– Jasne!… Tylko że będę gruba jak szafa, zanim dotrzemy nad Tahoe.

Bill zdążył się już zorientować, że Adriana lubi sobie podjeść, i z podziwem stwierdzał, że oprócz lekkiego zaokrąglenia w talii nic właściwie po niej nie widać.

– Po powrocie możesz przejść na dietę – podsunął. – A ja się przyłączę.

Jego śniadanie składało się z kiełbasek, jajek, grzanek, soku pomarańczowego i kawy. Adriana na swoim talerzu nie pozostawiła nawet okruszka, podobnie jak synowie Billa, którzy z wielkim apetytem pochłonęli stos naleśników. Po śniadaniu poszli razem na konie, po południu zaś włóczyli się po mieście, gdzie Adriana kupiła chłopcom latawiec, potem więc pojechali na plażę, by bez przeszkód mogli się nim pobawić. Wrócili na kolację przewiani wiatrem i zadowoleni, a wieczorem wymęczeni chłopcy zasnęli już o siódmej. Przedtem Adriana zmusiła ich do kąpieli. Próbowali się sprzeciwiać, lecz Bill ją poparł.

– A co to za wakacje? – zapytał Tommy.

– Czyste! – odparła, budząc tym jego głębokie oburzenie.

Zanim zasnęli, zdążyli jej wybaczyć. Na dobranoc opowiedziała im bardzo długą bajkę o chłopcu, który zawędrowawszy daleko za ocean, odkrył cudowną wyspę. Pamiętała, jak w dzieciństwie jej opowiadał ją ojciec. Upiększyła trochę jego wersję, a gdy skończyła, chłopcy już smacznie spali.

– Jak ci się to udało? Dałaś im tabletki nasenne? Jeszcze nie widziałem, żeby tak padli – rzekł z podziwem Bill.

– Wykończył ich latawiec, gorąca kąpiel i kolacja. Mnie też chce się spać – roześmiała się w odpowiedzi.

Bill nalał wina do kieliszków. Spędził tak cudowny dzień, że nawet telefon od reżysera nie zepsuł mu nastroju. Problem okazał się niewielki, bez kłopotu więc go rozwiązali. Bill, całkowicie odprężony, usiadł obok Adriany na kanapie.

– Powiedz, zawsze wiedziałeś, że lubisz dzieci? – zapytała.

– Do diabła, nie – roześmiał się. – Na wieść o pierwszej ciąży Leslie włosy ze strachu stanęły mi dęba. Nie miałem pojęcia o dzieciach.

Odpowiedź Billa wywołała uśmiech na twarzy Adriany – Steven również się przestraszył, tyle że na tym podobieństwo ich reakcji się kończyło. W przeciwieństwie do Billa jej mąż uciekł, nie podejmując życiowego wyzwania. Ona jednak nie przestawała wierzyć, że gdyby został, w końcu by się przekonał, że posiadanie dziecka nie jest aż takim złem. Gdybyż tylko zechciał spróbować!… Wciąż jeszcze mógł to zrobić.